Głodni sukcesu
22.04.2002 23:14
<b>Czy w tym sezonie Legia będzie mistrzem Polski?</b>
Wywiad z Jackiem Zielińskim
Czy w tym sezonie Legia będzie mistrzem Polski?
- Pożyjemy, zobaczymy. Nie chcę składać żadnych deklaracji, nie mówię "tak", nie mówię "nie". Zdarzały się lata, w których zapowiedzi były szumne, a efekt żaden. Teraz do końca zachowujemy spokój, ciszę i chcemy jak najlepiej zagrać w środę.
I dlatego już w poniedziałek wyjechaliście z Warszawy?
- Trenerzy zdecydowali, że trzeba nam spokoju, odpoczynku i koncentracji. To dobra decyzja. Przed południem trenowaliśmy przy Łazienkowskiej, później zjedliśmy obiad i wyjechaliśmy. Myślimy już tylko o meczu z Wisłą.
Czym dla Pana jest to spotkanie?
- Sezon zaczął się dla mnie fatalnie. Nie grałem pół roku, leczyłem zerwane ścięgno Achillesa. Uznałem, że ten uraz to była dla mnie kara. Nie mogłem robić tego, co jest moją pasją, całym życiem. I co wypełniało mi czas. I może ten tytuł będzie dla mnie wynagrodzeniem tamtych dni? Dlatego ten mecz i końcówka sezonu jest tak istotna. Była kara, może będzie i nagroda?
Czy jest Pan zaskoczony, że na trzy kolejki przed końcem sezonu Legia ma pięć punktów więcej niż Wisła?
- Trochę zdziwiony jest chyba każdy. Przed sezonem Wisła była zdecydowanym faworytem. To samo mówiono przed pierwszymi meczami tej wiosny. Sybko odrobiliśmy jednak stratę, po następnych meczach uzyskaliśmy przewagę. Nie oglądaliśmy się za siebie, tylko graliśmy swoje.
Jaka jest ta obecna Legia?
- Ja nie lubię porównań. W tej drużynie co roku jest inaczej. W ostatnich latach bardzo ciężko było cokolwiek zdziałać w tej lidze. Zaczęło się od 1996 roku, kiedy z klubu odeszło dziesięciu zawodników. Najpierw, kiedy skazywano nas na spadek, omal nie wywalczyliśmy tytułu. A potem było gorzej. Dochodzili coraz to nowi zawodnicy, ale i tak zawsze czegoś brakowało. Okazywali się wzmocnieniami, ale nie od razu zastąpili tych, którzy walczyli w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Teraz wszyscy chyba dojrzeli do tego mistrzostwa, nadchodzi czas spełnienia marzeń, choć oczywiście wszystko może jeszcze się wydarzyć. Ale wreszcie w tej drużynie wszystko się "dotarło". Nie gramy może jakoś finezyjnie, za to solidnie i ambitnie.
Mówi się, że w drużynie jest wspaniała atmosfera.
- Z tą atmosferą zawsze jest różnie. Nie trzeba się lubić, spędzać ze sobą wolnego czasu. Wystarczy, że są wyniki, a od razu jest przyjemniej. Wyniki dają satysfakcję, radość, spełnienie. One tworzą atmosferę, dodają otuchy. Prywatnie nie musimy się lubić.
Czy ta drużyna ma charakter?
- Na pewno. Ale to sprawdzi się wtedy, gdy nam nie będzie szło. Na razie wszystko się układa. W kilku meczach przegrywaliśmy, ale jednak potrafiliśmy nie przegrać.
Czy daje się odczuć, że koledzy są spragnieni tytułu mistrza Polski?
- Mam takie wrażenie. Oprócz mnie i Marka Jóźwiaka żaden z zawodników nie był z Legią mistrzem Polski. Tomek Kiełbowicz wie jak smakuje tytuł, bo wywalczył go z Polonią. Reszta, widzę, że bardzo pragnie zwycięstw. A ja znowu chciałbym poczuć smak mistrzostwa.
Jak smakuje?
