Bohater stron internetowych?
08.04.2002 23:51
<b>- I znowu o panu głośno. Zagrał pan w drugiej drużynie Legii w Ząbkach i kibice już zwrócili na to uwagę - zaczęliśmy rozmowę w piątkowe popołudnie.</b>
Wywiad z Mariuszem Piekarskim
- I znowu o panu głośno. Zagrał pan w drugiej drużynie Legii w Ząbkach i kibice już zwrócili na to uwagę - zaczęliśmy rozmowę w piątkowe popołudnie.
- Człowiek chce się ukryć w cieniu, ale nie dają mu spokoju... A tak mówiąc poważnie, to kibice nie wiedzą, co i jak. Przecież to ja sam poprosiłem trenera Gawarę o występ w tym spotkaniu. I miałem grać tylko połówkę. Nawet w przerwie szkoleniowiec pytał, czy chcę dalej występować. Ciągnął mnie mięsień czworogłowy uda i dlatego musiałem spasować. Zaledwie pięć dni wcześniej wznowiłem treningi. Chcę jak najszybciej wrócić do normalnej dyspozycji fizycznej, a później do formy.
- Stał się pan bohaterem stron internetowych, redagowanych przez kibiców Legii.
- Przejąłem pałeczkę po "Miętowym"... Nie oglądam tych stron, ale słyszałem, że wypisuje się tam różne rzeczy. Ostatnio nawet ktoś doniósł o moim spotkaniu z menedżerem w jakiejś fabryce. W fabryce? Dlaczego w fabryce?
- Może chce pan rzucić piłkę?
- To jakieś niewyobrażalne bzdury... Jeszcze stać mnie na spotkania z menedżerami w restauracji, a nie spotkania w zakładach pracy.
- Część kibiców nie może panu zapomnieć zimowego wyjazdu do Chin.
- Przyznaję - to był błąd. Mogłem jechać z Legią na Cypr i walczyć o miejsce w składzie. Poleciałem jednak do Chin, gdyż skusiła mnie ta propozycja. Zaraz po wylądowaniu wiedziałem, że niepotrzebnie. Miałem problemy ze zmianą rezerwacji biletu powrotnego dlatego musiałem pobyć kilka dni...
- Jadł pan psy?
- Nie smakowały mi...
- Duży rozrzut ma pan na kuli ziemskiej - na początek Brazylia, później Francja, a niedawno Daleki Wschód.
- Przecież nie powiem, że pojechałem do Chin, aby zwiedzać Mur. Wydawało mi się, że potrzebuję oddechu, że takie roczne wypożyczenie dobrze mi zrobi. Na pewno propozycja była również atrakcyjna finansowo.
- Pieniądze są dla pana jedyną motywacją?
- Ależ skąd! Od małego kochałem grę w piłkę. W tym czułem się mocny. O pieniądzach człowiek myśli, gdy wkracza się w wiek seniora. Teraz mam już swoje lata, a po zakończeniu kariery nie chcę się utrzymywać z pisania felietonów na łamach "Przeglądu Sportowego" i "Tempa". Chcę się jeszcze spełnić w piłce, chcę odłożyć na godne życie. Proszę mi wierzyć - jestem profesjonalistą. Mam się chwalić, że teraz robię wszystko, aby wyprowadzić moją karierę na prostą? Czy mam biegać pięć metrów od trenera? Czy mam mu codziennie powtarzać, że zrobiłem trzysta "brzuszków", czy też pięćdziesiąt razy podniosłem sztangę?
- A jak wyglądają pańskie stosunki z trenerami, Dragomirem Okuką i Dariuszem Kubickim?
