Jakub Rzeźniczak w ogniu pytań kibiców
09.04.2014 11:22
Spotkanie odbyło się w ramach cyklu „Bliżej Legii”, w którym kibice będą spotykać się z piłkarzami. Pomysłodawcą i sponsorem akcji są zakłady bukmacherskie Fortuna. W pierwszej części spotkania „Rzeźnik” w sklepie Legii rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Kibice odwiedzający w tym momencie „Fan Store” otrzymali bony na 50 zł do realizacji. Następnie spotkanie przeniosło się do SportsBaru, gdzie fani zadawali zawodnikowi mnóstwo pytań.
Zdjęcia ze spotkania - kliknij tutaj
Na swoim blogu wypisałeś 17 reguł żywieniowych. Wspomniałeś w nich, że jest dzień, kiedy pozwalasz sobie na zjedzenie tego, na co masz ochotę. Co to jest? Golonka z piwem? A może coś z fast-foodów?
- Nie, nie – fast food już dawno skreśliłem. Codziennie staram się jeść zdrowo, a czasem pozwalam sobie na polskie potrawy – pierogi, jakiś makaron. Normalnie unikam pszenicy, więc takie dania odpadają. Czasem są też ciasta – zależy, na co mam ochotę. Jedzenie musi być zdrowe, ale powinno też sprawiać przyjemność.
Czy świętowaliście jakoś specjalnie zwycięstwo z Lechem Poznań?
- Nie, po tym meczu nie byliśmy zadowoleni, wiedzieliśmy, że zagraliśmy słabą drugą połowę i to nie dawało nam spokoju. Cieszyła nas jedynie radość kibiców, dla których jest to bardzo ważne spotkanie.
Na profilu na facebooku często dostaje ci się w komentarzach, byś zamiast wrzucać fotki nauczył się grać. Przejmujesz się takim komentarzami?
- Na początku faktycznie tak było, ale trzeba mieć do siebie dystans. Jest czas na trening i grę w piłkę, jest czas na odnowę i jest czas wolny. Jedni wolą grać na komputerze, ja zaś spędzam go w inny sposób. Dzisiejsza technika daje możliwości łatwego komunikowania się z kibicami i staram się z tego korzystać. Na początku drażniły i śmieszyły mnie komentarze w stylu naucz się dośrodkowywać zamiast siedzieć przed komputerem. Teraz już wiem, że nie można się wszystkim przejmować. Staram się na tym profilu dzielić z kibica rzeczami, które nie są dla nich dostępne. Nie wszystkim się to musi podobać, ale są tacy, którzy to doceniają, którym się to podoba.
Twój ulubiony klub piłkarski na świecie to…
- Najbardziej kibicuję Realowi Madryt, uwielbiam Cristiano Ronaldo.
Czyli oferta z Realu zabiera cię z Legii?
- Oferta z Realu zabiera z Legii każdego… Ja do Realu się nie wybieram. Chyba, że na zakupy (śmiech).
A gdybyś np. w reprezentacji zagrał przeciwko CR7 dałbyś radę?
- Nigdy nie miałem przyjemności zagrać przeciwko tak świetnemu piłkarzowi. Na pewno nie musiałbym analizować jego gry, meczów z jego udziałem widziałem setki jak nie więcej. A przykład meczu Polski z Portugalią, kiedy Grzesiek Bronowicki wyłączył z gry Ronaldo pokazuje, że wszystko jest możliwe. Piłka jest nieprzewidywalna i dlatego tak popularna.
Największe, niespełnione marzenie piłkarskie?
- Mam ich sporo – na pewno jest nim awans do Ligi Mistrzów z Legią. Chciałbym też zagrać na tak dużej imprezie jak mistrzostwa Europy albo świata.
Czy przez te lata w Legii zmieniło się wiele, jeśli chodzi o samych piłkarzy, o podejście do zawodu?
- Tak, naprawdę dużo. Kiedyś nie było takich rzeczy jak np. psycholog, dziś wielu piłkarzy chętnie korzysta z porady specjalisty. Mentalność piłkarzy idzie w takim zachodnim kierunku, jest profesjonalnie. Głowa to 50 procent sukcesu. Dużo chłopaków teraz zdaje sobie sprawę z tego jak ważne jest odpowiednie podejście do zawodu i jak wiele można dzięki temu zyskać. Kiedyś mało kto zaprzątał sobie głowę takimi rzeczami jak kontrolowanie tkanki tłuszczowej, teraz jest to normą.
Zbliża się mecz Polski z Niemcami, trener Nawałka wyśle ci powołanie?
