Wojciech Hadaj był gościem programu "As Wywiadu"
11.03.2014 19:00
Pan lubi ostre wywiady?
- Bardzo, lubię ostre potrawy, lubię ostre wywiady i mam nadzieję, że ten wywiad będzie bardzo, ale to bardzo ostry.
Czyli gramy na ostro?
- Do bólu!
Ile razy przeczytał Pan o sobie albo usłyszał, że jest Pan idiotą, kompletnym debilem i że chyba jest chory psychicznie?
- Kilka, gdybym powiedział setki to bym skłamał, gdybym powiedział, że w ogóle, to też by była nieprawda. Kilka razy przeczytałem informacje na temat swojej osoby wykonującej pracę spikera na Legii i o ile absolutnie się z tym nie zgadzam, to każdy może mieć swoje własne zdanie na temat tego, co widzi, co słyszy i na temat innych osób. Jeżeli ktoś mnie odbiera, jako osobę niezrównoważoną psychicznie, idiotę, debila no to po prostu odbiera i tyle...
Spływa to po Panu jak rozumiem?
- Wolałbym, aby mnie cały świat kochał, ale to jest, jak Pan dobrze wie, niemożliwe. Zawsze muszą być tacy, którzy nie lubią, nienawidzą, życzą źle. Ja również, w związku z wykonywaniem spikerskiej działalności, spotykam się z opiniami takimi, jakie Pan przytoczył.
Czy miał Pan kiedyś przez to problemy np. na ulicy?
- Nigdy nie miałem z tym problemów, natomiast w drugą stronę jak najbardziej. Nie rozpoznają mnie miliony, natomiast rozpoznaje mnie trochę osób i najczęściej, jeśli mają odwagę podejść to pogadamy. Chociaż słowo odwaga nie oznacza, że ja cokolwiek mógłbym tym ludziom zrobić, absolutnie. Ale jeśli już ktoś faktycznie zagada, to są to najczęściej bardzo pozytywne dla mnie opinie. One utwierdzają mnie w przekonaniu, że dla zdecydowanej większości ludzi, którzy wiedzą, czym się zajmuję, to jak to robię jest robione dobrze.
Czy to jest zajęcie Pana marzeń?
- To jest coś, co musi mi zrekompensować niespełnienie piłkarskie. Jestem chłopakiem z Warszawy, mam 53 lata, więc w zasadzie powinienem powiedzieć, że jestem facetem z Warszawy. Odkąd się dowiedziałem, że istnieje Legia, czyli w wieku 6 lat, chciałem zostać jej piłkarzem. Nie Górnika Zabrze, nie Lecha Poznań, nie Jagiellonii Białystok, nie Lechii Gdańsk tylko właśnie Legii Warszawa, czyli mojego ukochanego klubu od dzieciństwa. Jestem już w bardzo dojrzałym wieku, ale nadal mogę powiedzieć, że Legia to jest mój ukochany klub. Z różnych powodów nie zostałem piłkarzem, mógłbym powiedzieć, że się na mnie nie poznano, bo selekcja kiedyś była kompletnie inna niż np. teraz do naszych Młodych Wilków lub, trzeba się z tym liczyć, nie miałem talentu. Ja jednak zawsze będę mówił, że się na mnie nie poznano (śmiech). Nie będę Pana odsyłał do moich kolegów, którzy nie wiedzą, dlaczego nie zostałem piłkarzem. W swojej grupie na osiedlu zawsze byłem jednym z najlepszych, a trzeba mieć na uwadze, że kiedyś w piłkę grali wszyscy, a teraz tylko tacy, którzy bardzo tego chcą - inne czasy. To jest moje niespełnienie piłkarskie, nie zostałem piłkarzem i w związku z tym, nie zostałem także jej trenerem - bo taką przyszłość dla siebie widziałem. Więc spikerka, choć w minimalnym stopniu rekompensuje mi fakt, że nie zostałem piłkarzem. Jestem blisko drużyny, wiem o niej bardzo dużo i wiele z tych rzeczy są tylko do mojej wiadomości, nigdy się z nimi nie podzielę. Wiem, jak funkcjonuje ten klub. Przed programem Pan mnie pytał o moją przyszłość w Legii i nie uwierzył mi pan, kiedy powiedziałem, że chciałbym być prezesem Legii... brzmi to jak opowieść o żelaznym wilku, ale dopóki będę żył, to będę chciał być prezesem Legii.
