Domyślne zdjęcie Legia.Net

Nie poznał Legii

Kazimierz Marcinek

Źródło: Super Express

22.03.2002 13:05

(akt. 07.12.2018 12:31)

- To już inna Legia od tej, w której przez dziesięć lat grałem. Dawniej po każdym treningu siadaliśmy w barku, zamawialiśmy po piwku, gadaliśmy. Teraz każdy zabiera się jak najszybciej i pędzi do domu. Zapomina o futbolu lub próbuje zapomnieć. Wywiad z Markiem Jóźwiakiem
- To już inna Legia od tej, w której przez dziesięć lat grałem. Dawniej po każdym treningu siadaliśmy w barku, zamawialiśmy po piwku, gadaliśmy. Teraz każdy zabiera się jak najszybciej i pędzi do domu. Zapomina o futbolu lub próbuje zapomnieć.
- A może młodsi koledzy bardziej profesjonalnie podchodzą do futbolu?
- My też byliśmy zawodowcami. Dawna Legia po prostu składała się z innych ludzi. Trzymaliśmy się razem. Można było porozmawiać, wyżalić się, a nie przeżywać wszystko zamknięty w czterech kątach domu lub wyładowywać się na najbliższych. Przy piwku powiedziało się, co leżało na sercu, i atmosfera w drużynie się oczyszczała.
- Ale przez te piwka, zbyt rozrywkowe życia straciliście szansę na większe sukcesy.
- Jakie rozrywkowe życie? Proszę powiedzieć, co moglibyśmy więcej zrobić? Liga Mistrzów, półfinał Pucharu Zdobywców, ogrywaliśmy Sampdorię, remisowaliśmy z Manchesterem... To nie było rozrywkowe życie. Byliśmy grupą przyjaciół i zawsze trzymaliśmy się razem.
- Ale może niektórzy nie mieli głowy do dwóch piw?
- Do czego? Jednym, dwoma piwkami nikt się jeszcze nie upił. Kto miał słabą głowę, pił herbatę.
- Była taka idylla, a pan zdecydował się na wyjazd do Francji?
- Chciałem grać w lepszej lidze, lepiej zarabiać, poznać inną kulturę oraz organizację klubu. I na początku przeżyłem szok. Tam piłkarz nie martwi się o wypłaty, o sprzęt...
- W Legii przecież nie mieliście problemów ze sprzętem, wypłatami?
- Tak pan myśli?
- A może ten wyjazd był koniecznością po tym, jak przegraliście na własnym boisku z Widzewem i straciliście mistrzostwo Polski...
- Chcieliśmy ograć łodzian jak najwyżej, a nie zadowolić się skromnym jednobramkowym prowadzeniem. I to był nasz błąd. Odkryliśmy się, straciliśmy bramki.
- Nie "odpuściliście" tego meczu?
- Mogę odpowiedzieć tylko za siebie. Włożyłem w ten mecz całe swoje serce. Po tej przegranej atmosfera robiła się taka, jakby chciano, abyśmy odeszli. Więc poszliśmy sobie w świat. Ja do Guingamp. Dwa dni po meczu z Widzewem pojechałem zobaczyć jak wygląda miasto, klub i... zostałem. Pracował tam trener polskiego pochodzenia Francis Smerecki, byli mili ludzie, no i pieniądze jak na zawodnika, który miał 28 lat... całkiem, całkiem.
- Ale Guingamp w porównaniu z Warszawą to dziura.
- Dziura, owszem, ale chciałbym zawsze w takiej dziurze mieszkać. Życie było ułożone, wygodne. Nie gotowaliśmy w domu, bo syn jadał w szkole. Każdego dnia chodziliśmy więc z żoną na obiad do restauracji.
- Jak pan ocenia francuską ligę?
- Trzeba się z nią liczyć. To liga mistrzów świata i Europy. A zarazem odskocznia do znanych, silnych klubów.
- Pan nie trafił z Guingamp do Juventusu czy Barcelony tylko do ligi chińskiej...
- Miałem trzydzieści parę lat, więc trudno, abym trafił do którejś z potęg. Dziękuję Bogu za to, co osiągnąłem. Nie mam powodu do narzekań. W Chinach bardzo dobrze płacili. To też było ciekawe doświadczenie.
- Przez pięć i pół roku gry za granicą zarobił pan sporo pieniędzy. W co pan je inwestuje? Buduje pan coś?
- Trochę odłożyłem, ale nie jest to zbyt duża suma. Wystarczy, aby żyć bez problemów przez kilka lat. A domu nie zamierzam budować. Wystarczy mi tych siedemdziesiąt metrów na Ursynowie.
- Wielu pańskich kolegów zostało za granicą na stałe.
- Nie mówię, że do Francji nie wrócę. Miałem dostać obywatelstwo francuskie, ale wolałem wrócić do Polski, aby pograć w Legii i zdobyć z nią mistrzostwo.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.