- Trzeba spytać trenera Nawałki. Każdy by chciał grać w reprezentacji, ale obiektywnie mówiąc w poprzedniej rundzie byłem w lepszej formie, teraz źle nie jest, ale niekoniecznie jest to forma reprezentacyjna.
Zmienił się zimą trener i powędrowałeś na ławkę rezerwowych. Henning Berg postawił na Inakiego Astiza. Miałeś jakieś złe myśli?
- Jestem w Legii już długo, przeżyłem kilku zawodników, którzy mnie zastępowali. Nie było więc momentu załamania, nigdy się nie poddaje, walczyłem na treningach i czekałem na swoją szansę. Wychodzę z założenia, że ciężka praca zawsze zostanie doceniona. Od trenera też słyszałem, że jestem w dobrej dyspozycji, ale nie ma powodu, aby coś zmieniać w defensywie. Teraz Inaki wraca do zdrowia, trener będzie miał trzech stoperów do dyspozycji i zobaczymy jak to będzie wyglądało. Przykład Bartosza Bereszyńskiego, który doznał urazu i wszedł za niego Łukasz Broź i gra świetnie, pokazuje, że wcale nie muszę od razu wrócić na ławkę. Staram się nie myśleć o tym co będzie.
Czego najbardziej nie lubisz na boisku?
- Najbardziej nie lubię przegrywać. Szczególnie, jeśli mam świadomość, że jako zespół byliśmy lepsi. Wtedy taka porażka boli podwójnie. Jeśli rywal był wyraźnie lepszy to wtedy łatwiej przełknąć taką gorzką pigułkę.
Adam Małysz po zakończeniu kariery jeździ w rajdach samochodowych, Dickson Choto otworzył szkółkę piłkarską. Ty masz już jakieś sprecyzowane plany na przyszłość?
- Aż tak sprecyzowanych planów to nie mam, chciałbym jeszcze z 10 lat pograć w piłkę. Natomiast w przyszłym roku akademickim chciałbym iść na studia związane z dietetyką i w tą stronę się rozwijać. Kiedyś myślałem, że zostanę trenerem, albo menedżerem, ale świat się zmienia, zapotrzebowanie również.
Którego trenera wolisz – Urbana czy Berga?
- Niewygodne pytanie (śmiech). Piłkarz lubi tego trenera, u którego gra. Jak ktoś siedzi na ławce, to trener jest zły… Współpraca z jednym i drugim trenerem układa mi się dobrze. Choć wiadomo, że dla mnie Urban to taki przełomowy szkoleniowiec. On ze środka obrony przestawił mnie na prawą stronę za pierwszej kadencji i później dzięki temu trafiłem do reprezentacji. W zeszłej rundzie z boku przestawił mnie na środek i też to wypaliło. Z trenerem Bergiem współpracuję trzy miesiące, na oceny więc dopiero przyjdzie czas. Na pewno ma inny styl, pracujemy dużo nad taktyką, mamy wiele odpraw. U trenera Urbana było więcej zajęć z piłką, o większej intensywności.
Z jakim piłkarzem Legii trzymasz się najbliżej?
- Z Łukaszem Broziem, zaopiekowałem się nim po przyjściu z Widzewa. Kiedy byłem na wypożyczeniu z Legii w Łodzi on akurat przychodził do Widzewa, zaczynał karierę na boiskach ekstraklasy. Wtedy się poznaliśmy, teraz pomagam mu się zadomowić w Warszawie. A z poza Legii najbardziej przyjaźnię się z Marcinem Komorowskim, który gra w Tereku Grozny.
Jak był pan w moim wieku to jaki piłkarz był dla pana wzorem?
- Jak byłem mały to wzorowałem się na Paolo Maldinim, zaś w Polsce na Tomaszu Łapińskim i Jacku Zielińskim.
Co jest obecnie największym atutem gry Legii?
- Myślę, że gra ofensywna i forma Miro Radovicia, który gra w tej rundzie naprawdę niesamowicie. Jego 13 bramek, znakomita współpraca z Dudą, daje temu zespołowi odpowiednią jakość. Taka para może być groźna w każdym meczu w Polsce, a w przyszłości w europejskich pucharach.
Wiadomo jakie panują stosunki na linii Łódź – Warszawa. Kiedy jeździsz do domu to jak jesteś przyjmowany.