Niespełnione marzenia są najpiękniejsze.
- Kto zabroni marzyć? Życie bez marzeń to prawie śmierć.
Pytam o to czy Panu podoba się to, co Pan robi, czy to jest zajęcie marzeń, bo jest to robota o różnych odcieniach - czasami jest fajnie, kiedy drużyna wygrywa, a kibice współpracują i kiedy to wszystko działa. Wiemy jednak, że na Legii były różne historie i Pan w wieku powiedzmy 50 lat krzyczy do tych ludzi, a dostaje odpowiedź np. "ITI spi..." ITI, które Pana zaprasza czy też słyszy Pan "Jeszcze jeden" po śmierci ś.p. Jana Wejcherta. Nie mierziło Pana, że bierze udział w tak żenującym przedstawieniu?
- Nie wymagam od Pana, żeby Pan dokładnie znał mój zawodowy życiorys, ale wydarzenia, o których Pan mówi, szczególnie te związane z okrzykiem "Jeszcze jeden" na szczęście mnie, jako spikera wówczas nie dotyczyły, bo nim po prostu nie byłem. Była sytuacja, kiedy ja po konflikcie z Markiem Jóźwiakiem zrezygnowałem z bycia spikerem. Oglądałem ten mecz oczywiście z wysokości trybun, słyszałem te okrzyki, natomiast nie musiałem reagować. Okrzyki "ITI patataj" i tego typu pojawiały się oczywiście, kiedy ja byłem spikerem, ale jak pan uważa, co ja powinienem zrobić? Co pan by zrobił na moim miejscu?
Nie wiem, kompletnie nie mam pojęcia i na szczęście nie muszę sobie odpowiadać na to pytanie.
- Ja też nic z tym nie robiłem, a co prywatnie na ten temat myślałem, to zostawię tylko dla siebie.
Tak, ale chodzi mi o fakt, że Pan jest częścią tego całego show, Pan z tymi ludźmi współgra i jest dla nich swego rodzaju wodzirejem - taka robota, ale mimo faktu, że Pan nie uczestniczył w tym meczu gdzie krzyczano "Jeszcze jeden" to jednak są to pewnie w większości ludzie którzy uczestniczyli w meczach gdzie Pan był spikerem...
- Najprawdopodobniej, ale myślę, że nie ma teraz, co rozpatrywać jak ja bym się zachował, bo zwyczajnie nie wiem, co bym zrobił... na pewno miałbym ogromny problem, jak zareagować, ale, tak jak pan ma szczęście, że nie musi sobie odpowiadać, tak ja, również, dzięki Bogu, mam ten sam komfort. Jeśli chodzi o same czasy, kiedy to wydarzenie miało miejsce, czyli konflikt z byłym właścicielem - firmą ITI, to był czas bardzo trudny dla klubu i dla mnie osobiście. Pewna grupa kibiców uznała, że ich zdradziłem, że ja - jeden z nich, biorę pieniądze od ITI i ich zwyczajnie zdradziłem. To była kompletna bzdura! Ja przy każdej okazji, czy takiej jak teraz gdzie usłyszy to jakaś duża grupa ludzi czy takiej gdzie będzie to dajmy na to 10 osób - zawsze powtarzałem, że kibice na Legii są najlepsi w Polsce, choć miewają momenty różne...
Mówi Pan, że są najlepsi na świecie, ale przytrafiają im się takie momenty jak wspomniane już "Jeszcze jeden"...
- Tak, jak na każdym innym stadionie w Polsce, Europie i na świecie. Nawet na stadionach gdzie wydaje się, że jest pełna kultura, czyli takich gdzie przychodzą np. emeryci i dzieci, zdarzają się wulgaryzmy i sytuacje niedopuszczalne - tak po prostu jest.
