Trzeciak: Źle się dzieje z polską piłką
20.06.2010 09:18
- Cały czas o tym mówię: ambicję, wolę walki mają tylko ludzie przyzwyczajeni do ciągłej sportowej walki o miejsce w składzie, a nie do hołdów. Ambicja i ciągła motywacja biorą się z konkurencji, a u nas jej brakuje.
W Premiership w polu grają: Koreańczyk, Białorusin, Gruzin, Afrykanów nie wymieniając, a Polaka nie ma. Dlaczego?
- To wyłącznie wina braku szkolenia. W klubie zagranicznym najpierw stawia się przed dziećmi problem, a później stwarza się w grze sytuacje, aby mogły go same rozwiązać. To bardzo ważne, bo uczy myślenia. U nas zadaje się pytania i samemu się na nie odpowiada. Dokładnie się pokazuje, komu i kiedy podać, więc dzieci są mało kreatywne, nie rozwijają się tak, jak powinny, nie reagują szybko, a to właśnie refleksu uczą te gry zadaniowe. Jakim cudem polski piłkarz, wychowany w taki sposób, może potem nawiązać walkę z Hiszpanią, skoro nie podejmuje szybkich decyzji? A to jest najważniejsze. No i technika, aby szybką decyzje wcielić w życie.
Rozumiem, że oni nie mają techniki Hiszpanów, ale dlaczego nie potrafią biegać jak Anglicy? Tego chyba moglibyśmy ich nauczyć?
- To, że nie biegamy, to mit. W Legii jest Amisco, czyli system ośmiu kamer rejestrujących ruch każdego piłkarza i podających setki danych o nich. Proszę sobie wyobrazić, że w ostatnim sezonie średnia przebiegniętych przez piłkarzy Legii kilometrów wynosiła ponad 11! Na razie żaden z zespołów na mistrzostwach świata tyle się nie nabiegał.
Co z tego, skoro jesteśmy wolniejsi?
- Kolejny mit. Również w sprintach nasza średnia była zbliżona do ligi angielskiej i wyższa niż w Hiszpanii czy we Włoszech! To sobie trudno wyobrazić...
Bardzo trudno. Gołym okiem było widać, jak Hiszpanie naszych wyprzedzali.
- Ale tu nie chodziło o szybkość nóg, tylko o szybkość myślenia i podejmowania decyzji. Oni myślą na boisku, rozumieją się bez słów, w lot podejmują decyzje, więc zyskują czas.
To w czym im ustępujemy?
- Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to w sile. Siedemnastolatek z Liverpoolu jest dużo mocniejszy niż Polak, a moc jest bardzo potrzebna w tym jednym, decydującym momencie - strzale, zderzeniu z rywalem, zablokowaniu go, wślizgu. I tu rzeczywiście wiele nam brakuje. Świat od lat idzie w kierunku treningu siłowego, ze sztangą, którą wprowadzają już koło 15. roku życia. My zrobiliśmy to w Legii i za kilka lat powinny być efekty.
Dziś młody chłopak chce grać w piłkę. Trafia do szkółki?
- Gdzie zwykle szkoli go niewykształcony trener, który nie potrafi zaplanować sezonu, nie wie, jakie elementy przygotowania fizycznego można w danym wieku robić, jakie elementy taktyki i dydaktyki wprowadzić. Przede wszystkim nie zna psychologii, specyfiki pracy z dzieckiem.
Powiedzmy, że nie udało mu się talentu zepsuć. Co dalej?
- Jeśli taki chłopak trafi do dobrego klubu, to ma szansę czegoś się nauczyć. W mniejszym i słabszym klubie, gdzie nie ma konkurencji, jego głód sukcesu zostanie osłabiony, bo i tak wszyscy będą go hołubić. Jeżeli będzie strzelać bramki, to trener nie będzie mu kazał wracać do obrony, nie będzie musiał rywalizować z innymi, wysilać się na treningu, bo i tak trener powie wszystkim, żeby mu dogrywali piłkę i za niego harowali. Osiądzie na laurach.
- To zmieni niewiele. Mali chłopcy grają na Orlikach, ale ci najlepsi idą do klubów, gdzie nie mają żadnych warunków. Świetny przykład - Legia Warszawa. Ten klub nie ma swojego ośrodka treningowego, ale ma dwa boiska na Ujazdowie, w centrum miasta, gdzie ziemia kosztuje fortunę. To tak, jakby Paris Saint-Germain trenowało na Polach Elizejskich pod wieżą Eiffla. Ale u nas nikomu to nie przeszkadza, nikogo to nie dziwi.
A powinno?
- A kogo na to stać?! Miasto powinno teren na Ujazdowie sprzedać, a za ułamek tych pieniędzy postawić Legii ośrodek z prawdziwego zdarzenia na dziesięć boisk. W dziesięć razy mniejszej od Warszawy Pampelunie miasto zbudowało Osasunie 14 boisk i umówiło się tak: sześć najlepszych jest dla klubu, a osiem pozostałych na potrzeby lig szkolnych, innych klubów, drużyn amatorskich. I miasto partycypuje w utrzymaniu ośrodka. W ten sposób połączono potrzeby sportowego wyczynu i potrzeby społeczne.
Czy tego nie można zrobić u nas?
- Nie chodzi tylko o ilość boisk, ale i ich dostępność. W Hongkongu małe boiska miejskie są otwarte do północy. A u nas zamykają Orliki o 15! I to jest ta różnica. Ale problem polskiej piłki to przecież nie tylko stadiony. Wie pan, ilu trenerów ma w Polsce licencję PRO upoważniającą do prowadzenia największych klubów?
Ilu?
30! A wie pan, ilu w Hiszpanii? 5 tysięcy! U nas jest jedna szkoła trenerska, w czterdziestomilionowej Hiszpanii są one w każdym większym mieście. Oni rocznie wypuszczają więcej trenerów, niż my wyszkoliliśmy przez te wszystkie lata! W Hiszpanii, by dostać licencję PRO, trzeba się uczyć cztery lata, by zajmować się młodzieżą - rok. A wie pan, ile w Polsce? Dwa tygodnie. Nie dość, że taki trener ma mgliste pojęcie o trenowaniu, to jeszcze nie ma wsparcia w PZPN. Trener hiszpański dostaje do ręki mnóstwo materiałów, podręczników i poradników, jak trenować. U nas uczą więc dzieciaków niewykształceni pasjonaci, ludzie dobrej woli, którym się nie daje nic. Więc nie oczekujmy niczego, bo jak ma się ta piłka zmienić, kto ma ją zmienić?
Rozmawiał: Robert Mazurek
Zapis całej rozmowy z Mirosławem Trzeciakiem w sobotnim wydaniu Rzeczpospolitej.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.