prasa  przeglad prasy

Przegląd prasy: Czy Legia gra jeszcze o mistrzostwo?

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

18.10.2021 12:55

(akt. 18.10.2021 13:02)

Po meczu Legii z Lechem prasa sportowa podkreśla, że mistrzowie Polski ponieśli już szóstą porażkę w lidze i zastanawia się czy "Wojskowi" grają jeszcze o tytuł mistrzowski. Poniżej kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Zdobyli stolicę, Lokomotywa odjechała; Fakt - Po golu Szweda, w Legii ligowa bieda; Gazeta Polska Codziennie - Legia znów bez punktów; Gazeta Wyborcza - Czy Legia gra jeszcze o mistrzostwo? ; Super Express - Kolejorz odjechał Legii.

Przegląd Sportowy - Przy Łazienkowskiej Legia przegrywa z Lechem po raz pierwszy od siedmiu lat. Porażka sprawia, że szansę na obronę mistrzowskiego tytułu znacznie zmalały. Nie było nic odkrywczego w stwierdzeniu Macieja Skorży przed niedzielnym meczem, że Legia to zespół o dwóch twarzach. Jedną pokazuje w ekstraklasie, drugą w europejskich pucharach. Szkoleniowiec Lecha nie miał też wątpliwości, że w spotkaniu z jego drużyną zobaczy mistrzów Polski o tym drugim obliczu: w najsilniejszym składzie, maksymalnie zmobilizowanych. Pięć porażek, jakie już uzbierali, sprawiało, że nie mogli pozwolić sobie na kolejną wpadkę. Szczególnie w tak prestiżowym spotkaniu, jak niedzielne: stawka była w szlagierze bardzo duża. I to nie tylko dla gospodarzy. Dla rozpędzonego Lecha, który potrafił się już przejechać jak walec po Śląsku (4:0) czy Wiśle Kraków (5:0), to pierwszy od dawna rywal z europejskiego poziomu, na który zespół z Poznania chce znów wskoczyć. I choć teoretycznie drużyna Skorży przyjeżdżała do Warszawy bez presji, to tak naprawdę była nią ta właśnie weryfikacja. Mistrz Polski miał pokazać, jaka jest prawdziwa jakość Kolejorza. Zarówno piłkarze z Poznania, jak i z Warszawy udowodnili, że w polskiej lidze mogą stworzyć widowisko stojące na europejskich poziomie. Przed meczem przewidywano, że może być to zamknięte spotkanie, które doceniają entuzjaści manewrów taktycznych. Szybko się jednak okazało, że żadnej z drużyn odwagi w atakach nie brakowało.

Michniewicz ubolewał w piątek, że jego drużyna ma niewiele okazji do zdobywania bramek ze stałych fragmentów gry, w których ma eksperta: Josue. Tyle że Portugalczyk swój kunszt pokazywał głównie na treningach. Okazji do wykonywania rzutów wolnych zbyt wiele podczas meczów nie miał, bo w Legii brakowało piłkarzy, który potrafili indywidualną akcją w okolicach pola karnego sprawić, że rywal musi ratować się faulem. Teraz już takiego piłkarza Legia ma – to właśnie Luquinhas został nieprzepisowo zatrzymany na początku spotkania, do piłki podszedł Josue, dośrodkował do Artura Jędrzejczyka, który skierował piłkę do siatki. Sędzia bramki jednak nie uznał, obrońca pomagał sobie ręką. Lech był tego wieczoru bardzo bliski, by stracić pierwszego w tym sezonie gola po rzucie wolnym – Josue znów błysnął, jednak piłka po jego
uderzeniu tylko odbiła się od poprzeczki. Portugalczyk już w pierwszej połowie mógł zostać bohaterem Łazienkowskiej, jednak przyłożył się do tego, że jego drużyna w drugiej połowie straciła bramkę. Właśnie ze stałego fragmentu gry. Josue sfaulował Mikaela Ishaka, sędzia podyktował rzut wolny. Kapitan pobiegł w pole, kilkadziesiąt sekund później Pedro Rebocho dośrodkował w pole karne, a napastnik z pierwszej piłki strzelił na 1:0. W tym momencie okazało się, że manewry, które zastosował Michniewicz, tym razem się nie sprawdziły.