- Na początku bywało różnie, ale teraz jest normalnie. Kibice Widzewa podchodzą do mnie życzliwie i mają nadzieję, że kiedyś jeszcze zagram w Widzewie. Fani są często mocni w grupie, wtedy są w stanie wszystko wykrzyczeć. Nie mam nic przeciwko temu by ktoś do mnie podszedł i powiedział, co o mnie myśli, wymienimy wtedy swoje poglądy. W grupie zaś wygląda to inaczej. Kiedyś była taka sytuacja, ze pojechałem do Łodzi klubowym samochodem. Na światłach wysiadło z dużego Fiata do mnie dwóch osiłków, odkleili mi napis Legia z samochodu… To był ostatni raz, kiedy pojechałem do Łodzi klubowym samochodem (śmiech). Jakieś zarzuty w stosunku do mnie są, że przeszedłem do Legii, ale ci kibice, którzy znają i pamiętają realia, nie mają mi tego za złe.
Czy masz swoją ulubioną przyśpiewkę?
- Ulubionej chyba nie mam. Ulubioną ma moja narzeczona, dotyczy Ruchu Chorzów, ale nie mogę jej zacytować (śmiech).
Numer 25 ma dla pana szczególne znaczenie?
- Teraz jestem związany z tym numerem, od 9 lat gra w Legii z tym numerem na plecach. Kiedy przychodziłem do Warszawy byłem bardzo młody, dostałem go dość przypadkowo od kierownika Ireneusza Zawadzkiego. Wielkiego wyboru nie miałem, kiedyś jak przychodził młody to siadał w szatni i za wiele się nie odzywał. Teraz dopiero się to zmieniło.
Jak wiele dla piłkarzy znaczy Żyleta w czasie meczów?
- Chyba nikomu nie trzeba tego tłumaczyć. Dzięki oprawom, dopingowi i ogólnej atmosferze nie raz wygrywaliśmy mecze. Za trenera Skorży często przegrywaliśmy do ostatnich minut, ale ten doping niósł nas do zwycięstwa. W 5 czy 10 minut zdobywaliśmy bramki i wygrywaliśmy spotkania. Za każdym razem jak wychodzę na boisko i stojąc w tunelu słyszę „Sen o Warszawie” to czuję ciarki na plecach. Dla takich chwil warto żyć, warto grać w piłkę. Fajne jest to, że my możemy dawać radość kibicom, ale kibice dają też radość nam.
Na jakim stadionie nie lubisz grać najbardziej?
- Na stadionie Ruchu Chorzów, to chyba najgorszy obiekt w ekstraklasie. Panuje tam słabiutka atmosfera. Nie lubiłem też grać w Wodzisławiu bo czuć było zapach kiełbasek (śmiech). A na Widzewie? Lubię tam grać, tam się wychowałem. Jestem wychowankiem tego klubu i mam do tego miejsca sentyment.
Kto jest najlepszym piłkarzem Legii?
- Zdecydowanie Miro Radović.
Kto był najlepszym zakupem Legii latem – Guilherme, Orlando czy Duda?
- Największe wrażenie zrobił na mnie Ondrej Duda. Wszedł do składu z marszu i prezentuje naprawdę wysoką formę. Stylem gry przypomina mi Rafała Wolskiego, ale jest moim zdaniem trochę od niego lepszy. Za rok czy za dwa będzie jednym z najlepszych w ekstraklasie, o ile wtedy będzie grał jeszcze w Polsce.
Radović powiedział ostatnio, że drużyna nie jest zintegrowana, że nie trzyma się razem, nie wychodzi na miasto. Kilka dni później potwierdził to Vrdoljak.
- Coś w tym jest, ale czasy się zmieniają. Kiedy przychodziłem do Legii było inaczej, po meczach wspólnie wychodziliśmy na kolację, na jakąś imprezę. Ale w dobie internetu, paparazzi nie ma chwili spokoju. Kiedyś można było gdzieś spokojnie wyjść, bez narażania się opinii publicznej. Kiedyś po meczu szło się na piwo ze znajomymi, na jakąś dyskotekę. Teraz chyba większość z nas się boi.
Gdybyś dostał ofertę z zagranicy ale bez gwarancji gry to co byś zrobił?
- Nikt nie da mi gwarancji gry, w Legii jej nie mam, nigdzie mieć nie będę. Natomiast nad każdą ofertą trzeba się pochylić i zastanowić czy warto. Piłkarz gra w piłkę dość krótko i z tego, co zarobi żyje potem do końca swych dni.
Grałeś w Polsce przeciwko piłkarzowi, który wyprowadził cię z równowagi, który cię zirytował?
- Mnie akurat nikt nie starał się wyprowadzić z równowagi. Na boisku jestem wybuchowy, niejednemu sędziemu już wygarnąłem. Takim ciekawym przypadkiem jest Daniel Gołębiewski, który obecnie gra w Koronie. Jak grał w Polonii to rozwiązywał innym sznurówki. Kiedyś chciał wyprowadzić z równowagi Tomka Kiełbowicza. „Kiełbik” miał wybijać rzut rożny, a Daniel rozwiązał mu but. Kiedy zapytał, co ty robisz usłyszał, że w Legii zagrałeś 300 meczów, ale tylko jeden dobry. Starał się go w ten sposób wyprowadzić z równowagi. Każdy chwyta się różnych sposobów.
