Domyślne zdjęcie Legia.Net

Czuję się przegrany, ale...

Robert Błoński, Dariusz Wołowski

Źródło: Gazeta Wyborcza

11.06.2002 14:19

(akt. 07.12.2018 12:07)

<b>Będzie rewolucja w kadrze?</b> Wywiad z Jerzym Engelem
Będzie rewolucja w kadrze?
- Nastąpi płynna zmiana pewnej generacji. Po eliminacjach kilku zawodników ubyło, teraz będzie to samo. Nie mamy za wielu dobrych, młodych piłkarzy, by robić rewolucję. Przed nami kolejne wyzwanie - mistrzostwa Europy. Jest szansa na awans i trzeba wprowadzić kilku nowych zawodników.
Kto przestanie grać w kadrze?
- Może Adam Matysek. Inni? Nie wiem. Są gracze, którzy ukończyli 33 czy 34 lata i ciężko mi sobie ich wyobrazić w kadrze za 2 czy 4 lata. Wiek nie jest wyznacznikiem, ale jak młodsi będą lepsi....
Czy w meczu z Portugalią ktoś zagrał na miarę oczekiwań?
- Ciekawie gra Krzynówek. Brakuje mu jednak wykończenia. Ma okazje, dochodzi do sytuacji, może przez 90 minut biegać i walczyć. Ale musi grać skuteczniej. Miał okazje i w meczu z Koreą przy stanie 0:0 i teraz, na 1:1.
Jest Pan zadowolony z gry Hajto?
- Jego trzeba spytać. Miał za zadanie pilnować Pauletę, a ten strzelił trzy gole. Pewnie nie jest zadowolony, ani nikt inny. Mnie dziś nie podobała się ani gra obronna ani ofensywna. Bo straciliśmy cztery gole, nie strzelając żadnego.
Czy to dobry pomysł, by Hajto pilnował króla strzelców ligi francuskiej?
- Nie z takimi dawał sobie radę. Dziś morale pękło po drugiej bramce. Zespół wiedział, że nie nadrobi, ale nasi chcieli strzelić honorowego gola i dlatego odkryli się z tyłu. Zostawać jeden na jeden z Pauletą to wielkie ryzyko - obojętne, czy dla Hajto czy dla Wałdocha.
Ale pierwszy gol to błąd...
- Tak. Znowu prezent. One decydowały o tym, że odpadamy z mistrzostw. Popełniliśmy błędy w defensywie, ale przecież obrona była dotąd naszą najmocniejszą stroną. Okazało się, że to co było dobre w eliminacjach, zawiodło w MŚ.
Może w eliminacjach mieliśmy słabych rywali?
- Nie słabych, a słabszych od tych, z którymi graliśmy tutaj. Grupę się losuje, a nie wybiera. Tu też cieszyliśmy się z tego, że gramy z Koreą i USA, bo ich nie znaliśmy. A na świecie są zupełnie inne siły, grające lepiej od nas.
Jak Pan oceni Arkadiusza Bąka? Po kilku jego złych zagraniach, stratach zdenerwowani koledzy machali rękami. Nie chciał go Pan zdjąć?
- Nie. Nie widziałem tych machających. Bo jakby Bąk zaczął machać po zagraniach tych innych, którzy wyprawiali różne cuda, to by było zabawnie.
Olisadebe?
- Przed stratą drugiego gole odebrano mu piłkę pod polem karnym Portugalczyków. Ale do naszej bramki było jeszcze 80 m. Nikt akcji nie przerwał. Mistrzostwa zweryfikowały wszystko. I klasę Olisadebe i innych napastników i drugiej linii i naszych "gwiazdy" obrony. Widać, że siła naszego futbolu opiera się nie na jednym, czy dwóch zawodnikach. Musi grać cały zespół. Indywidualnie żaden nie jest w stanie nic zrobić.
Czuje się Pan przegranym?
- Tak. Również przyjeżdżałem tu z nadziejami. Zderzyliśmy się z czymś, co było lepsze, silniejsze od nas. I nie mieliśmy żadnych szans. Choć dziś, do straty drugiej bramki, graliśmy widowiskowo i ofensywnie. Gdybyśmy to my strzelili pierwsi gola, byłoby łatwiej. Portugalia była w większym dołku, niż my po porażce z Koreą. Nie udało się, ale chcieliśmy wyrównać na początku drugiej połowy i prawie się udało. Sędzia zdecydował inaczej.