Fakt - Jeżeli zagramy jak w Lidze Europy, może być dobrze, ale jeśli zaprezentujemy się tak, jak we wcześniejszych spotkaniach ligowych możemy mieć problem - mówił przed spotkaniem Michniewicz. Jego drużyna zagrała lepie niż w przegranym 1:3 meczu z Lechią w Gdańsku, ale mierzyła się też z trochę silniejszym rywalem. W pierwszej połowie lepsze sytuacje stworzył Lech, a na skrzydłach dobrze radzili sobie Adriel Ba Loua i Jakub Kamiński. - Dwa razy przegrałem już tutaj po 1:2 i teraz zrobię wszystko, żeby zwyciężyć zapowiadał Kamiński i dopiął swego. Michniewicz nie ukrywał, że jego drużyna słabiej radzi sobie ostatnio z grą w powietrzu przy stałych fragmentach gry i w ten sposób Lech strzelił Legii gola po dośrodkowaniu z rzutu wolnego pięknym uderzeniem piłkę umieścił w siatce Mikael Ishak. Dla Szweda, który w doliczonym czasie gry zmarnował rzut karny, był to ósmy gol w jedenastym meczu ligowym w tym sezonie. Dzięki zwycięstwu Lech ma aż 15 punktów przewagi nad mistrzem Polski (ale rozegrał tez dwa mecze więcej). A Legia ma problem, bo o ile w Lidze Europy prezentuje się świetnie, o tyle w ekstraklasie przy Łazienkowskiej jest wielka bieda.

Gazeta Polska Codziennie - W meczu 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy mistrzowie Polski przegrali 0:1 przy Łazienkowskiej z Lechem Poznań. Jedyną bramkę zdobył Mikael Ishak. W końcówce szwedzki napastnik nie wykorzystał jeszcze rzutu karnego. Porażka oznacza, że legioniści wciąż zajmują miejsce w strefie spadkowej. Początek meczu miał niezwykle żywy przebieg. W czwartej minucie do siatki trafił Artur Jędrzejczyk, ale sędzia nie uznał gola. Obrońca Legii pomagał sobie ręką. Chwilę później o techniczny strzał zza pola karnego pokusił się Adriel Ba Loua. Piłka trafiła w słupek i wyszła na aut. Poznaniacy mieli kolejne szansę. W 15. min bardzo ładnym, ale minimalnie niecelnym strzałem popisał się Jakub Kamiński. Legioniści odpowiedzieli strzałem Josue w poprzeczkę. W 37. min Kacper Tobiasz musiał się wykazać po... zaskakującym strzale Mateusza Wieteski. Niewiele brakowało, a padłby gol samobójczy. Świetną szansę do objęcia prowadzenia gospodarze mieli tuż po przerwie. Luqinhas przedryblował Bartosza Salomona i dośrodkował do ustawionego przed bramką Mahira Emrelego. Azer, będąc kilka metrów przed bramką, uderzył głową niecelnie.

Poznaniacy cieszyli się z bramki w 54. min. Po wrzutce z rzutu wolnego Pedro Rebocho Ernest Muci nie zdążył zablokować Ishaka, który strzałem w długi róg pokonał Tobiasza. To jego ósmy gol w tym sezonie. Po bramce Lech cofnął się, szukając szans na kontrataki. Dobrą okazję po szybkim wypadzie miał Ishak, jednak uderzył obok. Niewiele brakowało także po strzale Kamińskiego w 71. min. Tobiasz uratował skórę Legii w końcówce, gdy złapał sytuacyjne uderzenie z kilku metrów. W doliczonym czasie gry sędzia podyktował jedenastkę za faul na Danim Ramirezie. Do rzutu karnego podszedł Ishak, jego mocny strzał odbił Tobiasz.

Gazeta Wyborcza - Ten mecz nie miał wyłonić mistrza Polski - sezon ledwie się rozkręcił, rozegrano nieco ponad jedną trzecią z 30 kolejek. Mógł jednak dać odpowiedź na jedno istotne pytanie: czy w walce o tytuł jest jeszcze Legia Warszawa? Drużyna Czesława Michniewicza wisi jedno miejsce nad strefą spadkową, bo przegrała do niedzieli już pięć meczów w ekstraklasie, więcej niż w całym poprzednim, mistrzowskim dla niej sezonie. I kto wie, czy porażek nie byłoby więcej, gdyby nie dwa zaległe mecze, przełożone z uwagi na grę Legii w europejskich pucharach.

