Rozmowa z nowym prezesem Legii Edwardem Trylnikiem
08.07.2002 20:00
<b>- Kiedy dowiedział się Pan, że ma objąć rządy w klubie?</b>
Wywiad z Edwardem Trylnikiem
- Kiedy dowiedział się Pan, że ma objąć rządy w klubie?
- Dowiedziałem się w piątek po południu. Jak stwierdził prezes Pol-Motu Andrzej Zarajczyk, zmiana na tym stanowisku była konieczna w związku z sytuacją w klubie. Uznano, że trzeba w większym niż dotychczas stopniu skoncentrować się na działalności właściwej spółkom prawa handlowego. To właśnie ma stanowić podstawę pod przyszłe sukcesy sportowe. W przeszłości zdarzało się, że kluby, które zdobywały mistrzostwo Polski, tułały się w ogonie tabeli ekstraklasy albo w ogóle spadały z ligi. Nie możemy do tego dopuścić. W tamtych czasach, na początku lat 90., rozpoczęła się kooperacja FSO z Legią. Wtedy drużynę Legii prowadził trener Janusz Wójcik, wcześniej zajmowaliśmy się także reprezentacją olimpijską. Stąd pozostał mi sentyment do sportu i stołecznego klubu. Urodziłem się co prawda w Opolu, ale od 1991 roku mieszkam w Warszawie.
- Jest Pan zagorzałym kibicem?
- Lubię piłkę nożną. Mam jednak 56 lat, więc te największe emocje już mnie nie dotykają. Oczywiście potrafię się entuzjazmować, ale na większość sytuacji potrafię spojrzeć spokojnym okiem.
- Czy postawiono przed Panem jakieś konkretne cele, które należałoby zrealizować, powiedzmy do końca roku?
- W pierwszej kolejności zamierzamy skończyć audyt klubu. Chcemy to zrobić w ciągu dwóch, najdalej trzech miesięcy. To powinno nam pozwolić postawić odpowiednią diagnozę.
- Oznacza to, że działalność poprzedniego prezesa odnośnie wchodzenia klubu na giełdę została oceniona negatywnie?
- W Polsce mamy niewiele zaświadczeń dotyczących budowania audytu dla firm sportowych. Nie chciałbym tutaj jednak deprecjonować roli pana Leszka Miklasa, z którym znamy się dość długo. W latach 90. byłem w FSO dyrektorem ds. marketingu i sprzedaży, a on moim pracownikiem. Mam o nim bardzo dobre zdanie. Wierzę, że nadal będzie sumiennie pracował. Zamierzamy jednak uporządkować wiele spraw w Legii, którymi pan Leszek zapewne nie miał czasu się zająć. Choćby związanych z organizacją klubu, określeniem zakresu obowiązków pracowników, ewidencji naszych poczynań. Zmierzamy to zorganizować inaczej. Choćby sposób sprzedaży biletów na mecze, który powinien bardzo usprawnić kontrolę nad wpływem środków z niej płynących. Spróbujemy rozszerzyć punkty sprzedaży na całą Warszawę. System ruszy przed 17 sierpnia. Będzie podobny do sposobu, w jaki sprzedaje się bilety do kina czy bilety kolejowe. W późniejszym czasie będzie można je kupować z każdego punktu Polski, poprzez internet.
- To znaczy, że aby wejść na stadion, kibice nie będą już potrzebowali identyfikatorów?
- O pozwolenie musimy wystąpić do PZPN. W nowym systemie stworzymy bazę klientów, bo naszych nabywców poprosimy o podanie danych osobowych. Będziemy też dążyć do tego, by sprzedaży dokonywać głównie w formie abonamentowej. Na wszystko trzeba niestety pieniędzy, bo i stadion trzeba by trochę inaczej do tego przygotować, stworzyć kibicom inne, kulturalne warunki do oglądania spotkań. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się wyeliminować wulgarnych przyśpiewek, bo tak jest na całym świecie. Jednak postawimy na bezpieczeństwo oglądających. Przez ostatnie półtora roku jeździłem z Legią na mecze. Nie oznacza to, że przez ten czas przygotowywałem się do objęcia funkcji prezesa. Była to dla mnie po prostu forma wypełnienia czasu - lubiłem to robić. Oglądałem spotkania, jak na stadionach zachowują się kibice. Byłem dwa razy na obiekcie Wisły i zauważyłem, że tam mniej dopinguje się swoich, a bardziej obraża przyjezdnych. Kibice Legii na swoim stadionie potrafią stworzyć atmosferę - trzeba im to oddać.
