Goncalo Feio: Mamy wrażenie, że gramy 11 na 15
23.11.2024 23:15
– Wygrywanie jest trudne. Będąc w Legii, to nasz obowiązek w każdym meczu, nikt nie patrzy na okoliczności. Wszyscy żyjemy herbem, ale żaden herb sam nie odniesie zwycięstwa. Sprawdźcie proszę – bo macie więcej czasu niż ja, by na to zerknąć – ile drużyn w Europie i na świecie wygrało 7 z 8 ostatnich spotkań albo 8 z 10 ostatnich gier. Legia tego dokonała. Nie wygrała 9 z 10, bo pod koniec rywalizacji w Białymstoku wydarzyło się to, co się wydarzyło.
– Trochę wiem, jak to działa – największą kontrowersją będzie to, o czym wspomniał trener przeciwnika. Bardzo szanuję jego pracę, co mówiłem przed meczem i powtarzam po zakończeniu spotkania. Zdaję sobie sprawę, że teraz będzie o tym głośno, tylko że nie jest głośno o tym, że jest 16. kolejka, a ja oraz moi piłkarze mamy wrażenie, że tydzień w tydzień gramy 11 przeciwko 15. Było tak również w sobotę. Też bym chciał, by były rozmowy dot. tego, jak Cracovia strzeliła nam gola. Jak wybloki są niedozwolone, to zobaczcie, co zostało zrobione z Markiem Gualem. Chciałbym, byście przeanalizowali kryteria żółtych kartek i odgwizdanych przewinień. Wtedy będziemy mieli pełny obraz.
O meczu
– Wiedzieliśmy, że przyjedzie do nas drużyna, której poziom fizyczności, motoryki i siły w pojedynkach jest bardzo duży, również szybkość, szczególnie zawodników ofensywnych. Zdawaliśmy sobie sprawę, że podejście gości do gry będzie bardzo bezpośrednie, zarówno pod presją, jak i w środkowej strefie. Za każdym razem, jak mają "otwartą piłkę", jest transport – w pierwszej kolejności na Benjamina Kallmana, potem akcja się rozpędza poprzez piłkarzy, którzy go wspierają. W ostatniej tercji pojawia się dośrodkowanie przy dużej liczbie graczy w polu karnym. Każdy stały fragment to spore zagrożenie. Cracovia ma najlepszy atak w Ekstraklasie.
– Wydaje mi się, że w dłuższych okresach meczu dobrze przeciwstawiliśmy się wspomnianym elementom. Od tego zaczęła się możliwość dominacji – nie chodzi tylko o pierwszą połowę, ale też większy fragment drugiej. Poprzez nasze operowanie piłki, które nieraz nie było idealne, szczególnie pod presją, ze względu na to, że nie do końca podejmowaliśmy udane decyzje, by minąć pierwszą i drugą linię pressingu przeciwnika zawodnikami wyżej ustawionymi. Nie było też pełnej równowagi między piłkarzami, którzy idą do piłki będącej mocno pod pressingiem, i tymi, którzy zostają wyżej, by wykorzystać przestrzeń za pierwszą i drugą linią pressingu Cracovii. Często byli nie tam, gdzie byśmy sobie tego życzyli, co spowodowało trochę strat na własnej połowie. Ale tym otworzyliśmy sytuacją, która skończyła się rzutem karnym i golem na 1:0.
– Połowa przeciwnika? Przeładowanie stron, wejście z półprzestrzeni trochę wyżej – to działało nieźle, mamy z tego m.in. bramkę Wojtka Urbańskiego. Zabrakło nam tego, co było jednym z kluczowych założeń spotkania. Sposób, w jaki broni Cracovia, powoduje, że powinniśmy zdecydowanie częściej zmieniać centrum gry – wówczas znaleźlibyśmy więcej przestrzeni.
– W drugą połowę weszliśmy z dużą kulturą gry i – co jest kluczowe z Cracovią – bardzo dobrą kontrolą nad przeciwnikiem, jeśli chodzi o ustawienie piłkarzy pod piłką i asekurację ataku. Szkoda, że wtedy nie zamknęliśmy meczu, bo myślę, że mieliśmy ku temu szanse.
