Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Lechią – zwycięstwo wymęczone, ale zasłużone

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

24.04.2025 15:30

(akt. 24.04.2025 15:34)

W poniedziałek Legia w kolejnym meczu Ekstraklasy pokonała przy Łazienkowskiej Lechię 2:1. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Piłkarze grający krócej niż kwadrans podstawowego czasu gry nie byli oceniani. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 6 (5,37- średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Z jednej strony po zwycięstwie na Stamford Bridge broniący się przed spadkiem beniaminek powinien na własnym stadionie zostać przez legionistów łatwo pokonany, z drugiej to goście mieli dużo większe ciśnienie na zdobywanie punktów, bo Legia w tabeli Ekstraklasy na podium i tak już nie wskoczy, za to gdańszczanie mogą za chwilę znaleźć się w pierwszej lidze. Na szczęście gospodarze postanowili zadać kłam pojawiającym się dość często oskarżeniom o wybieranie sobie meczów, w których chcą się pokazać i tym razem w lidze przed własną publicznością plamy nie dali. Nie było łatwo, bo choć legioniści mieli przez cały mecz dużą przewagę, przebiegli więcej kilometrów niż gdańszczanie i stworzyli sobie zdecydowanie więcej okazji bramkowych niż rywale, to gol decydujący o wygranej padł dopiero w doliczonym czasie gry. Z pewnością mecz ze słabym beniaminkiem powinien być rozstrzygnięty dużo szybciej, ale brakło skuteczności, za mało było celnych strzałów, do tego doszedł niewykorzystany rzut karny. Najlepiej tym razem zaprezentowała się defensywa, generalnie jednak większość piłkarzy grała dość nierówno, zrywami, mając zarówno dobre jak i słabsze okresy gry, stąd przeważają oceny przeciętne lub mocno przeciętne. Z ławki niewiele do gry wniosła pierwsza para rezerwowych, zdecydowanie lepiej pokazała się druga. Należy pamiętać przy tym oczywiście, że legioniści wygrali, więc trudno ich krytykować za to, że mimo problemów zdobyli trzy punkty. O ile były wiosną mecze, w których ciężko było szukać pozytywów w grze legionistów, to poniedziałkowe starcie naszym zdaniem do takich nie należało, Legia była w poniedziałek drużyną lepszą i wygrała zasłużenie, a nasze noty będą obraz tego meczu odzwierciedlać.

Kacper Tobiasz 6 (5,85 - ocena Czytelników). Stracony gol obciąża bramkarza, strzał z rzutu wolnego był oczywiście bardzo dobry, ale został oddany w róg niekryty przez mur. Tego rogu powinien Tobiasz pilnować, niestety przesunął się za bardzo do środka i piłki potem nie dał rady sięgnąć. Poza tym w pierwszej połowie z trudem, ale skutecznie poradził sobie ze strzałem, gdy piłka nabrała nieprzewidywalnej rotacji po odbiciu się od Ziółkowskiego i w doliczonym czasie gry znakomicie obronił w sytuacji sam na sam, ratując Legię przed utratą punktów. Dobrze kilka razy wychodził na przedpole asekurując linię obrony, do gry nogami też nie mamy zastrzeżeń. Złe zachowanie przy straconym golu, ale i wybroniona kluczowa stuprocentowa sytuacja, w sumie wychodzi nam ocena wyjściowa.

Patryk Kun 6 (4,92). Zostanie mu pewnie zapamiętana strata, po której goście mieli rzut wolny i w efekcie gola, ale był to jedyny błąd Kuna przy wyprowadzaniu piłki w tym meczu. W obronie błędów prawie nie popełniał, do tego bardzo dużo wnosił do ofensywy. Już na początku meczu mógł mieć asystę, ale Vinagre nie wykorzystał jego dobrego podania, to po jego dobrym dośrodkowaniu padł pierwszy gol, a potem strzał oddał będący jednak na spalonym Pekhart. Kun miał nawet szansę na strzelenie gola, ale jego niezły strzał zablokował przypadkowo Szkuryn. Niezły mecz Kuna, nieprzyzwyczajonego przecież do gry po tej stronie boiska. Dodajmy też, że to właśnie prawy obrońca Legii przebiegł w poniedziałek największy dystans spośród wszystkich piłkarzy.