- Są normalne. Nie będzie żadnych konfliktów. Teraz myślę o tym, aby jak najszybciej wrócić do normalnej dyspozycji. Jeśli trener powie, biegnij sto metrów, to pobiegnę. Jeśli powie, biegnij sto kilometrów, to też to wykonam. W Legii mam pecha - prześladują mnie kontuzje. Najpierw zerwałem więzadło w kolanie. Po dwóch-trzech miesiącach zacząłem wracać do normalnej dyspozycji i znowu zerwałem więzadło w meczu z Pogonią, a doszła jeszcze łąkotka. Przez osiemnaście lat grania w piłkę nie miałem żadnych urazów. Dziś można powiedzieć, że rozczarowałem kibiców, trenerów, działaczy... Jednak zrobię wszystko, aby wrócić do formy. Przecież Legia może jeszcze skorzystać na mojej grze albo zarobić na wypożyczeniu, czy sprzedaży...
- W tym sezonie kusiły pana wyjazdy, a to Cottbus, a to Chiny. Czy to dlatego, że nie cieszył się pan zaufaniem Okuki?
- Kilka razy czułem, że zaczynam łapać formę, a mimo to lądowałem na ławce. Takim przełomowym meczem było pierwsze spotkanie z Valencią. Wszedłem na zmianę w Grodzisku Wielkopolskim i strzeliłem piękną bramkę. Czułem się mocny psychicznie, kibice skandowali moje nazwisko, a trener Okuka posłał mnie na ławę... Po czymś takim myśli się o zmianie otoczenia.
- W rewanżu z Valencią zagrał pan od początku...
- To był najsłabszy mecz w moim życiu. Bez dwóch zdań. Spaliłem się psychicznie. Wiadomo, że człowiek chce się pokazać z takim rywalem, jak Valencia - finalistą dwóch ostatnich edycji Ligi Mistrzów. Jeden z menedżerów nawet mówił o zainteresowaniu moją osobą jednego z hiszpańskich klubów. Pomyślałem - może rzeczywiście mam szansę. Tymczasem zabrakło mi luzu, z czym nigdy wcześniej nie miałem problemów.
- Jeden mecz wystarcza, aby kogoś przekonać?
- A tak i ja jestem tego najlepszym przykładem. Tak było kiedy przechodziłem z Polonii Gdańsk do Lubina, pokręciłem paru gości z Miedzi i trafiłem do pierwszej ligi. A dlaczego przeszedłem z Zagłębia Lubin do Atletico Paranaense Kurytyba? Pojechałem z reprezentacją U-23 do Brazylii, gdzie zmierzyliśmy się z reprezentacją olimpijską gospodarzy. Ach, cóż to była za drużyna! Roberto Carlos, Aldair, Flavio Conceicao, Rivaldo, Ronaldo, Bebeto... To ja jednak kilka razy poderwałem kibiców na stadionie w Vitorii. I dlatego Juan Figer doprowadził do mojego transferu. Grałem jak w transie, miałem ten - tak charakterystyczny dla mnie - luz psychiczny. Trener Edward Lorens ufał mi - miałem robić grę i na tym się skupiałem.
- Ponoć ludzie kilka razy po pana zagraniach wstali z miejsc...
- Musieli...(śmiech).Teraz tak sobie myślę, że pech, który prześladuje mnie od dwóch lat kiedyś musi się wreszcie skończyć. I jeszcze pokażę na co mnie stać.
- Tyle talentu od Pana Boga, a jak na razie w rubryce "mecze w reprezentacji" tylko 2 A.
- Spokojnie, panowie tylko spokojnie... Ten sezon jest śmiesznie krótki. Można złapać katar i już nie wrócić do normalnej dyspozycji. Koncentruję się na tym, aby jak najszybciej odzyskać zdrowie i formę. W czerwcu będę kibicował reprezentacji. Może jeszcze kiedyś do niej trafię? Wystarczy, że jakiś trener na mnie postawi, przez pół roku nie będę miał kontuzji i znowu, ci którzy dziś mnie krytykują, będą oklaskiwać. Czasami rozmawiam z Markiem Citką - widzę, jak odetchnął w Izraelu. Marek, który również miał mnóstwo problemów ze zdrowiem, teraz znowu odnalazł radość z gry w piłkę.
- Razi pan ludzi samochodami, złotem na szyi, żelem na włosach, opalenizną z solarium.
