Legia to magia
11.10.2001 10:32
<b>KTO PANA wymyślił na stanowisku prezesa piłkarskiej Legii?</b><br>
Wywiad z Leszkim Miklasem
KTO PANA wymyślił na stanowisku prezesa piłkarskiej Legii?
- Koreańczycy. Byłem pracownikiem koncernu Daewoo-FSO, zresztą skierowany zostałem do klubu już kilka lat temu. Po podpisaniu umowy sponsorskiej pełniłem funkcję asystenta prezesa, kiedy był nim Janusz Maciej Lech. Poźniej byłem kolejno dyrektorem Marketingu i Kontaktów, dyrektorem generalnym w Legii, aż 1 stycznia tego roku zostałem prezesem. Wiadomo było, że jest niedobrze i że Koreańczycy lada chwila wycofają się z Legii. Dofinansowanie sekcji piłki nożnej z koncernu skończyło się z końcem lutego. Ale to jednak oni mnie nominowali na to stanowisko, bo takie mieli uprawnienia, ale już w porozumieniu z nowym właścicielem, czyli Pol-Motem Holding. Od razu powiem, że nie było mi czego zazdrościć. Legia była bardzo blisko totalnego załamania. Obawialiśmy się dosłownie wszystkiego. Jednak Pol-Mot stanął na wysokości zadania.
- Jaka była pierwsza decyzja, jaką pan podjął jako prezes?
- Pamiętam swoją pierwszą ważną decyzję - o zwolnieniu z pracy dotychczasowego trenera, Franciszka Smudy. To się stało w połowie marca.
- Nie żałował pan później tej decyzji?
- Nigdy nie żałowałem podjętych decyzji w jakiejkolwiek sprawie, bo nie mam zwyczaju działać pod wpływem nagłego impulsu. Zanim coś postanowię, długo się wcześniej zastanowię. W tej sprawie Smudy analizowałem wiele czynników, i doszedłem do wniosku, że to nie ten człowiek, w tym miejscu i na ten czas.
- Już wiedział pan, że następcą "Franza" będzie Dragomir Okuka?
- Ale skąd! Cały zarząd intensywnie zastanawiał się, kogo zaangażować. Było mnóstwo kandydatów, z kraju i z zagranicy. Teraz mogę uchylić rąbka tajemnicy, że poważnie rozważaliśmy zatrudnienie obecnego trenera naszego rywala zza miedzy, Polonii - Wernera Liczki...
- Taki był warunek właściciela, prowadzącego rozliczne interesy na terenie dawnej Jugoslawii?
- Przydały się niewątpliwie kontakty Pol-Motu. Dzięki nim dowiedzieliśmy się o trenerze Okuce.
- Przyleciał nowy trener, a Legia... nie grała nic a nic lepiej!
- Fakt, tak było. Robiliśmy dobrą minę do tej zlej gry, ale - przyznaję - nadal było bardzo nerwowo. Ale byłem przekonany już wtedy, że musimy wytrzymać najgorszy okres i poczekać na wyniki pracy nowego szkoleniowca.
- Wtedy na Legię spadł nowy cios - kontuzja kapitana i bezdyskusyjnie najlepszego piłkarza w drużynie - Jacka Zielińskiego...
- Od strony sportowej to był wielki problem. Trzeba było "załatać dziurę" już i natychmiast. I tak postąpił trener Okuka. Przede wszystkim dał szansę Jackowi Magierze. I, z perspektywy czasu oceniamy, że ten drugi Jacek nie zawiódł. Na korzystnych warunkach zdecydowaliśmy się wypożyczyć Mariana Gierasimowskiego z Partizana Belgrad.
- Pamięta pan taki mecz z poprzedniego sezonu, Orlen - Legia w Płocku?
- Pamiętam, po tej porażce straciliśmy szansę na mistrzostwo Polski 2000/2001. Nie spodziewaliśmy się, że Amica wygra we Wronkach z Wisłą, ale przede wszystkim nie przewidywaliśmy tak beznadziejnej gry naszej drużyny w Płocku. Legia powinna być o klasę lepsza, a niestety nie była...
- Mimo to ta kolejna wpadka z mistrzostwem nie odzwyczaiła was od zakupów. Nikt w polskiej lidze nie kupuje tylu piłkarzy, co Legia!
- Rzeczywiście jest tak, a właściwie było, że Legia sprowadzała najwięcej piłkarzy w czasie, gdy tak naprawdę była najbiedniejsza. Ale to już było. Mieliśmy sporo szczęścia, że znaleźliśmy człowieka, bardzo dobrze sytuowanego, a do tego zapalonego kibica. I on postanowił nam pomóc, wykładając własne pieniądze na sprowadzenie Omeljańczuka i Svitlicy.
- Nazwisko?
