Aleksandar Vuković

Aleksandar Vuković: Wszyscy razem możemy zrobić krok naprzód

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia Warszawa, legia.com

28.07.2020 11:35

(akt. 28.07.2020 11:38)

W rozmowie z oficjalną stroną klubu trener Legii Warszawa, Aleksandar Vuković, opowiedział o najważniejszych momentach sezonu 2019/2020.

Debiut Karbownika i świetny Niezgoda

- Mecz z ŁKS-em, wygrany przez nas 3:2, zapamiętam szczególnie z dwóch powodów. Wówczas zadebiutował Michał Karbownik. Myśleliśmy o tym, żeby zadebiutował już wcześniej, ale nabawił się kontuzji w trakcie przygotowań do sezonu, która się trochę przeciągnęła. Na Jarka Niezgodę liczyłem jako na napastnika numer jeden, praktycznie od początku rozgrywek. Widać było, że potrzebuje też trochę czasu, aby wrócić do optymalnej dyspozycji. Akurat dla niego spotkanie w Łodzi było punktem zwrotnym. Właśnie wtedy zaczął strzelać i grać w swoim stylu. Troszeczkę żałowałem, że pokazał się z dobrej strony o jakieś dwa tygodnie za późno w kontekście arcyważnych meczów z Rangers FC. Mimo wszystko cieszę się, że Jarka udało się odbudować. Bardzo dużo nam dał pod kątem dalszej części pierwszej rundy. Również – jakby nie spojrzeć, ze strony finansowej – w zimę. Z zawodnika, którego sytuacja była mocno wątpliwa, dał bardzo dużo.  

- Debiut Karbo? Jak patrzyło się na  tego chłopaka od samego początku... Serce rośnie – to najlepsze określenie. Będąc w klubie i obserwując graczy z zaplecza, miałem w głowie jeden moment, kiedy rezerwy grały w Łodzi z Widzewem. Nie wiem czy nie było to otwarcie nowego stadionu, ale na trybunach zasiadło sporo ludzi. Karbownik, który był wtedy jeszcze młodszy, grał bez żadnych kompleksów. Jeżeli chodzi o wrażenia pozaboiskowe - radził sobie bez żadnego problemu. Wiedziałem, że nie pęknie, gdy przyjdzie mu zadebiutować w ekstraklasie. I tak też było. Z tym, że nastąpiło jedno, pozytywne zaskoczenie. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Już w spotkaniu z ŁKS-em miał asystę, robił bardzo dużo z przodu. Potem poprawił się w obronie. Na początku było gorzej w defensywie, ze względu na to, że była to dla niego nowa pozycja. Już w debiucie zaznaczył, w jakim kierunku będzie się rozwijał w tym sezonie.

Jesienny mecz z Lechem

- Mecz Legia – Lech, 12. kolejka… Niewątpliwie, to jeden z punktów zwrotnych. Od tamtej pory złapaliśmy stabilizację i nie było już większych problemów z naszą formą, aż pod koniec przedłużonych rozgrywek. Przeciągnięcie ligi sprawiło, że pod koniec – po wznowieniu rywalizacji o stawkę – zaczęliśmy tracić wszystko to, co mieliśmy przez dłuższy okres. Ale było to też efektem tego, że kilka miesięcy wcześniej pracowaliśmy bardzo mocno. Wierzyłem, że prędzej czy później ten moment może nastąpić. Nastąpił akurat w 12. kolejce, po dwóch nieprzyjemnych porażkach: z Piastem i Lechią. Przed tymi porażkami prezentowaliśmy się dobrze. Pamiętam wygraną w Krakowie, z Rangers FC zagraliśmy super mecze. Już wcześniej drużyna  pokazywała wiele dobrego, tylko brakowało punktu zwrotnego, który sprawi, że zaczniemy to robić jeszcze regularniej. Jesienne spotkanie z Lechem było również kluczowe z tego powodu, iż trzecia porażka z rzędu spowodowałaby, że wokół nas powstałoby jeszcze większe napięcie i negatywna atmosfera, która utrudnia pracę. Daliśmy sobie radę. Ze względu na reakcję zespołu, właśnie w tym meczu czułem największą dumę, jako trener, po bramce Darko Jevticia. Chwilę po przerwie przegrywaliśmy 0:1. Drużyna dalej grała swoje, nie reagowała w stylu: „O Boże, co teraz będzie?”. Tylko po prostu robiła swoje.  

