Bez wysiłku
30.10.2001 16:39
<b>Legia pojedzie na rewanż do Valencii po najniższy wymiar kary?</b>
Wywiad z Maciejem Murawski
Legia pojedzie na rewanż do Valencii po najniższy wymiar kary?
- Wprost przeciwnie. Naszym celem będzie walka o awans do następnej rundy. Nie obiecuję, że przejdziemy faworyzowany hiszpański zespół, wszyscy znają przecież klasę Valencii, ale na pewno postaramy się - twierdzi czołowy pomocnik stołecznego klubu, Maciej Murawski. - Jedno mogę natomiast zagwarantować: nie padniemy na kolana, nikt nie "pęknie". Legia to jeszcze nie Real Madryt, więc pewnie na trybunach nie będzie, zwłaszcza po remisie w Warszawie, kompletu.
- Przetrawiliście już błędne podyktowanie rzutu karnego dla Valencii przez austriackiego arbitra?
- Trudno przejść nad tym do porządku dziennego, bo zupełnie inna byłaby obecnie sytuacja, gdyby pierwsze spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem. To nam sędzia powinien dać jedenastkę, a znakomitą okazję zaprzepaścił jeszcze Moussa Yahaya. Gdybyśmy wygrali na przykład 2:0, Valencii bardzo trudno byłoby odrobić stratę. Hiszpanie zdają sobie jednak sprawę, że otrzymali prezent od Austriaka, więc na pewno nas nie zlekceważą. Niby trzymają obecnie wszystkie karty w swych rękach, bo do awansu wystarczy im bezbramkowy remis, ale nie mogą sobie pozwolić na grę defensywną. Kibice wymogą na swych pupilach ataki, a wówczas pojawi się szansa dla nas.
- Pytanie tylko, czy Legię stać na rozegranie w odstępie czternastu dni dwóch wspaniałych meczów?
- Gdyby rywale zawsze prezentowali klasę Valencii, to możemy wznosić się na wyżyny nawet co tydzień! Nie zabraknie nam motywacji, a przecież obecnie mamy bardzo liczną, silną i wyrównaną kadrę. Na pewno więc wstydu nie przyniesiemy, a przy odrobinie szczęścia możemy sprawić przyjemną niespodziankę. Może zabrzmi to nieco paradoksalnie, ale z Valencią będzie łatwiej grać niż ze Stomilem. Bo wygranej z olsztyńskim zespołem wszyscy od nas oczekiwali. Remis, nie mówiąc już o przegranej, zostałby przyjęty jak katastrofa. Natomiast w czwartek nie będziemy odczuwali takiej presji.
- W ubiegłym roku Karlheinz Rummenige powiedział, że zespołom z Europy Wschodniej należy zapłacić, żeby... nie grały w pucharach. Wydrukowanie karnego przez Austriaka na Łazienkowskiej też chyba nie było przypadkowe.
- Odnoszę podobne wrażenie. UEFA na pewno nie pomaga klubowym zespołom z naszego regionu. Rozgrywki rozpoczynamy szybciej od innych, a później bardzo szybko jesteśmy dolosowywani do uznanych firm. Nic więc dziwnego, że polskim zespołom bardzo ciężko jest się przebić do trzeciej, a nawet już drugiej rundy.
- Valencia ma słabe punkty? Jesteście je w stanie wykorzystać?
- Nie zawsze wychodzi hiszpańskiemu zespołowi gra w linii, w tym elemencie potykają się najczęściej. Oczywiście musimy pamiętać, że w dwóch ostatnich sezonach Valencia grała w finale Ligi Mistrzów i ma znacznie wyższy potencjał od Legii, ale trzeba szukać szansy. Mamy szybkich napastników i bocznych pomocników i ten atut musimy wykorzystać.
- Nie obawia się pan, że gospodarze mogą zdominować środek pola?
- Nie. Uważam nawet, że jeśli nie wystąpi Aimar, to w centrum my możemy mieć nieco więcej do powiedzenia. W środku drugiej linii w zespole Valencii występują świetni zawodnicy, ale zorientowani raczej defensywnie. Natomiast główny ciężar rozgrywania spada na bocznych graczy drugiej linii - Rufete i Kily Gonzalesa.