- Wyjątkowo. Każde jest niezapomniane. To pierwsze było niesamowite, drugie było potwierdzeniem, że na Łazienkowskiej jest wspaniała drużyna. Potem graliśmy w Lidze Mistrzów. A teraz, po paru latach przerwy, wygranie ligi byłoby czymś wyjątkowym. Tym bardziej, że nikt na nas nie stawiał.
Komu będzie łatwiej w środę: Wiśle, która musi wygrać, czy Legii?
- Łatwo to nikomu nie będzie. Na nich spoczywa ogromna odpowiedzialność. Muszą wygrać i koniec. Inaczej właściwie definitywnie stracą szansę na mistrzostwo. Widzieliśmy, jak ostatnio grają. Coraz lepiej, złapali "wiatr w żagle" i wygrywają. Motorycznie są bardzo dobrze przygotowani. Od Polonii byli o klasę lepsi. Na pewno będą bardzo zmotywowani. A nam nawet porażka nie zrobi krzywdy, zachowamy przewagę dwóch punktów. Ale wystarczy nam w Krakowie remis.
A jeśli Legia przegra?
- Zrobi się gorąco, jednak sytuacja nie będzie beznadziejna. Ale na razie nie ma co o tym myśleć. Nie jesteśmy na straconej pozycji.
Jak Pan, jako obrońca, oceni Macieja Żurawskiego?
- Nie jest zbyt przyjemny do pilnowania. Ciężko u niego dopatrzeć się jakichś mankamentów. Szybki z piłką i bez piłki, dobry technicznie, umie grać jeden na jeden, no i jest niesamowicie skuteczny. Trzeba będzie odciąć go od podań, być blisko niego, nie pozwalać, by przyjmował piłkę, by się odwracał przodem do naszej bramki i rozpędzał. Bo wtedy jest bardzo niebezpieczny.
Jak Panu gra się z Markiem Jóźwiakiem?
- Świetnie. Żałuję, że sezon powoli się kończy, bo Marek gra coraz lepiej. Jest na fali wznoszącej. Ale chcę także pochwalić Siergieja Omieljańczuka. Jest bardzo nieprzyjemny w pilnowaniu napastników. Twardy, szybki, nieustępliwy, zadziorny, mocno trzyma się na nogach i myśli na boisku. Świetnie uzupełnia się z Markiem, który jest wyższy o dwie głowy. Radzą sobie z napastnikami, zmieniają się w pilnowaniu. W ostatnich trzech ligowych meczach nie straciliśmy gola.
A jak Panu się gra, gdy w bramce jest obcokrajowiec?
- Właściwie tylko raz doszło do nieporozumienia między mną a Radkiem Stanewem. To było we Wronkach. Przy jednym z dośrodkowań coś krzyknął. Myślałem, że woła "moja", więc się odsunąłem. Patrzę, a on stoi w bramce. W ostatniej chwili wybiłem piłkę udem. Ustaliliśmy, że teraz jak wychodzi do piłki, to krzyczy - obojętnie co. A jak nie wychodzi - stoi cicho.
Prezes Legii Leszek Miklas powiedział przed meczem z Amicą, że jeśli Legia nie zdobyłaby tytułu, byłoby to tak "spektakularne" osiągnięcie jak 2:3 z Widzewem w 1997 roku. Wtedy, na trzy minuty przed końcem prowadziliście 2:0.
- To jedno z najbardziej przykrych doświadczeń w moim życiu. Staram się to wymazać z pamięci, ale co jakiś czas ktoś zawsze przypomni. Teraz jesteśmy w komfortowej sytuacji, ale gra jeszcze się nie skończyła. Mieliśmy już taką nauczkę i nie chciałbym przeżywać czegoś takiego po raz kolejny.
W poniedziałek "Życie Warszawy" napisało, że przeciwko Legii zawiązała się "spółdzielnia", która chce Was pozbawić tytułu mistrza Polski. Podobno dlatego, że nie daliście Odrze awansować do półfinału Pucharu Ligi. Klub z Wodzisławia miał grać dalej, a Legia wygrać z nim w lidze.
