Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu w Neapolu - Zmiennicy dali zwycięstwo

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

23.10.2021 21:15

(akt. 23.10.2021 22:01)

Piłkarze Legii Warszawa długo trzymali się w Neapolu, ale ostatecznie przegrali 0:3 z liderem Serie A. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Mury runęły – To, że między Napoli i Legią będzie widoczna duża różnica w klasie sportowej, było wiadome już przed meczem. Neapolitańczycy są liderem Serie A, wygrali wszystkie osiem meczów w lidze ustanawiając przy tym rekord rozgrywek. Włosi są rozpędzeni i ich siłę było widać od pierwszej minuty starcia z Legią. Trener Czesław Michniewicz postawił na sprawdzony blok obronny oraz graczy takich, którzy dawali przekonanie, że będą potrafili się utrzymać przy piłce, wymieniać kolejne podania czyli na zawodników o jak najwyższej technice użytkowej. Środek pola składał się w Portugalczyków, którzy mieli się świetnie rozumieć. Niestety nie dali spodziewanej jakości w rozegraniu. Legioniści dobrze zaczęli i pierwszą i drugą połowę, podeszli wysoko, był średni i wysoki pressing, przechwyty, zagrania na wolne przestrzenie. Niestety po tych niezłych momentach to gospodarze dominowali i kreowali sytuacje. Te najgroźniejsze po błędach mistrzów Polski. Przy wyprowadzaniu piłki spod własnej bramki futbolówkę tracili Andre Martins, Josue, Mateusz Wieteska czy Artur Jędrzejczyk. To napędzało Włochów i osłabiało pewność siebie Legii. Zespół bronił się jak potrafił, czasem wyglądało to jak obrona Częstochowy, bardzo dobrze między słupkami spisywał się Miszta. Dość długo utrzymywał się rezultat bezbramkowy, zabrakło kwadransa. Pierwszy gol, oczywiście po naszym błędzie, spowodował już że worek z bramkami się rozwiązał. Skończyło się na trzech. Ale to nie wstyd przegrać z jednym najlepszych w tym momencie zespołów w Europie, będącym na fali, mających świetnych piłkarzy. Ktoś powie, że nie było ani jednego celnego strzału, ale już przed meczem można było założyć, że z takim rywalem Legia będzie mieć maksymalnie 2-3 okazje bramkowe. I tyle miała, ale niestety żadnej nie wykorzystała.

Zmiennicy zdecydowali o wygranej – O wyniku zdecydowały umiejętności ale też przeprowadzone zmiany. W Legii w trakcie drugiej połowy na murawie pojawili się m.in. Lirim Kastrati i Mahir Emreli. Mieli dać pozytywny impuls ofensywie i nieco postraszyć Włochów, ale zapamiętamy ich z niewykorzystanych sytuacji. W Napoli jako zmiennicy weszli Fabian Ruiz, Matteo Politano i przede wszystkim Victor Osimhen. Wszyscy byli zagrożeniem dla bramki mistrzów Polski. To jak Legia traciła bramki to już często popis nieudolności, braku dyscypliny taktycznej i odpowiednich dla tego poziomu nawyków. Najpierw o powrocie do swojej strefy zapomniał Kastrati, później zbyt małą agresywnością wykazali się Josue i Slisz, a przy Insigne nie było nikogo. Drugi gol to błyskawiczna kontra po akcji Legii, która musiała zakończyć się strzałem a powinna golem. Tymczasem nie zdążył za Victorem Osimhenem Maik Narocki i to gracz gospodarzy posłał piłkę do bramki obok Cezarego Miszty. Po dwóch akcjach bramkowych dla Legii padły dwa gole dla Napoli. Trzeci gol to fatalna strata Josue pod własnym polem karnym i jego bierne zachowanie przy akcji Mateo Politano.

