Czułem, że coś mi w nodze strzeliło
19.04.2002 09:53
<b>- Trener Dragomir Okuka powiedział, że najprawdopodobniej nie zagra Pan już do końca sezonu. </b>
Wywiad z Sylwestrem Czereszewskim
- Trener Dragomir Okuka powiedział, że najprawdopodobniej nie zagra Pan już do końca sezonu.
- To prawda, jeżeli chodzi o rozgrywki ligowe. Ale np. w zaplanowanych pod koniec maja meczach Pucharu Ligi powinienem móc zagrać. Badanie USG pokazało, że mam nadciągnięte jedno z włókien w kolanie. Bałem się, że będzie gorzej. Gdybym je zerwał, to przerwa trwałaby kilka miesięcy. I tak jednak mam nogę włożoną w usztywniający opatrunek, którego raczej nie zdejmę wcześniej niż za 15 dni. Tak więc, na walkę o mistrzostwo Polski mogę już tylko popatrzeć.
- W sobotę Legia zagra u siebie z Pogonią. W Szczecinie meczem przeciwko tej właśnie drużynie Sylwester Czereszewski powoli zaczynał wracać na czołówki sportowych gazet. To była Pańska druga bramka na wiosnę.
- Ostatnio rzeczywiście dość łatwo dochodziłem do sytuacji strzeleckich. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby odważniejsi byli sędziowie. Przecież we Wronkach nie uznano prawidłowo zdobytego gola, a w derbach z Polonią też odgwizdano mi spalonego. Inna sprawa, że tamtą sytuację akurat zmarnowałem, ale nie zmienia to faktu, że sędziowie są za mało odważni i zdecydowanie bardziej boją się uznać bramkę po minimalnym spalonym niż nie uznać prawidłowej, gdy spalonego nie było. Chcę przez to nie tylko na nich się pożalić, ale i m.in. powiedzieć, że wręcz rozpierała mnie chęć do gry i czułem, że w tej formie obrońcy będą mieli spory kłopot, by sobie ze mną poradzić. W sumie więc szkoda, ale na to z kolei ja nie poradzę.
- W jaki sposób doznał Pan urazu?
- W 20. minucie meczu z Amicą we Wronkach skakałem do "główki" z Markiem Bajorem. Lądując straciłem nieco równowagę i upadłem na zewnętrzną część stopy. Wiadomo, że w takich przypadkach zbyt duża część ciężaru ciała opiera się na daną stronę. Czułem, że coś mi w nodze strzeliło, ale wyglądało to na tyle niegroźnie, że dograłem do końca połowy. W przerwie zauważyłem, że kolano jakoś tak luźno lata i poprosiłem o zmianę. Nie było sensu dalej ryzykować. Jak się okazało - słusznie, bo mogłem załatwić się na dobrych kilka miesięcy.
- Już raz w Legii odpoczywał Pan przymusowo z powodu dłuższego urazu.
- To zdarzyło się trzy lata temu w meczu z Ruchem Radzionków. Po tamtej kontuzji przeszedłem operację rzepki. Gorzej, że była to ta sama prawa noga, to samo kolano. Wtedy jednak było znacznie gorzej. Pauzowałem przez trzy miesiące, teraz aż taka przerwa mi, na szczęście, nie grozi.
- Co powiedział lekarz klubowy?
- Doktor Stanisław Machowski sporządził dokładny opis, zalecił codzienne 25-minutowe zabiegi. Początkowo mówił, że będę musiał odpoczywać przynajmniej trzy dni. Mam doświadczenie, więc od razu wiedziałem, że aż tak dobrze to nie jest. Potem stwierdził, że 15 dni to absolutne minimum. Później, że może ten okres będzie krótszy. Z tego co widzę - chyba miał rację, bo sprawa wygląda jakby lepiej.
- Doktor Machowski jest jednocześnie lekarzem reprezentacji. Czy to dobrze, że często zostawia piłkarzy Legii i wtedy nie ma komu doglądać waszych urazów?