- To są jakieś "jaja". Najpierw z tego się śmialiśmy, ale potem się wkurzyliśmy. To był śmiech nerwowy. Byliśmy źli, bo wszystko można napisać, nie przedstawiając dowodów. To wszystko są bzdury, nie było żadnych układów. Ja nie lubię takiego dziadostwa, pisania anonimów. Jak ktoś ma informację niech ujawni źródło, przedstawi dowody albo poda nazwisko informatora, a nie wszystko przedstawiane jest na zasadzie plotkarstwa. Już kiedyś jakaś gazeta napisała, że przegramy z GKS w lidze, by potem katowiczanie "podłożyli" się nam w finale Pucharu Polski. Wygraliśmy i w Katowicach i w Łodzi, gdzie był finał PP.
Trener Okuka twierdzi, że Legii dobrze zrobił podział ligi. Łatwiej wam zmobilizować się na mecze z najlepszymi.
- Ma sporo racji. Lubiliśmy tracić punkty z teoretycznie słabszymi drużynami. W tym sezonie nie było inaczej, ze Śląskiem np. przegraliśmy dwa razy. Rzeczywiście, z tymi lepszymi zespołami Legii gra się lepiej. Jest większa kultura gry, przeciwnik też próbuje strzelić gola, a nie tylko ogranicza się do bronienia i kontr.
W ostatnich latach na Łazienkowskiej zdobycie mistrzostwa Polski świętował Widzew, później Polonia i Wisła...
- To nie były miłe chwile. Ale teraz jest szansa, by sytuacja się odwróciła. Wygrana w Krakowie też byłaby jakąś osłodą tamtych gorzkich chwil. Ale, nie ma co na razie marzyć, tylko jak najlepiej zagrać.
Nie żal Panu, że nie jest kapitanem?
- Już o tym nie myślę. Trzeba zaakceptować decyzję trenerów, to wszystko. Jest jak jest, Mam teraz mniej obowiązków i więcej czasu dla siebie. W każdej sytuacji staram się znaleźć pozytywy.
- Pożyjemy, zobaczymy. Nie chcę składać żadnych deklaracji, nie mówię "tak", nie mówię "nie". Zdarzały się lata, w których zapowiedzi były szumne, a efekt żaden. Teraz do końca zachowujemy spokój, ciszę i chcemy jak najlepiej zagrać w środę.
I dlatego już w poniedziałek wyjechaliście z Warszawy?
- Trenerzy zdecydowali, że trzeba nam spokoju, odpoczynku i koncentracji. To dobra decyzja. Przed południem trenowaliśmy przy Łazienkowskiej, później zjedliśmy obiad i wyjechaliśmy. Myślimy już tylko o meczu z Wisłą.
Czym dla Pana jest to spotkanie?
- Sezon zaczął się dla mnie fatalnie. Nie grałem pół roku, leczyłem zerwane ścięgno Achillesa. Uznałem, że ten uraz to była dla mnie kara. Nie mogłem robić tego, co jest moją pasją, całym życiem. I co wypełniało mi czas. I może ten tytuł będzie dla mnie wynagrodzeniem tamtych dni? Dlatego ten mecz i końcówka sezonu jest tak istotna. Była kara, może będzie i nagroda?
Czy jest Pan zaskoczony, że na trzy kolejki przed końcem sezonu Legia ma pięć punktów więcej niż Wisła?
- Trochę zdziwiony jest chyba każdy. Przed sezonem Wisła była zdecydowanym faworytem. To samo mówiono przed pierwszymi meczami tej wiosny. Sybko odrobiliśmy jednak stratę, po następnych meczach uzyskaliśmy przewagę. Nie oglądaliśmy się za siebie, tylko graliśmy swoje.
Jaka jest ta obecna Legia?
