Wielka presja Nikolicia?
14.06.2015 18:16
Nikolić trafił do Polski za darmo, po wygaśnięciu kontraktu z dotychczasowym klubem. Ostatnie sezony były dla reprezentanta Węgier pochodzącego z Serbii udane. Zaczynając od zakończonych niedawno rozgrywek i wracając do poprzednich lat: 24, 18, 22, 23, 13 i 8. 108 bramek dla poprzedniego klubu "Niko" strzelił w 5,5 sezonu.
Legię od początku sezonu 2000/2001 do dnia dzisiejszego reprezentowało 36 napastników, którzy przez ten czas strzelili dla stołecznego klubu ponad 450 goli. Atakujących, którzy występowali przy Łazienkowskiej, można podzielić na kilka kategorii. Było kilku naprawdę skutecznych, lecz poza nimi nie brakowało jednak transferowych niewypałów, którzy jak szybko w stolicy się pojawiali, tak szybko z niej znikali.
Wypada zacząć od najlepszych. Stanko Svitlica był jednym z dwóch legijnych królów strzelców ekstraklasy w XXI wieku. Serb nie wiedział, czym jest techniczny futbol, a nazwanie jego gry finezyjną, byłoby komizmem, ale wychowanek Baćki Palanka w stołecznym klubie strzelał aż miło. Średnia goli na mecz wynosząca 0,6 mówi o nim wiele. W sumie w 82 spotkaniach zdobył 50 bramek. Przy Łazienkowskiej grał przez 2,5 sezonu. Potem zdecydował się odejść i nie wiodło mu się już tak dobrze. Dużym minusem Svitlicy był brak pracy w defensywie z jego strony, bynajmniej nie był pierwszym obrońcą zespołu, ale swoje główne zadanie wypełniał bez zarzutu.
"Nędzy" nie było również, kiedy na boisku pojawiali się Piotr Włodarczyk (0,42) oraz Marek Saganowski (0,43). Obaj strzelili dla Legii w XXi wieku 139 goli. Każdy z nich oczywiście mógł mieć na koncie jeszcze więcej trafień, ale - co naturalne - nie zawsze udawało się posłać piłkę do siatki. Szczególnie ganiony był za to "Włodar King", który miał łatwość dochodzenia do sytuacji, ale potrafił je seryjnie marnować. "Sagan" do dziś pokazuje, że ma smykałkę do pokonywania bramkarzy rywali, choć coraz słabsze warunki motoryczne spowodowane dojrzałym (jak na piłkarza) wiekiem nie pomagają, co widać po zakończonym sezonie. 36-latkowi nigdy nie można było odmówić na boisku walki do upadłego, a swoje konto bramkowe będzie mógł jeszcze powiększyć w przyszłym sezonie, ponieważ najprawdopodobniej przedłuży kontrakt o rok. Szans na grę z pewnością będzie miał mniej. Władze klubu liczą, że będzie cały czas jednym z liderów szatni, niczym Michał Żewłakow w swoim ostatnim sezonie. Jako doświadczeni gracze, przy Łazienkowskiej radę dawali sobie także Marcin Mięciel i Cezary Kucharski.
W gronie najlepszych napastników Legii trzeba też umieścić Takesure'a Chinyamę, który zdobył 41 bramek (0,44), choć można się zastanawiać, czy pasuje do niego określenie "skuteczny". Piłkarz z Zimbabwe był z pewnością zawodnikiem grającym niekonwencjonalnie, nie trzymał sie ram taktycznych i obecnie u Henninga Berga mógłby liczyć co najwyżej na grę w rezerwach. "Chiny" uderzał z 50 metrów albo wolał kiwać się z pięcioma rywalami, zamiast podać do kolegi na czystej pozycji. Swoje jednak zrobił, a wobec małej konkurencji w postaci często kontuzjowanego Bartłomieja Grzelaka, grał często, choć sam nie był okazem zdrowia. Teraz czarnoskóry napastnik gra na swoim kontynencie i zupełnie jak w Legii, nie pracuje odpowiednio ciężko na treningach. Czy tam też mówi: "Chiny zmęczony, Chiny musi odpocząć"? Wspomniany Grzelak mógłby przy Łazienkowskiej osiągnąć więcej, gdyby nie kontuzje. Nieraz pojawiał się żart, że Bartek potrafi nabawić się urazu nawet otwierając lodówkę. W sumie dla "Wojskowych" strzelił 21 goli.
