Mięciel wróci do Legii?
13.02.2002 10:14
Borossia Moenchengladbach skompromitowała się w sobotnim meczu z Bayerem Leverkusen - przegrała aż 0:5. Polski napastnik <b>Marcin Mięciel</b> nie brał udziału w tej kompromitacji, choć zapewne... chciałby. Mecz z pretendentem do mistrzowskiej korony obserwował w telewizji. - Oglądałem mecz u kolegi - mówi "Miętowy". - To już drugie spotkanie z rzędu, gdy nie znalazło się dla mnie miejsce nawet na ławce rezerwowych. Dziwnie to wszystko wygląda... Czuję się dobrze, jestem w naprawdę wysokiej formie, w ostatnim sparingu strzeliłem trzy z sześciu bramek całego zespołu. W przedmeczowych gierkach, które mają pokazać, kto w jakiej jest dyspozycji, też zawsze trafiam do siatki. Tymczasem nikt chyba tego nie zauważa. Pierwszy raz w karierze nie mieszczę się w meczowej osiemnastce. Trudno, może nauczę się pokory i tylko wyjdzie mi to na dobre?
Wywiad z Marcinem Mięcielel
Borossia Moenchengladbach skompromitowała się w sobotnim meczu z Bayerem Leverkusen - przegrała aż 0:5. Polski napastnik Marcin Mięciel nie brał udziału w tej kompromitacji, choć zapewne... chciałby. Mecz z pretendentem do mistrzowskiej korony obserwował w telewizji. - Oglądałem mecz u kolegi - mówi "Miętowy". - To już drugie spotkanie z rzędu, gdy nie znalazło się dla mnie miejsce nawet na ławce rezerwowych. Dziwnie to wszystko wygląda... Czuję się dobrze, jestem w naprawdę wysokiej formie, w ostatnim sparingu strzeliłem trzy z sześciu bramek całego zespołu. W przedmeczowych gierkach, które mają pokazać, kto w jakiej jest dyspozycji, też zawsze trafiam do siatki. Tymczasem nikt chyba tego nie zauważa. Pierwszy raz w karierze nie mieszczę się w meczowej osiemnastce. Trudno, może nauczę się pokory i tylko wyjdzie mi to na dobre?
- Sądzi pan, że trener Meier nie widzi, że ma w składzie drugiego Rivaldo?
- Ja tego nie powiedziałem. Jestem jednym z wielu zawodników i nie wychodzę przed szereg. Przyszedłem tu jako ktoś nieznany. Wcześniej tylko czytałem o kolegach, którzy mieli problemy za granicą, ale nie sądziłem, że te kłopoty dotkną także mnie.
- Ale Meier chyba potrafi odróżnić słabego piłkarza od dobrego?
- Nie odpowiem na to pytanie. Ufam, że tak i dlatego wciąż liczę, że zacznę grać.
- Pana przyszłość w Borussii jest już przesądzona?
- Nie wiem. Gdy w grudniu wyjeżdżałem na urlop, prezes, menedżer, trener - wszyscy mówili mi, że gram bardzo dobrze, lepiej niż w Legii. Wtedy zapewniano mnie, że zostanę wykupiony definitywnie przez Borussię. Wróciłem do klubu w styczniu i wszystko się zmieniło. Budżet przeznaczony na nowy stadion został znacznie zmniejszony, klub chciał sprzedać kilku piłkarzy, ale nie udało się. Teraz już moja przyszłość w Borussii nie jest zbyt pewna. Jestem przygotowany na każdą możliwość.
- Czyli?
- Możliwości są trzy - być może zostanę w Borussii, być może wrócę do Legii, a być może warszawski klub znajdzie mi nowego pracodawcę. Najbardziej chciałbym zostać tu, w Moenchengladbach, ale tylko pod warunkiem, że będę grał. Powrót na Łazienkowską też by mnie nie zmartwił. Grałem w Warszawie siedem lat, z tym miastem wiążę swoją przyszłość, a do Legii mam ogromny sentyment. Na razie wolałby jednak kontynuować swoją karierę na zachodzie i dlatego powrót do Polski trwałby tylko pół roku. Właśnie na tyle jestem jeszcze związany kontraktem z Legią.
- Legia musi się spieszyć, by cokolwiek na panu zarobić.
- Zgadza się, w grudniu będę wolnym zawodnikiem, więc powinni mi czegoś szukać. Mój menedżer twierdzi, że jeśli będę miał swoją kartę, znalezienie mi klubu będzie bardzo łatwe. Nawet jeśli... w Legii bym nie grał. To jest czwarta możliwość, jaką biorę pod uwagę. Słyszałem plotki, że w Warszawie piłkarze, którzy nie przedłużają kontraktów mogą mieć problemy z grą... Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale taki szantaż nie byłby zbyt fair.
