Aleksander Vuković: Nie boję się podejmować decyzji
02.06.2020 22:15
O Partizanie i Polsce
- Do dzisiaj jestem emocjonalne związany z Partizanem Belgrad. To się nie zmienia, to kwestia życiowa. Klub bliski mojemu sercu. Kochałem się w Partizanie jako dzieciak i tak jest do dzisiaj. Wtedy nie wiedziałem w ogóle o istnieniu Legii. Później życie tak mnie poprowadziło, że znalazłem się w Warszawie. Nie ulega wątpliwości, że Legia powoli dobija się coraz mocniej do Partizana. W zasadzie nie ma już wielkich różnic. To, że jestem fanem piłkarskim powoduje, że rozumiem przywiązanie do barw klubowych. Również jako piłkarz zawodowy potrafiłem podchodzić do tego z większą empatią.
- Polska to mój drugi kraj? Niewątpliwie tak. Jestem w Polsce praktycznie 20 lat. Można powiedzieć, że już ponad połowę świadomego życia spędziłem w Warszawie. Czuję, że Polska to moje miejsce na ziemi. Nie chcę używać mocnych słów, że czuję się jak Polak czy jestem Polakiem… Nie chodzi o to. Po prostu wyobrażam sobie od dłuższego czasu, że do końca życia mógłbym tutaj zostać. Jak przyjeżdżałem do Warszawy po raz pierwszy, nie miałem takich myśli. To najlepsze podsumowanie.
- Nie powiem, że teraz jestem wybitnie mądry, ale jako 15-latek byłem na pewno dość dojrzały jak na swój wiek. Miałem pełną świadomość tego, jak dużą rzecz robili dla mnie rodzice. Nie miałem problemów z przenosinami do Belgradu, który znajdował się 350 kilometrów od rodzinnych stron. To było bowiem moje marzenie, aby znaleźć się w Partizanie. Miałem jednocześnie świadomość, że rodzice zostają w regionie, który jest otoczony zamieszkami, a sytuacja jest bardzo trudna i niepewna. W pierwszych miesiącach po mojej przeprowadzce rodzice poświęcili bardzo dużo, chociażby pod kątem ekonomicznym. Pamiętam jak dziś, że po drugim meczu w juniorach Partizana, dyrektor sportowy grup młodzieżowych poinformował mnie, iż chcą ze mną podpisać umowę, która umożliwi mi stypendium, zamieszkanie i zapewnione wyżywienie. Co praktycznie po miesiącu pozbyło moich rodziców obowiązków, związanych z moim utrzymaniem. Wówczas nie było telefonów komórkowych. Były utrudnienia, żeby w jakikolwiek sposób się połączyć na linii Serbia-Bośnia. Wszędzie wojna. Rozwiązaniem okazała się poczta. Później pobiegłem do budki telefonicznej. Próbowałem wykręcić numer do domu z nadzieją, że kogoś w nim zastanę. Gdy mogłem powiedzieć mamie, że Partizan podpisze ze mną kontrakt, dostanę mieszkanie i inne rzeczy… To było niesamowite.
O byciu trenerem
- W Legii jest walka z tym, żeby mieć własną percepcję tego, co się dzieje. Jeżeli dostosowalibyśmy się i szli za tym, co się mówi, to w każdej sytuacji można zwariować: w dobrej i złej. Kiedy jest źle można się pogrążyć, zamiast skupić się nad tym, żeby znaleźć i wyczekać lepszy moment, który może nadejść. Gdy jest troszeczkę lepszy moment, znowu zaczyna się dla mnie walka z percepcją zewnętrzną. Tego, że jesteśmy nie wiadomo jacy, mamy otwartą drogę do mistrzostwa… To może doprowadzić do utraty sensu. Trzeba koncentrować się na tym, żeby maksymalnie wykorzystywać czas i możliwości, każdy następny trening, każdy następny mecz. W moim rozumieniu balans pomiędzy dyscypliną, odpowiedzialnością a radością, jest bardzo ważny.
- Jeżeli piłkarz ma być jak maszyna, która realizuje coś, co jest nakreślone przez trenera, nie może czuć ani przez chwilę dziecięcej radości, kiedy zaczynał grać w piłkę… Myślę, że to nie może się udać na dłuższym dystansie. Zawsze mówię, że chcę odpowiedzialności za drużynę, wynik. Ale chcę też spokoju, radości, frajdy dla siebie i wszystkich dookoła.
- Największym sukcesem jest to, że ma się wrażenie, że ludzie chcą przychodzić oglądać twój mecz. I ty chcesz dla nich grać. W tym jest bardzo dużo radości. Kwestia typowo trenerska? Są rzeczy na boisku, które muszą być wykonane w 100 procentach, wymagają dyscypliny. Ale są też momenty i fragmenty boiska, w których można się wykazać sporą kreatywnością, swobodą.
- Co jest dla mnie najtrudniejsze po przejściu z roli piłkarza na rolę szkoleniowca? Muszę czasem przekazywać dość nieprzyjemne informacje. Ktoś jednak kiedyś ładnie powiedział: „Gdy taka praca ci nie pasuje, zawsze można sprzedawać lody”. Lubię to, co robię. Uważam swoją pracę za bardzo twórczą i wymagającą. Sądzę, że najtrudniejsza jest strefa mentalna trenera, który musi być gotowy na to, że mogą nadejść nieprzyjemne momenty. Przypomnę o percepcji, o której mówiłem wcześniej. O tym, że ludzie będą przedstawiać momenty mało przyjemne jako tragiczne… To oczywiście może mocno wpływać na psychikę szkoleniowca. Jeżeli on tego nie wytrzyma, odbija się to na drużynie. To najtrudniejsze zadanie. Każdy szkoleniowiec znajduje się pod presją wyniku, atakiem, jest poddawany wątpliwościom.
