Jestem starszym, dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym człowiekiem
11.04.2002 15:58
- Chcielibyśmy zrobić kolejny krok w kierunku tytułu. Jesteśmy już bardzo blisko, ale nie na tyle, żeby świętować już nawet po najbardziej udanym meczu z Amiką - mówi kapitan Legii Warszawa, <b>Cezary Kucharski</b>. - Zdajemy sobie jednak sprawę, że w piątek czeka nas bardzo ciężki mecz. Drużyna z Wronek odniosła bardzo łatwe zwycięstwo nad Ruchem we wtorkowym meczu pucharowym i na pewno postawi trudne warunki. Amica to zespół, który nie ma słabych punktów, a dodatkowo jest teraz w dobrej formie.
Wywiad z Cezarym Kucharski
- Chcielibyśmy zrobić kolejny krok w kierunku tytułu. Jesteśmy już bardzo blisko, ale nie na tyle, żeby świętować już nawet po najbardziej udanym meczu z Amiką - mówi kapitan Legii Warszawa, Cezary Kucharski. - Zdajemy sobie jednak sprawę, że w piątek czeka nas bardzo ciężki mecz. Drużyna z Wronek odniosła bardzo łatwe zwycięstwo nad Ruchem we wtorkowym meczu pucharowym i na pewno postawi trudne warunki. Amica to zespół, który nie ma słabych punktów, a dodatkowo jest teraz w dobrej formie.
- Podobnie wypowiadaliście się przed derby stolicy, a później pokonaliście Polonię aż 3:0.
- Dlatego, że szanujemy wszystkich przeciwników i do każdego meczu podchodzimy z respektem dla rywala. Buńczucznych wypowiedzi nie było nie tylko przed derby - nie było w ogóle w tym sezonie! Czasami w futbolu najwięksi nawet faworyci przegrywają, a nam w poprzednich latach często brakowało koncentracji. Legia miała taki sam problem jak wielkie kluby w innych krajach - choćby Barcelona w Hiszpanii. Lekceważyliśmy słabych przeciwników i głównieprzez to kilka razy mistrzostwo przeszło nam koło nosa. Przykrych lekcji było na tyle dużo, że w końcu wyciągnęliśmy wnioski.
- Nie zdobywa pan tylu bramek, ilu spodziewali się kibice. Nikt jednak nie narzeka na pańską dyspozycję. Wszyscy podkreślają inne walory - waleczność, asysty.
- Jestem zadowolony z formy, przecież praktycznie w każdym meczu dokładam cegiełkę do dobrego wyniku - albo zaliczam asystę, albo zdobywam gola. Ze skutecznością nie jest tak źle - w tym sezonie w rozgrywkach ligowych strzeliłem przecież 11 bramek. Asyst do tej pory też miałem 11.
- Wśród piłkarzy powołanych na towarzyski mecz z Rumunią nie ma jednak pańskiego nazwiska. Nie jest pan zmartwiony?
- Chciałbym grać w kadrze, bo chyba nie ma zawodnika, którego nie interesuje narodowa reprezentacja, ale nie jestem nawet... zaskoczony. Nie robiłem sobie żadnych nadziei, bo dotąd selekcjoner mnie nie widział. Gram dobrze, cóż więcej mogę zrobić? Moja rola kończy się na boisku.
- A jak wytłumaczy pan zmianę sposobu gry? Kiedyś uchodził pan za ostatniego egzekutora, teraz gra pan przede wszystkim dla zespołu. Opaska kapitana wpłynęła na taką metamorfozę?
- Nigdy nie byłem egoistą. Przed wyjazdem do Hiszpanii, w sezonie 1996/97, zdobyłem co prawda 17 goli, ale miałem też 8 asyst. Teraz nieco inne są tylko proporcje. Skłamałbym, gdybym powiedział, że opaska nie ma wpływu na moją grę. Nie wyobrażam sobie lepszej motywacji. Ale nie można też zapominać, że jestem starszym, dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym człowiekiem niż przed pięcioma laty.
- A jak było z wyborem kapitana? Opaska nie powinna wrócić do Jacka Zielińskiego? Koledzy z Legii nie mieli pretensji, że nie przekazał pan funkcji starszemu koledze?
- Były dyskusje na ten temat. Nie słyszałem natomiast, żeby ktoś miał do mnie żal albo zarzuty. O rozdziale ról zadecydował trener Dragomir Okuka. Uznałem, iż szkoleniowiec ma do tego prawo. Tym bardziej, że między mną i Jackiem nie było nieporozumień w tej materii. Jestem dumny, że to właśnie mi przypadła opaska.
- A jak układają się pańskie kontakty z Zielińskim?
