Grano dzisiaj (18.09). Mecz z FC Nantes w Pucharze UEFA
18.09.2023 07:00
Dziewięć lat temu Legia wygrała przy Łazienkowskiej 1:0 z Lokeren w 1. kolejce fazy grupowej Ligi Europy. Bramkę zdobył Miroslav Radović, po akcji Michała Kucharczyka. Zdjęcia można obejrzeć TUTAJ.
– Jestem zadowolony ze zwycięstwa, Lokeren to dobra drużyna taktycznie i technicznie. Zagraliśmy dobrze w defensywie, był to futbol bardziej zrównoważony niż ze Śląskiem. Dobrze wystartowaliśmy w grupie, od wygranej, to cieszy. To był trudny mecz, mogliśmy lepiej operować piłką, ale gdy rozgrywamy 60 spotkań w sezonie, to nie zawsze jest możliwy radosny futbol. Nasz atak nie grał optymalnie, ale poradził sobie. Padła jedna bramka, a mogły wpaść jeszcze dwie lub trzy – mówił ówczesny trener "Wojskowych", Henning Berg.
Przed meczem kibice Legii zaprezentowali przygotowaną wcześniej oprawę upamiętniająca 60-lecie pracy przy Łazienkowskiej Lucjana Brychczego. Pojawiła się sektorówka z wizerunkiem "Kiciego" i medale z liczbami: 452 (spotkania w barwach stołecznego klubu), 227 (bramki zdobyte w Legii), 60 (nieprzerwane lata pracy przy Łazienkowskiej) i 11 (tyle tytułów mistrzowskich zdobyła Legia razem z Brychczym). Poniżej widniało hasło – Veni Vidi Kici!
VIKING POKONANY
Wicemistrzostwo Polski z 1985 r. stało się przepustką do występów w Pucharze UEFA. Pierwszą przeszkodą w tych rozgrywkach był norweski Viking Stavanger, drużyna dużo słabsza od Legii, nastawiona na defensywę. Mur skruszył dopiero Dariusz Dziekanowski, zdobywając piękną bramkę: przyjął piłkę na pierś, podbił głową i uderzył z woleja nie do obrony. Tuż po strzeleniu gola na Stadionie Wojska Polskiego… zgasło światło. To wybiło zespół z rytmu, ale dobrze bronił Jacek Kazimierski, a jego koledzy jeszcze dwa razy pokonali Erika Thorstvedta. Wobec zwycięstwa 3:0 rewanż był formalnością (skończył się wynikiem 1:1).
POŻEGNALNY MECZ DEYNY
Dziesięć miesięcy po odejściu idola Warszawa znowu miała Kazimierza Deynę, choć tylko na chwilę. We wrześniu 1979 r. były kapitan reprezentacji Polski przyleciał do stolicy, by rozegrać pożegnalny mecz, zakontraktowany przy okazji jego transferu do Manchesteru City. Przybywał strapiony, bo w drużynie The Citizens mu nie szło. Jak całemu zespołowi, który pałętał się w ogonie tabeli ligi angielskiej, a "Kaka" mecze w pierwszej drużynie przeplatał występami w rezerwach.
W poniedziałek, 17 września, lotnisko na Okęciu wypełniło się kibicami. Każdy chciał zobaczyć swojego idola, być może po raz ostatni. – Jest trochę tremy? – zapytał dziennikarz "Przeglądu Sportowego" (183/1979). – O tak! Przecież dwanaście lat to szmat czasu. Chciałbym zagrać jak najlepiej, by nie sprawić zawodu publiczności. A czuję się doskonale. Zresztą już w polskim samolocie poczułem się raźniej – odpowiadał Deyna. Kiedy wszedł do hali przylotów, wiwatom nie było końca. "O, Kaziu! O, Kaziu, Kaziu, wróć do Legii, wróć!" – każdy z obecnych kibiców, zdzierając gardło, śpiewał tę pieśń, zdając sobie sprawę, że życzenie nigdy się nie spełni.
Manchester został zakwaterowany w hotelu Victoria. Deyna, według ustaleń, jedną połowę miał zagrać dla Legii, drugą dla City. W Legii po raz ostatni. – Bardzo się cieszę, że za te lata występów w reprezentacji i w klubie ludzie mi dziękują, że mam zwolenników. Mam nadzieję, że nasz mecz będzie doskonałą propagandą futbolu – mówił zawodnik na łamach "Przeglądu Sportowego" (183/1979).
Osiemnastego września najbardziej chodliwym towarem w Warszawie stały się bilety na pożegnalny mecz Deyny. Od południa grupki fanów spacerowały obok stadionu, z nadzieją wypatrując "koników", którzy z kilkusetprocentową "marżą" sprzedawali wejściówki. Kibice byli gotowi na wszystko, aby tylko z trybun zobaczyć króla stolicy. – Przed stadionem znajome twarze spod Pewexu, tym razem obracały w biletach. W końcu Manchester to dewizowa drużyna. Początkowo cena ustabilizowała się na 100 złotych, okazało się jednak, że podaż przewyższała popyt, notowania giełdowe biletów spadały, dochodząc aż do ceny minimalnej. Trzeba jednak przyznać, że facet sprzedający bilet za normalną cenę potraktowany został z dużą nieufnością, a kupujący obwąchiwał bilet i oglądał go kilkakrotnie, jakby chcąc doszukać się tajemnych znaków kabalistycznych – barwnie opisywali całą sytuację Krzysztof Bazylow i Krzysztof Maciąg w "Przeglądzie Sportowym" (185/1979).