Ale musimy oddzielić - wulgaryzmy wulgaryzmami, ale krzyczenie "Jeszcze jeden" po śmierci człowieka jest po prostu niedopuszczalne.
- Jest niedopuszczalne
Zgadza się Pan ze mną? Mówię to, jako kibic Legii bo Pan wie, że jestem jej kibicem
- Będąc kibicem Legii na pewno Pan pamięta, że spirala wzajemnej niechęci była nieprawdopodobna i ja sam nie pamiętam, czy ten spiker, który mnie zastępował, zareagował w jakikolwiek sposób? Byłem w pewnym sensie zadowolony, powtarzam się znowu, że nie musiałem występować w jego roli. Oczywiście nie planowałem, że tak to się potoczy. Złożyło się czasowo z moim konfliktem z Markiem Jóźwiakiem, o którym Ci, którzy wiedzą cokolwiek o mnie, na pewno słyszeli.
No właśnie, chciałem o tym porozmawiać z Panem.
- Bardzo proszę.
Z czego ten konflikt się wziął?
- Konflikt się wziął, jak zwykle, z nadmiernej nerwowości, z niezrozumienia sytuacji i z tego, że Markowi Jóźwiakowi, najprawdopodobniej wydawało się, że jest niesamowicie ważną osoba w klubie. Czy komuś, komu by się wydawało, że jest mało ważny, przyszłoby do głowy, żeby uderzyć znajomego nie mówiąc już o koledze z pracy? Nie, bo bałby się, że ktoś nad nim po prostu go wywali z pracy. Marek Jóźwiak czuł się na tyle pewnie, skoro się odważył mnie uderzyć. Uznał, z bliżej nieznanych mi przesłanek, że ja na meczu Legia - Stal Sanok w Pucharze Polski, a w którym to Legia grała w pierwszej połowie dramatycznie słabo, byłem za Stalą Sanok - to tak skrótowo. Sądził tak prawdopodobnie, dlatego, że gdy piłkarz Legii strzelił bramkę, to ja wraz z kibicami będącymi na stadionie, widząc tę nieporadność, nie celebrowałem zdobycia bramki piejąc z zachwytu, że jest gol. Powiedziałem tylko stonowanym głosem "bramka dla Legii, zdobył ją Adrian Paluchowski". Według Marka Jóźwiaka to najprawdopodobniej oznaczało, że ja drwię z Legii, z mojego ukochanego klubu, bo gdybym powiedział z entuzjazmem "Jeeest! Zdobył ją Adriaaaan i te inne okrzyki indiańskie, to pewnie ja bym był za Legią. Dostrzega Pan beznadziejne myślenie w tym momencie?
Dostrzegam, natomiast zastanawiam się, dlaczego Legia wówczas nie zareagowała tak jak powinna była zareagować?
- A jak pana zdaniem powinna zareagować?
Zwolnić Marka Jóźwiaka.
- Moim zdaniem powinna przynajmniej, jeśli nie zwolnić Marka Jóźwiaka, to ówczesny prezes Legii, chyba to był Leszek Miklas, powinien był zrobić z tego jakąś poważną sprawę. A pan Miklas zrobił tak (Hadaj wyciera ręce w geście "pozamiatane" przyp. red.) i poprosił Marka, aby mnie przeprosił. I ten dzień po wydarzeniu, kiedy chciał mi urwać głowę, wychylił się do pokoju i powiedział "Sorry Wojtek" - uznając, że sprawa jest zamknięta. Mnie się to absolutnie nie podobało, bo myślałem, że sprawa będzie poważniej załatwiona i nadal nie znam odpowiedzi, dlaczego Leszek Miklas nie ukarał Marka Jóźwiaka. Tzn. może trochę znam, ale...
Ale jak Pan to powie to Pana do sądu podadzą...bo ja też, trochę znam odpowiedź ale też jej nie powiem...
- Oczywiście... domyślam się, ale nie powiem...