- Cierpliwość kibiców bywa krótka. Jeżeli w klubie źle będzie się działo, agresja może skupić się na Panu?
- Byłem świadkiem, jak początkowo trybuny traktowały Leszka Miklasa. Moim zdaniem jednak sukces jest na wyciągnięcie palca. Drużyna ma wszelkie dane do osiągania dobrych wyników. Zgrupowanie odbywa się w bardzo dobrych warunkach, w Niemczech i w Austrii. Drużyna ma bardzo dobrych sparingpartnerów. Sprawy kadrowe, oprócz płacowych, zostały rozwiązane. Musieliśmy zapłacić podatki, do czego zobowiązywały nas przepisy prawa handlowego. Jest atmosfera, dobry trener, brakuje przeciwwskazań do osiągania sukcesów. Za cel stawiamy zespołowi awans do Ligi Mistrzów. To radykalnie poprawiłoby trudną sytuację finansową klubu.
- Na czym ma polegać podział obowiązków pomiędzy Panem a Leszkiem Miklasem?
- Prezes zarządu odpowiada za całość. Dyrektor generalny musi prowadzić rozliczenia z kontrahentami, przygotowywać materiały na posiedzenia. Będzie miał obowiązek pozyskiwania sponsorów, ale taki obowiązek będzie miał każdy z pracowników. Także zawodnicy, choćby przez pokazywanie się w miejscach, które Legia im wskaże. To nasz wspólny interes.
- Kto będzie Panu płacił?
- Moja płaca nie obciąży Legii. Pod tym względem pozostaję pracownikiem Pol-Motu. Dostałem polecenie od prezesa Zarajczyka, abym jak najmniej rzucał mu się w oczy. Tak więc od wtorku większość czasu muszę spędzać przy Łazienkowskiej.
- Dowiedziałem się w piątek po południu. Jak stwierdził prezes Pol-Motu Andrzej Zarajczyk, zmiana na tym stanowisku była konieczna w związku z sytuacją w klubie. Uznano, że trzeba w większym niż dotychczas stopniu skoncentrować się na działalności właściwej spółkom prawa handlowego. To właśnie ma stanowić podstawę pod przyszłe sukcesy sportowe. W przeszłości zdarzało się, że kluby, które zdobywały mistrzostwo Polski, tułały się w ogonie tabeli ekstraklasy albo w ogóle spadały z ligi. Nie możemy do tego dopuścić. W tamtych czasach, na początku lat 90., rozpoczęła się kooperacja FSO z Legią. Wtedy drużynę Legii prowadził trener Janusz Wójcik, wcześniej zajmowaliśmy się także reprezentacją olimpijską. Stąd pozostał mi sentyment do sportu i stołecznego klubu. Urodziłem się co prawda w Opolu, ale od 1991 roku mieszkam w Warszawie.
- Jest Pan zagorzałym kibicem?
- Lubię piłkę nożną. Mam jednak 56 lat, więc te największe emocje już mnie nie dotykają. Oczywiście potrafię się entuzjazmować, ale na większość sytuacji potrafię spojrzeć spokojnym okiem.
- Czy postawiono przed Panem jakieś konkretne cele, które należałoby zrealizować, powiedzmy do końca roku?
- W pierwszej kolejności zamierzamy skończyć audyt klubu. Chcemy to zrobić w ciągu dwóch, najdalej trzech miesięcy. To powinno nam pozwolić postawić odpowiednią diagnozę.
- Oznacza to, że działalność poprzedniego prezesa odnośnie wchodzenia klubu na giełdę została oceniona negatywnie?