- Ja nie lubię porównań. W tej drużynie co roku jest inaczej. W ostatnich latach bardzo ciężko było cokolwiek zdziałać w tej lidze. Zaczęło się od 1996 roku, kiedy z klubu odeszło dziesięciu zawodników. Najpierw, kiedy skazywano nas na spadek, omal nie wywalczyliśmy tytułu. A potem było gorzej. Dochodzili coraz to nowi zawodnicy, ale i tak zawsze czegoś brakowało. Okazywali się wzmocnieniami, ale nie od razu zastąpili tych, którzy walczyli w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Teraz wszyscy chyba dojrzeli do tego mistrzostwa, nadchodzi czas spełnienia marzeń, choć oczywiście wszystko może jeszcze się wydarzyć. Ale wreszcie w tej drużynie wszystko się "dotarło". Nie gramy może jakoś finezyjnie, za to solidnie i ambitnie.
Mówi się, że w drużynie jest wspaniała atmosfera.
- Z tą atmosferą zawsze jest różnie. Nie trzeba się lubić, spędzać ze sobą wolnego czasu. Wystarczy, że są wyniki, a od razu jest przyjemniej. Wyniki dają satysfakcję, radość, spełnienie. One tworzą atmosferę, dodają otuchy. Prywatnie nie musimy się lubić.
Czy ta drużyna ma charakter?
- Na pewno. Ale to sprawdzi się wtedy, gdy nam nie będzie szło. Na razie wszystko się układa. W kilku meczach przegrywaliśmy, ale jednak potrafiliśmy nie przegrać.
Czy daje się odczuć, że koledzy są spragnieni tytułu mistrza Polski?
- Mam takie wrażenie. Oprócz mnie i Marka Jóźwiaka żaden z zawodników nie był z Legią mistrzem Polski. Tomek Kiełbowicz wie jak smakuje tytuł, bo wywalczył go z Polonią. Reszta, widzę, że bardzo pragnie zwycięstw. A ja znowu chciałbym poczuć smak mistrzostwa.
Jak smakuje?
- Wyjątkowo. Każde jest niezapomniane. To pierwsze było niesamowite, drugie było potwierdzeniem, że na Łazienkowskiej jest wspaniała drużyna. Potem graliśmy w Lidze Mistrzów. A teraz, po paru latach przerwy, wygranie ligi byłoby czymś wyjątkowym. Tym bardziej, że nikt na nas nie stawiał.
Komu będzie łatwiej w środę: Wiśle, która musi wygrać, czy Legii?
- Łatwo to nikomu nie będzie. Na nich spoczywa ogromna odpowiedzialność. Muszą wygrać i koniec. Inaczej właściwie definitywnie stracą szansę na mistrzostwo. Widzieliśmy, jak ostatnio grają. Coraz lepiej, złapali "wiatr w żagle" i wygrywają. Motorycznie są bardzo dobrze przygotowani. Od Polonii byli o klasę lepsi. Na pewno będą bardzo zmotywowani. A nam nawet porażka nie zrobi krzywdy, zachowamy przewagę dwóch punktów. Ale wystarczy nam w Krakowie remis.
A jeśli Legia przegra?
- Zrobi się gorąco, jednak sytuacja nie będzie beznadziejna. Ale na razie nie ma co o tym myśleć. Nie jesteśmy na straconej pozycji.
Jak Pan, jako obrońca, oceni Macieja Żurawskiego?
- Nie jest zbyt przyjemny do pilnowania. Ciężko u niego dopatrzeć się jakichś mankamentów. Szybki z piłką i bez piłki, dobry technicznie, umie grać jeden na jeden, no i jest niesamowicie skuteczny. Trzeba będzie odciąć go od podań, być blisko niego, nie pozwalać, by przyjmował piłkę, by się odwracał przodem do naszej bramki i rozpędzał. Bo wtedy jest bardzo niebezpieczny.
Jak Panu gra się z Markiem Jóźwiakiem?
