Zbigniew Kaczmarek: Legia była znienawidzona
01.04.2012 08:52
fot. Eugeniusz Warmiński
- Na początku byłem przerażony. Miałem 20 lat, a Legia była wtedy wielkim klubem. Grali tam najlepsi – Janas, Okoński, Buncol, Kusto. No i trener – Kazimierz Górski. Legenda. Ikona. Pana Kazimierza podziwiałem zawsze – najpierw jako szkoleniowca, później jako człowieka. I nagle zacząłem spotykałem się z nim codziennie w szatni, mogłem porozmawiać na każdy temat, poradzić się, wyżalić… Byłem w szoku.
- Po kilku miesiącach coraz pewniej zacząłem wchodzić do drużyny. Grałem więcej, poznałem miasto, poczułem się lepiej. O balangach z udziałem piłkarzy mówiło się wiele i w szatni, i „na mieście”. Nigdy jednak nie należałem do grupy największych imprezowiczów. Oczywiście, zdarzało mi się wypić piwo, ale zawsze znałem umiar. Wiedziałem, kiedy przestać.
- Choć z Legią byłem wicemistrzem i zdobyłem Puchar Polski, to jednak złota nigdy nie udało mi się wywalczyć. Dziwne, bo mieliśmy znakomity zespół. Dziekanowski, Kubicki, Buda, Karaś, Terlecki, Kosecki – to byli znakomici piłkarze. Gwiazdy polskiej piłki. Pod względem czysto piłkarskim przewyższaliśmy wszystkie zespoły w lidze. W tamtym okresie Legii zawsze grało się ciężko. Byliśmy znienawidzeni przez większość klubów. Wiadomo – Legia, klub wojskowy, który „kradnie” najlepszych piłkarzy. Jak tylko pojawił się ktoś wyróżniający, to od razu zgłaszała się Legia i pytała o transfer. Ktoś odmówił? Trafiał do wojska.
- Na każdym stadionie, na którym wtedy graliśmy, pojawiał się komplet publiczności. Piłkarze przeciwnych drużyn za zwycięstwo nad nami często dostawali podwójne premie. I rzeczywiście, te zespoły grały przeciwko Legii najlepsze mecze w sezonie. Ktoś kiedyś powiedział, że mistrzostwo zdobywa się dzięki wygranym nad słabszymi drużynami. Niestety, ale to prawda. My przegrywaliśmy mecze z zespołami ze środka tabeli – z Szombierkami Bytom, z Zagłębiem Sosnowiec. Kiedy jednak mierzyliśmy się z Widzewem, Górnikiem czy Lechem to zawsze potrafiliśmy wygrać. I u siebie, i na wyjeździe. Można powiedzieć, że wtedy na Łazienkowskiej graliśmy na jedną bramkę – przeciwnika. Nikt nie miał u nas szans. Nikt!
- Do Francji trafiłem w wieku 28 lat. Późno. Jestem przekonany, że gdybym wyjechał wcześniej, to stałbym się dużo lepszym piłkarzem. Ale nie żałuję. Nauczyłem się języka, zarobiłem spore pieniądze. Piękny okres. A jak tam trafiłem? Auxerre szukało środkowego obrońcy, bowiem do zmiany klubu przymierzany był dotychczasowy stoper, Basile Boli. Na każdy mecz Legii wiosną 1990 roku wysyłany był scout Auxerre, a w spotkaniu z reprezentacją Jugosławii oglądał mnie sam trener, Guy Roux. Przeczuwałem, że transfer zbliża się wielkimi krokami. W czerwcu graliśmy towarzyski mecz z Belgią. Wiedziałem, że ten pojedynek będzie decydujący. Mocno się denerwowałem – można powiedzieć, że grałem o swoją przyszłość. Ale udało się. Zagrałem bardzo dobrze i po meczu podpisaliśmy kontrakt.
- We Francji pamiętają o byłych piłkarzach. Parę lat temu byłem na miesięcznym stażu w Ajaccio. Trenerem był wówczas Ruud Krol, niegdyś znakomity holenderski obrońca, również mój idol. Ajaccio wszystko mi opłaciło, zapewniło znakomite warunki do pracy, cały czas byłem przy drużynie. Zostałem fantastycznie przyjęty. W Polsce niestety to tak nie funkcjonuje. Legia chyba o mnie zapomniała. Szkoda. Byłem przecież jej kapitanem…
Profil Zbigniewa Kaczmarka można znaleźć na kartach naszej historii - kliknij tutaj
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.