Lubię Warszawę
23.11.2001 15:33
<b>- Zbliża się właśnie dziesiąta rocznica pańskiego pobytu w klubie z Łazienkowskiej.</b>
Wywiad z Jaciekim Zielińskim.
- Zbliża się właśnie dziesiąta rocznica pańskiego pobytu w klubie z Łazienkowskiej.
- Jestem w Legii od stycznia 1992 roku, a debiutowałem w lidze, za kadencji trenera Etmanowicza, w wyjazdowym meczu z Hutnikiem w Krakowie. Wygraliśmy wtedy 2:1, a jedna z bramek dla nas padła z rzutu karnego podyktowanego po faulu na mnie. Debiut zapamiętałem bardzo dobrze.
- Czy przechodząc z Igloopolu do Legii spodziewał się pan, że zabawi tu tak długo?
- Nawet nie przeszło mi to przez myśl! Już w samym transferze do stolicy było trochę przypadku. Legia potrzebowała wtedy przede wszystkim napastnika i działacze przyjechali do Dębicy oglądać Huberta Kopcia, ale przy okazji kupili też stopera. Wybierali między Ryszardem Federkiewiczem i Zielińskim. Zdecydowali się na mnie. "Poszedłem" zatem w pakiecie z Hubertem. Przyznam, że to było zaskoczenie i... ratunek. Igloopol znajdował się w finansowych tarapatach, nie płacił piłkarzom, więc oferta Legii spadła z nieba.
- Nie od razu zaczęło się panu powodzić w Warszawie?
- Nie po raz pierwszy słyszę podobną opinię i nie wiem, skąd się ona wzięła. W zasadzie tylko wiosną, gdy trenerem był Janusz Wójcik grałem "w kratkę", więcej na wyjeździe niż u siebie. Miałem wtedy kłopoty ze stawem skokowym, nogę w gipsie, a potem kłopoty z kondycją. I to był jedyny powód mojej nieobecności na boisku. Wcześniej i później zawsze grałem w podstawowym składzie.
- Tych trenerów zdążył pan przeżyć wielu.
- Krzysztof Etmanowicz, Janusz Wójcik, Paweł Janas, Mirosław Jabłoński, który powierzył mi funkcję kapitana zespołu, Jerzy Kopa, Stefan Białas, Lucjan Brychczy, Dariusz Kubicki, Franciszek Smuda, Dragomir Okuka. Chyba dziesięciu.
- Który z nich najbardziej zapadł w pamięć?
- Nigdy nie miałem z nimi większych problemów, o niechlubnych wyjątkach wolę nie pamiętać.
- Pewnie również partnerów na środku obrony było w tym czasie co najmniej kilku.
- A właśnie, że nie, bo graliśmy przeważnie trójką z tyłu, a rzadko z dwoma środkowymi obrońcami. Zanosiło się na dłuższą grę w parze z Tomkiem Łapińskim, ale kolega doznał kontuzji. - Który z sukcesów osiągniętych z Legią ocenia pan najwyżej, a w jakim miał pan największy udział?
- O udziałach nie będę się wypowiadał, bo kiedyś koledzy tak się chwalili, że od razu siadła atmosfera w zespole. Najmilej wspominam mecz w eliminacjach Ligi Mistrzów w Goeteborgu, gdy wywalczyliśmy awans do Champions League.
- Czy nigdy nie kusiło pana, by zagrać za granicą?
- Wydawało się, że była szansa na finalizację rozmów z Auxerre lub Besiktasem Stambuł, ale ostatecznie, z niewiadomych mi względów, do transferów nie doszło. Słyszałem też o innych propozycjach, ale przez pewien czas byłem nie na sprzedaż, więc oferty do mnie nawet nie dochodziły.
- Nie żałuje pan, że nie spróbował gry w silniejszej lidze?
- Lubię stabilizację, Warszawę, odpowiada mi też atmosfera w klubie, ale czuję niedosyt, bo sprawdzian sił w innym kraju byłby ogromnym wyzwaniem
- Czy już wiadomo, że zakończy pan karierę w Legii?
- Z pewnością tak. Mam już 34 lata, a z klubem ważny jeszcze przez rok kontrakt. Co będzie później, tego nie wiem. Jeśli będę czuł się na siłach grać dalej, a Legia nie wyrazi zainteresowania Zielińskim to poszukam sobie nowego pracodawcy.
