Oceny piłkarzy Legii za mecz z GKS – pełna dominacja
30.10.2024 13:15
Gra zespołu 7 (6,67 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Trener Feio jak sam przyznawał rotacji nie lubi w przeciwieństwie do wielu poprzednich szkoleniowców Legii i wiele w zwycięskim ostatnio składzie nie pozmieniał. I przez pierwsze dwadzieścia pięć minut nie wydawało się to dobrą decyzją. Legioniści snuli się po boisku, podawali często do przeciwnika, często nawet na własnej połowie, seryjnie tracili piłki, do tego popełniali rażące błędy w defensywie. Goście mieli dwie doskonałe okazje do zdobycia gola, w obu Legię uratował Tobiasz. Bramkarz Legii był jednak bezradny po rzucie rożnym, gdy źle kryty przez Wszołka Zrelak wpakował piłkę do bramki. Okazało się, że ta stracona bramka była czymś najlepszym, co mogło się przydarzyć. Po jej stracie legioniści przestali lekceważyć rywali i zaczęli atakować przeciwników już na własnej połowie, biegać i w defensywie i w ataku jak nigdy w tym sezonie, a do tego grać dokładnie i bez niechlujstwa. Dokładna gra i mnóstwo ruchu bez piłki przyniosło bardzo szybko efekty w postaci wyrównującego gola, a tuż przed przerwą „Wojskowi” objęli prowadzenie. Do tego legioniści od straty gola niemal nie schodzili z połowy katowiczan, tworząc z dużą łatwością mnóstwo sytuacji podbramkowych i łatwo znajdując dziury w obronie gości, w szczególności w bocznych sektorach boiska. Drugą połowę stołeczni piłkarze rozpoczęli z podobnym animuszem, tworzyli kolejne okazje, padły kolejne dwa gole, a mogło ich być znacznie więcej. Piłkarze GKS-u po strzeleniu gola mieli ogromne problemy z podchodzeniem pod bramkę Legii i nie oddali już do końca spotkania ani jednego celnego strzału. Dopiero w samej końcówce po zmianach mecz legioniści nieco odpuścili i goście dwa razy zdołali podejść pod pole karne Legii i podjąć nieskuteczne próby zmiany niekorzystnego wyniku. Gra Legii po 25. minucie naprawdę mogła się podobać. Był pressing, był odbiór w środku pola, był świetnie rozprowadzany atak szybki, do którego biegało wielu zawodników, było też dużo ruchu bez piłki w ataku pozycyjnym, przy lepszej skuteczności mogło skończyć się pogromem katowiczan. Do tego cały zespół zagrał dość równo, zwłaszcza w drugiej połowie, gdy legioniści panowali na boisku, każdy piłkarz grał na dobrym poziomie, choć były i postacie, które szczególnie w drużynie się wyróżniały. Nie można jednak zapominać o pierwszej fazie gry, gdy legioniści wyglądali, jakby grali sparing w okresie przygotowawczym. Z mocniejszymi rywalami byłoby dużo trudniej o odrobienie strat i takich początków meczów trzeba się na pewno wystrzegać. Pamięć o tej złej ¼ meczu nie przesłania nam rzecz jasna korzystnego końcowego wyniku ani miłych wrażeń przy oglądaniu legionistów przez kolejne ¾ spotkania. Możemy sobie tylko życzyć, żeby legioniści w kolejnych meczach grali na podobnym poziomie, jak przez większość niedzielnego spotkania przy Łazienkowskiej.
Kacper Tobiasz 6 (6,25 - ocena Czytelników). Obronił w pierwszych dwudziestu minutach dwa strzały z pola karnego dzięki dobremu ustawieniu, przy straconym golu nic nie mógł zrobić. Również i jemu udzieliła się nerwowa i niechlujna gra drużyny w pierwszej części spotkania – raz przy rzucie rożnym nie zrozumiał się z kolegą z drużyny i wzajemnie sobie przeszkadzali przy dośrodkowaniu, potem raz podał piłkę przeciwnikowi na własnej połowie, a raz wybił ją na połowę przeciwnika do nikogo. Gdy Legia po straconym golu się obudziła i zaczęła grać, Tobiasz nie miał już do końca spotkania w ogóle nic do roboty, ani strzałów do bronienia, ani dośrodkowań do łapania, a i jego podania zarówno krótkie, jak i długie były od tej pory dokładne. Obronił to, co obronić powinien, dwa strzały na początku meczu były oddane co prawda z bliska, ale jednak średnio trudne do obrony, a przez ogromna większość meczu po prostu się nudził obserwując dobrze grających kolegów z pola. Nota wyjściowa.