Cezary Miszta – bohater pozytywny – Przed meczem z Lechem Poznań trener Czesław Michniewicz zauważył, że coś złego dzieje się z Czarkiem Misztą, że pojawiła się frustracja, zdenerwowanie opiniami, jakie do niego dochodziły. Dlatego postanowiono rozłożyć presję. Dwa dni przed spotkaniem z „Kolejorzem” w szatni, w obecności kolegów, Miszta usłyszał, że z Lechem między słupkami stanie Kacper Tobiasz, a w Neapolu do bramki wróci on. Okazało się to dobrym posunięciem. Tobiasz dobrze bronił w starciu z „Kolejorzem”, w kapitalnym stylu interweniował przy strzale z rzutu karnego. Miszta odżył psychicznie, odpoczął, nieco zresetował głowę i w Neapolu należał do wyróżniających się postaci, długo utrzymywał zespół w grze. W 11. minucie pierwszy raz popisał się udanym zagraniem – odbił z bliska do boku piłkę, a po chwili w jeszcze lepszym stylu przeniósł nad poprzeczkę futbolówkę po uderzeniu Driesa Mertensa. Później świetnie zachował się po strzale Hirvinga Lozano broniąc strzał z bliskiej odległości nogą. Po zmianie stron kapitalnie bronił po uderzeniach Lorenzo Insigne – najpierw płaskim z bliska, a później po strzale z dystansu. W 74. minucie wybronił strzał Insigne z rzutu wolnego, a po chwili na raty poradził sobie z uderzeniem Elmasa.

Kastrati i środek pola – bohaterowie negatywni – Do tej pory były gracz Dinama spełniał się w roli zadaniowca idealnie. W Moskwie strzelił gola w ostatniej minucie meczu, mając wolne przestrzenie w Suwałkach był nie do zatrzymania. Niestety po raz trzeci sytuacja się nie powtórzyła w Neapolu. Po wejściu na boisko wybiegał na wolną pozycję Emrelemu, ale Azer zdecydował się na strzał i trafił w słupek. Lirim zamiast natychmiast cofnąć się do swojej strefy, długo przeżywał brak podania, wymachiwał rękami, stanął podłamany. A w tym czasie właśnie w jego strefę z akcją ruszyli gospodarze i mieli ułatwione zadanie – nie było tam nikogo. Po chwili padł gol na 1:0 dla Napoli. Takie zachowania mogą nie mieć konsekwencji w Ekstraklasie, ale jak widać rywal z najwyższej półki od razu potrafił z tego skorzystać. W 80. minucie po doskonałym podaniu Mladenovicia otrzymał podanie w polu karnym i znalazł się sam przed bramkarzem. Mógł przyjmować, mógł strzelać, powinien umieścić piłkę w siatce, a skiksował fatalnie i nawet trudno powiedzieć, co tak naprawdę chciał Kosowianin wykonać. W dodatku momentalnie sprawdziło się stare porzekadło piłkarskie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Ta zemściła się 30 sekund później, kiedy rozpędzony jak czołg Victor Osimhen pokonał Cezarego Misztę. Na słowa krytyki zasłużył też cały środek pola – niby doświadczeni i dobrzy technicznie gracze, a nie było widać jakiejkolwiek odpowiedzialności za piłkę. Liczba podań do rywala w wydawałoby się bezpiecznych sytuacjach była zatrważająca i irytująca. Naprawdę od graczy takich jak Andre Martins czy Josue musimy wymagać znacznie więcej.

Teraz Gliwice – Mecz w Neapolu kosztował graczy Legii dużo wysiłku, legioniści wykonali masę pracy  w pracy w defensywie. Częściej niż z piłką biegali za piłką, a to jak wiadomo jest o wiele bardziej wymagające i męczące. Spotkanie zakończyło się przed godziną 23. Legioniści w hotelu byli po północy, w Warszawie zaś w piątek o 13. Prosto z lotniska zawodnicy pojechali do ośrodka w Książenicach, gdzie mieli regenerację i trening wyrównawczy dla tych, co grali mniej lub wcale. Już w sobotę około południa wyruszyli do Gliwic na mecz z Piastem. Tu już nie ma miejsca na pomyłkę, na słabsze spotkanie. Z „Piastunkami” trzeba wygrać, końcowy rezultat może zdecydować o przyszłości trenera i najbliższej przyszłości całej drużyny. Powinni zagrać najbardziej wypoczęci i ci do których trener ma najwięcej zaufania.

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.