Jan Ziółkowski 8 (8,17). Bardzo dużo udanych interwencji, bloków strzałów i wygranych pojedynków z rywalami, ostoja legijnej defensywy, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. To, że faulował rywala dwadzieścia metrów od własnej bramki po stracie Kuna, nie uważamy za szczególnie poważny błąd i nie przypisujemy mu żadnej winy za straconą bramkę. Od takiego rzutu wolnego do gola droga jest bardzo daleka. Największe pretensje mamy do niego za bezczynność w doliczonym czasie gry, gdy Bobcek wyszedł na wolną pozycję, a „Ziółek” jego krycie zwyczajnie odpuścił. Na szczęście Tobiasz obronił strzał Słowaka, a kilka minut później to właśnie Ziółkowski świetnie wychodząc w powietrze przy rzucie rożnym strzelił zwycięskiego gola. Nie była to jego taka pierwsza okazja, wcześniej doszedł w podobnej sytuacji do strzału po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Vinagre, ale w bramkę nie trafił. Oprócz dobrej gry w defensywie młody obrońca Legii imponował nam też dokładnymi przerzutami i starannym rozgrywaniem. Bardzo dobry mecz Ziółkowskiego, był w poniedziałek najlepszym zawodnikiem na boisku.

Steve Kapuadi 7 (6,01).  W powietrzu był nie do pokonania, miał jednak niekiedy problemy z nadążaniem za szybkimi i zwinnymi piłkarzami z Gdańska. Raz na początku meczu pozwolił rywalom na dośrodkowanie. Potem jednak coraz rzadziej napastnicy gości mogli sobie przy nim pohasać, bo Francuz nie tylko lepiej się ustawiał, ale też pokazał rywalom, że też potrafi biegać nie wolniej od nich. Po zmianie stron jedna tylko niezbyt pewna interwencja, poza tym solidny występ, rywale odbijali się od niego jak od ściany. Nie mieliśmy też zastrzeżeń do jakości jego podań, zarówno krótkich, jak i dłuższych, zapamiętaliśmy tylko jedno niedokładne. Całkiem dobry mecz Kapuadiego, nie popełnił ani jednego błędu, po którym rywale mieliby dogodną okazję do strzelenia gola.

Ruben Vinagre 5 (4,11). Będziemy nieustannie powtarzać, że niezależnie od tego, czy piłkarz kosztował pięć milionów euro, czy przyszedł za darmo, czy ma lat szesnaście, czy trzydzieści, będzie oceniany przez nas według tych samych kryteriów za każdy mecz. W grze Portugalczyka w poniedziałek można było naleźć zarówno dużo rzeczy pozytywnych, jak też i irytujących, naprawdę trudno jednak jest jego występ ocenić jako szczególnie zły. Vinagre, nie pierwszy raz zresztą, był najaktywniejszym zawodnikiem przy wyprowadzaniu piłki przez Legię i wolimy zdecydowanie takich piłkarzy, którzy chcą brać na siebie odpowiedzialność za to, nie uciekają od piłki i nie chowają się za rywali z przerażonym wyrazem twarzy „Jezu, tylko mi przez przypadek nie podawaj”. Tak samo wolimy piłkarzy, którzy spojrzą do przodu i tam ją będą chcieli zagrać zamiast takich, co będą chcieli tylko oddać ją najszybciej i najlepiej do tyłu, byle uniknąć straty. Poza nieustannym zgłaszaniem się po piłkę na plus Portugalczykowi można zapisać dwa dośrodkowania w pole karne, jedno z gry, po którym szansę miał Goncalves i drugie po rzucie rożnym, gdy do strzału doszedł Ziółkowski. Niewiele brakowało, by po jego prostopadłym podaniu Olsson strzelił samobójczego gola, piłka zatrzymała się na poprzeczce. Były też i inne dobre prostopadłe podania, jak np. do Kuna przy akcji, w której ze spalonego oddał strzał Pekhart. Były też dwie nieudane próby strzałów, a w sytuacji na początku meczu po doskonałym podaniu od Kuna Vinagre powinien przynajmniej zmusić bramkarza do wysiłku. Jeśli chodzi o defensywę, to lewy obrońca Legii podobnie jak Kun grał często wysoko i nie zawsze nadążał z powrotem, dwa razy też dał się minąć, przez co rywal mógł dograć w pole karne. Portugalczyka często musiał asekurować Kapuadi, ale wysokie ustawienie bocznych obrońców jest normalnym elementem taktyki u trenera Feio, to samo robił Ziółkowski po prawej stronie, gdzie grał Kun. Największym mankamentem u Portugalczyka była jednak nie gra defensywna, ale nieodpowiedzialne straty, które dawały szanse rywalom na kontratak. Doliczyliśmy się aż czterech, z tego po jednej rywal nie oddał celnego strzału tylko dzięki determinacji wracającego na pełnej prędkości Morishity. Ta nonszalancka gra nie pozwala niestety wystawić Portugalczykowi pozytywnej oceny mimo jego dużego wkładu w budowanie akcji w poniedziałkowym meczu.