- Wszystkim nie dogodzisz. Jedni jedzą pączki, a ja wolę napoleonki. W Polsce jest taka filozofia - jeśli ktoś czegoś nie ma, to drugi też nie może. Jestem za mocny psychicznie, aby przejmować się poglądami na mój temat. Ktoś krzywo na mnie patrzy, że jeżdżę BMW, a on motorynką... Trudno - jego sprawa. Ja tego BMW nie ukradłem, tylko na nie zarobiłem. Piłka nożna to nie tylko sukcesy, pieniądze, przyjemności... To także ból fizyczny i załamania psychiczne. Czy ktoś z kibiców wie, co to znaczy leżeć kilka miesięcy w łóżku ze śrubą w kolanie? W normalnej pracy o szesnastej jest fajrant, a po meczu człowiek czasami wraca do rodziny zdołowany... Życie piłkarza nie jest usłane różami - futbol to też ciężki kawałek chleba.
- W Legii zdążył pan przeżyć kilku trenerów. Jednak Legia dopiero pod wodzą Okuki jest blisko mistrzostwa Polski.
- Przeżyłem Kubickiego, który teraz jest drugim szkoleniowcem, a także Smudę. Myślę, że teraz Legia sięgnie po tytuł ponieważ gra równo i ma szczęście. Wcześniej Legia też miała indywidualności i też była dobrze przygotowana fizycznie. Naprawdę proszę nie obwiniać Smudy. Brakowało jednak waleczności. Teraz właśnie walką przechyla się szale meczów. Poza tym - Legia już długo czeka na tytuł. Nadszedł ten czas, aby uradować kibiców. Teraz skończył się mit Wisły. Już nikt nie przegrywa z nimi meczów w szatni.Kiedy słyszę, że Wisła została źle przygotowana przez Smudę, to otwiera mi się nóż w kieszeni. Co - znowu zwala się winę na jednego człowieka? Przecież każdy piłkarz wie czego mu brakuje i nikt mu nie zabroni wieczorem iść pobiegać czy odwiedzić siłownię. Nagle inni rywale nie obawiają się piłkarzy "Białej Gwiazdy" i to przynosi efekty. Tak było też jeszcze niedawno z Legią.
- Człowiek chce się ukryć w cieniu, ale nie dają mu spokoju... A tak mówiąc poważnie, to kibice nie wiedzą, co i jak. Przecież to ja sam poprosiłem trenera Gawarę o występ w tym spotkaniu. I miałem grać tylko połówkę. Nawet w przerwie szkoleniowiec pytał, czy chcę dalej występować. Ciągnął mnie mięsień czworogłowy uda i dlatego musiałem spasować. Zaledwie pięć dni wcześniej wznowiłem treningi. Chcę jak najszybciej wrócić do normalnej dyspozycji fizycznej, a później do formy.
- Stał się pan bohaterem stron internetowych, redagowanych przez kibiców Legii.
- Przejąłem pałeczkę po "Miętowym"... Nie oglądam tych stron, ale słyszałem, że wypisuje się tam różne rzeczy. Ostatnio nawet ktoś doniósł o moim spotkaniu z menedżerem w jakiejś fabryce. W fabryce? Dlaczego w fabryce?
- Może chce pan rzucić piłkę?
- To jakieś niewyobrażalne bzdury... Jeszcze stać mnie na spotkania z menedżerami w restauracji, a nie spotkania w zakładach pracy.
- Część kibiców nie może panu zapomnieć zimowego wyjazdu do Chin.
- Przyznaję - to był błąd. Mogłem jechać z Legią na Cypr i walczyć o miejsce w składzie. Poleciałem jednak do Chin, gdyż skusiła mnie ta propozycja. Zaraz po wylądowaniu wiedziałem, że niepotrzebnie. Miałem problemy ze zmianą rezerwacji biletu powrotnego dlatego musiałem pobyć kilka dni...
- Jadł pan psy?