Poza Chinyamą, Włodarczykiem i Saganowskim, jedynym piłkarzem przekraczającym średnią 0,4 gola na mecz był... Marcin Klatt. Piłkarz sprowadzony z Kujawiaka Wrocławek trzy ze swoich czterech goli dla Legii zdobył jednak w jednym meczu, a w sumie zagrał w dziesięciu spotkaniach. Oprócz konfrontacji z GKS-em Bełchatów, wychowankowi Lecha Poznań nie szło już tak dobrze. Jego przypadek jest poniekąd podobny do Grzelaka, ponieważ Klattowi też przeszkadzały kontuzje. Trudno jednak przewidzieć, czy gdyby zawsze był zdrowy, strzelałby jak przeciw "Brunatnym".
Oddzielnym przypadkiem jest Miroslav Radović, który większość czasu przy Łazienkowskiej spędził jako skrzydłowy lub ofensywny pomocnik. Na pozycję napastnika przestawił go dopiero Berg i był to strzał w dziesiątkę. Serb świetnie czuł na szpicy i efektem była solidna liczba goli i asyst. "Rado" był prawdziwym liderem drużyny na boisku i w szatni. Jego odejście było niezwykle istotne dla drużyny i brak 31-latka można uznawać za jeden z powodów braku mistrzostwa Polski.
W jednej, choć nieco specyficznej grupie, można też umieścić Wladimera Dwaliszwilego (0,39), Danijela Ljuboję (0,38) i Orlanda Sa (0,35). Obaj strzelali gole w podobnych ilościach, lecz każdy z nich był inny. Gruzin był wiecznie krytykowany: za to, że gruby, za to, że nieskuteczny. Mogło to dziwić, ponieważ budowa ciała napastnika była naprawdę imponująca. Miał też lepszą średnią bramek na mecz, niż chociażby Ljuboja. Serb był z kolei showmanem, który czarował fanów, potrafił się świetnie zastawić i efektownie pokonać bramkarza rywali. Nie był jednak tytanem treningów, a dodatkowo lubił się zabawić jak Sa i "Lado". Portugalczyk potrafi być prawdziwym egzekutorem, ale charakteorologicznie nie pasował do Legii. Szybko popadł w konflikt z trenerem Bergiem, który widział w byłym graczu AEL-u Limassol gwiazdy swojej ekipy. Cała trójka, niezależnie od pozaboiskowych ekscesów - potrafiła jednak dać coś od siebie Legii. Ljuboja i Dwaliszwili, zostając przy Łazienkowskiej, pewnie w jakiś sposób mogliby wzbogacić grę Legii. Gdyby Sa nie chciał odejść, pewnie dołożyłby kolejne gole dla "Wojskowych", ale każdy chciał i chce grać regularnie.
W Legii nie brakowało jednak pomyłek transferowych. Wiele osób nadal pamięta Ismaela Blanco, który w 2011 roku mógł dać Legii mistrzostwo, gdyby wykorzystał jedną z kilku sytuacji. Bruno Mezenga również nie gościł w Warszawie zbyt długo, a najbardziej kojarzoną akcją z jego udziałem jest gol strzelony Lechowi Poznań w doliczonym czasie gry, dający wygraną 2:1. Ciekawym zawodnikiem z Ameryki Południowej był z kolei Elton Brandao. Brazylijczyk miał duże umiejętności, które pokazał potem w swoim kraju, lecz zbyt często zaglądał do kieliszka, a potem dodatkowo prowadził po alkoholu. A kto jeszcze pamięta Manuela Pablo Garcię, który też zakładał koszulkę Legii?