Czy ta sprawa jest w jakiś sposób porównywalna ze sprawą "Staruch" - Rzeźniczak gdzie Legia też nie zareagowała, przynajmniej w pierwszym momencie, tak jak powinna?
- Myślę, że tak. Jeżeli ktoś kogoś, w moim przypadku Marek Jóźwiak, uderza to powinien ponieść konsekwencje. Kuba z Piotrkiem Staruchowiczem, z tego, co mi wiadomo, dogadali się i porozumieli, natomiast Marek Jóźwiak mnie tak przeprosił, że mnie jeszcze bardziej obraził.
Pan zna się dobrze ze "Staruchem"?
- Znamy się, nie mogę powiedzieć, że dobrze, ale tak, znamy się bo na Legii grupa osób, które chodzą na mecze się zna, więc również i my się znamy.
Czy żałuje Pan słów, które Pan wykrzyczał przed meczem ze Steauą?
- Chodzi Panu o słowa, jeśli dobrze pamiętam, "Będzie ogień, robimy miazgę"? Nie, nie żałuję. Powiedziałem to już wielokrotnie, nawet panu prezesowi Leśnodorskiemu, kiedy to rozpętała się mała afera po tym meczu i UEFA miała uwagi do mojej pracy. Nie żałuję, bo moje emocje, jeśli chodzi o Legię, są ogromne. Lata, jakie mam na karku, siwe włosy, jakie mam na głowie, nie mają wiele wspólnego z tym, że ja potrafię złapać zdrowy i adekwatny do wieku dystans. Nie żałuję i powiem panu więcej, gdyby była okazja, gdyby trafił się na Legii mecz tak ważny i ja bym dostał szansę bycia spikerem, to bym to wszystko powtórzył...
Wiedząc, że Legia będzie płacić karę?
- Nie no wiedząc, że Legia będzie płacić karę, to na pewno władze klubu by mnie nie dopuściły do tego (śmiech). Jeżeli by się okazało, że nagle w tym roku UEFA zmienia podejście do pracy spikerów, ale o tym to jeszcze za chwilę powiem, to oczywiście, że bym to wszystko powtórzył, może nawet jeszcze głośniej i z większymi emocjami. A propos pracy spikerów, nie było pana na pierwszym meczu z Bukareszcie?
Nie
- Bardzo mnie interesuje, czy UEFA ukarała spikera Steauy? Ja przy spikerze Steauy to byłem aniołek! Byłem grzeczny, kulturalny i cichutki pomimo tego, że wszyscy uważają, że zwariowałem. Gdyby pan usłyszał spikera Steauy to myślałby pan, że on nie zwariował tylko po prostu uciekł z domu wariatów, że go ktoś wypuścił na ten mecz. Spiker Steauy przeszedł wszystkie wyobrażenia, nawet moje, o tym jak spiker nie powinien się zachowywać. Jeszcze jedno odnośnie spikerów - uważam, że styl spikerów z Włoch, a zwłaszcza mojego idola, czyli spikera Napoli, to jest coś, co powinno być stosowane na wszystkich stadionach świata. Jeżeli pan nie wie, o czym mówię, to bardzo proszę w wolnej chwili wejść do Internetu i zobaczyć spikera Napoli, wyważonego, tak nam się przynajmniej wydaje, Niemca z Bayernu oraz spikera Milanu a także hiszpańskiej Malagi wówczas dopiero zobaczy pan, jakim ja jestem grzecznym spikerem. Ten z Napoli - ogień! Cały stadion, nie wiem, jaka jest pojemność w Napoli, gdy on się do nich odezwie - pieje z zachwytu! Tak powinien pracować, według mnie, spiker na stadionie, bo jeśli robi to inaczej to jest zwykłym zapowiadaczem pociągów na Dworcu Centralnym.
Kimś takim nie chce Pan być, wiem, czytałem wywiady. Jak wyglądała pańska rozmowa z prezesem Leśnodorskim po tym meczu, bo wiem, że takowa była - o czym wspominał sam prezes w naszym programie.
