Vrdoljak na plus, Cabral i Hubnik rokują
25.04.2011 13:04
O tym dlaczego zawodnicy sprowadzeni do Legii się nie sprawdzili można pisać i mówić długo. Co osoba to inna opinia. Jesteśmy przekonani, że po prostu źle oceniono ich przydatność do zespołu, zachłyśnięto się kilkoma wpisami w CV i stwierdzono, że w słabej lidze polskiej będą gwiazdami. Piłkarze byli ponoć długo obserwowani, ale nam to przypomina bardziej łapanie okazji.
Manu – Piłkarz z przeszłością w słynnej Benfice Lizbona – wprawdzie mglistą, ale zawsze. Od początku ten zakup był zastanawiający. Legia bowiem na tej pozycji miała trzech piłkarzy – Miroslava Radovicia (wtedy jeszcze nikt nie myślał o grze Serba w środku pola), Sebastiana Szałachowskiego i powracającego po kontuzji Kamila Majkowskiego. Mimo to zdecydowano się na transfer Portugalczyka, który ma podobne walory jak „Szałach” czy „Majka”. Manu jest szybki, dużo biega co na początku robiło wrażenie. Jednak wraz z upływem czasu okazało się, że to bieganie jest bezproduktywne, że zawodnik zalicza asystę od wielkiego dzwonu, zaś bramek strzelać nie potrafi. Piłkarz ma podpisaną umowę z klubem do 2013 roku i dlatego zostanie przy Łazienkowskiej. Chyba, że znajdzie się ktoś chętny i zaproponuje konkretną kwotę za prawoskrzydłowego.
Alejandro Cabral - mistrz świata do lat 20, był latem do wzięcia. Szybko piłkarza więc zaklepano i ogłoszono, że będzie to taki rozgrywający jakiego w Ekstraklasie jeszcze nie było. Po pierwszym meczu pokazowym z Arsenalem rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że mamy w Legii prawdziwą perełkę. Czas jednak pokazał, że „Cabrito” ma sporo wad – jest wolny, niezbyt waleczny, słabo gra w defensywie. Ma świetną technikę, niezły przegląd pola i w latach siedemdziesiątych z pewnością byłby gwiazdą. Dziś w piłkę się tak już nie gra i może dlatego zawodnik nie trafił wcześniej do dużego klubu w Europie. Zimą poczynił postępy, zaczął grać bardziej agresywnie. I gdyby nie wysoka suma odstępnego to może warto by było zatrzymać faceta na dłużej. A tak Argentyńczyk najprawdopodobniej będzie musiał wrócić latem do domu.
Marijan Antolović – Facet miał ciekawe CV, przychodził do Legii jako najlepszy bramkarz ubiegłego sezonu w Chorwacji, grający regularnie w młodzieżówce, a zainteresował się nim już nawet selekcjoner pierwszej reprezentacji. Jeszcze zanim dojechał na Łazienkowską udzielił kilku wywiadów, w których stwierdził że Legia ma szczęście, że go kupiła i w niedalekiej przyszłości zarobi na nim duże pieniądze. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. „Antek” puszcza do bramki większość piłek lecących w kierunku bramki. Wśród kibiców zyskał wiele mówiący przydomek – "ręcznik". Nie wiadomo co się stało z bramkarzem, który jeszcze rok temu robił furorę w swoim kraju. Być może trochę się tym zachłysnął i pomyślał, że jest już świetny. A nie jest. Ma kontrakt do 2014 roku, ale obserwując jak popełnia te same błędy co na początku swojej przygody z Legią mamy wątpliwości czy kiedykolwiek będzie w stanie zastąpić Jana Muchę.
Srdja Kneżević – Przychodził do klubu jako podstawowy gracz Partizana Belgrad, miał być alternatywą dla Jakuba Rzeźniczaka na prawej stronie bloku defensywnego. Po miesiącu musiał się poddać operacji obu pachwin – najprawdopodobniej miał z nimi problemy już grając w Serbii i pauzował do końca rundy jesiennej. Zimowe okresy przygotowawcze przepracował solidnie aby dojść do optymalnej dyspozycji. Nie wiemy jaka jest ta optymalne, ale obecna forma w żaden sposób nie zagraża pozycji „Rzeźnika”. Srdja gra mało, ale popełnia spore błędy jak w ostatnim meczu w Gdańsku. Jeśli zawodnik ma jeszcze uraz psychiczny po kontuzji to powinien się go szybko pozbyć, w przeciwnym razie dołączy do grona takich transferów jak Arruabarrena, Balbino czy Tito…
Ivica Vrdoljka – najdroższy letni zakup transferowy. Z miejsca został kapitanem zespołu i mianowany jej liderem. Mimo przestojów w grze jakie mu się zdarzają były to dobrze wydane pieniądze. Chorwat musi jedynie popracować nad psychiką, nie może się tak łatwo załamywać jak w Bełchatowie po przestrzelonym karnym. Kiedy ma swój dzień Legia zwykle nie przegrywa, waleczny i agresywny. Uczy się polskiego aby łatwiej się porozumiewać z kibicami i dziennikarzami. Nie odpuszcza rywalom i sędziom – transfer na plus.