- W Polsce mamy niewiele zaświadczeń dotyczących budowania audytu dla firm sportowych. Nie chciałbym tutaj jednak deprecjonować roli pana Leszka Miklasa, z którym znamy się dość długo. W latach 90. byłem w FSO dyrektorem ds. marketingu i sprzedaży, a on moim pracownikiem. Mam o nim bardzo dobre zdanie. Wierzę, że nadal będzie sumiennie pracował. Zamierzamy jednak uporządkować wiele spraw w Legii, którymi pan Leszek zapewne nie miał czasu się zająć. Choćby związanych z organizacją klubu, określeniem zakresu obowiązków pracowników, ewidencji naszych poczynań. Zmierzamy to zorganizować inaczej. Choćby sposób sprzedaży biletów na mecze, który powinien bardzo usprawnić kontrolę nad wpływem środków z niej płynących. Spróbujemy rozszerzyć punkty sprzedaży na całą Warszawę. System ruszy przed 17 sierpnia. Będzie podobny do sposobu, w jaki sprzedaje się bilety do kina czy bilety kolejowe. W późniejszym czasie będzie można je kupować z każdego punktu Polski, poprzez internet.
- To znaczy, że aby wejść na stadion, kibice nie będą już potrzebowali identyfikatorów?
- O pozwolenie musimy wystąpić do PZPN. W nowym systemie stworzymy bazę klientów, bo naszych nabywców poprosimy o podanie danych osobowych. Będziemy też dążyć do tego, by sprzedaży dokonywać głównie w formie abonamentowej. Na wszystko trzeba niestety pieniędzy, bo i stadion trzeba by trochę inaczej do tego przygotować, stworzyć kibicom inne, kulturalne warunki do oglądania spotkań. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się wyeliminować wulgarnych przyśpiewek, bo tak jest na całym świecie. Jednak postawimy na bezpieczeństwo oglądających. Przez ostatnie półtora roku jeździłem z Legią na mecze. Nie oznacza to, że przez ten czas przygotowywałem się do objęcia funkcji prezesa. Była to dla mnie po prostu forma wypełnienia czasu - lubiłem to robić. Oglądałem spotkania, jak na stadionach zachowują się kibice. Byłem dwa razy na obiekcie Wisły i zauważyłem, że tam mniej dopinguje się swoich, a bardziej obraża przyjezdnych. Kibice Legii na swoim stadionie potrafią stworzyć atmosferę - trzeba im to oddać.
- Cierpliwość kibiców bywa krótka. Jeżeli w klubie źle będzie się działo, agresja może skupić się na Panu?
- Byłem świadkiem, jak początkowo trybuny traktowały Leszka Miklasa. Moim zdaniem jednak sukces jest na wyciągnięcie palca. Drużyna ma wszelkie dane do osiągania dobrych wyników. Zgrupowanie odbywa się w bardzo dobrych warunkach, w Niemczech i w Austrii. Drużyna ma bardzo dobrych sparingpartnerów. Sprawy kadrowe, oprócz płacowych, zostały rozwiązane. Musieliśmy zapłacić podatki, do czego zobowiązywały nas przepisy prawa handlowego. Jest atmosfera, dobry trener, brakuje przeciwwskazań do osiągania sukcesów. Za cel stawiamy zespołowi awans do Ligi Mistrzów. To radykalnie poprawiłoby trudną sytuację finansową klubu.
- Na czym ma polegać podział obowiązków pomiędzy Panem a Leszkiem Miklasem?
- Prezes zarządu odpowiada za całość. Dyrektor generalny musi prowadzić rozliczenia z kontrahentami, przygotowywać materiały na posiedzenia. Będzie miał obowiązek pozyskiwania sponsorów, ale taki obowiązek będzie miał każdy z pracowników. Także zawodnicy, choćby przez pokazywanie się w miejscach, które Legia im wskaże. To nasz wspólny interes.
- Kto będzie Panu płacił?
- Moja płaca nie obciąży Legii. Pod tym względem pozostaję pracownikiem Pol-Motu. Dostałem polecenie od prezesa Zarajczyka, abym jak najmniej rzucał mu się w oczy. Tak więc od wtorku większość czasu muszę spędzać przy Łazienkowskiej.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.