- 2 lub 3 dni po meczu prezes Leśnodorski zaprosił mnie do gabinetu, jeśli chodzi o szczegóły to zrobiła to jego asystentka, gdzie czekali już na mnie prezes, pan Rafał Wyszomirski członek Rady Nadzorczej Legii oraz pan Jakub Szumielewicz, który wtedy był dyrektorem, a od kilkunastu tygodni jest członkiem Zarządu w randze vice-prezesa. Musze powiedzieć, że przeżyłem szok, bo do tej pory, jeżeli jakiś ważny człowiek w klubie miał do mnie uwagi, to ja dowiadywałem się ostatni. W tym przypadku poproszono mnie abym usiadł, opowiadam detale, ale to wszystko jest dla mnie ważne, prezes powiedział "Panie Wojtku, mamy problem z UEFĄ z pana powodu i wspólnie rozstrzygnijmy, jak najlepiej zrobić, aby to było z korzyścią dla Legii". Ja wtedy nie wdając się w dłuższe dyskusje, przynajmniej starałem się nie wdawać, powiedziałem "Panie prezesie, wszystko, co pan zadecyduje będzie dobre”, na co prezes odpowiedział, że chce ustalić to wspólnie, bo "Pan jest w Legii tyle lat, nie można pana traktować jak kogoś, kto jest tutaj 5 minut, chciałbym wspólnie dojść do wniosku jak najlepszego dla klubu". Odpowiedziałem, że "Najlepsze dla Legii będzie, gdy pan mnie zwolni z bycia spikerem na meczach w Lidze Europy", Pan prezes zrobił duże oczy i mówi "Niech pan nie żartuje”, na co ja powiedziałem "Ale panie prezesie, jeśli to jest dla dobra Legii to niech mnie pan poświęci - to jest dla dobra mojego klubu! Czy pan myśli, że ja jestem do końca nierozsądny i będę się trzymał rękami i nogami, żeby Legię karali? Nie, to jest najlepsze dla naszego klubu i proszę mnie zwolnić". Prezes był w szoku. Nasz prezes jest człowiekiem nietuzinkowym, zna go pan trochę...
Znam
- Wie Pan, że kanon działalności prezesów jest kompletnie inny niż u naszego prezesa.
Wiem i to jest fajne
- To jest fajne. Prezes chwilę zaniemówił i zaczął sugerować, że ja sobie robię z niego żarty, nie miał pretensji, tylko nie wiedział czy ja żartuję czy mówię poważnie. Dopiero, gdy powtórzyłem to po raz 4 czy 5 prezes dopytywał się "Czy nie będzie Pan obrażony?" - był zdziwiony, że sam się kładę na tacy dla dobra Legii i tyle... nie byłem spikerem na meczach w Lidze Europy dla dobra Legii, nie dla swojego. Nie pyta mnie Pan, na szczęście, o pieniądze i o to ile spiker Legii zarabia, bo i tak by pan nie uwierzył, że tylko tyle...
Za jedzenie Pan robi?
- Nie no ja dostaję normalnie wypłatę z klubu, bo zajmuję się różnymi rzeczami i spikerka jest powiedzmy "na dokładkę". Ale nie chodziło o żadne pieniądze, nawet, jeżeli ja za spikerowanie miałbym nie wiadomo, jakie pieniądze, to dla dobra Legii bym z nich zrezygnował. Chciałbym, żeby wszyscy, którzy ten program obejrzą, nie mieli żadnych wątpliwości, że bycie kibicem Legii, to nie jest bycie jakimś tam kibicem jakiegoś tam klubu - wszyscy prawdziwi kibice Legii powinni ponosić dla swego klubu pewne konsekwencje - ja poniosłem takie i jeśli to Legii pomogło to jestem z tego dumny.
Co pan sobie myśli, będąc na meczu ze Steauą, robiąc to show przed meczem, a po kilku minutach jest 0:2? Człowiek napędza się, wykrzykuje, by po chwili każde jego słowo zostało wywrócone do góry nogami...