– Potem weszliśmy w najgorszą część meczu, z której oczywiście, że jestem niezadowolony. By robić wielkie rzeczy, seryjnie wygrywać, tak jak to ostatni czynimy, musimy mieć szereg kwestii – dojrzałość czy odpowiedzialność to na pewno jedne z nich. Myślę, że stać nas na większą odpowiedzialność przy wyniku 3:1, a także, by wykorzystać sytuacje bramkowe na zamknięcie meczu, mieć asekurację ataku i kontrataku, bo najgroźniejszymi sytuacjami Cracovii – oprócz stałych fragmentów – były rekontry. To niedopuszczalne, prowadząc u siebie 3:1, że przeciwnik kontruje. Stać nas też na większą odpowiedzialność wtedy, gdy podejmowaliśmy lub nie powinniśmy podejmować ryzyka w kluczowych strefach. Sądzę, że dojrzałość mogła być trochę lepsza z naszej strony, jak i kontynuacja wejścia w drugą odsłonę. Chodzi mi o dominację poprzez posiadanie, by zamknąć rywalizację. To spowodowało, że obraz meczu w końcówce okazał się trochę inny i nerwowy, natomiast wygrała drużyna lepsza.
– Bardzo trudno zwyciężyć w tak wyrównanej lidze, bo musimy być świadomi, że ona nie wygląda tak, jak kiedyś, czyli są dwa zespoły, a reszta jest daleko. Te czasy minęły, wszyscy musimy się obudzić i patrzeć na sytuację, jak wygląda naprawdę. By wygrać w Ekstraklasie, trzeba zostawić sporo zdrowia, tym bardziej grając w takim trybie, jak my. W żaden sposób nie odbierajmy – przede wszystkim piłkarzom – kolejnej wygranej, bo nie ma wiele drużyn, które odniosły zwycięstwa w 8 z 10 ostatnich meczów.
– Nie uznaję poczucia obawy, strachu w sporcie, również w życiu, bo wiem, że to nic nie daje. Trzeba działać, by unikać tych rzeczy. Artur Jędrzejczyk zmienił Rubena Vinagre, by podwyższyć pole karnego. To jedno z działań, wiedząc o tym, jak Cracovia zarządza końcówkami meczów, mając bezpośrednie podejście, dogrywając w "szesnastkę". Powinniśmy wcześniej zakończyć mecz. Przy stanie 3:1, na początku drugiej połowie mieliśmy parę piłek na 4:1, a przy wyniku 3:2 mieliśmy dwie sytuacje sam na sam. Część dojrzałości, odpowiedzialności wiąże się z tym, że musimy wykorzystywać takie akcje.
O podziękowaniach dla kibiców
– Chciałbym podziękować za to, że w tak ważnym momencie i po tak istotnym, trudnym, gorzkim dniu, czyli po ostatniej porażce, wypełnili stadion, byli z nami od początku do końca i umieli z nami cierpieć. Czułem wsparcie do końca rywalizacji. Uwierzcie mi, to wiele daje drużynie, zwłaszcza po niełatwych chwilach.
O wyróżnieniach
– Zrobię wszystko, byśmy byli najlepszą drużyną w tym klubie, ale myślę, że na tę chwilę nią nie jesteśmy. Są dwie drużyny, które chciałbym szczerze wyróżnić po tym tygodniu. Jedna to Fundacja Legii i wszyscy związani z nią pracownicy. W tym tygodniu odbyła się kolejna bardzo ważna akcja dla społeczeństwa. Kibice Legii może czasami są z nas bardzo dumni, czasami trochę mniej – zrobimy wszystko, by zawsze byli z nas dumni. Na pewno mogą być tacy z tego, co stołeczny klub robi dla społeczeństwa. Fundacja Legii jest fenomenalna.
– Druga drużyna, o której mało kto pamięta, a która cały rok wykonuje fenomenalną robotę z naszymi boiskami – nie tylko dla "jedynki", ale całej akademii, zarówno na stadionie przy Łazienkowskiej, jak i w LTC. W piątek były opady i byśmy mogli ćwiczyć, zespół greenkeeperów zrobił kapitalną pracę, mieliśmy świetne boisko do treningów. To rzeczy małe, duże, które pozwalają nam się przygotować i potem wygrywać mecze.
– W imieniu zespołu, sztabu i piłkarzy, chciałbym wyróżnić dwie drużyny oraz bardzo podziękować za pracę i wkład w wielki klub.
O sytuacji Kobylaka
– Jest zdecydowanie za wcześnie, bym powiedział coś mądrego. Doktor zgłosił, że Gabriel ma lekkie dolegliwości, ale "Kobi" powiedział, że chce, da radę dokończyć mecz. Nie jest to coś bardzo niepokojącego. Za chwilę, po raporcie medycznym, będę wiedział więcej.