- To bardzo zamożny człowiek, więc woli pozostawać anonimowy. Zapewniam, że to jest człowiek więcej niż "czysty".
- A czy kontrola skarbowa, bo ja wiem, kto jeszcze? Może UOP, NIK, inne organy kontrolne też nie mogą poznać tego nazwiska?
- Ależ oczywiście, że mogą, w każdej chwili. Przecież my zawieramy normalne kontakty i umowy. W dokumentach ten człowiek występuje z imienia i nazwiska. Z tym, że wspomniane organy obowiązuje tajemnica służbowa.
- To jest tajemniczy dobrodziej, czy tajemniczy inwestor?
- Inwestor, ale bardzo wyrozumiały. Razem z Legią ponosi ryzyko nietrafionego interesu. Ale jeśli ten interes wyjdzie, będzie partycypować w zyskach.
- Jak zatem wygląda wasz stan posiadania?
- Poza wymienionymi zawodnikami są jeszcze Vuković - wypożyczony i Kiełbowicz - też wypożyczony do końca tego roku z opcją na transfer definitywny. W najbliższym czasie zadecydujemy, co zrobić.
- To teraz porozmawiajmy o "odlotach" piłkarzy z Legii. Citko?
- Marek nie potrafił porozumieć się z trenerem Okuką. Jego brak entuzjazmu udzielił się innym piłkarzom. W wypożyczeniu Marcina Mięciela nie ma chyba żadnej sensacji. Czekał na wyjazd na Zachód siedem lat. Z kolei Wojtka Kowalczyka wzięliśmy w chwili, kiedy chyba nikt inny by go nie wziął. Pomogliśmy mu, chociaż nie mieliśmy nadziei, że kiedykolwiek wróci do dawnej formy.
- A wyjazd i szybki powrót Sokołowskiego?
- Tomek ma już 31 lat. Bardzo chciał grać w Izraelu, miał zarabiać wielokrotnie więcej. Na miejscu pojawiły się jakieś komplikacje, także na tle bezpieczeństwa. Ale Okuka ani przez chwilę nie chciał się go z drużyny pozbyć. Można więc powiedzieć, że wrócił na swoje miejsce. Są jeszcze Moussa Yahaya i Wojciech Szala z GKS Katowice. Za Yahayę zapłaciliśmy naprawdę niewiele, a Szala przyszedł do nas z własną kartą.
- Ale znowu bardzo długo trwało zanim Legia w nowym sezonie zaczęła grać na miarę oczekiwań. Okuce zaczęliśmy "odliczać" dni nie tylko my - dziennikarze, ale nawet wasi wierni kibice.
- Wcale nie dziwię się kibicom, a i prasa ma swoje prawa. Szkopuł w tym, że od Legii wymaga się więcej niż od jakiegokolwiek innego klubu w Polsce. Inna sprawa, że nie pamiętam, abyśmy sezon zaczęli równie źle jak tym razem.
- A w Pucharze UEFA? Jak pan widzi najbliższą przyszłość?
- Gdy w drugiej rundzie nie chcieliśmy Valencii, to los splatał nam figla. Hiszpanie to jest wymarzony rywal, ale na półfinał, a najlepiej na finał Pucharu. Jednakże po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że może wcale nie jest takim złym rywalem już obecnie. Bo liczę, że kibice zobaczą kawałek bardzo dobrej piłki, a nadzieja, że ich wyeliminujemy też kołacze się po głowie.
- Ostatni temat: stadion...
- Liczą się tylko fakty. Podpisany został list intencyjny, to już nieźle, z udziałem chyba aż ośmiu podmiotów. MON zlecił Agencji Mienia Wojskowego sprzedać teren spółce CWKS Legia z Legią S. S. A. PZPN obiecał, że będzie traktować nasz obiekt jako Stadion Narodowy. Ta wstępna umowa, na szczęście nie dzieli terenu na kawałki, więc nie będzie w przyszłości rozbieżnych interesów.
- Będą pieniądze na zakup terenu od Agencji?
- Będą! Już ustawili się w kolejce potencjalni inwestorzy, z kraju i z zagranicy. Przewidujemy, że cały koszt przebudowy zamknie się w granicach 150-200 milionów dolarów. To będzie gigantyczny wysiłek. Trzeba będzie budować i burzyć równocześnie. Obecnie nawet trybuna kryta nie spełnia norm bezpieczeństwa. Przewiduję, że do końca tego roku uporamy się z papierami, z całą biurokracją. Wiosną rozpiszemy konkurs na zagospodarowanie całego terenu. Rozstrzygnięty zostanie jesienią. Wtedy weźmiemy się za stadion; po 18-24 miesiącach powinien być gotowy. A z wszystkimi dalszymi inwestycjami powinniśmy się uporać po upływie kolejnych 3-5 lat.
- A jak się nie uda?
