Inaki Astiz: Nie będę polecał zawodników do Legii
04.02.2011 22:57
Jesteś pierwszym Hiszpanem w historii polskiej ligi. Jak trafiłeś do naszego kraju?
- W rezerwach Osasuny grałem przez pięć lat. Chciałem w końcu zrobić krok do przodu. Miałem dwie możliwości: przejść do zespołu z II ligi hiszpańskiej, albo posłuchać rady trenera Urbana i przenieść się do ligi polskiej. Powiedział mi on też, że to bardzo atrakcyjna liga, a Legia jest drużyną, która walczy o mistrzostwo kraju oraz gra w europejskich pucharach. Po konsultacji z rodziną zdecydowałem o wyjeździe. Uznałem to za dobrą okazję do nabrania doświadczenia.
W barwach Legii zadebiutowałeś w feralnym meczu z Vetrą Wilno. Potem przyszedł konflikt i dopiero teraz miałeś okazję zobaczyć, jak wygląda prawdziwa atmosfera na stadionie przy Łazienkowskiej.
- Atmosfera na meczach jest świetna. Czujemy, że wszyscy są z nami. W wielu momentach wsparcie kibiców bardzo nam pomagało i dzięki temu wygrywaliśmy mecz. Nie tylko ja, ale i cała reszta zespołu jest zadowolona. Nie wiem, czy w Hiszpanii lub Anglii można znaleźć takich kibiców, jak w Legii. A już na pewno w Warszawie jest głośniej niż na Zachodzie.
W 2008 roku powróciłeś na chwilę do Osasuny, kibice obawiali się, że zostaniesz w Hiszpanii, lecz znów znalazłeś się w Warszawie. Dlaczego?
- Przepracowałem z zespołem z Pampeluny miesiąc przygotowawczy. W ostatniej chwili do drużyny dołączył jednak nowy stoper i zrobiło się tłoczno – na tej pozycji mogło występować już pięciu zawodników. Trzech z nich występowało tam od sześciu lat. Rozmawiałem z trenerem i powiedział mi szczerze, że nie będę miał dużych szans na występy, miałem być piątym defensorem. Tymczasem byłem wcześniej rok w Legii, było wszystko w porządku, grałem w podstawowym składzie, w Warszawie czułem się bardzo dobrze. Pomyślałem, że dobrym wyjściem będzie powrót.
Dwa lata po Twoim powrocie z zespołu odeszli Jan Urban, Kibu, ogólnie grupa hiszpańska. Miało to wpływ na Twoją słabszą dyspozycję w tamtymokresie?
- Wtedy już nie. Gorzej byłoby na pewno, gdyby miało to miejsce podczas pierwszego mojego roku przy Łazienkowskiej, kiedy nie znałem tylu ludzi, klubu, miasta. Kiedy oni odchodzili, ja już wszystko wiedziałem, miałem wielu znajomych. To jednak prawda, że kiedy trener odchodzi z zespołu, wiele się zmienia. Niestety, wtedy nie graliśmy tak, jak powinniśmy.
Tamten sezon był Twoim najsłabszym podczas pobytu w Polsce?
- Kiedy trener Urban opuszczał zespół, mieliśmy tylko trzy punkty straty do lidera. Nie było więc aż tak złej sytuacji. Przegraliśmy jednak dwa mecze, które musieliśmy wygrać: z Odrą Wodzisław Śląski i Polonią Bytom. I faktycznie, w efekcie był to chyba najgorszy rok podczas mojego pobytu w Warszawie, zajęliśmy czwarte miejsce, nie zakwalifikowaliśmy się do europejskich pucharów.
Jesienią bieżącego sezonu Legia straciła aż 19 bramek, podczas gdy w ostatnich latach tyle, albo jeszcze mniej, traciła w ciągu całych rozgrywek. Co się dzieje?
- Na początku sezonu była to zupełnie nowa drużyna. Nie było to łatwe, zgrać ze sobą zawodników. Przytrafiła się nam też seria kontuzji. Przez to obrońcy najczęściej nie mogli grać na swoich ulubionych, nominalnych pozycjach. Start nie był zbyt dobry, ale z upływem czasu drużyna grała coraz lepiej i wygrywaliśmy mecze. Nie graliśmy oczywiście tak, jak wszyscy byśmy chcieli, najważniejsze były jednak kolejne punkty na naszym koncie.
Po Twoim powrocie do składu wszystko zaczęło wyglądać lepiej, może to więc Twoja zasługa?
- Nie mogę się z tym zgodzić. Oczywiście, źle czułem się wtedy, kiedy musiałem siedzieć na trybunach i nie mogłem pomóc drużynie. Ale nie mogę powiedzieć, że lepsza postawa Legii to moja zasługa. Piłka nożna to nie tylko jeden zawodnik. Najbardziej bolało jednak to, że przegraliśmy na początku tyle spotkań zwłaszcza na Łazienkowskiej, to nie jest normalne.
Nadal jesteś nieformalnym tłumaczem grupy latynoskiej w Legii?
- Od czasu do czasu tak. Trener jednak często rozmawia z nimi po angielsku i wtedy moja pomoc nie jest aż tak konieczna. Czasem zdarza się, że szkoleniowiec przekazuje uwagi np. do Manu, ja je tłumaczę, a on mówi "nie, ja rozumiem". Mimo to momentami jestem potrzebny.
Siłą rzeczy znasz dobrze hiszpański futbol, a Legia poszukuje napastnika i obrońcy. Może mógłbyś kogoś polecić?