- Doktor zawsze wcześniej robi, co należy. Tak jak i w moim przypadku. Zanim wyjechał, zrobił wszystkie potrzebne zabiegi, poczynając od ściągnięcia mi krwi z nogi strzykawką. Naprawdę nie ma problemu.
- Oglądał Pan wtorkowy mecz Pucharu Ligi, w którym Legia pokonała Odrę Wodzisław?
- Stałem za bramką, tą "pod zegarem". Na razie nie zginam nogi, więc nie mogąc siadać na trybunach, musiałem stać przez całe spotkanie. Ale wszystko dokładnie widziałem.
- Jak więc zagrali koledzy? W ataku tym razem wystąpili Stanko Svitlica i Moussa Yahaya. Czy kogoś tam nie brakowało?
- Sporo napracował się Yahaya. Może mecz jakoś specjalnie mu nie wyszedł, bo grał zbyt daleko od pola karnego i akcji Legii nie miał kto wykańczać, ale spisał się przyzwoicie. Już w sobotę siła ataku Legii będzie jednak znów odpowiednia, na pewno bowiem do przodu wróci Czarek Kucharski. A co do meczu, to mimo że więcej bramek padło w drugiej połowie, to chyba lepiej Legia grała przed przerwą. Wtedy piłka co chwila latała wokół bramki Odry.
- Czy po tym meczu któryś z dublerów ma szansę znaleźć się w podstawowym składzie?
- U trenera Okuki to raczej mało prawdopodobne. Tym bardziej że w dotychczasowym zestawieniu graliśmy bardzo dobrze i pewnie będziemy tak grali. A raczej będą, bo przecież mnie akurat zabraknie.
- Legia ma ogromne szanse odzyskać mistrzostwo. Pan będzie się temu przyglądać z boku. To przykre, zwłaszcza dla zawodnika, który swoimi bramkami dołożył nawet nie cegiełkę, ale "cegłę" do tego ewentualnego sukcesu.
- Kiedyś bardziej przeżywałem takie sytuacje. Teraz umiem pogodzić się z losem. W środę pojechałem na jeden dzień do Olsztyna, do rodziny. Zaraz jednak wracam i wznawiam kurację. A walkę o mistrzostwo będę dokładnie obserwować. W każdym razie do Krakowa na mecz z Wisłą pojadę.
- To prawda, jeżeli chodzi o rozgrywki ligowe. Ale np. w zaplanowanych pod koniec maja meczach Pucharu Ligi powinienem móc zagrać. Badanie USG pokazało, że mam nadciągnięte jedno z włókien w kolanie. Bałem się, że będzie gorzej. Gdybym je zerwał, to przerwa trwałaby kilka miesięcy. I tak jednak mam nogę włożoną w usztywniający opatrunek, którego raczej nie zdejmę wcześniej niż za 15 dni. Tak więc, na walkę o mistrzostwo Polski mogę już tylko popatrzeć.
- W sobotę Legia zagra u siebie z Pogonią. W Szczecinie meczem przeciwko tej właśnie drużynie Sylwester Czereszewski powoli zaczynał wracać na czołówki sportowych gazet. To była Pańska druga bramka na wiosnę.
- Ostatnio rzeczywiście dość łatwo dochodziłem do sytuacji strzeleckich. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby odważniejsi byli sędziowie. Przecież we Wronkach nie uznano prawidłowo zdobytego gola, a w derbach z Polonią też odgwizdano mi spalonego. Inna sprawa, że tamtą sytuację akurat zmarnowałem, ale nie zmienia to faktu, że sędziowie są za mało odważni i zdecydowanie bardziej boją się uznać bramkę po minimalnym spalonym niż nie uznać prawidłowej, gdy spalonego nie było. Chcę przez to nie tylko na nich się pożalić, ale i m.in. powiedzieć, że wręcz rozpierała mnie chęć do gry i czułem, że w tej formie obrońcy będą mieli spory kłopot, by sobie ze mną poradzić. W sumie więc szkoda, ale na to z kolei ja nie poradzę.
- W jaki sposób doznał Pan urazu?
