Wyjazd do Wronek okiem kibica
15.04.2002 21:03
Dzień zapowiadał się na słoneczny i ciepły. Prognozy pogody były pomyślne, choć w pyrlandii mogło trochę pokropić. Temperatura przewidywana – 17 stopni Celsjusza.
Specjalny pociąg do Wronek odjeżdżał z dworca Wschodniego o godzinie 12:05. Ustawka z ziomkami parę minut po 10, szybki browar czy dwa i można było zająć miejsca w komfortowych warunkach pociągu. Wraz z wesołą gromadką warszawskiej prewencji szczęśliwie dotarliśmy do miejsca docelowego, chociaż przed Szamotułami pociąg musiał godzinkę odpocząć. W planach, podróż była przez Poznań, lecz nasz pojazd zboczył trochę z drogi. Po drodze minęliśmy w jakimś lesie dwóch kibiców Lecha, którzy pomachali do nas niebieskimi szalami.
W samych Wronkach przejęła nas wielkopolska policja i wraz z nimi udaliśmy się na stadion. Defilada przez malutką mieścinę nie mogła być nie zauważona przez miejscowych zjadaczy chleba, którzy tłumnie nas obserwowali. Podróż trwała ok. 10 – 15 min. Po drodze, gdy mijaliśmy słynne wronieckie więzienie, cała warszawska brać gromkim „trzymajcie się” pozdrowiła zamieszkałych tam rzezimieszków. Jednak prawdziwym hitem okazała się śmigająca niedaleko stadionu... sarna!
Ci, co mieli bilety bez większych problemów (co nie znaczy, że bez żadnych – jedna bramka) dostali się na stadion. Reszcie powiedziano, że... meczu nie obejrzą, bo już nie było biletów. Zapachniało awanturą, bo spora grupka postanowiła sforsować bramę i dostać się na stadion. Z pomocą ruszali im ci, którzy miejsca na sektorze już zajęli. Policja powiedziała, że bilety jednak się znajdą i sytuacja się uspokoiła.
Młyn gospodarzy wyglądał o wiele gorzej niż młyn gości, ale trzeba przyznać, że starali się jak mogli. Wywiesili parę niezbyt ciekawych flag. Mięli dużo flag na drzewcach, co akurat wyglądało efektownie. Później odpali wulkaniki i to tyle o nich.
My zaprezentowaliśmy się dosyć ciekawie. Dość szczelnie wypełnione zostały oba sektory. Przez cały mecz śpiewaliśmy bardzo głośno. W końcówce spotkania zmęczenie podróżą dało o sobie znać, lecz te chwile pomógł nam przetrwać Marek Jóźwiak, który kilkakrotnie zagrzewał nas do „walki”. Choreograficznie było też nie kiepsko - były baloniki, elementy świetlne...
Po czerwonej kartce dla Jacka Magiery, rozwścieczeni fani Legii zaczęli rzucać we wronieckich piknikowców jabłkami. Ci, na swoje nieszczęście odrzucili. W ich stronę poleciały natychmiast petardy i wulkany. Kilka osób zostało lekko rannych.
Wynik, który przybliżał nas do mistrzowskiego tytułu, został przyjęty dość entuzjastycznie. Niestety ekipa pociągowa szybko straciła humor. Gdy po godzinnym oczekiwaniu, wreszcie ruszyliśmy na dworzec (po drodze spotkaliśmy Grześka Szamotulskiego – pozdrawiamy!) okazało się, że pociąg nasz jest rozwalony i jechać nim się nie da. Oczywiście to się okazało dopiero po godzinie 1 w nocy, bo nikt nie chciał nam powiedzieć jak wygląda sytuacja. Dopiero gdy podstawiono poznańskiego „żółtka” sytuacja okazała się jasna. Policja nie zachowała się humanitarnie i nie pozwalała nam pójść do sklepu po prowiant, a dodam, że wszyscy byli na skraju wyczerpania fizycznego i nerwowego oczywiście. Po wielu prośbach w końcu udało się nakłonić funkcjonariuszy i parę osób wyskoczyło po zaopatrzenie. Ok. godziny 1:30 ruszyliśmy w drogę powrotną.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.