Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wsłuchani w Legię

Super Express

Źródło:

15.03.2004 00:00

(akt. 30.12.2018 15:30)

Na Łazienkowską przychodzą różni ludzie. Są politycy, piosenkarze, aktorzy. Jest też wiele tysięcy zwykłych warszawiaków. Na mecze Legii przychodzą jednak też dwaj niezwykli kibice. Marcin i Marek od urodzenia są niewidomi. Nie przeszkadza im to jednak w chodzeniu na mecze. Kibicują, śpiewają, bawią się. I to wcale nie na trybunie krytej, gdzie można spokojnie siedzieć. Chodzą na "Żyletę", tam gdzie jest największy tłum i najzagorzalsi kibice. Czasami pada pytanie, po co przychodzą na stadion. - Przecież to jest piłka nożna, a nie łyżwiarstwo figurowe - śmieje się Marek. - Na stadionie i tak większość kibiców nie widzi dokładnie, co się dzieje. - Zresztą - dodaje Marcin - przecież wszystko wiadomo po reakcjach ludzi. Każdy może spróbować podczas meczu zamknąć oczy i wsłuchać się w głosy kibiców. I na pewno będzie dobrze wiedział, jaki jest przebieg meczu. Na Legię chodzę od prawie 20 lat i odgłosy "Żylety" znam już na pamięć. I rzeczywiście. Zanim udaje nam się przedostać przez drobiazgową kontrolę ochroniarzy, mecz się zaczyna. Po kilku minutach słyszymy okrzyk wzburzenia. Następuje chwila ciszy, a po niej eksplozja radości. - Co się dzieje? - dopytują się kibice. - Legia strzeliła z karnego - wyrokuje Marcin. Kilku kibiców patrzy na niego ze zdziwieniem, ale już po chwili z ust do ust zaczyna krążyć informacja: - 1:0 dla nas! Czują atmosferę Marcin trochę widzi. - Dokładniej mówiąc jestem w stanie dojrzeć prostokąt boiska i poruszające się po nim punkciki - tłumaczy. - Ale najważniejsze na Legii są emocje, które przecież czujemy dokładnie tak samo, jak inni kibice. Marek nie jest wielkim fanem piłki nożnej. Na mecze zaczął przychodzić z Marcinem. - Ale szybko spodobało mi się na Legii. Czuję, że wszyscy się tu doskonale bawią - mówi. - Kilka lat temu byłem w Stanach Zjednoczonych. Znajomi zabrali mnie na mecz futbolu amerykańskiego. Ale mimo że było tam 70 tysięcy ludzi, nie czuło się tej atmosfery. Nie rozumieją ich Nie zgadzają się na traktowanie ich jak inwalidów. - Jesteśmy normalnymi ludźmi - protestują. - Słyszymy, myślimy, czujemy. Tylko nie możemy widzieć. Ale pojawia się coraz więcej urządzeń, które pomagają nam z tym walczyć. Jednym z nich jest komputerowy syntetyzator mowy. - Czyta nam wszystko, co znajduje się na ekranie komputera - tłumaczy Marek. - Dzięki temu możemy odczytywać SMS-y, surfować po Internecie itd. Gdyby pracodawcy o tym wiedzieli, to już dawno mielibyśmy robotę. A warto dodać, że obaj są dobrze wykształceni. Skończyli jedne z najbardziej prestiżowych studiów w Polsce - na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. - Tymczasem, kiedy chcieliśmy się zatrudnić jako telemarketerzy, facet powiedział nam, że nie ma materiałów pisanych alfabetem Braile'a - oburza się Marek. - Nie wiem, czy był złośliwy, czy po prostu głupi. Marzenia Marcin imponuje wiedzą sportową. Nie sposób go "zagiąć". Boniek, Kasperczak, Małysz, Tajner, Żurawski, Svitlica, Okuka, Janas, Engel, Olisadebe, Pisz, Deyna, Urbaś, Jędrzejczak, Korzeniowski... Nazwiska padają jedno po drugim. Z wszystkich dyscyplin sportowych, jakie tylko mogą przyjść do głowy. - A to nie wszystko - dodaje ze śmiechem Marek. - Marcin zna też wszystkie odpowiedzi w teleturnieju "Jeden z dziesięciu"! Jako dziecko Marcin marzył o karierze komentatora sportowego. - Z wiadomych przyczyn nie było to jednak możliwe - mówi smutno. Jednak po chwili dodaje już weselszym głosem: - Ale za to siedziałem w domu i przez dwie godziny komentowałem wymyślone mecze Legia - Widzew. Zgadnij, kto zawsze wygrywał? Marcin ma fenomenalną pamięć. Zna chyba wszystkie wyniki Legii z ostatnich kilku lat. - Spróbuj zadać mu pytanie, na które nie odpowie - prowokuje Marek. - Mogę się założyć, że ci się nie uda. - Może Legia - Polonia w 2000 roku? - próbuję. - No, no, nie bądź złośliwy - odpowiada momentalnie. - To nie był dla nas dobry sezon. Nie dość, że wygrali z nami 3:0, to jeszcze na naszym stadionie świętowali mistrzostwo Polski... - A pamiętasz mecz z Odrą w 2002 roku na Łazienkowskiej? - pytam. - Do końca życia nie zapomnę - ożywia się Marcin. - Zremisowaliśmy 0:0 i zapewniliśmy sobie mistrzostwo. Do późnej nocy Marcin świętował na Łazienkowskiej, a później na placu Zamkowym zdobycie przez Legię tytułu mistrza Polski. - Pamiętam, jak się dziwili na mój widok inni kibice - wspomina. - Ale później zaczęli śpiewać: "Niewidomy też, niewidomy też - przyjacielem CWKS".

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.