Oceny piłkarzy Legii za mecz z Lechem - neosapintyzm
26.04.2019 18:10
Gra zespołu 4 (4,33 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Mocno zaskoczyło nas, że w Poznaniu legioniści wyszli na boisko z nastawieniem, żeby meczu z Lechem nie przegrać, wszak tak słabego „Kolejorza”, mającego na ławce w większości tylko juniorów nie było od przynajmniej dekady. Przypominało to jako żywo strategię preferowaną wiosną przez Ricarda Sa Pintę - nie dać sobie strzelić gola, a z przodu może coś wpadnie. Niestety, jak się nie dąży do wygrania meczu, to się go najczęściej przegrywa. Gra defensywna Legii przez większość meczu wyglądała poprawnie, boczni obrońcy też biegali chętnie do przodu, ale nie bardzo mieli komu podawać piłkę. Mistrzowie Polski bowiem ślamazarnie przechodzili z obrony do ataku, a zawodnicy ofensywni, może poza jednym Carlitosem stali na miejscach rozpisanych w zestawieniu bez chęci pokazania się do gry i zgubienia obrońców przeciwnika. Gdy do wolnego rozgrywania doszła marna dokładność podań, to należy się dziwić, że „Wojskowi” w ogóle dochodzili do jakichś sytuacji strzeleckich, choć tylko przy jednej z nich bezpośrednio obok strzelającego nie było obrońcy Lecha. Zazwyczaj jednak głównym pożytkiem z takiej powolnej akcji był rzut rożny, a że stałe fragmenty są w Legii bite od dłuższego czasu bardzo źle, to i po nich nie było zagrożenia pod bramka Buricia. To neosapintowskie defensywne „człapactwo” skończyło się tak, jak kończy się w wielu takich przypadkach - rywal mając w sumie mniej sytuacji od Legii zdołał strzelić gola, a mistrzom Polski zabrakło czasu na wyrównanie. Gdyby Legia od początku atakowała tak, jak w ostatnich dziesięciu minutach, zapewne wynik byłby odwrotny. Naszym zdaniem rotacje personalne, częściowo wymuszone kartkami i urazami, a częściowo spowodowane zmęczeniem zawodników, nie miały wpływu na przebieg meczu, kluczowe było tu, podobnie jak za czasów Sa Pinty, nastawienie zespołu i minimalizm, a nie skład osobowy. Podstawowi dotychczas gracze zawiedli w tym meczu nie mniej od zmienników. Co ciekawe Ricardo Sa Pinto do aniołów nie należał, ale na trybuny go w Ekstraklasie nie wyrzucano, a „Vuko” ląduje tam już po pierwszej porażce.
Radosław Cierzniak 5 (5,60 - ocena Czytelników). Dobrze zachowywał się przy strzałach lechitów z dystansu, poradził sobie znakomicie przy uderzeniu w 58. minucie, umiejętnie skracając kąt, nieźle radził sobie z górnymi piłkami, ale chwilami brakowało mu pewności w interwencjach, a także przy grze nogami, bo raz naciskany podał do przeciwnika, a raz mało jej nie stracił. Przede wszystkim jednak mógł zdecydowanie lepiej ustawić się przy straconym golu, bo strzał Marchwińskiego był precyzyjny, ale jednak dość lekki. Gdyby Cierzniak nie wyszedł przed bramkę, tylko został na linii, miałby czas na właściwą reakcję, a tak mu go zabrakło.
Marko Vesović 6 (6,00). Najwięcej odbiorów, najwięcej przejęć piłki, twarda, nieustępliwa gra w obronie i podłączanie się do akcji ofensywnych. Czarnogórzec jako jedyny z legionistów zagrał na swoim normalnym poziomie, problem polegał na tym, że ani przed polem karnym, ani tym bardziej w jego obrębie nie było zazwyczaj żadnego zawodnika, który oderwałby się od obrońcy. Oczywiście, można go zganić za faul w doliczonym czasie gry, po którym dostał żółtą kartkę i wykluczył się z meczu z Lechią, ale zadaniem obrońcy jest niedopuszczanie rywali do sytuacji strzeleckich i przewinienia, również te karane kartkami, są wkalkulowane w grę na tej pozycji. InStat wystawił mu wysoką ocenę, uznając za najlepszego piłkarza w polu w tym meczu, my też mimo porażki nie zamierzamy mu noty obniżać. Będzie go bardzo w Gdańsku brakować.
