Mateusz Stolarski
fot. Marcin Szymczyk

Mateusz Stolarski: Jesteśmy zawiedzeni

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

10.03.2025 22:22

(akt. 11.03.2025 01:10)

– Mecze Motoru są szalone. Myślę, że dla prawie 16 tys. widzów była to rywalizacja dwóch godnych siebie zespołów, w której pojawiło się sporo emocji i padło wiele bramek. Spotkanie do końca trzymało w napięciu i nie było jasne, w którą stronę podąży – mówił po domowym remisie z "Wojskowymi", w 24. kolejce Ekstraklasy, trener beniaminka, Mateusz Stolarski.

– Można mówić, że Legia ma różne momenty, ale to zespół, który jest w 1/8 finału Ligi Konferencji, zagra w półfinale Pucharu Polski i posiada wielu bardzo dobrych piłkarzy. Strzeliliśmy trzy gole, straciliśmy trzy bramki, które były niespodziewane – trudno na nie wpłynąć, jako trener i sztab. Nie dążę do rzeczy związanych z obarczaniem winą Kacpra Rosy, bo wcześniej był dwa razy w jedenastce kolejki. Chciałbym móc pomóc drużynie w danym momencie, a w poniedziałek czułem, że cały czas musimy zarządzać tym, że gonimy wynik, a nie do końca spodziewałem się, że będziemy musieli to robić w tych chwilach.

– Uważam, że remis jest zasłużony, bo Motor mógłby zagrać zdecydowanie lepszą drugą połowę. Legia wtedy dominowała, strzelała gole, przede wszystkim grała lepiej w pierwszych 20 min drugiej odsłony. Warszawiacy dobrze zareagowali w przerwie. Przed zmianą stron mogliśmy być skuteczniejsi i konkretniejsi, gdyż przy 1:0 goście mieli jeszcze sytuację Chodyny, który mógł uderzyć pod poprzeczkę na 2:0. Doprowadziliśmy do remisu, potem mogliśmy wykorzystać m.in. okazję van Hoevena i schodzić na przerwę z prowadzeniem.

– To trzeci mecz lublinian bez porażki. Mamy 7 pkt po trzech spotkaniach. Teraz czujemy niedosyt po występie z Legią. Mamy 36 "oczek", urwaliśmy punkty Rakowowi, Lechowi i warszawiakom. Liczyliśmy, że zwyciężymy w poniedziałek, jesteśmy zawiedzeni z remisu, ale chyba wrócił Motor. Powiedziałem przed sezonem, na prezentacji drużyny: "Podążajcie za nami, bo znowu będzie fajnie". W poniedziałek ponownie tak było.

O kuriozalnym golu na 1:0 dla Legii

– Słyszałem gwizdek, ale nie sędziego – wydaje mi się, że był on z trybun. Nie chodzi o to, że straciliśmy bramkę przez kibica, ale nie dziwię się Rosie. W trakcie naszych gier treningowych jest zasada czterech sekund – ona obowiązuje przy autach, rzutach wolnych, przy otwarciu gry albo gdy bramkarz ma piłkę w polu karnym, łapię ją i chce grać. Kacper tak zrobił – usłyszał gwizdek, chciał położyć futbolówkę i szybko wznowić, realizując jedną z naszych zasad. Wyszła z tego bramka dla przeciwnika. Musieliśmy z tym żyć. Mimo że grasz dobrze, ale trzy razy przegrywasz, to musisz za każdym razem odpowiedzieć. Szacunek dla piłkarzy, bo to oni potrafili tego dokonać.

– Apel do fanów o nieprzynoszenie gwizdków na mecz? Nie chciałbym, by wysnuwać tak pochopne wnioski. Kibice mogą przynosić na mecz, co chcą i co mogą. Resumując, Kacper był po prostu zdezorientowany – tak, jak ja. Nie ma co do tego wracać, to już historia. Jedziemy dalej.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.