Gdzie jest teraz polska piłka?
- FIFA zweryfikuje. Na razie w Europie jesteśmy na 16. miejscu, m.in. przed Anglią. Widzieliśmy, jak my gramy, jak oni grają. Ale uszanujmy to, że tu awansowaliśmy. Nikt nam tego awansu nie dał, nie graliśmy tu przez protekcję, tylko sami sobie wszystko wywalczyliśmy. Na miejscu okazało się, że wyzwanie było za duże dla drużyny. Posypmy głowę popiołem, nie jesteśmy tak silni, jak nam się zdawało. Robotę trzeba zacząć od początku.
Co z Pana pracą z kadrą?
- Będzie zrobiona ocena sportowa, organizacyjna. Wyciągnięte zostaną wnioski i zobaczymy. Zarząd podejmie decyzje. Każdy trener siedzi na wulkanie i nie wiadomo, kiedy wyleci w powietrze. Ale nie sądzę, bym musiał odejść. Ale jeśli taka będzie wola PZPN, przyjmę to. Ja chcę dalej pracować z tym zespołem.
Co Pan powie kibicom?
- Zespół zrobił, co mógł. Nie było tak, że ktoś nie chciał, odwrócił się, obraził, nie był zaangażowany. Ale to nie wystarczyło. Byliśmy za słabi w stosunku do przeciwników, z którymi graliśmy. Trzeba przeprosić kibiców, tych którzy na nas stawiali, za rozbudzone nadzieje.
Czy założenia taktyczne były wykonane tak, jak Pan zakładał?
- Nie. Bo przegraliśmy 0:4.
Dlaczego przegraliśmy?
- Nie strzeliliśmy gola i byliśmy słabi w obronie. Nie mogliśmy uchronić się od straty gola i zrobić czegoś, co zmieniłoby obraz spotkania. Gdyby sędzia uznał gola na 1:1, kto wie, co byłoby dalej.
Czy w meczu z USA da Pan szansę tym, którzy dotąd nie grali albo grali mało?
- Wymienię kontuzjowanych, najbardziej zmęczonych i tych, którzy psychicznie nie dojdą do siebie. Bo są bardzo przybici. Meczem z USA chcemy godnie pożegnać te mistrzostwa. Zawiedliśmy siebie, kibiców, wszyscy mieli nadzieje. Odpadamy brzydko.
Czy mistrzostwa bardzo zweryfikowały siłę polskiego zespołu?
- Wydawało nam się, że jak pierwsi z Europy awansowaliśmy do MŚ, to będziemy z otwartą przyłbicą grać tutaj. Nie byliśmy jednak w stanie nawiązać równorzędnej walki o punkty ani z Koreą ani Portugalią. Na boisku wygląda to nie najgorzej, ale punkty i bramki - fatalnie.
Jaka była atmosfera w szatni tuż po meczu?
- Okropna. Była cisza, a ja tego najbardziej nienawidzę. Zawodnicy mieli głowę między kolanami, nie mówili nic. Każdy rozliczał się sam ze sobą. Wiedzieli, że stało się coś złego, że zawiedli: siebie, kolegów, trenera, kibiców, rodziny i znajomych. To są te chwile, kiedy człowiek czuje ciężar orzełka na piersi. On parzy w takich chwilach, bo człowiek wstydzi się spojrzeć drugiemu w oczy.
Ma Pan do siebie pretensje o zestawienie składu, taktykę?
- Po porażce zawsze rozliczenia zaczynam od siebie, potem zawodników. Ale uważam, że to, co zagraliśmy dziś, było jedyna szansą. Nie było sensu trzymać się własnej bramki i też przegrać, tyle że w gorszym stylu. Chcieliśmy grać ofensywnie, zdobyć gole. Młodych napastników przerosła presja tak wielkiego turnieju. Ale ta czwórka napastników - Żurawski, Olisadebe, Żewłakow i Kryszałowicz - w tej kadrze zostanie. Doświadczenie zaprocentuje.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.