- Nie smakowały mi...
- Duży rozrzut ma pan na kuli ziemskiej - na początek Brazylia, później Francja, a niedawno Daleki Wschód.
- Przecież nie powiem, że pojechałem do Chin, aby zwiedzać Mur. Wydawało mi się, że potrzebuję oddechu, że takie roczne wypożyczenie dobrze mi zrobi. Na pewno propozycja była również atrakcyjna finansowo.
- Pieniądze są dla pana jedyną motywacją?
- Ależ skąd! Od małego kochałem grę w piłkę. W tym czułem się mocny. O pieniądzach człowiek myśli, gdy wkracza się w wiek seniora. Teraz mam już swoje lata, a po zakończeniu kariery nie chcę się utrzymywać z pisania felietonów na łamach "Przeglądu Sportowego" i "Tempa". Chcę się jeszcze spełnić w piłce, chcę odłożyć na godne życie. Proszę mi wierzyć - jestem profesjonalistą. Mam się chwalić, że teraz robię wszystko, aby wyprowadzić moją karierę na prostą? Czy mam biegać pięć metrów od trenera? Czy mam mu codziennie powtarzać, że zrobiłem trzysta "brzuszków", czy też pięćdziesiąt razy podniosłem sztangę?
- A jak wyglądają pańskie stosunki z trenerami, Dragomirem Okuką i Dariuszem Kubickim?
- Są normalne. Nie będzie żadnych konfliktów. Teraz myślę o tym, aby jak najszybciej wrócić do normalnej dyspozycji. Jeśli trener powie, biegnij sto metrów, to pobiegnę. Jeśli powie, biegnij sto kilometrów, to też to wykonam. W Legii mam pecha - prześladują mnie kontuzje. Najpierw zerwałem więzadło w kolanie. Po dwóch-trzech miesiącach zacząłem wracać do normalnej dyspozycji i znowu zerwałem więzadło w meczu z Pogonią, a doszła jeszcze łąkotka. Przez osiemnaście lat grania w piłkę nie miałem żadnych urazów. Dziś można powiedzieć, że rozczarowałem kibiców, trenerów, działaczy... Jednak zrobię wszystko, aby wrócić do formy. Przecież Legia może jeszcze skorzystać na mojej grze albo zarobić na wypożyczeniu, czy sprzedaży...
- W tym sezonie kusiły pana wyjazdy, a to Cottbus, a to Chiny. Czy to dlatego, że nie cieszył się pan zaufaniem Okuki?
- Kilka razy czułem, że zaczynam łapać formę, a mimo to lądowałem na ławce. Takim przełomowym meczem było pierwsze spotkanie z Valencią. Wszedłem na zmianę w Grodzisku Wielkopolskim i strzeliłem piękną bramkę. Czułem się mocny psychicznie, kibice skandowali moje nazwisko, a trener Okuka posłał mnie na ławę... Po czymś takim myśli się o zmianie otoczenia.
- W rewanżu z Valencią zagrał pan od początku...
- To był najsłabszy mecz w moim życiu. Bez dwóch zdań. Spaliłem się psychicznie. Wiadomo, że człowiek chce się pokazać z takim rywalem, jak Valencia - finalistą dwóch ostatnich edycji Ligi Mistrzów. Jeden z menedżerów nawet mówił o zainteresowaniu moją osobą jednego z hiszpańskich klubów. Pomyślałem - może rzeczywiście mam szansę. Tymczasem zabrakło mi luzu, z czym nigdy wcześniej nie miałem problemów.
- Jeden mecz wystarcza, aby kogoś przekonać?