- Z mojego punktu widzenia - bardzo dobrze. Jacek dla wszystkich w zespole jest wielkim autorytetem. Dla mnie również, bo to prawdziwy profesjonalista. Tylko wyjątkowym piłkarzom udaje się tak długo zachować tak wysoką formę jak "Zielkowi".
- Obecna, zmierzająca po tytuł, Legia to Legia Kucharskiego?
- To Legia Kucharskiego i 20 innych piłkarzy, z których każdego powinienem wymienić z nazwiska. Fakt, że jestem kapitanem nie oznacza, iż dobre wyniki trzeba przypisywać właśnie mi. Gra zespół, który jest świetnie poukładany i wszyscy przyczynili się do wywalczenia fotela lidera.
- Obecna Legia jest najsilniejsza od czasów tej, która występowała w Lidze Mistrzów?
- Bezwzględnie. Może w kilku minionych latach było na Łazienkowskiej więcej gwiazd, ale nie było tak dobrej drużyny. Kończyło się wszystko na buńczucznych zapowiedziach i indywidualnych popisach. Niby wszystko było cacy, ale czegoś zawsze brakowało. Teraz wszystko jest podporządkowane grze zespołu, zapomnieliśmy o indywidualnych ambicjach. Dojrzeliśmy jako ludzie, sportowcy i drużyna. Nie można też pomijać roli Okuki. To trener wpłynął na zmianę sposobu myślenia. Prawie codziennie mamy odprawy, które - nawet te króciutkie - wiele wnoszą. Można powiedzieć, iż jesteśmy na początku drogi, żeby dorównać Legii, w której rej wodzili Leszek Pisz i Zbigniew Mandziejewicz.
- Czy w tym składzie stać was na awans do Ligi Mistrzów?
- Dużo zależy od losowania. Jeśli będzie szczęśliwe - wszystko jest możliwe. Jeszcze nie jesteśmy europejską potęgą, o czym przekonaliśmy się tak dotkliwie w Walencji. Na pewno nie jesteśmy jednak gorsi od najlepszych zespołów austriackich, szwajcarskich, belgijskich czy holenderskich. Pewnie, że wzmocnienia by się przydały, bo każdy dodatkowy dobry zawodnik zwiększa rywalizację i podnosi w ten sposób poziom drużyny. Koncepcja personalna leży w gestii trenera, a największy wpływ na transfery ma sytuacja finansowa klubu. O czym my jednak w ogóle rozmawiamy? Najpierw musimy wywalczyć mistrzostwo Polski, a dopiero później będzie można poruszać temat Champions League. Tytuł jeszcze nie jest nasz.
- Ile ofert z zagranicy otrzymał pan w 2002 roku?
- Konkretną to tylko jedną - z Szachtara Donieck. Nie jestem jednak zainteresowany transferem na wschód. Jest natomiast sporo zapytań z Niemiec, Francji, Belgii i Holandii. Na brak zainteresowania nie narzekam, nie mam jednak głowy nawet do zastanawiania się nad ewentualnym ponownym wyjazdem za granicę. Bez reszty pochłonięty jestem bowiem walką o tytuł. Teraz liczy się tylko mistrzostwo dla Legii.
- Podobnie wypowiadaliście się przed derby stolicy, a później pokonaliście Polonię aż 3:0.
- Dlatego, że szanujemy wszystkich przeciwników i do każdego meczu podchodzimy z respektem dla rywala. Buńczucznych wypowiedzi nie było nie tylko przed derby - nie było w ogóle w tym sezonie! Czasami w futbolu najwięksi nawet faworyci przegrywają, a nam w poprzednich latach często brakowało koncentracji. Legia miała taki sam problem jak wielkie kluby w innych krajach - choćby Barcelona w Hiszpanii. Lekceważyliśmy słabych przeciwników i głównieprzez to kilka razy mistrzostwo przeszło nam koło nosa. Przykrych lekcji było na tyle dużo, że w końcu wyciągnęliśmy wnioski.
- Nie zdobywa pan tylu bramek, ilu spodziewali się kibice. Nikt jednak nie narzeka na pańską dyspozycję. Wszyscy podkreślają inne walory - waleczność, asysty.
- Jestem zadowolony z formy, przecież praktycznie w każdym meczu dokładam cegiełkę do dobrego wyniku - albo zaliczam asystę, albo zdobywam gola. Ze skutecznością nie jest tak źle - w tym sezonie w rozgrywkach ligowych strzeliłem przecież 11 bramek. Asyst do tej pory też miałem 11.
- Wśród piłkarzy powołanych na towarzyski mecz z Rumunią nie ma jednak pańskiego nazwiska. Nie jest pan zmartwiony?
