Polubiłem...kapustę!
07.03.2002 13:51
Radostin Stanew udanie zadebiutował w barwach Legii. Nie tylko godnie zastąpił Wojciecha Kowalewskiego, ale też przyćmił Grzegorza Szamotulskiego z Amiki, niedawnego wielkiego ulubieńca fanów "spod żylety", który w miniony piątek przepuścił więcej goli od Bułgara w bezpośredniej konfrontacji.
Wywiad z Radostinem Stanewem
Radostin Stanew udanie zadebiutował w barwach Legii. Nie tylko godnie zastąpił Wojciecha Kowalewskiego, ale też przyćmił Grzegorza Szamotulskiego z Amiki, niedawnego wielkiego ulubieńca fanów "spod żylety", który w miniony piątek przepuścił więcej goli od Bułgara w bezpośredniej konfrontacji.
- Jestem bardzo zadowolony z debiutu w polskiej ekstraklasie. I nie chodzi mi tu wcale o grę, bo wystawianie ocen zawsze zostawiam trenerom, kibicom i dziennikarzom, tylko o przyjęcie, jakie mi zgotowali fani Legii - mówi Stanew. - Atmosfera była kapitalna, bardzo żywiołowa. W Bułgarii, na stadion Lewskiego, gdzie ostatnio grałem przychodziło najwyżej trzy tysiące ludzi. Nawet gdyby chcieli stworzyć taki klimat jak Polacy, nie byliby w stanie. Podczas spotkania z Amiką czułem się naprawdę fantastycznie.
- Wyglądał pan na mocno zdenerwowanego.
- Pozory czasami mylą. Rano rzeczywiście ręce mocno mi się trzęsły, ale im bliżej było pierwszego gwizdka, tym czułem się pewniej. I interweniowałem z dużym wyczuciem. Nie mam do siebie pretensji o żaden z dwóch przepuszczonych goli.
- Wyjazd Kowalewskiego bardzo ułatwił panu życie.
- To prawda, ale ja zawsze byłem pierwszym bramkarzem. Dlatego walczyłbym także z Wojciechem. To naprawdę dobry zawodnik. Szanowałem go za umiejętności. Na pewno nie stracił na przeprowadzce na Ukrainę. Będzie lepiej zarabiał i otrzyma szansę gry w Lidze Mistrzów. Zyskała też Legia, bo słyszałem, iż Kowalewski sporo kosztował.
- A jak ocenia pan Szamotulskiego, bramkarza Amiki?
- Słyszałem, że jak był w Legii, to był ulubieńcem kibiców. Kilka razy widziałem go też podczas występów w lidze greckiej. I potwierdzam, że dużo umie. W sumie to nie wiem, dlaczego nie poradził sobie w PAOK. W piątek byłem jednak lepszy od "Szamo", przepuściłem przecież jednego gola mniej! Sprawiło mi to dużą frajdę, bowiem wysoko cenię polską szkołę. Chyba tylko Rosjanie i Niemcy szkolą tak dobrych bramkarzy jak wy.
- Poziom polskiej ligi jest porównywalny do rozgrywek w Bułgarii?
- Jest wyższy! Nie spodziewałem się, że będzie tak dużo walki, biegania i obustronnych akcji. Tempo też jest bardzo wysokie. W Bułgarii tak się nie gra. U nas pomocnicy lubią się pokiwać, popisać sztuczkami, zrobić kilka kółeczek. W Polsce nie ma na to czasu. Jestem zadowolony, że trafiłem do tak silnej ligi. I oczywiście do Legii. W Bułgarii wszyscy znają mój obecny klub. Kilka osób słyszało też o Ruchu Chorzów. Natomiast o Wiśle nikt nie ma bladego pojęcia.
- Oglądał pan mecz Wisły z Ruchem?
- Oczywiście. I nie powiem, żeby piłkarze Wisły szczególnie zachwycili. Na pewno nie mamy gorszego zespołu. Walka o tytuł mistrzowski nie została więc rozstrzygnięta. Uważam, że Legia jest w stanie pokonać najgroźniejszego przeciwnika. Tym bardziej, że krakowianie wygrali pierwszy mecz bardzo szczęśliwie. Sędzia podarował im w końcówce rzut karny. Napastnik Wisły nie był faulowany. Może arbiter chciał naprawić błąd z pierwszej połowy, gdy nie podyktował ewidentnej jedenastki po faulu bramkarza Ruchu?
- Z kim przyjaźni się pan w Legii?
- Moim najlepszym kolegą, a także tłumaczem, jest Sergiej Omeljańczuk. Od początku się polubiliśmy, mieszkaliśmy w jednym pokoju podczas wszystkich zgrupowań, często razem jadamy obiady na Torwarze. Z mojego punktu widzenia bardzo dobrze się stało, że Białorusin występuje teraz na pozycji ostatniego stopera. Nie mamy najmniejszych problemów z komunikacją.
-To znaczy, że w tamtejszej, słabszej od polskiej lidze, można lepiej zarobić?
- W największych klubach z pewnością, ale nie chciałbym teraz mówić ani o pieniądzach, ani o Bułgarii. To samo powiedziałem dziennikarzom dwóch największych sofijskich pism sportowych. Dzwonili do mnie już kilka godzin po debiucie.
- Selekcjoner też o panu nie zapomni?
- Przed wyjazdem do Polski byłem uznawany za trzeciego, czwartego bramkarza w swym kraju. Myślę, że teraz moje notowania pójdą w górę. Szkoda tylko, że nie wiadomo jeszcze, kto w najbliższym czasie będzie prowadził reprezentację. Mam jednak nadzieję, iż wysłannicy bułgarskiej federacji będą mnie oglądać w Warszawie najpóźniej jesienią.