- Kiedy pana sytuacja się wyjaśni?
- Myślę, że do końca marca będę wiedział, czy zostaję w Borussii. Jeśli tak nie będzie, do maja będę oczekiwał propozycji z innych klubów. Zobaczymy, co znajdą mi działacze Legii. Natomiast jeśli do tego czasu nikt się nie zgłosi, zostanę w Legii na pół roku. W maju urodzi mi się córka i nie będę z nią tłukł się po świecie. Możliwości rozłąki z rodziną nie biorę pod uwagę.
- Skoro dwa ostatnie mecze Borussii oglądał pan z ławki rezerwowych, może lepiej już teraz postarać się o powrót do Legii?
- Nie, chcę jeszcze powalczyć i udowodnić swoją wartość w Moenchengladbach. Drużyna gra bardzo słabo, na cztery mecze przegrała trzy, napastnicy nie stwarzają sytuacji. Ktoś musi w końcu dostrzec moją wysoką formę. Teraz wychodzi na to, że jestem... siódmym napastnikiem. To się jednak musi zmienić. Musi!
- Sądzi pan, że trener Meier nie widzi, że ma w składzie drugiego Rivaldo?
- Ja tego nie powiedziałem. Jestem jednym z wielu zawodników i nie wychodzę przed szereg. Przyszedłem tu jako ktoś nieznany. Wcześniej tylko czytałem o kolegach, którzy mieli problemy za granicą, ale nie sądziłem, że te kłopoty dotkną także mnie.
- Ale Meier chyba potrafi odróżnić słabego piłkarza od dobrego?
- Nie odpowiem na to pytanie. Ufam, że tak i dlatego wciąż liczę, że zacznę grać.
- Pana przyszłość w Borussii jest już przesądzona?
- Nie wiem. Gdy w grudniu wyjeżdżałem na urlop, prezes, menedżer, trener - wszyscy mówili mi, że gram bardzo dobrze, lepiej niż w Legii. Wtedy zapewniano mnie, że zostanę wykupiony definitywnie przez Borussię. Wróciłem do klubu w styczniu i wszystko się zmieniło. Budżet przeznaczony na nowy stadion został znacznie zmniejszony, klub chciał sprzedać kilku piłkarzy, ale nie udało się. Teraz już moja przyszłość w Borussii nie jest zbyt pewna. Jestem przygotowany na każdą możliwość.
- Czyli?
- Możliwości są trzy - być może zostanę w Borussii, być może wrócę do Legii, a być może warszawski klub znajdzie mi nowego pracodawcę. Najbardziej chciałbym zostać tu, w Moenchengladbach, ale tylko pod warunkiem, że będę grał. Powrót na Łazienkowską też by mnie nie zmartwił. Grałem w Warszawie siedem lat, z tym miastem wiążę swoją przyszłość, a do Legii mam ogromny sentyment. Na razie wolałby jednak kontynuować swoją karierę na zachodzie i dlatego powrót do Polski trwałby tylko pół roku. Właśnie na tyle jestem jeszcze związany kontraktem z Legią.
- Legia musi się spieszyć, by cokolwiek na panu zarobić.
- Zgadza się, w grudniu będę wolnym zawodnikiem, więc powinni mi czegoś szukać. Mój menedżer twierdzi, że jeśli będę miał swoją kartę, znalezienie mi klubu będzie bardzo łatwe. Nawet jeśli... w Legii bym nie grał. To jest czwarta możliwość, jaką biorę pod uwagę. Słyszałem plotki, że w Warszawie piłkarze, którzy nie przedłużają kontraktów mogą mieć problemy z grą... Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale taki szantaż nie byłby zbyt fair.
- Kiedy pana sytuacja się wyjaśni?
- Myślę, że do końca marca będę wiedział, czy zostaję w Borussii. Jeśli tak nie będzie, do maja będę oczekiwał propozycji z innych klubów. Zobaczymy, co znajdą mi działacze Legii. Natomiast jeśli do tego czasu nikt się nie zgłosi, zostanę w Legii na pół roku. W maju urodzi mi się córka i nie będę z nią tłukł się po świecie. Możliwości rozłąki z rodziną nie biorę pod uwagę.
- Skoro dwa ostatnie mecze Borussii oglądał pan z ławki rezerwowych, może lepiej już teraz postarać się o powrót do Legii?
- Nie, chcę jeszcze powalczyć i udowodnić swoją wartość w Moenchengladbach. Drużyna gra bardzo słabo, na cztery mecze przegrała trzy, napastnicy nie stwarzają sytuacji. Ktoś musi w końcu dostrzec moją wysoką formę. Teraz wychodzi na to, że jestem... siódmym napastnikiem. To się jednak musi zmienić. Musi!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.