William Remy 4 (5,04). Przez cały mecz Francuz poprawnie wywiązywał się z zadań defensywnych, wygrywał starcia z rywalami, nie dopuszczał lechitów do sytuacji strzeleckich, dobrze też wyprowadzał piłkę. Niestety obrońca musi być skoncentrowany przez cały mecz i jeden błąd może rażąco wpłynąć na ocenę zawodnika. Tak było w tym przypadku, bo Remy absolutnie nie powinien pozwolić Marchwińskiemu na oddanie strzału, biegnąc cały czas przy nim i przez to ponosi gros odpowiedzialności za straconego gola.
Inaki Astiz 5 (3,71). Sporo było obaw o doświadczonego Hiszpana, który rzadko gra, a w dodatku ma już swoje lata i przyspieszenie odpowiadającą jego wiekowi. Na szczęście Astiz od lat te niedostatki nadrabia dobrym czytaniem gry i ustawieniem i przy większości interwencji błędów nie popełniał, choć wyraźnie to jego, a nie Remiego „szukali” ofensywni piłkarze Lecha. Błąd taki przydarzył mu się jednak w 58. minucie, Lech miał po nim czystą sytuację strzelecką, jakiej legioniści nie mieli przez cały mecz, na szczęście tym razem na posterunku był dobrze ustawiony Cierzniak. Gdyby Żamaledtinow lepiej przymierzył, pewnie Hiszpana ocenilibyśmy podobnie jak Francuza, a tak ma o jeden punkt więcej.
Adam Hlousek 5 (3,21). Rozumiemy, że dobrze grający ostatnio Rocha potrzebował odpoczynku, bo od początku sezonu widać było, że kondycja nie jest jego mocną stroną i nie mamy pretensji do trenera, że dał odpocząć Portugalczykowi i wpuścił na boisko rekonwalescenta z Czech. Tym bardziej, że Hlouska po tym meczu należy zaliczyć do grupy lepiej prezentujących się w Poznaniu legionistów. Nie popełniał błędów w defensywie, radził sobie całkiem dobrze z Makuszewskim i włączał się do akcji ofensywnych. Oczywiście pamiętamy, że Czech w ofensywie jest jednowymiarowy i na prawą nogę schodzić nie będzie, ale w większości przypadków to nie on ponosił winę za to, że przy wyprowadzaniu piłki nie było komu podać, bo się wszyscy pomocnicy chowali za rywalami lub biernie stali. Do tego gdy Czech wchodził na obieg dostawał piłki tak niechlujnie grane, że nie zdążyłby do nich Usain Bolt. Co ciekawe, Hlousek mimo to miał udział w najgroźniejszych sytuacjach pod bramką Buricia - to po jego dośrodkowaniu stuprocentową sytuację miał Kucharczyk i to on wyprowadził piłkę przy najlepszej akcji Legii w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, zakończonej celnym strzałem Carlitosa. Nie zgadzamy się z tym, że Czech zagrał jakiś zły mecz, wręcz przeciwnie, był naszym zdaniem i tak lepszy od większości kolegów, zwłaszcza tych grających z przodu.
Donmagoj Antolić 5 (5,89). Z meczu na mecz coraz bardziej przyzwyczajamy się na nowo do specyficznego stylu gry Chorwata, polegającego na ekonomicznej pracy w odbiorze polegającej na odpowiednim ustawianiu się w środku pola zamiast ciągłego biegania za przeciwnikiem. Przynosi to efekty, bo Antolić sporo piłek przejmuje nie wdając się w pojedynki z rywalami grożące faulem, ale chwilami jednak tej agresji i ostrości zmuszającej przeciwnika do szybkiego pozbycia się piłki brakuje. Najbardziej jednak raziło w środę u Chorwata powolne wyprowadzanie akcji, co z tego, że ma się piękne statystyki celnych podań, skoro prawie żadne nie napędza akcji do przodu? Tym razem było tylko jedno takie zagranie, gdy Antolić znakomicie wypuścił prostopadłą piłką w pole karne Carlitosa. Generalnie, jeśli zaakceptujemy, że Chorwat tak wolno rozgrywa piłkę, to w sumie dużych zastrzeżeń do jego gry w Poznaniu mieć nie będziemy. Nie będziemy go obciążać winą za utratą gola, bo po pierwsze podanie Szymańskiego do niego było po prostu bardzo niedokładne, po drugie nie doszedł do piłki wskutek nieodgwizdanego faulu Marchwińskiego. W sumie Antolić, podobnie jak para bocznych obrońców, należał do nieco jaśniejszych punktów zespołu.