Kacper Chodyna 5 (4,07). Jeden wywalczony w pierwszej połowie rzut rożny, jeden zablokowany strzał, dwa dobre rozegrania, w tym jedno po którym wypuszczony przez niego w pole karne Kun mógł mieć asystę. Strat było mało, ale kontaktów z piłką też mało, Chodyna odstawał nieco aktywnością od pozostałych legionistów. W drugiej połowie był przy piłce częściej, wywalczył kolejny rzut rożny, raz dobrze wyłożył piłkę przed pole karne na strzał, a przede wszystkim to po jego zgraniu w środek pola karnego sędzia podyktował „jedenastkę”. Jednak po pierwszym kwadransie znów coraz rzadziej oglądaliśmy go w akcji. Mocno przeciętny mecz Chodyny, nieco zdziwiła nas decyzja trenera, gdy ściągał z boiska Luquinhasa zostawiając na kolejne kilkanaście minut Chodynę, my byśmy postąpili odwrotnie.

Maximillian Oyedele 5 (6,44).  Sporo piłek zebranych w środku pola, ale też i dwa razy pojedynki w obronie młody Polak przegrał. Podobnie było po przerwie, udane powroty do obrony przeplatane były kiepskimi interwencjami, jak ta, z 76. minuty, gdy dał się minąć w polu karnym, czy ta, po której dostał żółtą kartkę. Oyedele po zmianie stron był nieco aktywniejszy w budowaniu akcji, oddał nawet jeden strzał, po którym był rzut rożny. Na plus z pewnością trzeba mu policzyć brak rażących strat, niemniej oczekiwalibyśmy od niego jednak zdecydowanie większej aktywności z piłką przy nodze na połowie przeciwnika, zwłaszcza z tak słabym przeciwnikiem. Nieco zaskakujące jest, że w końcówce Oyedele nie został przez trenera Feio zmieniony na kogoś bardziej kreatywnego pod bramką rywali, na przykład na potrafiącego uderzyć mocno i celnie na bramkę Augustyniaka.

Claude Goncalves 5 (5,40). Fantastyczny mecz z Chelsea i uraz Elitima dały Portugalczykowi pewne miejsce na poniedziałkowy mecz w podstawowej jedenastce, Goncalves jednak nie pokazał się z tak dobrej strony, jak na Stamford Bridge. Zagrał bardzo podobnie do Oyedele – dość solidnie jeśli chodzi o przejmowanie piłek w środku pola, z jednym błędem w obronie w pierwszej połowie, gdy pozwolił rywalowi na oddanie strzału i niespecjalnie kreatywnie w ofensywie. Strat miał więcej od polskiego młodzieżowca, ale też nieco więcej podań do przodu, w tym jedno do Morishity, po którym Japończyk oddał niecelny strzał. Goncalves też sam uderzał raz na bramkę Lechii, tyle że głową po dośrodkowaniu Vinagre, raz też bardzo dobrze wrócił we własne pole karne i przerwał groźną akcję gdańszczan. Generalnie jednak cała trójka środkowych pomocników robiła w poniedziałek zdecydowanie zbyt mało, jeśli chodzi o kreację akcji, brakowało podań prostopadłych (Goncalves zagrał takie ledwie raz) , strzałów z dystansu nie było w ogóle. Cała trójka środkowych pomocników z podstawowego składu zagrała niestety na poziomie mocno przeciętnym.

Ryoya Morishita 5 (5,39). Japończyk jak zwykle sporo biegał, miał wiele kontaktów z piłką, ale bardzo dużo przy tym strat. W pierwszej połowie oddał dwa strzały, jeden z nich po zablokowaniu przyniósł rzut rożny, raz piłkę odebrał, tylko jedno z jego kilku podań w pole karne można uznać za w miarę udane. Druga połowa nie wyglądała lepiej, jeden wywalczony rzut rożny, nieudany strzał, kilka piłek zgubionych w dryblingach, w tym jeden w bardzo dogodnej sytuacji, chwilami Japończyk po prostu odbijał się od przeciwników, raz tylko błysnął znakomitym powrotem do defensywy i utrudnieniem wykończenia kontry przez Lechię. I dostałby od nas pewnie jeszcze niższą ocenę, gdyby nie końcówka meczu. Morishita kilka razy zagrał wtedy dobre piłki w pole karne, wywalczył kolejny rzut rożny i mógł mieć nawet asystę po bardzo dobrym dograniu do Szczepaniaka w doliczonym czasie gry. Podobnie jak w przypadku Vinagre – aktywność była bardzo duża, chęci też, do jakości i dokładności w grze zastrzeżeń mieliśmy sporo.