- A jaka potrawa najbardziej przypadła panu w Polsce do gustu?
- Kapusta! W Bułgarii to nie jest zbyt popularne warzywo, natomiast w Polsce potraficie z niej przygotować kilka fajnych dań. W Bułgarii najchętniej jadałem naszą narodową potrawę - rodzaj zapiekanki z mięsa, ziemniaków i pysznego sosu. Koniecznie muszę jej spróbować z surówką z kapusty!
- Jestem bardzo zadowolony z debiutu w polskiej ekstraklasie. I nie chodzi mi tu wcale o grę, bo wystawianie ocen zawsze zostawiam trenerom, kibicom i dziennikarzom, tylko o przyjęcie, jakie mi zgotowali fani Legii - mówi Stanew. - Atmosfera była kapitalna, bardzo żywiołowa. W Bułgarii, na stadion Lewskiego, gdzie ostatnio grałem przychodziło najwyżej trzy tysiące ludzi. Nawet gdyby chcieli stworzyć taki klimat jak Polacy, nie byliby w stanie. Podczas spotkania z Amiką czułem się naprawdę fantastycznie.
- Wyglądał pan na mocno zdenerwowanego.
- Pozory czasami mylą. Rano rzeczywiście ręce mocno mi się trzęsły, ale im bliżej było pierwszego gwizdka, tym czułem się pewniej. I interweniowałem z dużym wyczuciem. Nie mam do siebie pretensji o żaden z dwóch przepuszczonych goli.
- Wyjazd Kowalewskiego bardzo ułatwił panu życie.
- To prawda, ale ja zawsze byłem pierwszym bramkarzem. Dlatego walczyłbym także z Wojciechem. To naprawdę dobry zawodnik. Szanowałem go za umiejętności. Na pewno nie stracił na przeprowadzce na Ukrainę. Będzie lepiej zarabiał i otrzyma szansę gry w Lidze Mistrzów. Zyskała też Legia, bo słyszałem, iż Kowalewski sporo kosztował.
- A jak ocenia pan Szamotulskiego, bramkarza Amiki?
- Słyszałem, że jak był w Legii, to był ulubieńcem kibiców. Kilka razy widziałem go też podczas występów w lidze greckiej. I potwierdzam, że dużo umie. W sumie to nie wiem, dlaczego nie poradził sobie w PAOK. W piątek byłem jednak lepszy od "Szamo", przepuściłem przecież jednego gola mniej! Sprawiło mi to dużą frajdę, bowiem wysoko cenię polską szkołę. Chyba tylko Rosjanie i Niemcy szkolą tak dobrych bramkarzy jak wy.
- Poziom polskiej ligi jest porównywalny do rozgrywek w Bułgarii?
- Jest wyższy! Nie spodziewałem się, że będzie tak dużo walki, biegania i obustronnych akcji. Tempo też jest bardzo wysokie. W Bułgarii tak się nie gra. U nas pomocnicy lubią się pokiwać, popisać sztuczkami, zrobić kilka kółeczek. W Polsce nie ma na to czasu. Jestem zadowolony, że trafiłem do tak silnej ligi. I oczywiście do Legii. W Bułgarii wszyscy znają mój obecny klub. Kilka osób słyszało też o Ruchu Chorzów. Natomiast o Wiśle nikt nie ma bladego pojęcia.
- Oglądał pan mecz Wisły z Ruchem?
- Oczywiście. I nie powiem, żeby piłkarze Wisły szczególnie zachwycili. Na pewno nie mamy gorszego zespołu. Walka o tytuł mistrzowski nie została więc rozstrzygnięta. Uważam, że Legia jest w stanie pokonać najgroźniejszego przeciwnika. Tym bardziej, że krakowianie wygrali pierwszy mecz bardzo szczęśliwie. Sędzia podarował im w końcówce rzut karny. Napastnik Wisły nie był faulowany. Może arbiter chciał naprawić błąd z pierwszej połowy, gdy nie podyktował ewidentnej jedenastki po faulu bramkarza Ruchu?
- Z kim przyjaźni się pan w Legii?
- Moim najlepszym kolegą, a także tłumaczem, jest Sergiej Omeljańczuk. Od początku się polubiliśmy, mieszkaliśmy w jednym pokoju podczas wszystkich zgrupowań, często razem jadamy obiady na Torwarze. Z mojego punktu widzenia bardzo dobrze się stało, że Białorusin występuje teraz na pozycji ostatniego stopera. Nie mamy najmniejszych problemów z komunikacją.
-To znaczy, że w tamtejszej, słabszej od polskiej lidze, można lepiej zarobić?
- W największych klubach z pewnością, ale nie chciałbym teraz mówić ani o pieniądzach, ani o Bułgarii. To samo powiedziałem dziennikarzom dwóch największych sofijskich pism sportowych. Dzwonili do mnie już kilka godzin po debiucie.
- Selekcjoner też o panu nie zapomni?
- Przed wyjazdem do Polski byłem uznawany za trzeciego, czwartego bramkarza w swym kraju. Myślę, że teraz moje notowania pójdą w górę. Szkoda tylko, że nie wiadomo jeszcze, kto w najbliższym czasie będzie prowadził reprezentację. Mam jednak nadzieję, iż wysłannicy bułgarskiej federacji będą mnie oglądać w Warszawie najpóźniej jesienią.
- A jaka potrawa najbardziej przypadła panu w Polsce do gustu?
- Kapusta! W Bułgarii to nie jest zbyt popularne warzywo, natomiast w Polsce potraficie z niej przygotować kilka fajnych dań. W Bułgarii najchętniej jadałem naszą narodową potrawę - rodzaj zapiekanki z mięsa, ziemniaków i pysznego sosu. Koniecznie muszę jej spróbować z surówką z kapusty!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.