O logistyce, przygotowaniach i treningach w kontekście czterech najbliższych meczów wyjazdowych
– Chcieliśmy ograniczyć kilometry w podróżach. W niedzielę trenujemy – pierwsze przygotowania do meczu z Omonią zrobimy w Polsce, w LTC. W środę lecimy na Cypr, mamy oficjalne zajęcia, w czwartek gramy i nie wracamy. Występujemy na tyle późno, że nie chcemy, by piłkarze urwali noc, bo sen to jedna z najważniejszych części regeneracji. Zawsze wracamy w piątki, ale tym razem tak się nie stanie, gdyż wiązałoby się to z lotem do Warszawy, a w sobotę 4,5- czy 5-godzinną jazdą do Mielca. Zostajemy na Cyprze, w piątek oraz sobotę będziemy trenować i regenerować się, podejmować szereg działań, które wykonalibyśmy też w Polsce. Treningi będą odbywać się na obiekcie Anorthosisu. W naszym hotelu będziemy mieć dostęp do basenu i na siłownię. Athletic Performance, razem z Konradem Paśniewskim, organizują coś, co mamy w LTC i jest istotną częścią regeneracji.
– To pierwsza rzecz – ograniczamy wyjazdy. W sobotę lecimy z Cypru do Rzeszowa, gdzie jest zdecydowanie bliżej do Mielca, gdzie zagramy w niedzielę. Potem wracamy, pojawią się głównie działania regeneracyjne, przygotowujące do meczu Pucharu Polski. Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, ale najprawdopodobniej pojedziemy do Łodzi w dniu meczu, a nie dzień wcześniej. To umożliwi nam dodatkowy dzień w LTC, przy – według nas – najlepszych warunkach do regeneracji, przygotowania do spotkania. Tyle. Później, co by się nie działo w naszych życiach i ciałach, najważniejsza jest głowa – to ona musi być najsilniejszym organem.
O zmianach
– Luquinhas jest fenomenalnym zmiennikiem. Oczywiście, gra też wiele meczów od początku. To jeden z piłkarzy, na których opieram drużynę. W sobotę mógł wygrać pojedynek sam na sam i zakończyć mecz, ale jego umiejętność i przydatność do zespołu nie ulega wątpliwości.
– Nigdy nie będę publicznie krytykował swoich piłkarzy. To nie pomoże w niczym, zwłaszcza w byciu najlepszą wersją w siebie. Żaden piłkarz nie chce źle grać.
– Czy sobotnie zmiany mogły dać nam więcej? Na pewno tak, ale wydaje mi się, że zredukowanie tego do nerwowej końcówki jest niesprawiedliwe. Jako drużyna robimy dobre rzeczy i popełniamy błędy.
– Luquinhas za Urbańskiego, Ziółkowski za Pankova – to były pierwsze zmiany. Radovan miał żółtą kartkę. Grając z Cracovią, przy fazach przejściowych może być tak, że stoper potrzebuje faulować. Chodziło też o parametry szybkościowe Ziółkowskiego. To była roszada, byśmy nie ryzykowali kończenia meczu w dziesiątkę, jak i wykorzystali najlepsze charakterystyki Janka. O ile w ataku mamy jeszcze trochę pracy do zrobienia, jeśli chodzi o jego rozwój z piłką, to w defensywie jest bardzo dobrym obrońcą, szybkim jak na swoje warunki.
– Luquinhas? Sprawdźcie poprzednie siedem meczów i ile nam dał. Zdejmowanie Urbańskiego i Kapustki miało też na celu myślenie o tym, co dalej. Cały środek pola mamy wykartkowany. Wydawało mi się, że stać nas na to, by lepiej zarządzać spotkaniem. Nie chciałem ich wykartkować, by nie tracić ich na następną rywalizację.
– Wiem, że teraz wszyscy będą piętnować Marca Guala za to, że stracił piłkę. On sam o tym wie, od razu po meczu była rozmowa w szatni na ten temat. To część dojrzałości, do której się odnosiłem. Zwróćcie uwagę na jedną rzecz – musiał wykonać sprint, by być we własnym polu karnym i pomóc. To też pokazuje mentalność. Okej, piętnujmy to, co złe, ale dodajmy także to, co jest dobre. To nie jest prosta i oczywista rzecz.
