Trzeciak nie kupuje bo Wdowczyk był rozrzutny
16.02.2008 09:14
Na politykę transferową warszawskiej Legii lecą gromy. Jej główny rywal Wisła Kraków wzmacnia się reprezentantami Polski, a w Legii zastój. Jeden <b>Mario Booysen</b>, to zdecydowanie za mało. Za wszystko obrywa dyrektor sportowy <b>Mirosław Trzeciak</b>. Czy słusznie? Obecnie budżet transferowy wynosi około pół miliona euro. - Za te pieniądze nie da się kupić zawodników lepszych, niż mamy - mówi Trzeciak.
Aby zrozumieć zasady obecnej polityki transferowej, należy cofnąć się do 2006 roku. Wówczas Legia prowadzona przez Dariusza Wdowczyka, nie tylko trenera, ale i dyrektora sportowego, opromieniona mistrzostwem Polski miała szturmować Ligę Mistrzów. Aktualny szkoleniowiec Polonii Warszawa otrzymać miał od właścicieli ogromny kredyt zaufania i praktycznie nieograniczoną władzę.
Poniosła ich fantazja
Na jego korzyść działały również transfery, jakich dokonał przed rundą wiosenną sezonu 2005/06. Sprowadził wtedy Brazylijczyków Edsona i Rogera oraz Grzegorza Bronowickiego i Cezarego Kucharskiego z Górnika Łęczna. Kucharski i Edson przyszli za darmo, Roger kosztował 200 tys. euro (wypożyczenie, później dopłacono 200 tys.), Bronowicki o 100 tys. więcej. Wprawdzie obaj "Canarinhos" otrzymali bardzo wysokie, jak na polskie realia kontrakty (obaj ponad 200 tys. euro brutto), ale ich wkład w mistrzostwo kraju był bardzo duży.
Mimo tych ruchów, wówczas mało kto spodziewał się sukcesu i nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Od właścicieli, którzy dawali pieniądze począwszy, na Wdowczyku, który je wydawał, skończywszy. I zaczęło się. Za 650 tys. euro wykupiono Marcina Burkhardta, 800 tys. euro wydano na Miroslava Radovicia, za darmo, ale z dobrym kontaktem w kieszeni, przyszedł Hugo Alcantara, 100 tys. euro zapłacono za Eltona Brandao, by po kilku miesiącach wyrzucić go z klubu. Zespół grał słabo, odpadł z Ligi Mistrzów. Mimo tego wyłożono jeszcze pół miliona dolarów na kolejnego Brazylijczyka, Juniora. Nic to nie dało, ale nie zniechęciło do wydawania pieniędzy. Zimą za Bartłomieja Grzelaka zapłacono 600 tys. euro. To przelało czarę goryczy.
- Nabraliśmy do tego worka tyle, że się pod nim ugięliśmy. W rezultacie budżet transferowy się załamał - nie ukrywał niedawno Mariusz Walter. Wdowczykowi ograniczono kompetencje, zatrudniono Trzeciaka. Od tego czasu w koncernie ITI każdą złotówkę zaczęto oglądać po dwa razy. Latem 2007 roku doszło do wyprzedaży: Fabiański, Janczyk, Grzegorz Bronowicki, Włodarczyk. Surma. Legia zarobiła 9 min euro. Milion z tego wydano na nowych graczy (Grosicki, Wawrzyniak, Skaba, Ekwueme i wypożyczonych Gizę, Astiza, Chinyamę).
Przynajmniej część z tych funduszy miała zaczekać na lepsze czasy. Nic z tego. Obecnie budżet transferowy wynosi około pół miliona euro. - Za te pieniądze nie da się kupić zawodników lepszych, niż mamy - mówi Trzeciak. Z uzupełnieniami, też jest problem. Każdy wydatek musi być akceptowany przez właścicieli. A to trwa i często, kiedy akceptację uda się uzyskać, sprawa jest już nieaktualna. Niech za przykład posłuży Kamil Grosicki, który pierwotnie miał być do FC Sion sprzedany. Jednak po tym, jak słabo zaprezentował się w sparingu z Realem Murcia (0:2), Szwajcarzy nie chcieli wyłożyć 700 tys. euro żądanych przez Legię. Ale 500 tys. by dali. Tyle, że nie mieli czasu czekać na odpowiedź z Warszawy, bo zamykało im się okno transferowe. Więc wypożyczyli piłkarza.
Latem również nie należy spodziewać się hitów transferowych. Wprawdzie wówczas, wedle oceny trenerów i menedżerów, łatwiej kupić wartościowego zawodnika, ale Legię czeka i tak wiele wydatków. Trzeba będzie wykupić Piotra Gizę z Cracovii, Inakiego Astiza z Osasuny (jeśli będzie chciał), Takesure Chinyamę z Monomotapy United. Łącznie to 1,5 miliona euro. A na tę chwilę Legia chce zatrzymać ich wszystkich. Przynajmniej teoretycznie, bo transferów brakuje.
Oprócz pozyskiwania nowych graczy, priorytetem dla stołecznego klubu jest zatrzymanie przy Łazienkowskiej wszystkich piłkarzy, którzy decydują o obliczu tego zespołu. A już latem będą chcieli odejść Radović i Roger. Sposób na ich zatrzymanie jest bardzo prosty - podwyżka indywidualnych kontraktów. A to kolejne wydatki. Na transfery może już zabraknąć. Dlatego wciąż słyszymy, że Legia musi stawiać na młodzież. Polityka ITI jest długofalowa. Budowa zespołu ma zakończyć się wraz z powstaniem nowego stadionu, a ten planowany jest na połowę 2010 roku.
Problemem Trzeciaka jest jego mała siła przebicia. W dzisiejszych czasach drużyny nie da się zbudować za drobne, a to właśnie obserwujemy w Warszawie. Ktoś komuś powinien to wytłumaczyć, a kto zrobi to lepiej, niż on. Tylko musi spróbować, bo teraz swoimi działaniami jedynie psuje markę, którą wyrobił sobie grając jeszcze w piłkę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.