- To jest trudne, bo nie wiem dokładnie, w jakiej sytuacji ci zawodnicy się akurat znajdują. Jestem teraz w Polsce, gram w Legii, i to na niej się teraz koncentruję. To prawda, że znam wielu graczy, ale jestem zawodowym piłkarzem, nie zaś osobą, która ma prawo wskazywać, kto jest dobry, a kto nie. To nie jest łatwe. Są dobrzy piłkarze, ale czasami trzeba mieć też trochę szczęścia. Do Legii trafili zawodnicy tacy jak Arruabarrena czy Descarga, którzy w Hiszpanii prezentowali się solidnie, a tutaj mieli problemy.
Przed sezonem, jak wspominałeś, skład został mocno przebudowany. Nie myślałeś, że dostaniesz może opaskę kapitańską?
- Nie, ponieważ w Legii jest kilku ważnych zawodników, którzy w Warszawie występują od kilku lat. Z drugiej strony, nie jest to aż tak bardzo istotne, kto tę opaskę nosi, bo na boisku każdy z nas jest ważny. Tam wszyscy musimy być razem.
Przez kilka lat pracowałeś z trenerem Urbanem, teraz masz okazję pracować z Maciejem Skorżą. Czy widzisz różnice w obciążeniach treningowych?
- Na pewno kilka rzeczy robimy inaczej. To nie znaczy jednak, że jeden trener jest lepszy, a drugi gorszy. W chwili obecnej jesteśmy zmęczeni, ale to normalne, po to jest okres przygotowawczy. Organizm musi być przygotowany do sezonu, więc musi być ciężko. W zimie pracuje się bardziej intensywnie niż latem. Na treningach bywa różnie, raz można dać z siebie więcej, raz mniej, zależy od dyspozycji w danym momencie. W okresie przygotowawczym nie ma czasu na odpoczynek, niezależnie od trenera.
Żaden szkoleniowiec nie miał z Tobą również najmniejszych problemów wychowawczych. Zawsze byłeś tak pilny?
- Od samych początków w Osasunie przyglądałem się, jak wygląda profesjonalizm w futbolu. Później starałem się to realizować. Kiedy pracujesz właściwie, wszystko układa się tak, jak trzeba. Teraz jestem w Legii i cieszę się z tego, muszę jednak pracować dalej z całych sił. Każdy dzień, każdy trening jest dla mnie okazją do ciężkiej pracy i staram się ją wykonywać jak najlepiej potrafię.
W ciągu kilku lat, które spędziłeś w Polsce, zdążyłeś już ją trochę poznać. Jakie są największe różnice w stylu życia Polaków i Hiszpanów?
- Muszę powiedzieć, że różnice są mocno odczuwalne. Przede wszystkim w Hiszpanii ludzie są bardziej otwarci, choćby na rozmowę z drugim człowiekiem. Inne jest również jedzenie. Nie mam jednak z tym problemów, bardzo chętnie wszystko zjadam. W Polsce dużo się zmienia także jeśli chodzi o infrastrukturę. Wiele się buduje.
A gdybyś mógł coś przenieść z Hiszpanii do Polski, na co byś się zdecydował?
- Oczywiście rodzinę, bo to ona jest dla mnie najważniejsza.
Odwiedzisz ją podczas zgrupowania w Chiclanie?
- Może być z tym problem, bo to dosyć daleko, ok. 800-900 kilometrów, a moja rodzina pracuje. Samochód nie wchodzi w grę z powodu odległości, bezsensem byłoby spędzić cały dzień w aucie, żeby spotkać się na kilka godzin i znów wracać. Byłoby na pewno miło, gdybyśmy mieli przykładowo niedzielę wolną, a moja rodzina znalazłaby odpowiednie połączenie lotnicze i moglibyśmy spędzić cały dzień razem. Zobaczymy, jak wyjdzie.
Powracając jeszcze do hiszpańskiego futbolu – Gran Derbi, Barcelona rozbija Real Madryt 5:0. Skąd taka dominacja Barcy?
- Już od kilku lat jesteśmy świadkami takiego stanu rzeczy. Trener Guardiola z katalońskim zespołem związany jest od długiego czasu, występował tam jako zawodnik, teraz sukcesywnie pracuje i czyni postępy jako szkoleniowiec. Zna wszystkich piłkarzy w La Masii (szkółka Barcelony – przyp. autor). Ciężko mi to wszystko analizować. Kiedy ogląda się grę Barcelony, wygląda to jak PlayStation. Kapitalny, techniczny futbol.
Przypominasz sobie w historii Primera Division drużynę, która potrafiłaby tak zdominować rozgrywki?
- Nie. Zdarzało się, że np. Real Madryt kilka razy z rzędu zdobył mistrzostwo, ale nie z tak widoczną różnicą w grze. Zresztą, zawsze było tak, że Real i Barca odstawały od reszty ligi. Istotny jest tu czynnik finansowy, oba te kluby mogły pozwolić sobie na zawodników, którzy byli poza zasięgiem innych.
A Ty komu kibicujesz? Blaugranie czy Królewskim?
- Osasunie (śmiech). Kiedy ja byłem mały, mój tata kibicował Realowi, więc zawsze było mi trochę bliżej do zespołu z Madrytu. Teraz jest trochę inaczej, zdecydowanie bardziej wolę, żeby wygrała Legia, a nie Real (śmiech). Przede wszystkim więc my, a potem jednak trochę bardziej Real niż Barcelona.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.