– Miałem jeszcze w zanadrzu zmianę Rafała Augustyniaka, który również był na granicy kartki, ale okazał się dość ważnym ogniwem w środku pola, przeciwko rywalowi o takiej charakterystyce jak Cracovia. Potrzebowałem zmiany na innej pozycji, m.in. wprowadziłem Artura Jędrzejczyka, gdyż wiedziałem, że goście będą dążyć do dośrodkowań, stałych fragmentów. Tak wyglądało zarządzanie zmianami.
O transferach
– Najłatwiej byłoby uniknąć odpowiedzi, ale nie chcę być takim człowiekiem, choć muszę powiedzieć, że czasami mam wrażenie, że bardziej szanuję waszą pracę niż wy moją.
– Czy przed transferem oglądałem każdego piłkarza, który przyszedł do Legii? Oczywiście, że tak. To nie jest tak, że nagle pojawili się na treningu. Mogę nawet powiedzieć, że z nimi rozmawiałem, dlatego teraz mam swobodę w podejmowaniu różnych decyzji. Postępuję dokładnie tak, jak się umawialiśmy, że ta drużyna będzie postępować. Obowiązują takie zasady – zarówno na boisku, jak i poza nim – jakie miały obowiązywać.
– Musicie też zrozumieć, że przyszedłem z klubu, w którym sam robiłem wszystko. Prowadziłem drużynę ze sztabem, musiałem sam robić skauting i negocjacje kontraktowe. Ta drużyna (Motor Lublin – red.), mimo że słyszałem, że właściciel mówił, że przeprowadziłem słabe transfery, zrobiła dwa awanse z rzędu, a piłkarze, których sprowadziłem do II czy I ligi, radzą sobie dość dobrze w Ekstraklasie. Napastnika, którego ściągnąłem do I ligi i słyszałem, że się nie nadaje, ma teraz 8 czy 9 goli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Chyba nie robiłem tego aż tak źle.
– Wiem, w czym jestem najlepszy w piłce – to zdecydowanie bycie trenerem, w tym aspekcie stać mnie na wielkie rzeczy. W takim klubie, jakim jest Legia Warszawa, nie chcę i nie mogę robić wszystkiego. Jestem człowiekiem, który od początku zadeklarował współpracę i ją dotrzyma.
– Musicie zrozumieć, że jak ktoś pracuje w takim trybie, jak my w sztabie, to nie lecimy oglądać piłkarzy. Nie poświęcam 4, 5, 8, 9, 12 czy 24 godzin na oglądaniu gracza, który ma tu przyjść. Oglądam go pod kątem znajomości jego profilu, bo trzeba dopasować do tego drużynę, i ufam. Dokładnie tak wyglądał ten proces. Jest jeden zawodnik, na którego naciskałem, musiałem miesiąc o niego walczyć, zresztą powiedział publicznie, dlaczego tu przyszedł. To Ruben Vinagre – i chyba się nie pomyliłem. Niektóre transfery były zrobione zanim przyszedłem do Legii, inne zostały przeprowadzone później. Nie biorę udziału w negocjacjach, nie szukam graczy – to nie jest moja rola. To wynika z mojego zaufania do ludzi.
– Mało czytam, bo nie mam na to czasu, ale czasami docierają do mnie rzeczy na temat profilu itd. Powiem wam coś, byście wiedzieli to na zawsze – rozmowa o profilach itd. … To wszystko piękne, tylko że przekonałem się, że to nie istnieje w takiej lidze, jak polska, która nie jest kupująca. Wyznaczenie takiego na daną pozycję, że ma być blondynem z niebieskimi oczami, najlepiej obunożnym… To tak się nie dzieje. Nie jestem trenerem jednego systemu, gdyż czuję się dość swobodnie taktycznie, po prostu znam się na piłce. Potrafię adaptować system i założenia wobec zawodników. Prosty przykład – grając na tych samych pozycjach, założenia Morishity i Kapustki nie są takie same. Założenia Vinagre i Wszołka, czyli bocznych obrońców, też nie są identyczne. Oni funkcjonują według innej dynamiki, robią inne rzeczy, bo mają różne charakterystyki. Oczekuję jakości. Reszta? Lepię sobie ze sztabem i drużyną, poradzimy sobie. Chodzi o to, byście nie pisali więcej, że to taki profil, trener chciał inny… Nie. To historie, to nie istnieje. Żadne profile, tylko jakość.