Jak ci się pracowało z Ljuboją i czy byś go zwolnił na miejscu prezesa Leśnodorskiego?
- O tym czy zawodnik zostaje w klubie czy też nie decyduje nie tylko forma na boisku – to jak się zachowuje, jak współżyje z innymi piłkarzami. Myślę, że decyzja podjęta przez prezesa była właściwa. Natomiast na boisku Daniel wiele razy pokazywał jak dużej klasy jest zawodnikiem. Zdobył wiele bramek i pomógł Legii w świetnych występach w Lidze Europy. Tego nikt mu nie zapomni i wszyscy będą Daniela miło wspominali.
W Legii jest spora grupa brazylijsko-portugalska. Oni integrują się z wami czy trzymają z boku?
- Ze względu na barierę językową łatwiej im się komunikować między sobą. To normalne, wcześniej też tak było, gdy razem trzymali się Rado, z Ljubo, Vrdoljakiem i Sulerem. Obecnie nie ma dużej różnicy, poza Raphaelem Augusto wszyscy jakoś mówią po angielsku. Jakoś się więc dogadujemy i komunikacja jest. Na zgrupowaniach spędzamy dużo czasu razem, zjadamy wspólne posiłki. Nie odczuwam więc żadnego podziału.
Jaki mecz w Legii najbardziej zapadł ci w pamięć?
- Były takie dwa. Finał Pucharu Polski w Bydgoszczy. Radość była ogromna, gdyż zanotowaliśmy słabiutki sezon w lidze. I wygrana ze Spartakiem na wyjeździe 3:2 – nigdy nie zapomnę tego co się działo na lotnisku gdy wylądowaliśmy.
Pierwsza i ostatnia trójka w tabeli na zakończenie sezonu?
- Legia mistrzem, potem Lech i albo Wisła, albo Pogoń. Spadną Widzew i Podbeskidzie.
Jest jakiś zawodnik z innego polskiego klubu, którego widziałbyś w Legii?
- Jesienią bardzo imponował mi Marco Paixao. Będąc na kadrze podobał mi się styl gry Mateusza Zachary – teraz gra z kontuzją i wygląda trochę słabiej. Nieźle wygląda też Paweł Olkowski – bardzo dobry prawy obrońca.
Odejścia z Legii jakiego piłkarza żałujesz najbardziej?
- Rogera Guerreiro. Jego gra mi imponowała, można było do niego podać piłkę i była pewność, że jej nie straci, że zrobi z niej użytek. Był odpowiedzialny, umiał sporo słówek po polsku, był wesołym duchem zespołu. A na boisku dawał naprawdę wysoką jakość.
Kim dziś się bardziej czujesz łodzianinem czy warszawiakiem?
- Dziś już bardziej warszawiakiem, spędziłem tu całe dorosłe życie. I myślę, że już tutaj zostanę. W Legii chciałbym skończyć karierę, zaś do Warszawy tak się przywiązałem, że po zakończeniu kariery będę chciał w tym mieście zamieszkać na stałe.
Uprawiasz inne sporty?
- Chciałbym pojeździć na nartach, ale mamy zakaz. Podobnie jak na łyżwach czy na motorze – mamy odpowiednie zapisy w kontrakcie, które nam tego zabraniają. Czasem lubię sobie pograć w koszykówkę, ale czas na wiele nie pozwala. Ostatnio sobie kupiłem rower, wiec może kolarstwo… Na rowerach możemy jeździć, ale w kasku i po chodniku (śmiech).
Trener Lucjan Brychczy nadal jest w formie, doprowadza bramkarzy do łez?
- To jest niesamowite, ale trener Brychczy wciąż ma niesamowita technikę i śle piłkę w okienka bramki. Często pomaga trenerowi Dowhaniowi w treningach bramkarskich. Gdyby w piłce były zmiany hokejowe to trener Brychczy mógł wchodzić na rzuty wolne i jeszcze nie jedną bramkę by zdobył.
Chodzisz na mecze innych sekcji Legii?
- Byłem tylko na koszykówce, ale mam zaproszenie na hokej, na piłkę wodną. Te mecze często pokrywają się z naszymi meczami czy zgrupowaniami, ale chętnie się przejdę. Zwłaszcza na piłkę wodną – na takim meczu nigdy jeszcze nie byłem.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.