Paweł Wszołek 6 (6,35). Zawalony gol nie pozwala na podniesienie oceny, bo był tym jedynym piłkarzem, który powinien Zrelaka do strzału nie dopuścić, po to właśnie przy dalszym słupku był. Pierwsza połowa w ogóle nie była najlepsza w jego wykonaniu. Choć poza straconym golem nie popełniał błędów w obronie, a raz nawet uratował drużynę przed kolejną groźną sytuacją we własnym polu karnym, to w ataku mimo iż był aktywny, to jednak grał dość niedokładnie, a jego dośrodkowania zwykle były niecelne. Zdecydowanie lepsza była druga część spotkania, Wszołek wyraźnie chciał zrehabilitować się za straconego gola, bo często włączał się do akcji ofensywnych nieustannie biegając po całej długości boiska, ze wszystkich legionistów to właśnie on nabiegał się najbardziej, wywalczył też jeden rzut rożny. Niestety koledzy nie zawsze korzystali z jego wejść na obieg, a Pekhart nie trzymając linii spalonego zmarnował jego bardzo dobre dośrodkowanie w końcówce. Tuż pod koniec meczu Wszołek raz odpuścił sobie powrót i rywal doszedł do strzału. Zagrał nie gorzej od reszty kolegów, ale zawalona bramka nie pozwala na podniesienie oceny.
Radovan Pankov 7 (6,55). Nie był na początku meczu aż tak rozkojarzony jak Kapuadi, popełnił tylko jeden poważny błąd, po którym rywal miał okazję na zdobycie gola, poza tym przez pierwsze dwadzieścia minut zajmował się łataniem dziur po bardzo niepewnie grającym Francuzie. Gdy jego koledzy weszli na normalny poziom koncentracji, Pankov mógł grać spokojniej, ponieważ legioniści utrzymywali się z piłką na połowie gości, Serb zbyt wiele roboty w obronie nie miał, jedynie w samej końcówce meczu pozwolił oddać rywalowi niecelny strzał. Pankov włączał się dość często do rozgrywania piłki pod bramką przeciwnika i to jego wejście w pole karne i dośrodkowanie miało istotny wpływ na strzelenie przez Kapuadiego wyrównującego gola. Serb mógł też sam zdobyć bramkę po rzucie rożnym, ale z główki w bramkę nie trafił. Kolejny dobry mecz Pankova, chyba najlepszego jak na razie i najrówniej grającego środkowego obrońcy w tej rundzie.
Steve Kapuadi 7 (7,15). Łapaliśmy się za głowę przez pierwsze dwadzieścia minut patrząc na Francuza, który wyglądał na początku meczu jak po listku proszków nasennych. Dwa poważne błędy w sytuacjach, gdy rywale oddali swoje oba celne strzały z akcji, widać było, że ma ogromne problemy z kontrolowaniem Zrelaka, właściwym ustawianiem się i reakcją na ruch Słowaka, a nie oszukujmy się, Zrelak żadnym wybitnym napastnikiem nie jest, nawet na skalę Ekstraklasy. Do dwóch błędów w ustawieniu do Zrelaka dorzucić trzeba trzy straty, w tym jedną na własnej połowie. Nikogo chyba jednak stracona bramka nie obudziła tak, jak Kapuadiego. Już trzy minuty po golu dla GKS-u Francuz znalazł się nieoczekiwanie przed samą bramką, jak napastnik, i trafił do siatki. Z pewnością żaden z obrońców gości się w tym miejscu Kapuadiego nie spodziewał, podobnie jak chwilę wcześniej w tej samej akcji Pankova. Widać, że tez zaskakujące wycieczki wysokich stoperów w pole karne rywala i pełnienie przez nich, przez chwilę roli środkowych napastników stanowią zaplanowany przez trenera element gry Legii. Wyrównujący gol uspokoił nie tylko całą Legię, ale i samego Kapuadiego, który odtąd żadnego błędu w obronie już nie popełnił i dobrze radził sobie z pojedynczymi ofensywnymi zapędami gości. Powinien kończyć mecz z żółtą kartką po faulu w pierwszej połowie, ale sędzia go oszczędził. Gdyby nie gol, dostałby niższą ocenę, ale ważnym wyrównującym trafieniem zmazał swoje błędy z początku spotkania.
Ruben Vinagre 8 (7,92). Nawet Portugalczyk dał się na początku meczu uśpić, bo miał dwie straty, w defensywie jednak był czujny i błędów nie popełniał. Najwięcej jednak dawał przy wyprowadzaniu piłki i w ofensywie. Podziwiać można było i otwierające podania na wolne pole lub między obrońców i wejścia kończone dośrodkowaniami. Skończył z jedną asystą przy golu Chodyny, gdy pomocnik Legii po doskonałym podaniu wzdłuż bramki musiał tylko dołożyć nogę. Wcześniej podobnego podania spod końcowej linii nie wykorzystał Gual. W końcowej fazie meczu trener dał mu odpocząć i słusznie, bo mecz był rozstrzygnięty, a Portugalczyk jest mocno eksploatowany. I nic w tym dziwnego, bo Portugalczyk należy do najlepszych piłkarzy w ostatnich spotkaniach, również w niedzielnym meczu pokazał się z bardzo dobrej strony.