Tłum czekał tylko na niego. Kiedy pojawił się na boisku w bluzie od dresu Legii, rozległy się gromkie wiwaty. Od razu podbiegł pod Żyletę, pozdrowił kibiców, następnie pod sektory na łuku od ul. Łazienkowskiej, wreszcie pod krytą trybunę. I wciąż słyszał jedną piosenkę, tę zacytowaną wcześniej. Deyna oczywiście był kapitanem drużyny, to on wyprowadził zespół na pierwszą połowę.
Burza braw, okrzyki, "Sto lat" – tak Warszawa żegnała swoją legendę. Oficjalna ceremonia odbyła się przed rozpoczęciem meczu. W imieniu PZPN piłkarza żegnali gen. bryg. Marian Ryba i Henryk Loska, a w imieniu Górnika Zabrze wspaniały napastnik Ernest Pohl, wcześniej także gracz "Wojskowych". Kiedy "Kaka" otrzymywał kwiaty od przedstawicieli Lecha Poznań, poprosił, by pozdrowić od niego całe miasto. Miasto, z którego pochodziła jego żona i które na każdym kroku podkreślało… nienawiść do niego. Od Sekcji Sympatyków Legii otrzymał ręcznie namalowany plakat z jego karykaturą i miniaturę piłki dla syna Norberta. – Na moje pożegnanie chciałbym bardzo dużo powiedzieć, ale państwo mi wybaczą, jestem bardzo wzruszony. Dziękuję wszystkim, którzy przyszli na mój ostatni, pożegnalny mecz w barwach CWKS Legia. Życzę wszystkim zdrowia – mówił do mikrofonu na środku boiska łamiącym się głosem.
Na boisku potwierdził klasę. Ostatnie 45 min dla Legii okrasił pięknym golem strzelonym z ostrego kąta, prawie z końcowej linii boiska. Trybuny eksplodowały z radości, pozdrawiając zawodnika z nr 12 na białej koszulce. – Gol! Wspaniała bramka Kazimierza Deyny. Akcja znakomita. Spokój, rozwaga – komentował legendarny sprawozdawca Jan Ciszewski.
Taki sam numer Deyna nosił też po przerwie, ale tym razem już na niebieskim trykocie City. Legia podwyższyła na 2:0 po strzale Marka Kusty. Bohater wieczoru zmniejszył rozmiary porażki Anglików minutę przed końcem spotkania. Dostał podanie ze środka pola, a jego niedawni koledzy nie byli zbytnio zainteresowani powstrzymaniem go. Waldemar Tumiński biegł jakby "na wstecznym", a Deyna mknął z piłką na bramkę Krzysztofa Sobieskiego. Bramkarz rzucił mu się pod nogi, ale ten ograł go i strzelił gola. Kibice Legii cieszyli się ze straconej bramki, co było wydarzeniem bez precedensu. Ale przecież bramkę zdobył Kazik… Ostatnią na stadionie przy Łazienkowskiej.
PUCHAR UEFA
Osiemnastego września 1974 roku warszawski zespół zremisował na wyjeździe z wicemistrzem Francji, FC Nantes (2:2), będąc bardzo blisko zwycięstwa. Był to pierwszy mecz w 1/32 finału Pucharu UEFA.
Legioniści już w 18. min objęli prowadzenie (Stefan Białas), 5 min po przerwie podwyższyli je na 2:0 (Jan Pieszko) – oba gole padły z podań Kazimierza Deyny. Niestety, potem Francuzi bezlitośnie wykorzystali błędy piłkarzy Jaroslava Vejvody i w ciągu 3 min doprowadzili do wyrównania. Autorem kontaktowego, samobójczego gola był Lesław Ćmikiewicz (66'), a na 2:2 z rzutu karnego trafił Henri Michel (późniejszy selekcjoner reprezentacji Francji, z którą w 1986 r. zdobył brązowy medal MŚ).
POGROM
Dokładnie 66 lat temu legioniści rozgromili 8:1 Lechię Gdańsk, czwartą drużynę w tabeli ligowej. Dodajmy, że jako pierwsi w tym meczu gola strzelili gdańszczanie, potem jednak trafiali już tylko gospodarze – Lucjan Brychczy i Henryk Kempny po trzy razy, a po bramce dołożyli Marceli Strzykalski i Czesław Ciupa.
MECZE LEGII Z 18 WRZEŚNIA:
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2019/2020 |
| |
2016/2017 | ||
2014/2015 | ||
2011/2012 | ||
2010/2011 | ||
2009/2010 | ||
2007/2008 |
| |
1997/1998 |
| |
1985/1986 | ||
1983/1984 | ||
1976/1977 | Dąbrowski II | |
1974/1975 | ||
1966/1967 |
| |
1957 | Strzykalski, Brychczy III, Kempny III, Ciupa | |
1949 | ||
1932 | Wypijewski II | |
1927 |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.