- A tak i ja jestem tego najlepszym przykładem. Tak było kiedy przechodziłem z Polonii Gdańsk do Lubina, pokręciłem paru gości z Miedzi i trafiłem do pierwszej ligi. A dlaczego przeszedłem z Zagłębia Lubin do Atletico Paranaense Kurytyba? Pojechałem z reprezentacją U-23 do Brazylii, gdzie zmierzyliśmy się z reprezentacją olimpijską gospodarzy. Ach, cóż to była za drużyna! Roberto Carlos, Aldair, Flavio Conceicao, Rivaldo, Ronaldo, Bebeto... To ja jednak kilka razy poderwałem kibiców na stadionie w Vitorii. I dlatego Juan Figer doprowadził do mojego transferu. Grałem jak w transie, miałem ten - tak charakterystyczny dla mnie - luz psychiczny. Trener Edward Lorens ufał mi - miałem robić grę i na tym się skupiałem.
- Ponoć ludzie kilka razy po pana zagraniach wstali z miejsc...
- Musieli...(śmiech).Teraz tak sobie myślę, że pech, który prześladuje mnie od dwóch lat kiedyś musi się wreszcie skończyć. I jeszcze pokażę na co mnie stać.
- Tyle talentu od Pana Boga, a jak na razie w rubryce "mecze w reprezentacji" tylko 2 A.
- Spokojnie, panowie tylko spokojnie... Ten sezon jest śmiesznie krótki. Można złapać katar i już nie wrócić do normalnej dyspozycji. Koncentruję się na tym, aby jak najszybciej odzyskać zdrowie i formę. W czerwcu będę kibicował reprezentacji. Może jeszcze kiedyś do niej trafię? Wystarczy, że jakiś trener na mnie postawi, przez pół roku nie będę miał kontuzji i znowu, ci którzy dziś mnie krytykują, będą oklaskiwać. Czasami rozmawiam z Markiem Citką - widzę, jak odetchnął w Izraelu. Marek, który również miał mnóstwo problemów ze zdrowiem, teraz znowu odnalazł radość z gry w piłkę.
- Razi pan ludzi samochodami, złotem na szyi, żelem na włosach, opalenizną z solarium.
- Wszystkim nie dogodzisz. Jedni jedzą pączki, a ja wolę napoleonki. W Polsce jest taka filozofia - jeśli ktoś czegoś nie ma, to drugi też nie może. Jestem za mocny psychicznie, aby przejmować się poglądami na mój temat. Ktoś krzywo na mnie patrzy, że jeżdżę BMW, a on motorynką... Trudno - jego sprawa. Ja tego BMW nie ukradłem, tylko na nie zarobiłem. Piłka nożna to nie tylko sukcesy, pieniądze, przyjemności... To także ból fizyczny i załamania psychiczne. Czy ktoś z kibiców wie, co to znaczy leżeć kilka miesięcy w łóżku ze śrubą w kolanie? W normalnej pracy o szesnastej jest fajrant, a po meczu człowiek czasami wraca do rodziny zdołowany... Życie piłkarza nie jest usłane różami - futbol to też ciężki kawałek chleba.
- W Legii zdążył pan przeżyć kilku trenerów. Jednak Legia dopiero pod wodzą Okuki jest blisko mistrzostwa Polski.
- Przeżyłem Kubickiego, który teraz jest drugim szkoleniowcem, a także Smudę. Myślę, że teraz Legia sięgnie po tytuł ponieważ gra równo i ma szczęście. Wcześniej Legia też miała indywidualności i też była dobrze przygotowana fizycznie. Naprawdę proszę nie obwiniać Smudy. Brakowało jednak waleczności. Teraz właśnie walką przechyla się szale meczów. Poza tym - Legia już długo czeka na tytuł. Nadszedł ten czas, aby uradować kibiców. Teraz skończył się mit Wisły. Już nikt nie przegrywa z nimi meczów w szatni.Kiedy słyszę, że Wisła została źle przygotowana przez Smudę, to otwiera mi się nóż w kieszeni. Co - znowu zwala się winę na jednego człowieka? Przecież każdy piłkarz wie czego mu brakuje i nikt mu nie zabroni wieczorem iść pobiegać czy odwiedzić siłownię. Nagle inni rywale nie obawiają się piłkarzy "Białej Gwiazdy" i to przynosi efekty. Tak było też jeszcze niedawno z Legią.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.