7:0

- Mecz z Wisłą Kraków był godny zapamiętania. Wygraliśmy 7:0. Rywal wielki, nawet jeżeli ma swoje problemy. Ani przed, ani po tym meczu krakowianie nie przegrywali tak wysoko. Po prostu to był dzień, w którym wszystko nam wychodziło. Zaczęło się od bramki Luquinhasa. Objęliśmy prowadzenie już w 1. minucie. Później chłopaki grali naprawdę znakomity mecz. Wisła źle reagowała źle. Pamiętam, że przeciwnicy próbowali i uparcie dążyli do tego, żeby grać z nami otwartą piłką, co tego dnia zakończyło się dla nich źle.

Wyjazdowa wygrana

- Grudniowe spotkanie ze Śląskiem we Wrocławiu… Spotkanie z ówczesnym liderem ekstraklasy. Był to bardzo dobry i dojrzały mecz z naszej strony.  Zaczęło się nienajlepiej, bo od jednego z kilku rzutów karnych, przeciwko nam, które są bardzo trudne do zaakceptowania. W tym wypadku nie można było się kłócić o prawidłowość decyzji sędziego. Ale przede wszystkim o to, w jakim punkcie pola karnego, w jak niegroźnej sytuacji dajemy przeciwnikowi z niczego możliwość na 100-procentową sytuację do zdobycia bramki. Radek Majecki dokonał bardzo ważnej rzeczy w tym meczu. Można powiedzieć, że – patrząc na cały sezon – obrona jedenastki dała nam bardzo dużo. Potem, według mnie, całe spotkanie przebiegało pod nasza kontrolą.

Zwycięstwo w Gdańsku

- Marcowy mecz z Lechią wspominaliśmy też przy okazji 36. kolejki, w której również mierzyliśmy się w Gdańsku z tą drużyną. Spotkanie z 25. kolejki było zupełnie inne, takie jak zawsze na tym obiekcie. Duże napięcie, intensywność, trudny teren, na którym zagraliśmy bardzo dobrze. Nie pozwoliliśmy Lechii praktycznie na nic. Pamiętam bardzo dobre podanie Luquinhasa i wyjście Pawła Wszołka na wolną pozycję. Uciekł obrońcom w swoim stylu i pokonał Dusana Kuciaka bodajże po uderzeniu, które przeleciało mu między nogami. No i Mateusz Cholewiak. Po jego akcji z Tomasem Pekhartem padła bramka - jedna z najłatwiejszych dla zdobywcy. Cholewa miał piłkę praktycznie na 2. metrze, blisko linii bramkowej.

Dwumecz z Cracovią

- Półfinał Pucharu Polski? Nie będziemy dobrze wspominać tego meczu. Ale to też spotkanie, które czegoś nas nauczyło. Była to porażka, którą przyjęliśmy godnie i na którą potrafiliśmy zareagować. Wszyscy czuli bardzo duże napięcie i chęci zamknięcia ligi... Zabrało nam to dużo energii i koncentracji. Problemy zdrowotne plus eksploatacja zawodników… Nie mogliśmy rozegrać meczu tak, jak chcieliśmy. Słabe spotkanie, w którym przegraliśmy zbyt wysoko. W pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:2, lecz Cracovia nie miała takiej przewagi. Rywale mieli aut, potem nastąpił ping-pong, po którym padł pierwszy gol. Później kolejny ping-pong, po którym padło drugie trafienie. Takie rzeczy rzadko zdarzają się w jednym meczu. Pamiętam, że po tym meczu potrafiliśmy się zebrać. Trudny cios, który otrzymaliśmy, nie powalił nas.

- Cracovia była chętna do tego, żeby trzy dni później zrobić przy Łazienkowskiej coś więcej i doprowadzić do sytuacji, w której presja zrobi się jeszcze większa. Zostałyby nam dwa mecze, w których dalej trzeba by było zdobywać punkty. Mimo wszystko – oprócz niemiłych wspomnień ze względu na wynik w Krakowie – bardzo podobała mi się reakcja na mecz. Myślę, że rewanż i reakcja była odpowiednia. Pamiętam sytuację z końcówki meczu, która nas mocno wszystkich zabolała. Chodzi mi o faul Sergiu Hanki na Luquinhasie. Sądzę, iż to był moment, w którym wiedziałem, że – nie powiem, że zdemolujemy ich w lidze – na pewno zagramy tak, jak zagraliśmy. Na podstawie tej sytuacji i niesportowego zachowania zbudowaliśmy bardzo dużą energię i motywację, którą zaczęliśmy tracić. Bo już kilku zaczęło pracować na ”empty battery”. Bardzo ważny moment, jeżeli mówimy o tym meczu.