Do grona złych transferów można też zaliczyć Słowaka Michala Gottwalda, który nie prezentował odpowiednich umiejętności. Wzmocnieniem miał być Mikel Arruabarena, który w tym sezonie dziewięć goli w Primera Division. W Polsce wysoki zawodnik się nie sprawdził, a dodatkowo trafił na Łazienkowską zamiast... Roberta Lewandowskiego, którego dalszą historię doskonale znamy. Nie brakowało również wynalazków typu Anatolij Doros, Moussa Yahaya czy Dong Fangzhuo, który miał ściągnąć na trybuny Chińczyków. Gorączka sięgnęła wtedy zenitu, ponieważ Legia meile do dziennikarzy rozsyłała w języku polskim oraz... chińskim. Wydawało się, że dużo Legii da Michal Hubnik, który był jednym z najlepszych strzelców ligi czeskiej. Kontuzje i brak szczęścia sprawiły, że jego licznik stanął na dwóch trafieniach, a sam piłkarz szybko wrócił do siebie.
Każdemu stołecznemu kibicowi żal też młodzieży, która o szansę walczyła w drugiej drużynie czy Młodej Ekstraklasie. Michał Efir, Maciej Górski, Patryk Mikita czy Adrian Paluchowski. Pierwszy prezentował niezłe umiejętności, ale miał kłopoty z kontuzjami. Teraz próbuje przebić się do pierwszego składu Ruchu Chorzów. "Góral" czy "Adi" dostawali szansę, ale zawsze czegoś brakowało. Najbardziej dziwił moment, gdy Paluchowski zaczął sezon od hat-tricka z Zagłębiem Lubin, po którym... usiadł na ławce. Mikita to z kolei przykład braku głowy. "Miki" szybko uwierzył w swoją wielkość i odleciał. "Kosmita", jak mówił prezes Leśnodorski, ale z pozytywnego, taki sympatyczny pseudonim szybko przeistoczył się w negatywny.
- Dla mnie najlepszym napastnikiem tych czasów był Ljuboja. To był piłkarz, który potrafił wrócić do tyłu, rozegrać piłkę i celnie strzelić. Robił to przez całą karierę, a nie przez dwa sezony jak Stanko Svitlica. Szkoda, że Legia chce puścić Sa, który gwarantował odpowiedni poziom nawet w rozgrywkach europejskich. To błąd. Trudno jest znaleźć napastnika, który od razu wkomponuje się w zespół. Przychodzi Nikolić, który będzie potrzebował czasu na aklimatyzację. Ciekawe, co jest na rzeczy, że strzela tyle goli, a przychodzi do Polski, a nie do klubu z lepszej ligi. Zobaczymy, czy będzie warty takiej pensji. Jeśli pociągnie wózek tak jak Ljuboja, to 400 tysięcy euro rocznie będzie w pełni zasłużone - uważa Mięciel, którego zapytaliśmy o temat napastników.
W Legii przez ostatnie 15 lat przewinęło się wielu napastników. Nikolić będzie miał dużą skalę porównawczą, ale każdy przy Łazienkowskiej ma nadzieję, że za kilka lat reprezentant Węgier będzie wspominany jako kolejny Svitlica, Saganowski czy Radović, a nie jak Gottwald, Hubnik czy Mezenga. 27-latek wystartuje w Legii z ogromną presją, którą nakładają wymagania kibiców. Czy podoła? Czas pokaże.