Cafu 4 (4,16). Coś złego stało się zimą z Portugalczykiem, bo od początku rundy prezentuje się po prostu słabo i nie dziwne, że przegrywa ostatnio walkę o miejsce w składzie z Antoliciem. To, co przede wszystkim się rzuca w oczy to słaba gra w destrukcji w środku pola, mała ilość piłek przechwyconych i mało wygranych starć powietrznych. Cafu nie wspiera też ataku, jak robił to jesienią, a przecież gdy w Poznaniu dwa razy wziął udział w akcji ofensywnej, obie były groźne - rozprowadzona kontra pod koniec pierwszej połowy i wejście na prostopadłe podanie w pole karne, tyle że w tym ostatnim przypadku żaden z kolegów mu się na wolnej pozycji przed bramką nie pokazał. W dodatku Portugalczykowi ostatnio permanentnie wręcz puszczają nerwy, kolejną żółtą kartką wynikającą z niesportowego zachowania, a nie ostrej gry wykluczył się z meczu w Gdańsku. Oczekiwaliśmy od niego dużo więcej, tym bardziej, że powinien walczyć w Poznaniu nie tylko o miejsce w pierwszym składzie, ale też o grę w Legii w przyszłym sezonie.
Michał Kucharczyk 4 (2,80). Świeżo po kontuzji od razu do pierwszego składu? To się dobrze w przypadku Kucharczyka skończyć nie mogło. Widać było u niego duży brak ogrania, zwłaszcza jeśli chodzi o operowanie piłką i dokładność podań - aż co drugie było niecelne. „Kuchy” potrafił co prawda błysnąć i wypracować wspaniałym podaniem dobrą sytuację Nagyowi, ale potrafił też zepsuć najlepszą okazję, gdy dotarło do niego dośrodkowanie Hlouska, a skrzydłowy Legii, najwyraźniej zaskoczony tym faktem, uderzył niecelnie mimo braku asysty obrońcy. Niestety Kucharczyk podobnie jak reszta piłkarzy ofensywnych był mało ruchliwy i niezależnie od tego, czy grał po prawej czy po lewej stronie, był mocno przywiązany do bocznej strefy boiska z jednej strony ułatwiając ustawianie się obrońcom Lecha, z drugiej zamykając nieco boczny korytarz, czy to dla Vesovicia, czy dla Hlouska.
Iuri Medeiros 4 (4,47). Portugalczyk, jak się okazało, bardzo dużo traci, gdy nie może stosować swojego zwodu „typu Arjen Robben” schodząc z prawej strony do strzału na lewą nogę. Co gorsza bardzo mocno przywiązał się do pozycji na środku pod polem karnym przeciwnika nie cofając się do rozegrania i czekał biernie na piłkę, przez co nie odklejał się od obrońców. Pomimo, iż koledzy sporo posłali do niego piłek, Portugalczyk niewielki zrobił z nich użytek, właśnie głównie wskutek braku ruchliwości. Nic dziwnego, że ze wszystkich piłkarzy podstawowej jedenastki w polu, Medeiros został najniżej oceniony przez InStat. Może trochę zaskakiwać, że już w przerwie meczu Portugalczyk opuścił boisko, ale najwyraźniej zdaniem Aleksandara Vukovicia to, co pokazał w pierwszej połowie, nie rokowało niczego lepszego na drugą. Nie da się sprawdzić, czy decyzja ta była słuszna, pamiętajmy jednak, że Medeiros, podobnie jak Rocha, nie ma tak żelaznej kondycji, jak inni legioniści i biorąc pod uwagę wyjazd do Gdańska, trzech pełnych meczów w tygodniu mógłby najzwyczajniej nie wytrzymać.