- W 20. minucie meczu z Amicą we Wronkach skakałem do "główki" z Markiem Bajorem. Lądując straciłem nieco równowagę i upadłem na zewnętrzną część stopy. Wiadomo, że w takich przypadkach zbyt duża część ciężaru ciała opiera się na daną stronę. Czułem, że coś mi w nodze strzeliło, ale wyglądało to na tyle niegroźnie, że dograłem do końca połowy. W przerwie zauważyłem, że kolano jakoś tak luźno lata i poprosiłem o zmianę. Nie było sensu dalej ryzykować. Jak się okazało - słusznie, bo mogłem załatwić się na dobrych kilka miesięcy.
- Już raz w Legii odpoczywał Pan przymusowo z powodu dłuższego urazu.
- To zdarzyło się trzy lata temu w meczu z Ruchem Radzionków. Po tamtej kontuzji przeszedłem operację rzepki. Gorzej, że była to ta sama prawa noga, to samo kolano. Wtedy jednak było znacznie gorzej. Pauzowałem przez trzy miesiące, teraz aż taka przerwa mi, na szczęście, nie grozi.
- Co powiedział lekarz klubowy?
- Doktor Stanisław Machowski sporządził dokładny opis, zalecił codzienne 25-minutowe zabiegi. Początkowo mówił, że będę musiał odpoczywać przynajmniej trzy dni. Mam doświadczenie, więc od razu wiedziałem, że aż tak dobrze to nie jest. Potem stwierdził, że 15 dni to absolutne minimum. Później, że może ten okres będzie krótszy. Z tego co widzę - chyba miał rację, bo sprawa wygląda jakby lepiej.
- Doktor Machowski jest jednocześnie lekarzem reprezentacji. Czy to dobrze, że często zostawia piłkarzy Legii i wtedy nie ma komu doglądać waszych urazów?
- Doktor zawsze wcześniej robi, co należy. Tak jak i w moim przypadku. Zanim wyjechał, zrobił wszystkie potrzebne zabiegi, poczynając od ściągnięcia mi krwi z nogi strzykawką. Naprawdę nie ma problemu.
- Oglądał Pan wtorkowy mecz Pucharu Ligi, w którym Legia pokonała Odrę Wodzisław?
- Stałem za bramką, tą "pod zegarem". Na razie nie zginam nogi, więc nie mogąc siadać na trybunach, musiałem stać przez całe spotkanie. Ale wszystko dokładnie widziałem.
- Jak więc zagrali koledzy? W ataku tym razem wystąpili Stanko Svitlica i Moussa Yahaya. Czy kogoś tam nie brakowało?
- Sporo napracował się Yahaya. Może mecz jakoś specjalnie mu nie wyszedł, bo grał zbyt daleko od pola karnego i akcji Legii nie miał kto wykańczać, ale spisał się przyzwoicie. Już w sobotę siła ataku Legii będzie jednak znów odpowiednia, na pewno bowiem do przodu wróci Czarek Kucharski. A co do meczu, to mimo że więcej bramek padło w drugiej połowie, to chyba lepiej Legia grała przed przerwą. Wtedy piłka co chwila latała wokół bramki Odry.
- Czy po tym meczu któryś z dublerów ma szansę znaleźć się w podstawowym składzie?
- U trenera Okuki to raczej mało prawdopodobne. Tym bardziej że w dotychczasowym zestawieniu graliśmy bardzo dobrze i pewnie będziemy tak grali. A raczej będą, bo przecież mnie akurat zabraknie.
- Legia ma ogromne szanse odzyskać mistrzostwo. Pan będzie się temu przyglądać z boku. To przykre, zwłaszcza dla zawodnika, który swoimi bramkami dołożył nawet nie cegiełkę, ale "cegłę" do tego ewentualnego sukcesu.
- Kiedyś bardziej przeżywałem takie sytuacje. Teraz umiem pogodzić się z losem. W środę pojechałem na jeden dzień do Olsztyna, do rodziny. Zaraz jednak wracam i wznawiam kurację. A walkę o mistrzostwo będę dokładnie obserwować. W każdym razie do Krakowa na mecz z Wisłą pojadę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.