Zieliński - asystent bez charyzmy?
07.01.2010 14:29
Jako szkoleniowiec nie sprawdził się ani w Legii, ani w Koronie, ani ostatnio w Lechii. Gdy rozstawał się z gdańskim klubem, wydawało się, że popadnie w szkoleniowy niebyt. Nieoczekiwanie zadzwonił jednak Smuda i zaproponował pracę przy reprezentacji. Tak przynajmniej głosi wersja oficjalna. Bo od razu pojawiły się głosy, że Zieliński to człowiek Jerzego Engela, dyrektora sportowego PZPN, i został "Franzowi" narzucony. - Z tego, co wiem, moją kandydaturę zgłosił Smuda - komentuje Zieliński, a Engel dodaje: - Śmieszą mnie te spekulacje. O Wałdochu, który był kandydatem na drugiego trenera kadry, też mówiło się, że to człowiek Engela. Wie pan, że nawet chciałbym mieć taki wpływ na to, co dzieje się w PZPN? Ale nie mam.
Krytycy umiejętności trenerskich Zielińskiego wiele mu zarzucają, ale za każdym razem pojawia się wspólny mianownik: "charyzma". A w zasadzie jej brak. - Wiem, że nie krzyczę, nie padam na kolana przy linii bocznej. Ale moim zdaniem wrzaski to często wyraz bezradności. Ja mam inną strategię. Wolę stawiać na wiedzę - tłumaczy "Zielek".
- Nigdy nie był typem piłkarza i człowieka, który pohukuje na innych. Nie wrzeszczał, nie rzucał w szatni bidonem. Od tego byli inni. On miał inne zadanie: być tym dobrym. Tym, który powie koledze: "Słuchaj, chłopie, nic się nie martw. Następnym razem będzie lepiej" - przypomina Włodzimierz Tylak, trener, który prowadził Zielińskiego w Igloopolu Dębica w 1990 r., gdy klub awansował do ekstraklasy.
Marek Bajor, dziś trener Zagłębia Lubin, grał wtedy z II trenerem kadry w dębickim klubie: - Z tym brakiem charyzmy to przesada. Wiem, co teraz mówi się o Jacku. Ale wtedy w szatni umiał powiedzieć, co myśli. Może nie brutalnie, ale miał swoje zdanie.
Zieliński w ekstraklasie rozegrał 363 mecze, większość w barwach Legii. W kadrze 60, choć zadebiutował w niej dopiero w wieku 28 lat. - Ale nauczyło mnie to cierpliwości. Nie wściekałem się, że mnie nie powołują. Teraz karierę trenerską też tak samo chcę budować.
Dziś twierdzi, że praca w trzech klubach wiele go nauczyła. Tyle że trudno będzie mu odkleić łatkę bezbarwnego trenera. Ostatecznie przylgnęła ona do niego wówczas, gdy pracował w Lechii. Drużyna przegrywała mecz za meczem, na dodatek w kompromitującym stylu, i do szatni wkroczyli sfrustrowani fani. Później piłkarze opowiadali, że "Zielek" siedział wtedy jak mysz pod miotłą, schowany bał się zareagować, nie odezwał się słowem.
Przed Zielińskim blisko trzy lata spokojnej pracy. Spokojnej, bo to nie on tylko Smuda będzie na świeczniku. Ale młody trener zapowiada, że kadra ma być jego przepustką do bogatej trenerskiej kariery. Dziś mówi, że zrozumiał to, co kiedyś usłyszał od... "Franza": "Piłkarze to sk..., a trener musi być jeszcze większym sk...". Brzmi groźnie, choć na razie trudno w to uwierzyć.
Autor: Rafał Romaniuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.