- Nie przewiduję takiej sytuacji. Przecież Legia jest zjawiskiem specyficznym, wyjątkowym w polskim sporcie. Legia to magia!
- Koreańczycy. Byłem pracownikiem koncernu Daewoo-FSO, zresztą skierowany zostałem do klubu już kilka lat temu. Po podpisaniu umowy sponsorskiej pełniłem funkcję asystenta prezesa, kiedy był nim Janusz Maciej Lech. Poźniej byłem kolejno dyrektorem Marketingu i Kontaktów, dyrektorem generalnym w Legii, aż 1 stycznia tego roku zostałem prezesem. Wiadomo było, że jest niedobrze i że Koreańczycy lada chwila wycofają się z Legii. Dofinansowanie sekcji piłki nożnej z koncernu skończyło się z końcem lutego. Ale to jednak oni mnie nominowali na to stanowisko, bo takie mieli uprawnienia, ale już w porozumieniu z nowym właścicielem, czyli Pol-Motem Holding. Od razu powiem, że nie było mi czego zazdrościć. Legia była bardzo blisko totalnego załamania. Obawialiśmy się dosłownie wszystkiego. Jednak Pol-Mot stanął na wysokości zadania.
- Jaka była pierwsza decyzja, jaką pan podjął jako prezes?
- Pamiętam swoją pierwszą ważną decyzję - o zwolnieniu z pracy dotychczasowego trenera, Franciszka Smudy. To się stało w połowie marca.
- Nie żałował pan później tej decyzji?
- Nigdy nie żałowałem podjętych decyzji w jakiejkolwiek sprawie, bo nie mam zwyczaju działać pod wpływem nagłego impulsu. Zanim coś postanowię, długo się wcześniej zastanowię. W tej sprawie Smudy analizowałem wiele czynników, i doszedłem do wniosku, że to nie ten człowiek, w tym miejscu i na ten czas.
- Już wiedział pan, że następcą "Franza" będzie Dragomir Okuka?
- Ale skąd! Cały zarząd intensywnie zastanawiał się, kogo zaangażować. Było mnóstwo kandydatów, z kraju i z zagranicy. Teraz mogę uchylić rąbka tajemnicy, że poważnie rozważaliśmy zatrudnienie obecnego trenera naszego rywala zza miedzy, Polonii - Wernera Liczki...
- Taki był warunek właściciela, prowadzącego rozliczne interesy na terenie dawnej Jugoslawii?
- Przydały się niewątpliwie kontakty Pol-Motu. Dzięki nim dowiedzieliśmy się o trenerze Okuce.
- Przyleciał nowy trener, a Legia... nie grała nic a nic lepiej!
- Fakt, tak było. Robiliśmy dobrą minę do tej zlej gry, ale - przyznaję - nadal było bardzo nerwowo. Ale byłem przekonany już wtedy, że musimy wytrzymać najgorszy okres i poczekać na wyniki pracy nowego szkoleniowca.
- Wtedy na Legię spadł nowy cios - kontuzja kapitana i bezdyskusyjnie najlepszego piłkarza w drużynie - Jacka Zielińskiego...
- Od strony sportowej to był wielki problem. Trzeba było "załatać dziurę" już i natychmiast. I tak postąpił trener Okuka. Przede wszystkim dał szansę Jackowi Magierze. I, z perspektywy czasu oceniamy, że ten drugi Jacek nie zawiódł. Na korzystnych warunkach zdecydowaliśmy się wypożyczyć Mariana Gierasimowskiego z Partizana Belgrad.
- Pamięta pan taki mecz z poprzedniego sezonu, Orlen - Legia w Płocku?
- Pamiętam, po tej porażce straciliśmy szansę na mistrzostwo Polski 2000/2001. Nie spodziewaliśmy się, że Amica wygra we Wronkach z Wisłą, ale przede wszystkim nie przewidywaliśmy tak beznadziejnej gry naszej drużyny w Płocku. Legia powinna być o klasę lepsza, a niestety nie była...
- Mimo to ta kolejna wpadka z mistrzostwem nie odzwyczaiła was od zakupów. Nikt w polskiej lidze nie kupuje tylu piłkarzy, co Legia!
- Rzeczywiście jest tak, a właściwie było, że Legia sprowadzała najwięcej piłkarzy w czasie, gdy tak naprawdę była najbiedniejsza. Ale to już było. Mieliśmy sporo szczęścia, że znaleźliśmy człowieka, bardzo dobrze sytuowanego, a do tego zapalonego kibica. I on postanowił nam pomóc, wykładając własne pieniądze na sprowadzenie Omeljańczuka i Svitlicy.
- Nazwisko?
- To bardzo zamożny człowiek, więc woli pozostawać anonimowy. Zapewniam, że to jest człowiek więcej niż "czysty".