Bruno Mezenga – był królem strzelców II ligi tureckiej, potem został zmiennikiem słynnego Vagnera Love we Flamengo. Miał strzelić sporo bramek w Legii i bić się o koronę króla strzelców. Jak dotąd zdobył trzy bramki i co gorsze stracił zaufanie Macieja Skorzy. Brazylijczyk albo nie mieści się w kadrze meczowej, albo siada na ławce rezerwowych. Kiedy gra w sparingach również niczego wielkiego nie pokazuje. Bruno mocno trzyma się na nogach, jest niezły technicznie, dysponuje precyzyjnym strzałem. Nie jest jednak stworzony do stylu gry preferowanego przez Legią czyli gry jednym napastnikiem. Być może o wiele lepiej wyglądałby grając w parze z Chinyamą czy Kucharczykiem, ale to tylko gdybanie. Rzeczywistość jest taka, że nie zostanie wykupiony i latem wróci do Brazylii.
----------
Trudniej ocena się zimowe zakupy, zawodnicy mieli bowiem znacznie mniej czasu aby pokazać na co ich stać. Jednak pierwsze cenzurki już można każdemu wystawić.
Janusz Gol – zanim trafił do Legii mieliśmy okazję prześledzić prawdziwą telenowelę na temat jego transferu. Tymczasem zakup od początku był mocno zastanawiający. Legia miała na jego pozycji Ivicę Vrdoljaka, Ariela Borysiuka i utalentowanego Daniela Łukasika. Gra regularnie pierwszych dwóch, zaś trzeci został odsunięty do Młodej Legii. Latem z klubu ma odejść „Wizir” i jeśli tak się stanie to Gol zajmie właśnie jego miejsce. Na razie jednak grywa mało albo wcale. A jeśli już jest na boisku to nie przekonuje, w Młodej Legii również nie należy do liderów zespołu gdy przebywa na murawie. Na pewno chłopak ma talent, ale mając w pamięci jak bardzo klub o niego walczył dziwi fakt, że tak mało gra – trochę ponad 100 minut w pierwszym składzie.
Felix Ogbuke – to transfer last minute – dołączył do zespołu w ostatniej chwili. Został wypatrzony przez Macieja Skorżę na zgrupowaniu na Cyprze, polecany był przez Kamila Kosowskiego. Na razie Nigeryjczyk tylko raz pokazał się z dobrej strony – w sparingu wewnętrznym na obiekcie Drukarza. Poza tym nie zachwyca ani na treningach, ani w meczach o stawkę. Czasem mieliśmy wrażenie, że był wystawiany do gry tylko dlatego, aby trener udowodnił słuszność tego transferu. Na razie wszystko wskazuje na to, że latem wróci tam skąd przyszedł.
Dejan Kelhar – jeden z niewielu, który pozytywnie przeszedł testy w Legii. Na zgrupowaniu na Cyprze prezentował się naprawdę nieźle, dobrze się ustawiał, grał inteligentnie, odważnie i na pograniczu faulu. Jednak w lidze tego nie pokazał, szybko usiadł na ławkę rezerwowych, a potem nawet na trybunach. Popełnił kilka błędów, nie rozumiał się do końca z kolegami na murawie. Póki co rozczarowuje i pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Michal Hubnik – Miał świetne debiuty – najpierw w sparingu z Widzewem strzelił dwa gole, a później w pierwszym spotkaniu oficjalnym zdobył bramkę z Cracovią. Później jednak doznał kontuzji mięśnia dwugłowego jednej nogi, potem drugiej. Częściej się leczył lub rehabilitował niż trenował i to widać na boisku. Nie można mu odmówić walki i zaangażowania, wydaje się jednak że potrzebuje czasu i podań… W lidze czeskiej grał w systemie z trzema napastnikami, w polskiej gra tego jedynego i ciężko mu się przestawić – tym bardziej, że otrzymuje mało piłek otwierających drogę do bramki. Jednak transfer oceniamy na mały plus, z Czecha powinien jeszcze być pożytek.
Jak widać z trafionymi transferami jest naprawdę słabo. Wydaje się, że nie oceniono zbyt dobrze przydatności zawodników do ligi polskiej i do samej Legii. Wkrótce przekonamy się czy Legia uczy się na błędach. W Argentynie przebywa przecież dyrektor sportowy Marek Jóźwiak i szuka kolejnych kandydatów do gry z "eLką" na piersi.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.