- Czułem coś takiego, co można by nazwać zawodem, może nie wielkim zawodem, bo jeszcze było 80 minut meczu, ale powiem szczerze, że jak na początku spotkania byłem takim wielkim balonem, tak w tamtym momencie zrobiłem się malutkim balonikiem... Jeszcze tliła się we mnie iskierka nadziei, kłębiły się myśli, że jest tak blisko i najprawdopodobniej nic z tego nie będzie... Należy pamiętać, że przed rozpoczęciem tego spotkania, byliśmy w Lidze Mistrzów, czyli dokonalibyśmy tego, co nie zdarzyło się w polskiej piłce od niepamiętnych czasów i po 8 minutach nie byliśmy już w tej Lidze Mistrzów... naiwność dziecka się odezwała we mnie mówiąca, „Ale może, ale może... może w tym konkretnym dniu Bóg będzie legionistą...?" Nie był... Ja po każdym fatalnym, przegranym przez Legię meczu mam ochotę zamordować piłkarzy! Nazajutrz już ich znowu uwielbiam, kocham, ale w momencie, gdy oni w beznadziejny sposób przegrywają mecz, a takie mecze Legii się zdarzały, zdarzają i pewnie zdarzać będą, ma ochotę ich u-du-sić.
Czy Pan się nie martwi, że któregoś dnia zadzwoni do Pana prezes Leśnodorski i powie "Panie Wojtku" albo "Wojtku" nie wiem czy jesteście "na Ty”?...
- Nie, nie...z prezesem absolutnie na "Pan”!
"Panie Wojtku, mamy inną koncepcję, Legia się zmienia jak Pan wie, zmieniamy spikera"
- Wyobrażam sobie, ja już trzy razy przestawałem być spikerem na Legii, dwa razy mnie zwalniano. Prezes Miklas, o którym już tu wspominaliśmy (Hadaj uśmiecha się i kręci głową przyp. red.) i raz sam zrezygnowałem, ale to, o co pan pyta - "Czy sobie wyobrażam życie bez Legii?” To ja i tak na Legię bym chodził!
Ale życie zawodowe? To jest ważne...
- Ja oprócz tego, że jestem spikerem to zajmuje się czymś takim, co można by górnolotnie nazwać - "promowaniem klubu na mieście”, czyli jeżdżenie do szkół z piłkarzami, oprowadzanie wycieczek - oprowadziłem około 40 tysięcy ludzi na nowym stadionie, wszystkie akcje charytatywne, chociaż teraz już tę część przejęła nasza rzecznik prasowa Iza Kuś, ale ja się tym dość długo zajmowałem, więc codziennie mam jakieś zajęcie. Bycie spikerem to jest zajęcie raz na kilka dni i gdyby prezes powiedział "Panie Wojtku, mam nowy pomysł, dla dobra Legii, nie będzie pan już spikerem Legii" to trudno. Nawet gdyby powiedział, że w ogóle mnie nie widzi w Legii, to, choć byłoby mi bardzo przykro i zawodowo by mnie w Legii nie było - odpukać, to ja na stadion i tak bym chodził. Proszę mnie jednak nie zmuszać do takiego nieprzyjemnego planowania (śmiech).
Pytam bardziej czy ma Pan "Plan B"? Gdyby mnie Pan zapytał "Czy sobie wyobrażam nie robienie dalej tego programu?" To bym powiedział, że świetnie sobie to mogę wyobrazić...
- Ja mam "Plan B" i jeśli nie będę pracował w Legii to będę częściej niż teraz grał w "totolotka"...
Gra Pan?
- Tak, teraz grałem również, było 25 milionów do wygrania i jak pan się zapewne domyśla, nie wygrałem.
Dlaczego "Gazeta Wyborcza" Pana nie lubi?