- Jak zatem Legia powinna zagrać w Hiszpanii?
- Nie chciałbym, aby ktokolwiek pomyślał, że wyręczam trenera Dragomira Okukę w ustalaniu koncepcji, ale uważam, iż powinniśmy zagrać ofensywnie. To styl, który nam odpowiada, obecna Legia nie umie ograniczać się do obrony. Do składu wrócą zapewne Radek Wróblewski i Tomek Sokołowski, więc nasz szkoleniowiec będzie miał sporą możliwość manewru. Teraz naprawdę wśród nas nie ma nikogo słabego, żaden zawodnik nie odstaje. I ten fakt trzeba wykorzystać. Uważam, iż powinien u nas obowiązywać system rotacyjny, taki jak w Bayernie Monachium lub Manchesterze. Wówczas nie będzie zadrażnień, nikt nie będzie chciał odchodzić, a wyniki mogą być jeszcze lepsze.
- Nie odnosicie wrażenia, że Okuka faworyzuje sprowadzonych przez siebie piłkarzy z krajów byłej Jugosławii?
- Skoro trener chce mieć kogoś w zespole, to trudno potem się dziwić, że ufa tym zawodnikom i na nich stawia. Myślę, że podczas kadencji Franciszka Smudy w Legii było to jeszcze bardziej widoczne. Generalnie obcokrajowcy powinni być lepsi od Polaków, jeśli mają grać w wyjściowych jedenastkach. Taka zasada obowiązuje wszędzie na świecie. Tylko wówczas uatrakcyjnią ligę i podniosą poziom. Nasi klubowi koledzy z zagranicy na pewno byli potrzebni. Zdarzyły im się w Legii słabsze spotkania, ale generalnie nie zawodzą.
- Postawiłby pan u bukmacherów na awans Legii do trzeciej rundy Pucharu UEFA?
- Nawet nie wypada postąpić inaczej. Gdybym uważał, że nie stać nas na wyeliminowanie Valencii, nie wybiegałbym na boisko. Bo i po co?
- Wprost przeciwnie. Naszym celem będzie walka o awans do następnej rundy. Nie obiecuję, że przejdziemy faworyzowany hiszpański zespół, wszyscy znają przecież klasę Valencii, ale na pewno postaramy się - twierdzi czołowy pomocnik stołecznego klubu, Maciej Murawski. - Jedno mogę natomiast zagwarantować: nie padniemy na kolana, nikt nie "pęknie". Legia to jeszcze nie Real Madryt, więc pewnie na trybunach nie będzie, zwłaszcza po remisie w Warszawie, kompletu.
- Przetrawiliście już błędne podyktowanie rzutu karnego dla Valencii przez austriackiego arbitra?
- Trudno przejść nad tym do porządku dziennego, bo zupełnie inna byłaby obecnie sytuacja, gdyby pierwsze spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem. To nam sędzia powinien dać jedenastkę, a znakomitą okazję zaprzepaścił jeszcze Moussa Yahaya. Gdybyśmy wygrali na przykład 2:0, Valencii bardzo trudno byłoby odrobić stratę. Hiszpanie zdają sobie jednak sprawę, że otrzymali prezent od Austriaka, więc na pewno nas nie zlekceważą. Niby trzymają obecnie wszystkie karty w swych rękach, bo do awansu wystarczy im bezbramkowy remis, ale nie mogą sobie pozwolić na grę defensywną. Kibice wymogą na swych pupilach ataki, a wówczas pojawi się szansa dla nas.
- Pytanie tylko, czy Legię stać na rozegranie w odstępie czternastu dni dwóch wspaniałych meczów?