- A czy kontrola skarbowa, bo ja wiem, kto jeszcze? Może UOP, NIK, inne organy kontrolne też nie mogą poznać tego nazwiska?
- Ależ oczywiście, że mogą, w każdej chwili. Przecież my zawieramy normalne kontakty i umowy. W dokumentach ten człowiek występuje z imienia i nazwiska. Z tym, że wspomniane organy obowiązuje tajemnica służbowa.
- To jest tajemniczy dobrodziej, czy tajemniczy inwestor?
- Inwestor, ale bardzo wyrozumiały. Razem z Legią ponosi ryzyko nietrafionego interesu. Ale jeśli ten interes wyjdzie, będzie partycypować w zyskach.
- Jak zatem wygląda wasz stan posiadania?
- Poza wymienionymi zawodnikami są jeszcze Vuković - wypożyczony i Kiełbowicz - też wypożyczony do końca tego roku z opcją na transfer definitywny. W najbliższym czasie zadecydujemy, co zrobić.
- To teraz porozmawiajmy o "odlotach" piłkarzy z Legii. Citko?
- Marek nie potrafił porozumieć się z trenerem Okuką. Jego brak entuzjazmu udzielił się innym piłkarzom. W wypożyczeniu Marcina Mięciela nie ma chyba żadnej sensacji. Czekał na wyjazd na Zachód siedem lat. Z kolei Wojtka Kowalczyka wzięliśmy w chwili, kiedy chyba nikt inny by go nie wziął. Pomogliśmy mu, chociaż nie mieliśmy nadziei, że kiedykolwiek wróci do dawnej formy.
- A wyjazd i szybki powrót Sokołowskiego?
- Tomek ma już 31 lat. Bardzo chciał grać w Izraelu, miał zarabiać wielokrotnie więcej. Na miejscu pojawiły się jakieś komplikacje, także na tle bezpieczeństwa. Ale Okuka ani przez chwilę nie chciał się go z drużyny pozbyć. Można więc powiedzieć, że wrócił na swoje miejsce. Są jeszcze Moussa Yahaya i Wojciech Szala z GKS Katowice. Za Yahayę zapłaciliśmy naprawdę niewiele, a Szala przyszedł do nas z własną kartą.
- Ale znowu bardzo długo trwało zanim Legia w nowym sezonie zaczęła grać na miarę oczekiwań. Okuce zaczęliśmy "odliczać" dni nie tylko my - dziennikarze, ale nawet wasi wierni kibice.
- Wcale nie dziwię się kibicom, a i prasa ma swoje prawa. Szkopuł w tym, że od Legii wymaga się więcej niż od jakiegokolwiek innego klubu w Polsce. Inna sprawa, że nie pamiętam, abyśmy sezon zaczęli równie źle jak tym razem.
- A w Pucharze UEFA? Jak pan widzi najbliższą przyszłość?
- Gdy w drugiej rundzie nie chcieliśmy Valencii, to los splatał nam figla. Hiszpanie to jest wymarzony rywal, ale na półfinał, a najlepiej na finał Pucharu. Jednakże po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że może wcale nie jest takim złym rywalem już obecnie. Bo liczę, że kibice zobaczą kawałek bardzo dobrej piłki, a nadzieja, że ich wyeliminujemy też kołacze się po głowie.
- Ostatni temat: stadion...
- Liczą się tylko fakty. Podpisany został list intencyjny, to już nieźle, z udziałem chyba aż ośmiu podmiotów. MON zlecił Agencji Mienia Wojskowego sprzedać teren spółce CWKS Legia z Legią S. S. A. PZPN obiecał, że będzie traktować nasz obiekt jako Stadion Narodowy. Ta wstępna umowa, na szczęście nie dzieli terenu na kawałki, więc nie będzie w przyszłości rozbieżnych interesów.
- Będą pieniądze na zakup terenu od Agencji?
- Będą! Już ustawili się w kolejce potencjalni inwestorzy, z kraju i z zagranicy. Przewidujemy, że cały koszt przebudowy zamknie się w granicach 150-200 milionów dolarów. To będzie gigantyczny wysiłek. Trzeba będzie budować i burzyć równocześnie. Obecnie nawet trybuna kryta nie spełnia norm bezpieczeństwa. Przewiduję, że do końca tego roku uporamy się z papierami, z całą biurokracją. Wiosną rozpiszemy konkurs na zagospodarowanie całego terenu. Rozstrzygnięty zostanie jesienią. Wtedy weźmiemy się za stadion; po 18-24 miesiącach powinien być gotowy. A z wszystkimi dalszymi inwestycjami powinniśmy się uporać po upływie kolejnych 3-5 lat.
- A jak się nie uda?
- Nie przewiduję takiej sytuacji. Przecież Legia jest zjawiskiem specyficznym, wyjątkowym w polskim sporcie. Legia to magia!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.