- Zależy, kto, w "GW" większość dziennikarzy mnie nie lubi, rekordzistą jest Dariusz Wołowski, który bezczelnie na mój temat kłamie i za każdym razem, gdy się mną zajmuje, powtarza to samo kłamstwo dotyczące tego, że ja kiedyś tam, dawno temu, nawoływałem kibiców Legii, aby przed wyjazdem do Łodzi na mecz z Widzewem, zabrali kamienie. Kłamie i dla mnie, człowiek, który po raz kolejny i to mimo wyjaśnień, sprostowań powtarza te same kłamstwa jest potwornym kłamcą!
Są sądy w tym kraju jak Pan wie...
- Szkoda czasu i szkoda pieniędzy. Dla mnie, ja jestem akurat fanem strony "weszło", jeżeli na tej stronie, która dla mnie jest najbardziej opiniotwórczą stroną poświęconą piłce nożnej w naszym kraju, znienawidzonej przez tych, których krytykuje i uwielbianej przez tych, którzy dostrzegają błędy w polskiej piłce mówiąc ogólnie, jest tekst gdzie "Wyborcza" kłamie na mój temat, to mi nie jest potrzebny sąd. Dla mnie to jest wyraźny sygnał, że Dariusz Wołowski przegiął pisząc bzdury na mój temat. Jeżeli chodzi o innych dziennikarzy "GW" to trudno mi się odnieść do tego, że oni mnie lubią, że nie im się nie podoba mój głos, że im się nie podoba, tak jak Panu Żukowskiemu z "Rzeczpospolitej", mój wzrost - jestem niski, też chciałbym być wyższy, ale nie mam na to żadnego wpływu, co ja mam z tym zrobić? A mi się być może, nie podoba broda pana Żukowskiego no, ale co ja mam z tym zrobić? Niech mnie Pan Żukowski poda do sądu... jak ja mogę teraz napisać jakiś wniosek do sądu, że dziennikarz iksiński z "GW" uważa, że ja ma taki i owaki głos...?
Ale jak to jest, że spiker na zawodach wzbudza aż takie emocje wśród dziennikarzy?
- Nie wiem, coś jest w tej działalności spikerskiej...(śmiech)
Zostawmy Dariusza Wołowskiego, bo to jest ten sam dziennikarz, który pisał o Mateuszu Borku, że mu "żel do włosów posklejał szare komórki"...
- Szkoda, że nie pisze o swojej sytuacji życiowej w Ameryce Południowej...
To jest poziom, poniżej którego się nie schodzi, ale ich jest więcej...
- Tak, mnie też to zastanawia, bo najważniejsze podczas meczu jest to, co na boisku, ile bramek, czy po dobrym meczu itd. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego dziennikarze największej polskiej gazety, systematycznie, co jakiś czas - oni dają mi trochę oddechu, zajmują się moją osobą? Ani nie jestem na stadionie osobą najważniejszą, ani nie jestem osobą, od której zależą losy klubu, ani nie jestem osobą, która może przesądzić o losach meczu... czyżby mieli tak mało do pisania na temat widowiska piłkarskiego, że muszą jeszcze zrobić opis tego wszystkiego, co mnie dotyczy? Nie mam pojęcia, ale powiem panu, że trochę im jestem wdzięczny, że o mnie piszą - nawet sporo, bo kto by o mnie słyszał, gdyby oni o mnie nie pisali? Ci ludzie, którzy przychodzą na stadion, jest ich dosyć dużo...
Większość dziennikarzy to kibice Legii, zwłaszcza z Warszawy, ja jestem kibicem Legii i w ogóle tego nie kryję...
- Oczywiście każdy dziennikarz sportowy jest kibicem jakiegoś klubu, jeżeli któryś dziennikarz sportowy mówi, że jest fanem całej polskiej piłki, to po prostu kłamie. Wyobraża pan sobie dziennikarzy z Poznania czy Krakowa, żeby strasznie przeżywali jak Legia gra z Zagłębiem Lubin?
Nie
- Wręcz są za Zagłębiem Lubin. Wrócę jeszcze do myśli poprzedniej, dziękuję tym Panom, że nawet jak źle to o mnie piszą, bo po prostu istnieję. Mam tylko jedną prośbę - żeby pisali moje nazwisko przez samo "h".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.