Rafał Augustyniak 7 (7,07). W defensywie dobrze grał przez cały mecz, wspierał obrońców i starał się naprawiać ich błędy w początkowej fazie meczu. Później to na nim najczęściej zatrzymywały się próby wyjścia z piłką przez katowiczan. W pierwszym kwadransie, podobnie jak reszta zespołu, raził niedokładnymi zagraniami, potem jednak z minuty na minuty był coraz bardziej odpowiedzialny. O ile pierwsza połowa w wykonaniu Augustyniaka była przeciętna, to druga bardzo dobra, do odbiorów dołożył dokładność podań i gola, gdy po jego uderzeniu z dystansu i rykoszecie piłka wpadła do siatki obok bezradnego bramkarza. Jak widać ze słabszymi rywalami Augustyniak grając jako pomocnik radzi sobie po raz kolejny dobrze. Pamiętamy jednak początek roku. Zobaczymy, jak będzie grał z mocniejszymi przeciwnikami, dającymi w środku pola dużo mniej wolnego miejsca.
Kacper Chodyna 8 (7,56). Po słabym początku sezonu Chodyna rozkręcił się nam na dobre, widać, że bardziej pasuje mu rola skrzydłowego niż wahadłowego. W niedzielę imponował nam przede wszystkim grą bez piłki, szybkimi wyjściami na wolne pole przy kontratakach, umiejętnością znalezienia sobie wolnego miejsca przy linii bocznej i unikaniem przy tym linii spalonego. Nieocenioną wręcz wartością dla przechwytujących piłkę lub próbujących grać na jeden kontakt w środku pola pomocników zawodnik, który biegnie do każdej kontry i w taki sposób, że zawsze można mu zagrać piłkę na wolne pole. Pamiętamy jak robił to Wszołek przy Josue, w ostatnich meczach Chodyna robił to bardzo podobnie. Oprócz tych wyjść na wolne pole były piłkarz Zagłębia Lubin ma dodatkowo umiejętność zamykania akcji na dalszym słupku, co też wynika z tego, że biega pod bramkę przy każdym ataku. Strzelił w ten sposób jednego gola i sprowokował rywala do błędy przy kolejnym. Gdyby był skuteczniejszy i wykorzystał idealne podanie Vinagre na początku drugiej polowy, ocena byłaby jeszcze wyższa. Mógł mieć asystę po bardzo dobrym dośrodkowaniu na głowę Morishity, do tego jeszcze kilkakrotnie próbował uderzać na bramkę, ale te strzały były albo niecelne albo blokowane, do tego wywalczył aż pięć rzutów rożnych. W końcówce trener słusznie dał odpocząć kilku czołowym piłkarzom, w tym i Chodynie. To był z pewnością najlepszy mecz Chodyny w barwach Legii.
Bartosz Kapustka 7 (6,79). Tak jak i koledzy na początku meczu dobre zagrania przeplatał stratami, dość szybko jednak wszedł na dobry poziom. Kapustka często był zawodnikiem przez którego przechodziły piłki w środku pola przy szybkim ataku, to właśnie on często uruchamiał podaniami zawodników wychodzących na wolne pole w bocznych sektorach. Sam też pojawiał się pod polem karnym, głównie przy ataku pozycyjnym. Oddał aż sześć strzałów, ale żadnym nie zdołał pokonać bramkarza, najbliżej był przy sytuacyjnym uderzeniu piętą. Solidny punkt zespołu, zdarzyło mu się jednak znów raz nonszalanckie podanie do przeciwnika w drugiej połowie, które zainicjowało kontratak katowiczan, powinien zwrócić na to uwagę w przyszłości. Podobnie jak kilku innych mocno eksploatowanych legionistów po dobrym występie końcówkę spotkania oglądał z ławki rezerwowych.
