Bedę kibicować przed telewizorem
16.05.2002 21:49
<b>Czy jest Pan załamany?</b>
Wywiad z Bartoszem Karwanem
Czy jest Pan załamany?
Bartosz Karwan: Nie. Pogodziłem się już z tym, że na mundial nie pojadę. Kontuzja, której doznałem w meczu z Rumunią okazała się na tyle poważna, że nie zdążyłem jej wyleczyć przed mistrzostwami. Nie było możliwości, bym pojechał z drużyną. Żałuję, bo mundial to wielkie wydarzenie. Byłem tak blisko uczestniczenia w czymś niezwykłym, ale nie będę. Nie załamałem się jednak. Z każdej porażki, bolesnego zdarzenia trzeba umieć wyciągać pozytywne wnioski. Teraz chcę się wyleczyć, zacząć grać i trenować w nowym klubie. A jesienią wrócić do reprezentacji na eliminacje do mistrzostw Europy. To jest mój kolejny cel. Ja nie jestem całkowicie stracony dla reprezentacji. Jeszcze mogę pomóc tej drużynie.
Czy jadąc do Niemiec, przeczuwał Pan najgorsze?
- Absolutnie nie. Byłem przygotowany na to, że normalnie będę ciężko trenował. Po meczu z Rumunią sądziłem, że zdążę się wyleczyć. Niestety. Robiłem wszystko, ale może gdzieś popełniłem błąd. Przed wyjazdem do Niemiec ćwiczyłem indywidualnie. Biegałem, podtrzymywałem formę. Jechałem tu pełen optymizmu i nadziei. Niestety, treningi specjalistyczne pokazały, że do końca zdrowy nie jestem. Nie jestem zdolny do maksymalnych obciążeń czyli sprintów, startu do piłki, uderzenia. Uważam, że mój całkowity powrót do zdrowia to kwestia jeszcze dwóch tygodni. Szczęście w nieszczęściu, że teraz jest przerwa, nikt nie trenuje. Wykorzystam ten czas na leczenie.
A kolegów będę dopingował w telewizji. Teraz, bardziej niż wcześniej, zależy mi na sukcesie tej drużyny na mistrzostwach. Rola kibica, w moim przypadku, będzie niewdzięczna. Nie będę mógł pomóc chłopakom na boisku, pozostaje mi ściskanie za nich kciuki przed telewizorem i dobre słowo.
Wie Pan, jak leczyć ten uraz?
- Najlepszym lekarstwem jest czas i cierpliwość. Zwykle naderwanie mięśnia dwugłowego, bo takiej doznałem kontuzji, leczy się dwa tygodnie. W moim przypadku wszystko trwa dłużej. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tego, a wręcz uważałem, że zdążę dojść do siebie. Nie udało się, pozostaje mi więc czekać. Nie będę robił zbyt wiele, nie chcę przeciążać nogi. Prawdopodobnie będę chodził na dodatkowe zabiegi.
Czy uraz nie przeszkodzi Panu w transferze do Herthy?
- Nie. Z berlińskim klubem mam już podpisany kontrakt. Urazy są wkalkulowane w zawód piłkarza. Pierwszego lipca mam zjawić się na pierwszym treningu nowego zespołu.
Bartosz Karwan: Nie. Pogodziłem się już z tym, że na mundial nie pojadę. Kontuzja, której doznałem w meczu z Rumunią okazała się na tyle poważna, że nie zdążyłem jej wyleczyć przed mistrzostwami. Nie było możliwości, bym pojechał z drużyną. Żałuję, bo mundial to wielkie wydarzenie. Byłem tak blisko uczestniczenia w czymś niezwykłym, ale nie będę. Nie załamałem się jednak. Z każdej porażki, bolesnego zdarzenia trzeba umieć wyciągać pozytywne wnioski. Teraz chcę się wyleczyć, zacząć grać i trenować w nowym klubie. A jesienią wrócić do reprezentacji na eliminacje do mistrzostw Europy. To jest mój kolejny cel. Ja nie jestem całkowicie stracony dla reprezentacji. Jeszcze mogę pomóc tej drużynie.
Czy jadąc do Niemiec, przeczuwał Pan najgorsze?
- Absolutnie nie. Byłem przygotowany na to, że normalnie będę ciężko trenował. Po meczu z Rumunią sądziłem, że zdążę się wyleczyć. Niestety. Robiłem wszystko, ale może gdzieś popełniłem błąd. Przed wyjazdem do Niemiec ćwiczyłem indywidualnie. Biegałem, podtrzymywałem formę. Jechałem tu pełen optymizmu i nadziei. Niestety, treningi specjalistyczne pokazały, że do końca zdrowy nie jestem. Nie jestem zdolny do maksymalnych obciążeń czyli sprintów, startu do piłki, uderzenia. Uważam, że mój całkowity powrót do zdrowia to kwestia jeszcze dwóch tygodni. Szczęście w nieszczęściu, że teraz jest przerwa, nikt nie trenuje. Wykorzystam ten czas na leczenie.
A kolegów będę dopingował w telewizji. Teraz, bardziej niż wcześniej, zależy mi na sukcesie tej drużyny na mistrzostwach. Rola kibica, w moim przypadku, będzie niewdzięczna. Nie będę mógł pomóc chłopakom na boisku, pozostaje mi ściskanie za nich kciuki przed telewizorem i dobre słowo.
Wie Pan, jak leczyć ten uraz?
- Najlepszym lekarstwem jest czas i cierpliwość. Zwykle naderwanie mięśnia dwugłowego, bo takiej doznałem kontuzji, leczy się dwa tygodnie. W moim przypadku wszystko trwa dłużej. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tego, a wręcz uważałem, że zdążę dojść do siebie. Nie udało się, pozostaje mi więc czekać. Nie będę robił zbyt wiele, nie chcę przeciążać nogi. Prawdopodobnie będę chodził na dodatkowe zabiegi.
Czy uraz nie przeszkodzi Panu w transferze do Herthy?
- Nie. Z berlińskim klubem mam już podpisany kontrakt. Urazy są wkalkulowane w zawód piłkarza. Pierwszego lipca mam zjawić się na pierwszym treningu nowego zespołu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.