- Dlaczego coraz trudniej znaleźć przykłady przywiązania do klubowych barw?
- Bo inne mamy czasy. Każdy zawodnik jest też ekonomistą i... liczy.
- Jestem w Legii od stycznia 1992 roku, a debiutowałem w lidze, za kadencji trenera Etmanowicza, w wyjazdowym meczu z Hutnikiem w Krakowie. Wygraliśmy wtedy 2:1, a jedna z bramek dla nas padła z rzutu karnego podyktowanego po faulu na mnie. Debiut zapamiętałem bardzo dobrze.
- Czy przechodząc z Igloopolu do Legii spodziewał się pan, że zabawi tu tak długo?
- Nawet nie przeszło mi to przez myśl! Już w samym transferze do stolicy było trochę przypadku. Legia potrzebowała wtedy przede wszystkim napastnika i działacze przyjechali do Dębicy oglądać Huberta Kopcia, ale przy okazji kupili też stopera. Wybierali między Ryszardem Federkiewiczem i Zielińskim. Zdecydowali się na mnie. "Poszedłem" zatem w pakiecie z Hubertem. Przyznam, że to było zaskoczenie i... ratunek. Igloopol znajdował się w finansowych tarapatach, nie płacił piłkarzom, więc oferta Legii spadła z nieba.
- Nie od razu zaczęło się panu powodzić w Warszawie?
- Nie po raz pierwszy słyszę podobną opinię i nie wiem, skąd się ona wzięła. W zasadzie tylko wiosną, gdy trenerem był Janusz Wójcik grałem "w kratkę", więcej na wyjeździe niż u siebie. Miałem wtedy kłopoty ze stawem skokowym, nogę w gipsie, a potem kłopoty z kondycją. I to był jedyny powód mojej nieobecności na boisku. Wcześniej i później zawsze grałem w podstawowym składzie.
- Tych trenerów zdążył pan przeżyć wielu.
- Krzysztof Etmanowicz, Janusz Wójcik, Paweł Janas, Mirosław Jabłoński, który powierzył mi funkcję kapitana zespołu, Jerzy Kopa, Stefan Białas, Lucjan Brychczy, Dariusz Kubicki, Franciszek Smuda, Dragomir Okuka. Chyba dziesięciu.
- Który z nich najbardziej zapadł w pamięć?
- Nigdy nie miałem z nimi większych problemów, o niechlubnych wyjątkach wolę nie pamiętać.
- Pewnie również partnerów na środku obrony było w tym czasie co najmniej kilku.
- A właśnie, że nie, bo graliśmy przeważnie trójką z tyłu, a rzadko z dwoma środkowymi obrońcami. Zanosiło się na dłuższą grę w parze z Tomkiem Łapińskim, ale kolega doznał kontuzji. - Który z sukcesów osiągniętych z Legią ocenia pan najwyżej, a w jakim miał pan największy udział?
- O udziałach nie będę się wypowiadał, bo kiedyś koledzy tak się chwalili, że od razu siadła atmosfera w zespole. Najmilej wspominam mecz w eliminacjach Ligi Mistrzów w Goeteborgu, gdy wywalczyliśmy awans do Champions League.
- Czy nigdy nie kusiło pana, by zagrać za granicą?
- Wydawało się, że była szansa na finalizację rozmów z Auxerre lub Besiktasem Stambuł, ale ostatecznie, z niewiadomych mi względów, do transferów nie doszło. Słyszałem też o innych propozycjach, ale przez pewien czas byłem nie na sprzedaż, więc oferty do mnie nawet nie dochodziły.
- Nie żałuje pan, że nie spróbował gry w silniejszej lidze?
- Lubię stabilizację, Warszawę, odpowiada mi też atmosfera w klubie, ale czuję niedosyt, bo sprawdzian sił w innym kraju byłby ogromnym wyzwaniem
- Czy już wiadomo, że zakończy pan karierę w Legii?
- Z pewnością tak. Mam już 34 lata, a z klubem ważny jeszcze przez rok kontrakt. Co będzie później, tego nie wiem. Jeśli będę czuł się na siłach grać dalej, a Legia nie wyrazi zainteresowania Zielińskim to poszukam sobie nowego pracodawcy.
- Dlaczego coraz trudniej znaleźć przykłady przywiązania do klubowych barw?
- Bo inne mamy czasy. Każdy zawodnik jest też ekonomistą i... liczy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.