Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wspaniałe widowiska, wielkie wojny

Redakcja

Źródło: Życie Warszawy

09.11.2007 04:12

(akt. 21.12.2018 20:03)

Młodsi kibice Legii fascynują się dziś meczami z Lechem Poznań, dla starszych wyjątkową wartość mają spotkania z Widzewem. Potyczki z Jagiellonią Białystok dostarczały również mocnych wrażeń. Także dlatego, że było ich jak na lekarstwo. W sumie wszystkich meczów ligowych i pucharowych rozegrano ledwie... 12. Najbardziej pamiętnym spotkaniem było to w Olsztynie, gdzie Jagiellonia spotkała się z Legią w finale rozgrywek o Puchar Polski.
Na stadionie Stomilu (dziś to już ruina) 24 czerwca 1989 roku zasiadło, według oficjalnych danych, 20 tys. widzów. Było ich jednak grubo więcej. Pierwsi do Olsztyna zjechali legioniści. Na stacji zostali przejęci przez milicję i odprowadzeni na stadion. Niektórzy postanowili jednak udać się na zwiedzanie Olsztyna i odłączyli się od eskortowanej grupy. Milicja nie zapanowała również nad fanami Jagiellonii, którzy przyjechali do Olsztyna w momencie, gdy legioniści byli już na stadionie. Część z nich rozkoszowała się trunkami pod sklepem przy dworcu kolejowym wraz z miejscowymi. Stadion był wypełniony po brzegi. Przez cały mecz kibice Legii i Jagiellonii rzucali w siebie kamieniami. Spotkanie było fantastyczne. Pięć razy wybuchała radość w sektorze Legii, dwa w Jagiellonii. Podopieczni Andrzeja Strejlaua grali rewelacyjnie. Po dwa gole strzelili Roman Kosecki i Dariusz Dziekanowski. Jedną bramkę dla Legii zdobył Krzysztof Iwanicki. Po spotkaniu szczęśliwych i rozśpiewanych kibiców z Warszawy postanowiono w trybie natychmiastowym pozbyć się z Olsztyna. Kibiców wrzucono do pierwszego lepszego „żółtka” (pociągu elektrycznego). Legioniści wracali do stolicy aż trzema podmiejskimi pociągami. W Warszawie ekipa pojawiła się o drugiej w nocy. Większość kibiców udała się pod Pałac Kultury i Nauki, aby... wykąpać się w fontannie. Wesoły autokar Euforia trwała również w drodze powrotnej do stolicy. Jeżeli nawet wtedy były w tej drużynie podziały, to na te kilka godzin zniknęły, rozpłynęły się... I to dosłownie. Właściciele fundacji Warsfutbol, która prowadziła sekcję piłkarską Legii, zaprosili zwycięzców na uroczystą kolację. Impreza nie trwała długo i uczestnicy biesiady znów znaleźli się w rozśpiewanym autokarze do Warszawy. Rej wiedli: Dariusz Dziekanowski, Jacek Bąk, Marek Jóźwiak i Zbigniew Robakiewicz. Natomiast Roman Kosecki, jakby trochę przygaszony, siedział przez całą drogę z tyłu autokaru przy jednym piwie. Ale on wtedy, podobnie jak Marek Citko, miał filozoficzne podejście do życia. Tymczasem z przodu rozgrywały się sceny niczym z dyskoteki. „Dziekan” tańczył, „Beret” i spółka wyśpiewywali jakieś dzikie melodie. Zabawa trwała na całego. Wreszcie Warszawa. Wrzawa trochę przycichła. Na Łazienkowskiej piłkarze wychodzili wprawdzie trochę niepewnym krokiem, ale z szerokimi uśmiechami na ustach. Część zdecydowała się na kontynuowanie fety w dyskotece Acapulco – innych żony zabrały do domu. Na trening mieli się zgłosić dopiero za dwa dni. Ostatni żołnierz w Legii To po tym meczu sztab szkoleniowy Legii zaczął się zastanawiać, czy na Łazienkowską nie warto ściągnąć Dariusza Czykiera. Patykowaty, w charakterystyczny sposób poruszający się na boisku (Jóźwiak nazwał go później Lejbą), pomocnik Jagiellonii wpadł w oko trenerowi Andrzejowi Strejlauowi. Kilka miesięcy później został powołany do wojska. Trzymiesięczny okres przed złożeniem przysięgi spędził już w jednostce dla podchorążych, w sąsiedztwie stadionu Wojska Polskiego. Miał już wtedy podpisany kontrakt. Był ostatnim żołnierzem kupionym przez Legię. Zadyma i ruchoma wieża Po raz ostatni Legia spotkała się z Jagiellonią w kwietniu 2004 roku w rozgrywkach o Puchar Polski. Spotkanie w Warszawie 22 kwietnia było nudne, bo mecz rozegrany dwa tygodnie wcześniej w Białymstoku zakończył się walkowerem dla Legii. 13 kwietnia na stadionie Hetmana od początku spotkania dochodziło do rzucania deskami wyrywanymi z trybun. Co chwilę musiała interweniować policja. Aż w końcu przy prowadzeniu Legii 2:0 w 81. minucie spotkanie przerwano. W ruch poszły pałki, tarcze i armatki wodne. Mecz odbył się na stadionie Hetmana, bo ponoć był bardziej bezpieczny i mógł pomieścić więcej kibiców (było 12 tys.) od obiektu Jagiellonii. Z tym bezpieczeństwem przesadzono. Na trybunę prasową wchodziło się po schodach, które... ruszały się. Natomiast trybuna, umieszczona na samej górze betonowej wieży... drgała. Takie to były niezapomniane mecze Jagiellonii i Legii.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.