Luquinhas 7 (5,74). Kilka dobrych wyjść z piłką w pierwszej połowie, sporo dryblingów, ale może z połowa z nich była wygranych. Jeden z nich mógł się skończyć kontuzją Brazylijczyka, gdy ostro sfaulował go Chłań, Ukrainiec dostał za to żółtą kartkę. Pierwszą część meczu Luquinhas zakończył golem, dzięki dobremu ustawieniu się w polu karnym przytomnie wykorzystał zamieszanie po odbiciu piłki od poprzeczki, to że sytuacja była łatwa do wykończenia w niczym nie umniejsza zasługi Luquinhasa w końcowym zwycięstwie. Brazylijczyk dobrze zaczął też drugą połowę, często potrafił się utrzymać przy piłce i dobrze ją odegrać, strat miał mało, do tego niejednokrotnie zbierał odbite piłki przed polem karnym. Przedwczesna naszym zdaniem była jego zmiana i trener się z tą decyzją zbytnio pospieszył, bo Luquinhas w poniedziałek w ofensywie był jednym z bardziej pożytecznych legionistów, a do tego w odróżnieniu od kolegów wykazał się skutecznością w polu karnym.

Ilja Szkuryn 5 (3,63). Wszyscy zapamiętają mu zmarnowany rzut karny, faktycznie uderzenie było beznadziejne, ale zapomina się, że to przecież właśnie Szkuryn świetnym ruchem do piłki w polu karnym wcześniej tą „jedenastkę” wywalczył. Bez wygranego przez niego pojedynku główkowego nie byłoby też pierwszego gola, po jego uderzeniu piłka odbiła się od poprzeczki. Bardzo dobrze prezentował się w pierwszym kwadransie, gdy za każdym razem utrzymywał się przy piłce z obrońcą na plecach, potem jednak w kolejnych minutach coraz częściej z obrońcami walkę przegrywał. Z dużym animuszem zaczął też drugą część meczu, ale zmarnowany rzut karny wpłynął na niego najwyraźniej bardzo negatywnie i potem nie potrafił się już na boisku odnaleźć, a raz do tego przypadkowo pomógł obrońcom Lechii zostając na spalonym i blokując strzał Kuna. Można oczywiście mieć sporo pretensji o zmarnowaną „jedenastkę”, nie ma jednak wątpliwości, że Białorusin był w poniedziałek o wiele bardziej pożytecznym dla zespołu i groźniejszym dla rywala niż wielu kolegów. 

Tomas Pekhart 4 (5,01). Raz doszedł do piłki i oddał celny strzał obroniony przez bramkarza Lechii, ale i tak był na spalonym. Poza tym Czech miał bardzo mało kontaktów z piłką i nie dostawał podań, ale też nie zrobił zbyt wiele, by je dostawać. Ani nie grał przed polem karnym tyłem do bramki, by rozdzielać w ten sposób piłkę wchodzącym w „szesnastkę” kolegom, ani też sam w polu karnym do dośrodkowań i podań po ziemi nie dochodził. 

Wojciech Urbański 4 (4,89). Jedno dobre wyprowadzenie piłki i jedna strata na swojej połowie w doliczonym czasie gry, która omal nie przyniosła gola Lechii, do tego jeszcze dwie inne straty na połowie przeciwnika. Nie jest to niestety dobry okres w grze młodego pomocnika, bo jego zmiany ostatnio niewiele wnoszą pozytywnego, a do tego w poniedziałek Urbański omal nie przyczynił się do straty punktów.

Wahan Biczachczjan i Mateusz Szczepaniak grali zbyt krótko, by ich oceniać, obaj jednak pokazali się z lepszej strony niż pozostali rezerwowi, a Ormianin asystował przy zwycięskim golu.

Najlepszym legionistą poniedziałkowego meczu Czytelnicy i redaktorzy wybrali Jana Ziółkowskiego.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

8.17 Jan Ziółkowski

6.44 Maximillian Oyedele

6.01 Steve Kapuadi

5.85 Kacper Tobiasz

5.74 Luquinhas

5.4 Claude Goncalves

5.39 Ryoya Morishita

5.01 Tomas Pekhart

4.92 Patryk Kun

4.89 Wojciech Urbański

4.11 Ruben Vinagre

4.07 Kacper Chodyna

3.63 Ilja Szkurin

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.