Domink Nagy 4 (3,19). Od początku rundy Węgier konsekwentnie nie wykorzystuje dawanych mu szans, prezentując się przeciętnie lub słabo. Owszem, pracuje w obronie, sporo biega, ale w piłkę gra kiepsko. Rzadko wychodzi na pozycję, nie kreuje żadnych sytuacji, nie oddaje strzałów, a gdy dostanie piłkę parę metrów przed bramką, jak w Poznaniu od Kucharczyka, nie potrafi jej skierować do siatki. Bardzo często po prostu znika na dłuższy okres, nie bardzo wiadomo dlaczego. Wygląda, jakby wciąż nie potrafił się wyzwolić z tej bojaźliwej gry Legii z czasów Ricardo Sa Pinto i stara się grać przed wszystkim bezpiecznie i unikać nieszablonowych rozwiązań. A to niestety przekłada się na znikomy ostatnio udział Węgra w kreowaniu sytuacji podbramkowych. Nie inaczej było w Poznaniu, gdzie Nagy dostał przecież do pokazania się prawie cały mecz i swej szansy nie wykorzystał.
Carlitos 5 (4,47). Najruchliwszy i najbardziej aktywny spośród zawodników Legii Hiszpan był niestety mocno osamotniony w swoich poczynaniach, przez co trudno było mu się uwolnić od obrońców, którzy nie musieli zbyt mocno skupiać się na reszcie pasywnie grających legionistów. Brakło mu skuteczności, ale przy strzałach zawsze miał asystę obrońców, którzy przeszkadzali mu w precyzyjnym uderzeniu, jak mogli. Carlitos potrafił też wypuścić dobrym podanie prostopadłym kolegów, ale ci też tych akcji nie potrafili wykończyć, czy dobrym ostatnim podaniem, czy strzałem. Chwilami robił wrażenie lekko nieskoordynowanego i miał nieco spóźnione reakcje, ale nic w tym dziwnego, bo Hiszpan gra we wszystkich meczach, w każdym dużo biega i też ma prawo do zmęczenia. Inni też muszą mu pomóc w wygrywaniu meczów, Carlitos sam ich wygrywać nie będzie, a tymczasem najczęściej w tym sezonie okazje musi stwarzać sobie sam. Jedyny z piłkarzy ofensywnych, który zagrał w środę na w miarę przyzwoitym poziomie.
Sebastian Szymański 4 (3,32). Chciał mu najwyraźniej dać odpocząć Aleksandar Vuković, ale w przerwie uznał, że nastolatek jest jednak na boisku niezbędny, nawet biorąc pod uwagę, że w ostatnich meczach nie błyszczał. Niestety, w środowym również nie zabłysnął. Możemy go pochwalić za to, że zdecydowanie więcej od Medeirosa walczył w odbiorze i chętniej cofał się po piłkę, ale jak to zwykle ostatnio grał niedokładnie i nie stanowił zagrożenia dla bramki Buricia. Pomimo, iż grał tylko pół meczu zanotował najwięcej strat spośród wszystkich legionistów, w tym także tę najważniejszą, bo po jego niedokładnym podaniu pod własnym polem karnym Marchwiński wyprzedził Antolicia. Miał w końcówce szansę, by wyrównać, ale dwa razy za słabo uderzał głową, zwłaszcza w tym drugim przypadku powinien bramkarza Lecha pokonać. Nie zagrał w sumie ani gorzej, ani lepiej od Medeirosa, jedyny plus, że obaj ci piłkarze będą mieli więcej sił na mecz w Gdańsku.
Sandro Kulenović 4 (4,50). Niewiele w ostatnich meczach wnosił Kulenović do gry i nie inaczej było niestety w środę. Chorwat miał zapewne wnieść do gry utrzymanie się przy piłce i wygrane pojedynki główkowe przy dośrodkowaniach, ale ani jednego, ani drugiego w jego wykonaniu nie ujrzeliśmy. Mało pokazywał się do gry, rzadko był przy piłce, ale dwa razy potrafił się pokazać, raz dobrą akcją zakończoną dokładnym rozegraniem w polu karnym i drugim razem niecelnym, sytuacyjnym strzałem. Niewiele w sumie Kulenović wniósł do gry Legii, bo legionistom w tym meczu brakowało nie centymetrów w polu karnym, ale ruchliwości i skuteczności.
Miroslav Radović (4,23) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Za najlepszego legionistę środowego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Marko Vesovicia.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.