- Chciałbym grać w kadrze, bo chyba nie ma zawodnika, którego nie interesuje narodowa reprezentacja, ale nie jestem nawet... zaskoczony. Nie robiłem sobie żadnych nadziei, bo dotąd selekcjoner mnie nie widział. Gram dobrze, cóż więcej mogę zrobić? Moja rola kończy się na boisku.
- A jak wytłumaczy pan zmianę sposobu gry? Kiedyś uchodził pan za ostatniego egzekutora, teraz gra pan przede wszystkim dla zespołu. Opaska kapitana wpłynęła na taką metamorfozę?
- Nigdy nie byłem egoistą. Przed wyjazdem do Hiszpanii, w sezonie 1996/97, zdobyłem co prawda 17 goli, ale miałem też 8 asyst. Teraz nieco inne są tylko proporcje. Skłamałbym, gdybym powiedział, że opaska nie ma wpływu na moją grę. Nie wyobrażam sobie lepszej motywacji. Ale nie można też zapominać, że jestem starszym, dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym człowiekiem niż przed pięcioma laty.
- A jak było z wyborem kapitana? Opaska nie powinna wrócić do Jacka Zielińskiego? Koledzy z Legii nie mieli pretensji, że nie przekazał pan funkcji starszemu koledze?
- Były dyskusje na ten temat. Nie słyszałem natomiast, żeby ktoś miał do mnie żal albo zarzuty. O rozdziale ról zadecydował trener Dragomir Okuka. Uznałem, iż szkoleniowiec ma do tego prawo. Tym bardziej, że między mną i Jackiem nie było nieporozumień w tej materii. Jestem dumny, że to właśnie mi przypadła opaska.
- A jak układają się pańskie kontakty z Zielińskim?
- Z mojego punktu widzenia - bardzo dobrze. Jacek dla wszystkich w zespole jest wielkim autorytetem. Dla mnie również, bo to prawdziwy profesjonalista. Tylko wyjątkowym piłkarzom udaje się tak długo zachować tak wysoką formę jak "Zielkowi".
- Obecna, zmierzająca po tytuł, Legia to Legia Kucharskiego?
- To Legia Kucharskiego i 20 innych piłkarzy, z których każdego powinienem wymienić z nazwiska. Fakt, że jestem kapitanem nie oznacza, iż dobre wyniki trzeba przypisywać właśnie mi. Gra zespół, który jest świetnie poukładany i wszyscy przyczynili się do wywalczenia fotela lidera.
- Obecna Legia jest najsilniejsza od czasów tej, która występowała w Lidze Mistrzów?
- Bezwzględnie. Może w kilku minionych latach było na Łazienkowskiej więcej gwiazd, ale nie było tak dobrej drużyny. Kończyło się wszystko na buńczucznych zapowiedziach i indywidualnych popisach. Niby wszystko było cacy, ale czegoś zawsze brakowało. Teraz wszystko jest podporządkowane grze zespołu, zapomnieliśmy o indywidualnych ambicjach. Dojrzeliśmy jako ludzie, sportowcy i drużyna. Nie można też pomijać roli Okuki. To trener wpłynął na zmianę sposobu myślenia. Prawie codziennie mamy odprawy, które - nawet te króciutkie - wiele wnoszą. Można powiedzieć, iż jesteśmy na początku drogi, żeby dorównać Legii, w której rej wodzili Leszek Pisz i Zbigniew Mandziejewicz.
- Czy w tym składzie stać was na awans do Ligi Mistrzów?
- Dużo zależy od losowania. Jeśli będzie szczęśliwe - wszystko jest możliwe. Jeszcze nie jesteśmy europejską potęgą, o czym przekonaliśmy się tak dotkliwie w Walencji. Na pewno nie jesteśmy jednak gorsi od najlepszych zespołów austriackich, szwajcarskich, belgijskich czy holenderskich. Pewnie, że wzmocnienia by się przydały, bo każdy dodatkowy dobry zawodnik zwiększa rywalizację i podnosi w ten sposób poziom drużyny. Koncepcja personalna leży w gestii trenera, a największy wpływ na transfery ma sytuacja finansowa klubu. O czym my jednak w ogóle rozmawiamy? Najpierw musimy wywalczyć mistrzostwo Polski, a dopiero później będzie można poruszać temat Champions League. Tytuł jeszcze nie jest nasz.
- Ile ofert z zagranicy otrzymał pan w 2002 roku?
- Konkretną to tylko jedną - z Szachtara Donieck. Nie jestem jednak zainteresowany transferem na wschód. Jest natomiast sporo zapytań z Niemiec, Francji, Belgii i Holandii. Na brak zainteresowania nie narzekam, nie mam jednak głowy nawet do zastanawiania się nad ewentualnym ponownym wyjazdem za granicę. Bez reszty pochłonięty jestem bowiem walką o tytuł. Teraz liczy się tylko mistrzostwo dla Legii.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.