Wydoroślał, wyzdrowiał, wrócił
01.03.2010 13:44
- Szałach, wejdziesz, strzelisz, jeszcze to możemy wygrać te słowa usłyszał od Tomasza Jarzębowskiego, wychodząc na boisko w piątek. I oberwał porządnie po plecach, tak na szczęście. - Pomogło - cieszył się nazajutrz po meczu z Cracovią wychowanek Legii. Bo nie tylko wszedł i trzy minuty później pokonał Marcina Cabaja, ale jeszcze asystował przy golu Bartłomieja Grzelaka. Bramce bardzo istotnej, bo dającej Legii zwycięstwo.
Szałachowski jest małomówny. Taki jest, bo nie znosi ludzi, którzy jednego dnia klepią go po plecach, a następnego nazywają połamańcem. Ma jeszcze jedną cechę - jest szczery. Jeśli coś mówi, znaczy, że właśnie w ten sposób myśli. Nie ma dwóch wersji: jednej dla opinii publicznej, drugiej dla kolegów z drużyny czy przyjaciół. Nie uśmiechnie się do kogoś, aby zaraz odejść na bok i go obgadywać. Jeśli nie chce z kimś rozmawiać, nie robi tego. Szałachowskiego nie uświadczy się w tabloidach, nie poczyta o aferach, pijaństwach czy innych skandalach. Wcale nie dlatego, że zamknął się w domu i nigdzie nie wychodzi. Zbytnio sobie w życiu nie poszalał, bo ledwo stał się pełnoletni, a już urodziło mu się dziecko. Musiał bardzo szybko wydorośleć, ustatkować, stać się głową rodziny. Wybrał słuszną drogę. Ma dwoje dzieci, piękną żonę, dobrze zarabia, jest szczęśliwy. Zbudował rodzinę. I właśnie to uważa za swoje największe osiągnięcie. Gdyby nie wsparcie rodziny, mógłby nie wytrzymać tych dwóch lat walki z kontuzją.
Autor: Adam Dawidziuk
Więcej w dzisiejszym wydaniu Przeglądu Sportowego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.