Łazienkowska Tszy: Houston, znowu mamy problem…
07.09.2012 09:42
W jednym z poprzednich tekstów pisałem, że szykuje się nowa wojna o sektorówki. I faktycznie, na początku tygodnia Legia na wniosek wojewody mazowieckiego, pod groźbą zamknięcia Żylety, zmieniła regulamin stadionu. Wprowadziła zakaz stosowania sektorówek i zobowiązała się do zapewnienia drożności wszystkich przejść ewakuacyjnych. Dodatkowo wojewoda podniósł temat „gniazda” Legii, które również – według straży pożarnej – zagraża bezpieczeństwu. Najważniejszy jednak punkt dotyczy zakazu sektorówek. Oczywiście wprowadzono gp po to, żeby wyeliminować odpalanie rac, a nie po to, jak głosi przepis, żeby „nie ograniczać widoczności uczestnikom imprezy”. Wojewoda nie mógł zmienić tak szybko, jakby chciał (albo jakby zmuszała go góra?) przepisów ustawowo – to zmienił je w pięć minut angażując w to Legię, która swój regulamin stadionu może zmienić w każdej chwili. Tym samym odciążył Policję, która nie potrafiła poradzić sobie z racami pod sektorówkami, a jeszcze bardziej przeniósł ciężar „stróżów prawa” na Legię, która – doprawdy – jest w coraz gorszym położeniu w tym konflikcie.
Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa nie ustosunkowało się jednak do zmian w regulaminie, ale wiadomo jakie ma na ten temat zdanie. SKLW nie pojawiło się na konferencji z Policją, Mazowieckim Urzędem Wojewódzkim i Klubem, a podczas meczu z Podbeskidziem nie było dopingu. Konflikt więc narasta i na razie nie widać żadnego światełka w tunelu.
Wojewoda nie odpuści, bo musi bronić prawa, a to jest faktycznie łamane. Policja też nie odpuści z podobnych powodów – z racji wykonywania swoich obowiązków. Kibice mają swoje racje, co do rac i sektorówek i również chcą pozostać przy swoim. Efekt? Pat. Klub robi co może, żeby konflikt załagodzić, bo zamknięcie trybuny czy całego stadionu – a konflikt z kibicami w ogóle – wiąże się oczywiście z ogromnymi stratami finansowymi. Prezes Piotr Zygo wysłał nawet prośbę do Ekstraklasy, żeby przełożyć mecz z Polonią zaplanowany na 21 września, bo gdyby mecz był dziś, wiadomo jakby się skończył – zamknięciem „Żylety”. Bo trudno wyobrazić sobie piknikową atmosferę płynącą z Żylety i to jeszcze na tak zwanym derby. Wydaje się jednak, że prezes chce odsunąć w czasie to, co najprawdopodobniej niestety nastąpi. Szczególnie, że kibice jak twierdzą - nie chcą brać udziału w „kabarecie”, a na stadionie nie chcą być częścią „kolonii karnej”.
Z jednej strony kibice bronią więc swojego i nie chcą, żeby niszczyć ich kulturę kibicowania, ale brakiem dialogu i betonową postawą mogą działać na szkodę klubu. A w końcu, zaczynając od postaw - KIBICUJĄ klubowi, po to, żeby zwyciężał, a nie sobie, na pokaz. A skoro kibicują klubowi, to dobro klubu powinno być dla nich dobrem najwyższym. To jest trochę tak jak z niepisaną zasadą: jak jesteś w grupie, to najpierw zadbaj przede wszystkim o dobro wspólne, a potem dopiero o własne. A dobrem wspólnym jest w tym wypadku Legia, a nie trybuna północna i zasady, które na niej panują. Można zrozumieć, że – podobnie jak pozostałe strony sporu – kibice mają swoje argumenty uczestnicząc w dyskusji zorganizowanej w poniedziałek. Nie można jednak zrozumieć, że kibice nie pojawili się na tej konferencji w ogóle. To umywanie rąk i pójście na łatwiznę podobne do tego, co w oczach ich samych zdają się robić wojewoda i Policja. Tak to już funkcjonuje w cywilizowanym świecie, że najlepszą formą rozwiązywania problemów i konfliktów jest rozmowa i ustalanie kompromisów, choćby obie strony chciały sobie wbić nóż w plecy. Na razie nie ma jednak widoków na kompromis i to jest najgorsze, bo będzie potęgować mechanizm konfliktu.
Ucierpieć może na tym klub, ucierpieć może też na tym drużyna. Dużo pozytywnego dzieje się w niej na początku sezonu, ale nie można się cieszyć z nowego domu, gdy nie ma na nim położonego dachu. Nie ma sensu pisać, że Daniel Ljuboja ma kolejne piłkarskie życie, skoro zgodnie ze słowami prezesa Zygo, jeśli zamknięta zostanie trybuna, to Legię czeka katastrofa i na przykład - gra samymi wychowankami. A największym pechowcem w legijnym świecie jest z pewnością Jan Urban. Gdy przychodził w czerwcu do Legii, miał myśl przewodnią: wreszcie będę grał przy dopingu. A teraz znowu na stadionie, zamiast kibicowskiego święta, zapowiada się cmentarz zbuntowanych gardeł z trenerem i jego drużyną pośrodku.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.