Domyślne zdjęcie Legia.Net

Zeigbo: Upadłem bardzo nisko

Marcin Szymczyk

Źródło: FutbolNews, Legia.Net

11.11.2009 14:49

(akt. 16.12.2018 22:25)

Kenneth Zeigbo grał w Legii w latach 1997-1998. Wystąpił w 24 meczach, strzelił 7 bramek. Zyskał ogromne uznanie i sympatię wśród warszawskich kibiców. Z Łazienkowskiej odszedł do AC Venezia za niespełna 2 mln dolarów. Co dziś słychać u „Spoko, spoko”? – Upadłem nisko, gram Villasimus, w szóstej lidze. Kopią tu głównie pasjonaci-amatorzy i ludzie, którym ktoś kiedyś nie pozwolił zrobić kariery – mówi Zeigbo na łamach Magazynu Futbol.

Kenneth Zeigbo trafił do pierwszego profesjonalnego klubu w wieku 18 lat. W drużynie NEPA Lagos w drugiej lidze w Nigerii strzelił w pierwszym sezonie 22 bramki i wraz z kolegami cieszył się z awansu. W najwyższej klasie rozgrywkowej strzelił 25 goli w 33 spotkaniach, został królem strzelców rozgrywek. To zaowocowało transferem do Enugu Rangers International. Tam wystąpił zaledwie w 8 spotkaniach, strzelił 6 bramek. Zainteresowali się nim menedżerowie i w ten sposób trafił na testy do… Polonii Warszawa. W jednym ze sparingów wypatrzyli go jednak włodarze Legii i szybko przeprowadzili transakcję. W taki sposób Kenneth trafił na stadion Wojska Polskiego. – I bardzo dobrze się stało. Dzięki temu mogłem przeżyć najpiękniejszy okres w mojej karierze. Pamiętam bramkę w sparingu z Nantes, super mecze z Widzewem, puchar UEFA i najładniejszy gola z przewrotki w karierze – wspomina Zeigbo.

Trenerem Legii był Mirosław Jabłoński, który potrafił trafić do Nigeryjczyka. Ten odwdzięczał się dobrą grą i efektownymi bramkami. Już w pierwszym spotkaniu o SuperPuchar z Widzewem zdobył ślicznego gola i zaskarbił sobie sympatię kibiców. – Fani Legii to było coś wspaniałego. Zaskoczyli mnie, bo spodziewałem się jakiegoś rasowego szowinizmu. Obcokrajowiec, w dodatku pierwszy kolorowy piłkarz. Tymczasem śpiewali moje nazwisko, gratulowali, byłem ich maskotką. To niezapomniane chwile. Miałem też fajnych kolegów. Trzymałem się z Jackiem Bednarzem i Marcinem Mięcielem. Wszyscy mnie lubili – kapitan Jacek Zieliński, a nawet ostrzyżony Grzegorz Szamotulski – mówi w pewną nostalgią Zeigbo.

To wszystko działo się jesienią, wiosną Nigeryjczyka zaskoczyło w Legii zimno, doznał też kontuzji, nie pograł za wiele. Jednak jego występ z Vicenzą w pucharze UEFA zapamiętał sobie szef AC Venezia i za 1,7 mln dolarów sprowadził Zeigbo do Italii. – Podpisałem pięcioletni kontrakt, jednym podpisem wbiłem sobie gwóźdź do trumny. Okazało się, ze trener Walter Novellino nie był zwolennikiem mojego transferu, a ja byłem kolejną zachcianką prezydenta klubu – opowiada Kenneth.

Zeigbo siedział głównie na trybunach, odżywał sportowo tylko wtedy gdy był wypożyczany jak np. w Emiratach Arabskich, gdzie trafił do zespołu Al-Ain. W 15 spotkaniach zdobył 15 bramek i został królem strzelców, wywalczył mistrzostwo kraju. Później trafił na testy do Hereenveen, Holendrzy byli skłonni zapłacić za niego 2,5 mln dolarów, ale Włosi chcieli 3,5 i Zeigbo musiał wrócić do Venezii. Wtedy cos w nim pękło, załamał się, a kluby zmieniał już tylko na słabsze. Występował kolejno w L'Aquila Calcio, AC Belluno 1905, Prix Camisano i ASD Villasimius gdzie gra do dziś.

Zeigbo mógł zrobić karierę, miał papiery na grę. Życie lubi jednak pisać nieprzewidziane scenariusze, ale w pamięci kibiców Legii będzie już na zawsze.

 

Profil Kennetha Zeigbo znajduje się w dziale historia - kliknij tutaj

Polecamy

Komentarze (25)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.