– To, że niektórzy piłkarze nie performują tak, jak byśmy wszyscy chcieli, to poniekąd moja odpowiedzialność, bo ja ich trenuję i powinienem spowodować, by byli najlepszą wersją siebie. Nie będę krytykował publicznie swoich zawodników, bo liczę na nich, by wygrać przynajmniej sześć następnych meczów. Będziemy pracować, by byli lepsi. Też będę pracował, by być lepszym.
O Nsame
– Jak widzę jego przyszłość w Legii? Co musi zmienić, by wrócić do pierwszej drużyny? To konferencja prasowa nt. meczu z Cracovią. Nie mam nic więcej do powiedzenia w tej kwestii. Zawód trenera jest taki, że w najważniejszych momentach twoje życie nie zależy od ciebie, dlatego musisz ufać i wspierać swoich piłkarzy, kochać ich i robić wszystko, by byli jak najlepsi. Gdy jesteś zawodnikiem, wszystko zależy od ciebie. Moją pracą jest wyciąganie maksimum z zasobów klubowych. To dotyczy każdego gracza.
O zostawieniu trzech piłkarzy z przodu przy rzucie rożnym dla Cracovii
– Zostawiając trzech piłkarzy wyżej, obniżamy wypełnianie pola karnego przez Cracovię. To pewnego rodzaju ryzyko, bo jeżeli przeciwnik gra na krótko, to jest trochę więcej przestrzeni niż w pełnej strukturze. Druga strona medalu jest taka, że jeśli byśmy lepiej wykorzystali pozycję do kontry albo kontrę, to byłby zabieg całkowicie udany. Ostatecznie straciliśmy bramkę po stałym w pełnej strukturze bronienia. Rozwijamy się, chcemy mieć różne rozwiązania. Musimy zdawać sobie sprawę, jaką przewagę fizyczną nad nami miała Cracovia, jeśli chodzi o rozmiary. To była część strategii. Robiliśmy to do 2:0, bo przy tym wyniku potrzeba ryzykowania nie jest tak duża.
– Straciliśmy bramkę po rożnym, przy pełnej strukturze, ale ona nie powinna być uznana, bo to ewidentny faul na Gualu.
O sędziowaniu
– Wydaje mi się, że oglądając konferencję szkoleniowca Cracovii, to głównie on odniósł się do pracy sędziów i zredukował mecz do tego. Powtarzam: bardzo go doceniam. Mimo że w sobotę się poznaliśmy i krótko rozmawialiśmy, to moja relacja z trenerem Kroczkiem – jak na ludzi, którzy się nie znają, ale myślę, że wzajemnie siebie doceniają – jest dobra. Jeśli chodzi o pracę rekrutacyjną i profil, to widać bardzo jasny kierunek skautingu krakowian. Konsekwencja, praca sztabu z trenerem Kroczkiem na czele, to coś, co trzeba szanować – to wynikowo mega się obroni.
– W przerwie sędzia powiedział, że nie potrzebował VAR-u, by uznać gola Cracovii, bo widział to z boiska. Zredukowanie pracy arbitrów do dwóch sytuacji (pierwsza bramka gości i ręka Wszołka w czasie doliczonym – red.) to za mało. Musicie to przenalizować. Kryteria żółtych kartek, odgwizdanych przewinień… Każdy gra, jak chce – to oczywiste. Do czego chcemy doprowadzić polską piłkę? Jeśli do futbolu bezpośredniego – w którym są tzw. drugie i długie piłki, i futbolówka spędza więcej czasu w powietrzu niż na ziemi – to okej. W tej chwili sędziowanie promuje tego rodzaju futbol – to nie jest krytyka, bo każdy gra, jak chce. Ale potem, często m.in. wy (dziennikarze – red.), krytykujecie polską ligę, że tak się gra, że piłka jest częściej w powietrzu. Później jest krytyka w kierunku reprezentacji Polski, że gra tak, a nie inaczej, kiedy próbuje grać. Musimy zdecydować, w jakim kierunku ma to pójść. Teraz to, co jest oczekiwane i promowane, to dwie różne rzeczy. Nie chodzi mi tylko o dwie sytuacje z sobotniego meczu.
– Rozumiem waszą perspektywę dot. sytuacji z 96. minuty. Inna sprawa, że sędzia doliczył 5 min, więc dlaczego mówimy o czymś, co działo się później? Przy stanie 2:0, padła bramka, która nie powinna paść. Znowu możemy dywagować, jak mecz by się potoczył, gdyby Cracovia by wtedy nie trafiła do siatki. Dla mnie ważniejsze jest coś innego – kryteria, konsekwencje, bo dzieje się źle.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.