- Gdyby rywale zawsze prezentowali klasę Valencii, to możemy wznosić się na wyżyny nawet co tydzień! Nie zabraknie nam motywacji, a przecież obecnie mamy bardzo liczną, silną i wyrównaną kadrę. Na pewno więc wstydu nie przyniesiemy, a przy odrobinie szczęścia możemy sprawić przyjemną niespodziankę. Może zabrzmi to nieco paradoksalnie, ale z Valencią będzie łatwiej grać niż ze Stomilem. Bo wygranej z olsztyńskim zespołem wszyscy od nas oczekiwali. Remis, nie mówiąc już o przegranej, zostałby przyjęty jak katastrofa. Natomiast w czwartek nie będziemy odczuwali takiej presji.
- W ubiegłym roku Karlheinz Rummenige powiedział, że zespołom z Europy Wschodniej należy zapłacić, żeby... nie grały w pucharach. Wydrukowanie karnego przez Austriaka na Łazienkowskiej też chyba nie było przypadkowe.
- Odnoszę podobne wrażenie. UEFA na pewno nie pomaga klubowym zespołom z naszego regionu. Rozgrywki rozpoczynamy szybciej od innych, a później bardzo szybko jesteśmy dolosowywani do uznanych firm. Nic więc dziwnego, że polskim zespołom bardzo ciężko jest się przebić do trzeciej, a nawet już drugiej rundy.
- Valencia ma słabe punkty? Jesteście je w stanie wykorzystać?
- Nie zawsze wychodzi hiszpańskiemu zespołowi gra w linii, w tym elemencie potykają się najczęściej. Oczywiście musimy pamiętać, że w dwóch ostatnich sezonach Valencia grała w finale Ligi Mistrzów i ma znacznie wyższy potencjał od Legii, ale trzeba szukać szansy. Mamy szybkich napastników i bocznych pomocników i ten atut musimy wykorzystać.
- Nie obawia się pan, że gospodarze mogą zdominować środek pola?
- Nie. Uważam nawet, że jeśli nie wystąpi Aimar, to w centrum my możemy mieć nieco więcej do powiedzenia. W środku drugiej linii w zespole Valencii występują świetni zawodnicy, ale zorientowani raczej defensywnie. Natomiast główny ciężar rozgrywania spada na bocznych graczy drugiej linii - Rufete i Kily Gonzalesa.
- Jak zatem Legia powinna zagrać w Hiszpanii?
- Nie chciałbym, aby ktokolwiek pomyślał, że wyręczam trenera Dragomira Okukę w ustalaniu koncepcji, ale uważam, iż powinniśmy zagrać ofensywnie. To styl, który nam odpowiada, obecna Legia nie umie ograniczać się do obrony. Do składu wrócą zapewne Radek Wróblewski i Tomek Sokołowski, więc nasz szkoleniowiec będzie miał sporą możliwość manewru. Teraz naprawdę wśród nas nie ma nikogo słabego, żaden zawodnik nie odstaje. I ten fakt trzeba wykorzystać. Uważam, iż powinien u nas obowiązywać system rotacyjny, taki jak w Bayernie Monachium lub Manchesterze. Wówczas nie będzie zadrażnień, nikt nie będzie chciał odchodzić, a wyniki mogą być jeszcze lepsze.
- Nie odnosicie wrażenia, że Okuka faworyzuje sprowadzonych przez siebie piłkarzy z krajów byłej Jugosławii?
- Skoro trener chce mieć kogoś w zespole, to trudno potem się dziwić, że ufa tym zawodnikom i na nich stawia. Myślę, że podczas kadencji Franciszka Smudy w Legii było to jeszcze bardziej widoczne. Generalnie obcokrajowcy powinni być lepsi od Polaków, jeśli mają grać w wyjściowych jedenastkach. Taka zasada obowiązuje wszędzie na świecie. Tylko wówczas uatrakcyjnią ligę i podniosą poziom. Nasi klubowi koledzy z zagranicy na pewno byli potrzebni. Zdarzyły im się w Legii słabsze spotkania, ale generalnie nie zawodzą.
- Postawiłby pan u bukmacherów na awans Legii do trzeciej rundy Pucharu UEFA?
- Nawet nie wypada postąpić inaczej. Gdybym uważał, że nie stać nas na wyeliminowanie Valencii, nie wybiegałbym na boisko. Bo i po co?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.