- Uważam to za szczęście, że jestem taką osobą, która wierzy we własną percepcję. Jestem człowiekiem, który zasięga opinii innych. Ale nie dam sobie wmawiać, poprzez działanie środowiska, żeby coś w moim podejściu się zmieniło. Miałem szczęście, bo może mi się to bardzo przydać w tym zawodzie. Cały czas jesteś poddawany wątpliwościom, niektórzy stawiają nad tobą znaki zapytania. Jako piłkarz, a później jako asystent znałem trenerów, na których może to działało. Potem brakowało spokoju, rzetelnie oceniającej głowy… To coś, co napawa mnie optymizmem, czyli niezmienianie podejścia po reakcji otoczenia, jeżeli chodzi o moją dalszą prace w tym zawodzie. Bo mam zamiar dalej pracować jako trener. I myślę, że pod tym kątem będę miał odrobinę łatwiej. Nie łatwo, ale odrobinę łatwiej.
O podejmowaniu decyzji, podobieństwach drużyny do rodziny i szczerości
- Z całym sztabem mam taką relację, że to ja muszę podjąć decyzję. W tym momencie odpowiedzialność spoczywa najbardziej na moich barkach. Czy jest to przygotowanie fizyczne, czy przygotowanie taktyczne… Koniec końców, pierwszy trener zawsze bierze za to odpowiedzialność. Ale daleki jestem od tego, że samemu chcę o wszystkim decydować. Liczę się ze zdaniem ekspertów z każdej dziedziny. W tej chwili mogę się tylko pochwalić czy być wdzięczny za grono ludzi, z którym obecnie współpracuję. Od Łukasza Bortnika, przez Marka Saganowskiego, Aleksandara Radunovicia oraz pozostałe osoby… Mam od nich duże wsparcie. Jeden z poprzednich trenerów, przy którym pracowałem, mówił: „Musisz robić wszystko sam. Nikogo o nic nie pytaj, ewentualnie kilka osób. Wiesz najlepiej. Tylko lojalność. I to wystarczy”. Jestem zupełnie innego zdania. Chcę mieć ludzi mądrzejszych ode mnie, chociażby w pewnych kwestiach. Tylko w ten sposób mogę coś osiągnąć. Jestem tego absolutnie świadomy. Nie chcę udawać, że na wszystkim znam się najlepiej. Natomiast nie boję się podejmować decyzji. Uważam, że potrafię wybrać właściwie.
- Podobieństwa do drużyny i rodziny? Na jednej z odpraw podkreśliłem, że nie lubię nadużycia tego drugiego słowa w aspekcie sportowym. Każdy z nas ma własną rodzinę, dzieci. To trochę porównania do wojny na boisku. Z drugiej strony nie mogę nie powiedzieć, że tworzy się bliskość i relacja z ludźmi, z którymi codziennie jedziecie na tym samym wózku. To coś, co zbliża do siebie. Każdy z nas, dla którego najważniejsza jest rodzina, jest też uzależniony od tego innego, którego mam w szatni i z którym pracuję. Dobrze pracujący kolega obok mnie, pracuje nie tylko dla siebie, ale i dla mojej rodziny. Tutaj szukałbym takich porównań. Mocno wierzę w to, iż dobre relacje i atmosfera są absolutnym fundamentem zespołu.
- Zawsze będę szczery wobec zawodników. Będę im mówił to, co myślę. Nigdy nie skrzywdzę nikogo z premedytacją. Nie ma piłkarza, na którego bym się uwziął. Mam przekonania, według których chcę pracować z drużyną. Robię wszystko w interesie zespołu, który prowadzę. Tak do tego podchodzę.
O grze przy pustych trybunach i nieukończonej książce
- Musimy dążyć do prawidłowego funkcjonowania, bez względu na okoliczności. Nie przestajemy działać tak, jak chcemy. Największym utrudnieniem okazało się to, że w pewnym momencie zostaliśmy zatrzymani. Poza porażką z Piastem w marcu, byliśmy w bardzo dobrej dyspozycji. Potem nastąpiło półtora miesiąca bez właściwego treningu grupowego. Musimy po prostu nadrobić czas. I być świadomi, że będziemy potrzebować go trochę więcej, żeby znaleźć się w wymarzonej dyspozycji, w której znajdowaliśmy się przed pandemią. Chcę się trzymać tego podejścia.
- Nie możemy patrzeć w ten sposób, że mamy osiem punktów przewagi nad drugim zespołem. To nic nie oznacza. Mniej więcej na tym etapie poprzedniego sezonu mieliśmy tyle samo punktów przewagi nad Piastem. Nie rozwijając dyskusji można zauważyć, że sytuacja nie jest taka, że można poczuć się zbyt pewnie. Z drugiej strony, mamy narzekać, że mamy osiem punktów przewagi? Na pewno nie. Zależy nam na tym, aby skupić się na każdym kolejnym meczu, traktować go jako najważniejszy w życiu. Przed nami dziesięć kroków w lidze. To nie jest mało.
- Koronawirus dobitnie nam pokazał, żeby warto korzystać z każdej chwili na boisku i z każdego treningu. Tak też chcemy robić. Zostało nam jeszcze dziesięć spotkań ligowych. Na tym trzeba się maksymalnie skupić. Liczy się tu i teraz. Do meczu z Wisłą Kraków musimy przygotować się jak najlepiej, zagrać dobrze, wygrać i zdobyć trzy punkty. Z tyłu głowy, z pomocą ludzi w klubie, można troszeczkę patrzeć na to, co ewentualnie może być przed nami. Uważam, że drużyna ma jeszcze dużo pracy przed sobą, sporo jest do zrobienia. Jest to nieukończona książka, którą cały czas piszemy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.