Napastnicy Legii w XXI wieku (od sezonu 2000/2001):
Orlando Sa - 45 meczów, 2415 minut, 15 goli (średnio 0,35 na mecz)
Marek Saganowski - 194 mecze, 13 579 minut, 85 goli (średnio 0,43 na mecz)
Miroslav Radović - 329 meczów, 24 121 minut, 76 goli (średnio 0,23 gola na mecz)
Arkadiusz Piech - 6 meczów, 388 minut, bez goli
Wladimer Dwaliszwili - 53 mecze, 3477 minut, 21 goli (średnio 0,39 na mecz)
Danijel Ljuboja - 78 meczów, 6373 minuty, 30 goli (średnio 0,38 na mecz)
Patryk Mikita - 15 meczów, 440 minut, 1 gol (średnio 0,06 na mecz)
Ismael Blanco - 10 meczów, 460 minut, 2 gole (średnio 0,2 na mecz)
Michal Hubnik - 22 mecze, 1207 minut, 2 gole (średnio 0,09 na mecz)
Bruno Mezenga - 16 meczów, 589 minut, 3 gole (średnio 0,18 na mecz)
Takesure Chinyama - 92 mecze, 6144 minuty, 41 goli (średnio 0,44 na mecz)
Bartłomiej Grzelak - 86 meczów, 5504 minuty, 21 goli (średnio 0,24 na mecz)
Marcin Mięciel - 66 meczów, 4937 minut, 24 gole (średnio 0,36 na mecz)
Adrian Paluchowski - 29 meczów, 1289 minut, 8 goli (średnio 0,27 na mecz)
Mikel Arruabarena - 15 meczów, 672 minuty, 1 goli (średnio 0,06 na mecz)
Maciej Korzym - 48 meczów, 1901 minut, 4 gole (średnio 0,08 na mecz)
Cezary Kucharski - 105 meczów, 8252 minuty, 37 goli (średnio 0,35 na mecz)
Marcin Klatt - 10 meczów, 445 minut, 4 gole (średnio 0,4 na mecz)
Piotr Włodarczyk - 128 meczów, 9731 minut, 54 gole (średnio 0,42 na mecz)
Elton Brandao - 18 meczów, 1195 minut, 4 gole (średnio 0,22 na mecz)
Michal Gottwald - 10 meczów, 451 minut, 1 gol (średnio 0,1 na mecz)
Dawid Janczyk - 58 meczów, 2781 minut, 14 goli (średnio 0,24 na mecz)
Marcin Chmiest - 15 meczów, 578 minut, 1 gol (średnio 0,06 na mecz)
Manuel Pablo Garcia - 17 meczów, 456 minut, 1 gol (średnio 0,05 na mecz)
Stanko Svitlica - 82 mecze, 6014 minut, 50 goli (średnio 0,6 na mecz)
Moussa Yahaya - 33 mecze, 1789 minut, 5 goli (średnio 0,15 na mecz)
Radosław Wróblewski - 94 mecze, 3724 minuty, 5 goli (średnio 0,05 na mecz)
Sylwester Czereszewski - 25 meczów, 1324 minut, 7 goli (średnio 0,28 na mecz)
Wojciech Kowalczyk - 15 meczów, 611 minut, 3 gole (średnio 0,2 na mecz)
Nie uwzględniliśmy tych, którzy grali mniej niż 360 minut. W tej grupie znaleźli się: Michał Efir (3 mecze, 31 minut), Maciej Górski (5 meczów, 65 minut), Dong Fangzhuo (4 mecze, 143 minuty), Dariusz Zjawiński (15 meczów, 348 minut), Adam Cieśliński (2 mecze, 17 minut), Anatolij Doros (4 mecze, 73 minuty) i Dariusz Solnica (2 mecze, 26 minut). Z kolei Marcinowi Mięcielowi, Piotrowi Włodarczykowi, Cezaremu Kucharskiemu, Sylwestrowi Czereszewskiemu i Wojciechowi Kowalczykowi policzyliśmy tylko mecze w Legii od sezonu 00/01 - pamiętamy jednak o tym, że przed rozpoczęciem obecnego stulecia też strzelali dla "Wojskowych".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.