- Spotkanie z Cracovią w Warszawie? Przed tym meczem, w którym zapewniliśmy sobie już matematycznie mistrzostwo Polski, nie mieliśmy dużo czasu. Byliśmy po wysokiej porażce. Jedyne czego chciałem uniknąć, to psychozy związanej z możliwością utraty tego, co wydaje się na wyciągnięcie ręki. Wiem, że niestety w głowach ludzi i piłkarzy zachodzą też pewne procesy - bardzo łatwo  można się w jakiś sposób „sparaliżować” myślą, że coś można utracić.

- Przygotowaliśmy się do meczu bardziej jak do rewanżu z Cracovią. Za to, co przeżyliśmy w Krakowie. Po pierwsze, porażka. Po drugie, zachowanie Hanki w końcówce meczu. Moim zdaniem, takich rzeczy się nie robi, ale z drugiej strony – cieszę się, że to zrobił. Myślę, że ta sytuacja dała nam bardzo dużo, jeżeli chodzi o nasze podejście, agresywność i energię w tym spotkaniu. Umiejętnie to wykorzystaliśmy. Był to mecz, w którym nie dało się dostrzec, że czujemy jakąkolwiek presję związaną z tym, że jak przegramy, to znajdziemy się w niepewnej sytuacji. Wyszliśmy na mecz, aby udowodnić, że potrafimy grać dużo bardziej agresywnie, zdecydowanie. Pokazać, iż jesteśmy zespołem, który nie wolno traktować tak, jak w jednej z ostatnich sytuacji pucharowej rywalizacji z Krakowie.

Podsumowanie sezonu

- Uważam, że w tym sezonie drużyna, którą prowadzę, walczyła dla siebie o kilka rzeczy. Nie tylko o zwycięstwo, mistrzostwo Polski, ale też o zdobycie zaufania ludzi, którzy oglądają i kibicują Legii, są z nią na dobre i na złe. Wydaje mi się, że zespół przecierpiał też bardzo dużo nie ze swoich win. Była to zupełnie nowa drużyna… A mimo wszystko wspominano, że w poprzednich rozgrywkach przegrano to i tamto, że jesteśmy tacy i tacy. Na początku trzeba było się tłumaczyć z pierwszej czy drugiej porażki, gdzie wiedzieliśmy, że potrzebujemy po prostu trochę czasu, aby to wszystko zaczęło funkcjonować. Mam wrażenie, że tej drużynie udało się zdobyć zaufanie. To największy sukces tego roku, jeżeli chodzi o nas i o nasze cele. Myślę, że potrzebujemy pozytywnej energii ze strony trybun i ludzi, którzy są wokół klubu. Potrzebujemy tego, żeby była sympatia do zespołu i chęć bezwarunkowego wsparcia, nie tylko na zasadzie: „Legia to my”. Ale, że po prostu jesteśmy wszyscy w tym razem, że jest drużyna, która chce walczyć dla klubu. Wydaje mi się, że w tej chwili jest takie przekonanie wśród kibiców Legii.

- Naszą mądrością i obowiązkiem jest, żebyśmy to pielęgnowali i byli dalej taką drużyną, której się ufa oraz ją wspiera. Chcemy być zespołem, który – dzięki zaangażowaniu i poświęceniu – na to zasługuje. To dla mnie pozaboiskowe, najważniejsze wydarzenie tego roku, czyli zupełnie inne postrzeganie drużyny i zupełnie inny kontakt z kibicami. Musi iść to w stronę jeszcze większego połączenia czy zjednoczenia – żeby było ono jeszcze większe. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze.

Nadchodzące rozgrywki

- Nowy sezon zaczynamy już za chwilę, od Superpucharu. Życzę nam wszystkim, żebyśmy jeszcze bardziej zjednoczyli się w nachodzących rozgrywkach. Żebyśmy wszyscy wokół naszego, głównego hasła - które nas łączy, czyli Legia – budowali coś wielkiego i szli do przodu. Myślę, że jesteśmy w takiej sytuacji, w której wszyscy razem możemy zrobić krok naprzód. Przy odrobinie szczęścia – już w Europie być tam, gdzie chcemy. I tutaj, na polskim podwórku dalej być klubem, który prowadzi w stawce.

Polecamy

Komentarze (19)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.