I to właśnie Liga Europy jest jedynym alibi Czesława Michniewicza. Alibi jednak bardzo poważnym: Legia najpierw zaskoczyła awansem i wyeliminowaniem Slavii Praga, potem zaszokowała zwycięstwami nad Spartakiem Moskwa i Leicester. Po latach upokorzeń polskiego futbolu w Europie - przerywanych z rzadka takimi występami jak Legii w Lidze Mistrzów pięć lat temu czy Lecha w LE przed rokiem - wygrywanie z klubem Premier League wygląda na cud. Michniewicz może uważać się za ojca tego sukcesu. Kłopot w tym, że obciążają go także ligowe porażki, których Legia już teraz ma zawstydzająco dużo. Szansę wydarcia jej mistrzostwa zwietrzyli rywale: Raków Częstochowa, Lechia Gdańsk i przede wszystkim Lech Poznań. Dla Lecha to sezon wyjątkowy, bo w przyszłym roku będzie celebrował stulecie. Pieniędzy wygranych w Lidze Europy i zarobionych na sprzedaży piłkarzy (w tym rekordowych w skali ligi 11 mln euro za Jakuba Modera) nie przejadł, lecz zainwestował w drużynę. W efekcie na każdej pozycji ma dwóch równorzędnych piłkarzy, a gracze, tacy jak Radosław Murawski, Barry Douglas czy Artur Sobiech, grywają sporadycznie, bo Maciej Skorża ma do dyspozycji lepszych. Skutek - fotel lidera ekstraklasy i tylko jedna porażka w 11 kolejkach. Na Łazienkowską przyjeżdżał więc Lech nie jako kandydat do wydarcia Legii punktu, ale delikatny faworyt - także zdaniem bukmacherów.

I ten mecz właśnie tak wyglądał, był starciem dwóch drużyn na mniej więcej tym samym poziomie. Legia rzuciła na Lecha wszystko, co miała - gdy straty w lidze są tak poważne, nie ma mowy o oszczędzaniu kogokolwiek przed czwartkowym meczem w LE z Napoli. Zabrakło tylko kontuzjowanego Artura Boruca. Lech w bramce też miał zresztą rezerwowego zwykle Filipa Bednarka, bo uraz leczy Mickey van der Hart. Bramkarz Lecha był najmniej pewnym punktem w swoim zespole. Przed przerwą gole jeszcze nie padły, dwa razy zadzwoniła za to poprzeczka po strzałach lechity Adriela Ba Louy i legionisty Josue. Gola strzelił Lech - już w drugiej połowie, gdy wymiana ciosów trwała w najlepsze, Mikael Ishak przechytrzył obronę Legii przy rzucie wolnym i z bliska wpakował piłkę do bramki.

Super Express - Na Łazienkowskiej ograł Legię wicemistrz Polski, a teraz zrobił to lider. Lech Poznań wygrał z Legią Warszawa 1:0 w hicie 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Zwycięskiego gola strzelił Mikael Ishak, który w doliczonym czasie gry mógł podwyższyć wynik, ale nie wykorzystał karnego. Na koniec chciał pobić Rafaela Lopesa. Wszystko, co mogło pójść źle - poszło źle. Już na początku spotkania sędzia Tomasz Musiał nie uznał (słusznie) efektownego gola Artura Jędrzejczyka. Kapitan Legii przed uderzeniem przyjął piłkę ręką. W 26. min. z rzutu wolnego w poprzeczkę uderzył Josue (wcześniej strzałem w słupek odpowiedział Adriel Ba Loua), a dziesięć minut później Kacper Tobiasz cudem wybronił strzał... Mateusza Wieteski. Tuż po przerwie legioniści wrócili do ataków w kierunku bramki rywala, ale w idealnej sytuacji głową spudłował Mahir Emreli. Kolejorz na Łazienkowskiej rozpędzał się bardzo dyskretnie, aż w 54. min odjechał Legii na jednego gola. Ishak pięknym wolejem wykorzystał opieszałość całej defensywy Legii, a przede wszystkim dośrodkowanie Pedro Rebocho. Wystarczyło, choć Legia do końca miała nadzieje na doścignięcie Lecha, bowiem w doliczonym czasie gry Tobiasz obronił strzał z rzutu karnego Ishaka. Niestety, Legia wciąż ma dwie twarze - piękną w Europie i fatalną w lidze. To już szósta porażka mistrzów Polski w rozgrywkach 2021/2022. Lech na wygraną przy ulicy Łazienkowskiej czekał ponad pięć lat. Ostatni raz z wygranej w stolicy cieszył się 7 lipca 2016 r. (Kolejorz wygrał 4:1 finał Superpucharu Polski). Czas płynie szybko - wczoraj w kadrze Legii i Lecha nie było żadnego piłkarza z tamtego spotkania.

Polecamy

Komentarze (30)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.