Ryoya Morishita 7 (7,41). Japończyk gra ostatnio po lewej stronie, wskutek czego gra wyżej i w ataku i w obronie. Nie musi więc za każdym razem wracać pod bramkę, za to pracuje w obronie w pressingu na połowie przeciwnika i ze wszystkich piłkarzy ofensywnych Legii to on sprawia obrońcom najwięcej problemów przy wyprowadzaniu piłki. Poza tym Morishita niezmiennie pokazuje się do gry w każdej akcji, co prawda nie potrafi tak jak Chodyna wyjść bez piłki na wolne pole, ale za to chętnie bierze udział w grze na małej przestrzeni na boku mającej wykreować pozycję dla zawodnika wchodzącego w pole karne – czasem jest nim Morishita, czasem Vinagre, czasem jeszcze ktoś inny. I dobrze bo im bardzie urozmaicone schematy budowania ataków, tym trudniej je rozszyfrować. Pomijając zmarnowany przez Japończyka kontratak na początku meczu, Morishitę trzeba pochwalić przede wszystkim za dokładność podań, mylił się rzadziej niż raz na dziesięć prób, co byłoby niezłą statystyką nawet dla defensywnego pomocnika, a dla piłkarza ofensywnego jest wręcz znakomitą. Dwa razy był blisko pokonania Kudły – najpierw strzałem głową, potem uderzeniem w poprzeczkę. W obu przypadkach trzeba Japończyka pochwalić – dojście do strzału głową w polu karnym przy 168 cm wzrostu nie jest łatwe, a piłka po uderzeniu od poprzeczki była bliska zatrzepotania w siatce. Goli więc nie było, ale była za to asysta, po jego znakomitym podaniu Kapuadi przestrzelić z kilku metrów nie mógł. Kolejny dobry mecz dysponującego niespożytymi siłami Japończyka, trener Feio konsekwentnie trzyma go na boisku do ostatniego gwizdka, najwyraźniej uważając, że Morishita ma żelazne płuca i zmian nie potrzebuje.
Wojciech Urbański 6 (6,38). Wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie w ligowych meczach, ale w niedzielę nie zaczął meczu najlepiej. Była strata przed własnym polem karnym, było bardzo złe zachowanie w defensywie przy drugim celnym strzale GKS-u, w sumie mógł mieć udział nawet w dwóch straconych bramkach. Robił chwilami wrażenie zagubionego, długo wchodził w mecz. Aktywniejszy i skuteczniejszy jego udział w defensywie zobaczyliśmy dopiero pod sam koniec pierwszej połowy. W drugiej połowie zagrał na dużo lepszym poziomie, jak cały zespół zresztą, zdecydowanie lepiej radził sobie nie tylko z przejmowaniem piłek w środku, ale i z rozgrywaniem. Miał swój udział przy trzecim golu, gdy zagrał w pole karne do Chodyny i piłka doszła do skrzydłowego mimo kontaktu z nogą obrońcy, to on też wyprowadził piłkę przy golu Augustyniaka. Niezły występ, zwłaszcza po zmianie stron, ale jednak gorzej wypadł od pozostałych pomocników.
Marc Gual 7 (6,27). Można się zżymać, że Gual znów gola nie strzelił, nie zmieni to jednak naszej oceny, że Hiszpan zagrał naprawdę dobry mecz. Od pierwszej minuty na boisku pracował dla zespołu, często cofał się do rozegrania aż na własną połowę wspomagając budowanie akcji, znakomicie uruchamiał akcje tyłem do bramki, a w środku pola jednym dokładnym podaniem. Właśnie ta dokładność podań i praca dla zespołu robią na nas największe wrażenie u napastnika, którego niedawno nazywaliśmy przecież królem chaosu. Nie wykorzystał jednej dogodnej okazji, kilka jego strzałów było zablokowanych, jeden był niecelny, ale za to powinien mieć asystę. Jego idealne podanie zmarnował w niepojęty sposób Chodyna. Był to naprawdę dobry mecz Hiszpana, wolimy zdecydowanie takiego napastnika ruchliwego, grającego czasem jako pomocnik i biorącego często udział w budowaniu ataków niż takiego, co tylko stoi w polu karnym i czeka na podanie.
Patryk Kun 6 (5,42). Niewiele miał czasu, by się pokazać, bo sędzia nie doliczył ani jednej minuty do regulaminowego czasu gry. Przez te dwadzieścia minut spędzone na boisku gra toczyła się głównie na połowie gości lub w środku pola i Kun nie miał wielu okazji do kontaktów z piłką. Raz podłączył się do ofensywy, ale jego dośrodkowanie nie było zbyt udane, raz w obronie nie nadążył ze zblokowaniem strzału. Nie wniósł nowego impulsu do gry, ale też i nie popełniał błędów, pozostajemy przy nocie wyjściowej.
Luquinhas 6 (5,63). Brazylijczyk siłą rzeczy miał więcej kontaktów z piłka niż Kun, bo gra częściej toczyła się pod bramką GKS-u. Luquinhas nie napędził wielu ataków. Raz dobrze wyprowadził piłkę, dwa razy wziął udział w rozegraniu akcji na jeden kontakt, dwie piłki stracił. Podobnie jak w przypadku Kuna nie ma powodów do podnoszenia i obniżania oceny za ten krótki występ.
Migouel Alfarela, Tomas Pekhart i Jurgen Celhaka grali zbyt krótko, by ich oceniać.
Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy wybrali Rubena Vinagre, a redaktorzy Kacpra Chodynę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.