- Świetnie. Żałuję, że sezon powoli się kończy, bo Marek gra coraz lepiej. Jest na fali wznoszącej. Ale chcę także pochwalić Siergieja Omieljańczuka. Jest bardzo nieprzyjemny w pilnowaniu napastników. Twardy, szybki, nieustępliwy, zadziorny, mocno trzyma się na nogach i myśli na boisku. Świetnie uzupełnia się z Markiem, który jest wyższy o dwie głowy. Radzą sobie z napastnikami, zmieniają się w pilnowaniu. W ostatnich trzech ligowych meczach nie straciliśmy gola.
A jak Panu się gra, gdy w bramce jest obcokrajowiec?
- Właściwie tylko raz doszło do nieporozumienia między mną a Radkiem Stanewem. To było we Wronkach. Przy jednym z dośrodkowań coś krzyknął. Myślałem, że woła "moja", więc się odsunąłem. Patrzę, a on stoi w bramce. W ostatniej chwili wybiłem piłkę udem. Ustaliliśmy, że teraz jak wychodzi do piłki, to krzyczy - obojętnie co. A jak nie wychodzi - stoi cicho.
Prezes Legii Leszek Miklas powiedział przed meczem z Amicą, że jeśli Legia nie zdobyłaby tytułu, byłoby to tak "spektakularne" osiągnięcie jak 2:3 z Widzewem w 1997 roku. Wtedy, na trzy minuty przed końcem prowadziliście 2:0.
- To jedno z najbardziej przykrych doświadczeń w moim życiu. Staram się to wymazać z pamięci, ale co jakiś czas ktoś zawsze przypomni. Teraz jesteśmy w komfortowej sytuacji, ale gra jeszcze się nie skończyła. Mieliśmy już taką nauczkę i nie chciałbym przeżywać czegoś takiego po raz kolejny.
W poniedziałek "Życie Warszawy" napisało, że przeciwko Legii zawiązała się "spółdzielnia", która chce Was pozbawić tytułu mistrza Polski. Podobno dlatego, że nie daliście Odrze awansować do półfinału Pucharu Ligi. Klub z Wodzisławia miał grać dalej, a Legia wygrać z nim w lidze.
- To są jakieś "jaja". Najpierw z tego się śmialiśmy, ale potem się wkurzyliśmy. To był śmiech nerwowy. Byliśmy źli, bo wszystko można napisać, nie przedstawiając dowodów. To wszystko są bzdury, nie było żadnych układów. Ja nie lubię takiego dziadostwa, pisania anonimów. Jak ktoś ma informację niech ujawni źródło, przedstawi dowody albo poda nazwisko informatora, a nie wszystko przedstawiane jest na zasadzie plotkarstwa. Już kiedyś jakaś gazeta napisała, że przegramy z GKS w lidze, by potem katowiczanie "podłożyli" się nam w finale Pucharu Polski. Wygraliśmy i w Katowicach i w Łodzi, gdzie był finał PP.
Trener Okuka twierdzi, że Legii dobrze zrobił podział ligi. Łatwiej wam zmobilizować się na mecze z najlepszymi.
- Ma sporo racji. Lubiliśmy tracić punkty z teoretycznie słabszymi drużynami. W tym sezonie nie było inaczej, ze Śląskiem np. przegraliśmy dwa razy. Rzeczywiście, z tymi lepszymi zespołami Legii gra się lepiej. Jest większa kultura gry, przeciwnik też próbuje strzelić gola, a nie tylko ogranicza się do bronienia i kontr.
W ostatnich latach na Łazienkowskiej zdobycie mistrzostwa Polski świętował Widzew, później Polonia i Wisła...
- To nie były miłe chwile. Ale teraz jest szansa, by sytuacja się odwróciła. Wygrana w Krakowie też byłaby jakąś osłodą tamtych gorzkich chwil. Ale, nie ma co na razie marzyć, tylko jak najlepiej zagrać.
Nie żal Panu, że nie jest kapitanem?
- Już o tym nie myślę. Trzeba zaakceptować decyzję trenerów, to wszystko. Jest jak jest, Mam teraz mniej obowiązków i więcej czasu dla siebie. W każdej sytuacji staram się znaleźć pozytywy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.