B(L)iżej Legii z Guilherme i Malarzem
08.12.2016 23:15
Zdjęcia z wydarzenia (fot. Kacper Piwnicki)
Słowa Brazylijczyka tłumaczył Adam Mieszkowski. Pracownik Legii na bieżąco mówił Guilherme jakie pytania padają z sali, a następnie sam przekazywał, co mówił „Gui”. – Jestem w Polsce już jakiś czas. Oczywiście, gdy codziennie przebywam z Polakami, siłą rzeczy uczę się nowych słówek. Potrafię powiedzieć podstawowe zwroty jak: „dzień dobry”, „dziękuję”, „dobrze”. Nie będę jednak tutaj wyliczał pojedynczych słów, bo to bez sensu. Bardzo dużo rozumiem, ale mam problemy z mówieniem – powiedział fanom strzelec jedynego gola w środowym spotkaniu ze Sportingiem CP.
„Gui” został również zapytany, czy gol przeciwko Sportingowi był dla niego najważniejszy w karierze. – To była bardzo istotna bramka. Zapewniła nam grę w Lidze Europy w przyszłym roku. Dodatkowo, na stadionie pojawili się moi bracia. Gdy strzeliłem gola, podbiegłem do nich i zadedykowałem im to trafienie – mówił pomocnik. Piłkarze musieli mierzyć się z przeróżnymi pytaniami. Często obydwaj zawodnicy odpowiadali zgodnie na niektóre kwestie. – Wydaje mi się, że nauczyliśmy się grać w Lidze Mistrzów. Pierwszy mecz z Borussią był wielką niewiadomą. Później zaczęliśmy wyciągać wnioski. Aż szkoda, że te rozgrywki dla nas już się skończyły. Czuliśmy, że jesteśmy w gazie. Nie pozostaje nam nic innego, by za rok znów wystąpić w tym turnieju. Bardzo mnie się to spodobało i zrobię wszystko, aby powtórzyć ten wyczyn. To niesamowite uczucie, gdy słuchasz tego słynnego hymnu z poziomu murawy. Przechodzą mnie wtedy dreszcze po ciele – powiedział fanom zebranym w reustaracji Champions, Arkadiusz Malarz. – Gdyby ktoś pięć lat temu powiedział mi, że wystąpię w meczu przeciwko Realowi na Santiago Bernabeu albo Borussii na Signal Iduna Park, pewnie bym w to nie uwierzył. Jak widać, ciężka praca popłaca – dodał Guilherme.
Najmłodsi kibice Legii często pytali się Malarza, co muszą zrobić, by stać się takimi bramkarzami jak on i czy jego dzieci również będą grały w piłkę nożną. – Nie ma chyba recepty na granie w piłkę. Na początku dzieci powinny się bawić. Dopiero później w wieku 8-10 lat można stwierdzić, czy dany chłopiec ma talent bądź potencjał do gry. Ja posiadam dwóch bliźniaków. Jeden lubi strzelać gole, drugi radzi sobie w obronie. Nie będę im oczywiście kazał zostać piłkarzami. Jeśli zechcą, to spróbuję im pomóc, ale to ich wybór. Czy zastanawiam się nad trzecim potomkiem? Szczerze mówiąc, trochę z żoną boimy się. Przy tej dwójce mamy sporo pracy – mówił z uśmiechem 36-latek.
Piłkarze dzielnie odpowiadali na przeróżne pytania. Guilherme odniósł się do tragedii narodowej jego rodaków, a Malarz tłumaczył, że nie lubi udzielać wywiadów swojej żonie, ale obydwoje zdają sobie sprawę, że są osobami publicznymi i to należy do ich obowiązków. Brazylijczyk został również zapytany czy na najbliższe spotkanie z Piastem Gliwice będzie gotowy do gry. – Przeszedłem badania, niedługo powinienem dojść do pełni sił. Jednakże o moim występie zadecydują lekarze. Porozmawiam z nimi i wspólnie podejmiemy decyzję – stwierdził „Gui”.
- Jak wychodzę na murawę, jestem już skupiony na swojej pracy. Dlatego przepraszam, że nie reaguję na okrzyki kibiców. Czasami jednak one do mnie docierają i wtedy jakimś skromnym gestem za to podziękuję - mówił Malarz. - Twoja mama ma 36 lat? To bardzo młoda kobieta - śmiał się bramkarz Legii do jednego z młodszych kibiców, a za chwilę dodał. - Wątpię, by jakiś szaleniec wydał grube miliony na 36-latka. Chociaż Manchester United w podobnym wieku kupił Edvina van der Sara. Gdyby klub z Old Trafford chciałby mieć mnie w swojej drużynie, to porządnie zastanowiłbym się nad tą ofertą. A tak teraz na poważnie. Dobrze mi jest tutaj w Warszawie. Cały czas się rozwijam. Gdy wracałem z zagranicy, nie spodziewałem się, że dostanę ofertę z Legii. Pograłem jednak chwilę w GKS-ie Bełchatów i proszę... Zawsze marzyłem, żeby grać do 40. roku życia. Zobaczymy, czy ten Pan na górze mi na to pozwoli - zakończył golkiper mistrzów Polski.
Gdy piłkarze przestali odpowiadać na pytania, ustawiła się do nich kolejka fanów, aby zrobić sobie z nimi zdjęcia bądź otrzymać od zawodników autograf z ich podobizną. W międzyczasie Przemysław Iwańczyk losował osoby, które miały otrzymać nagrody albo od Fortuny, albo od restauracji Champions. Kibice mogli wygrać: piłkę z podpisami piłkarzy, koszulki zawodników, voucher na 100 zł do Sportsbaru, voucher na drinka w restauracji na najwyższym piętrze hotelu Marriot czy nocleg dla dwóch osób. Fani, którzy chcieli wziąć udział w zabawie, musieli posiadać jakikolwiek paragon z restauracji Champions.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.