Sczerze o Smudzie
24.05.2002 16:05
MACIEJ MURAWSKI, defensywny pomocnik Legii, tuż przed odlotem z reprezentacją Polski do Korei, dogadał się z beniamikiem Bundesligi - Arminią Bielefeld.
Wywiad z Maciej Murawski
MACIEJ MURAWSKI, defensywny pomocnik Legii, tuż przed odlotem z reprezentacją Polski do Korei, dogadał się z beniamikiem Bundesligi - Arminią Bielefeld.
- To była dla mnie trudna decyzja - mówi "Muraś". - Właśnie zdobyliśmy mistrzostwo Polski, na które tak długo czekaliśmy. Wreszcie Legia stanie przed szansą gry w Lidze Mistrzów. Odchodząc w takim momencie na pewno coś tracę, dlatego jest mi ciężko. Liczyłem, że powalczę o Ligę Mistrzów w barwach... AEK Ateny. Jeden z moich menedżerów obiecywał mi grę w tym klubie, ale chyba przeliczył się ze swoimi siłami. Dopiero dzień po podpisaniu wstępnej umowy z Arminią Bielefeld dowiedziałem się, że jednak naprawdę mnie chcieli. Dragomir Okuka nawet obiecał pomoc w tej sprawie, bo trener AEK, Dusan Bajevic to ponoć jego dobry znajomy. Wszystko jednak odbyło się za późno. Dziś jestem "dogadany" z Niemcami i w drużynie beniaminka Bundesligi rozpocznę następny sezon.
- Kiedy podpisał pan umowę z Arminią?
- W niedzielę byłem jeszcze na meczu Legii z Radomskiem, ale nazajutrz pojechałem do Bielefeld. Tam spotkałem się z działaczami Arminii i po krótkich negocjacjach podpisałem coś w rodzaju wstępnej umowy. Z Legią jestem związany do końca czerwca, dlatego na ostateczne ustalenie szczegółów kontraktowych z niemieckim klubem przyjdzie czas po mistrzostwach świata. Teraz mogę tylko powiedzieć, że zwiążę się z Arminią na trzy lata, choć przyznaję, że optowałem za dwuletnią umową.
- Najpierw długo oczekiwane mistrzostwo kraju, potem niespodziewana nominacja na finały mistrzostw świata, teraz zagraniczny kontrakt. Nie za dużo tego szczęścia na raz?
- Mogę się tylko cieszyć z takiego obrotu sprawy, ale na to wszystko pracowałem przez kilka sezonów. W końcu ktoś mnie dowartościował, a przecież w poprzednich latach różnie z tym bywało.
- No właśnie. Przecież już przychodząc do Legii był pan obwołany wielkim talentem. Jednak długo nie potwierdzał pan tamtej opinii.
- Różne były tego przyczyny. Już po dwóch występach w warszawskim klubie zadebiutowałem w reprezentacji w meczu z Izraelem. Ale moja kariera nie rozwijała się tak, jak sobie tego życzyłem. To może zabrzmi dziwnie, ale moim największym nieszczęściem było to, że jestem uniwersalnym graczem. Z tego powodu wędrowałem po boisku by grać na różnych pozycjach. W zależności od potrzeb grałem jako stoper, boczny obrońca, czy pomocnik. Nie mogłem wyspecjalizować się w jednej dziedzinie. Do końca nie było wiadomo, czy jestem obrońcą czy może jednak pomocnikiem. To powodowało, że byłem nijaki jako zawodnik i trenerzy reprezentacji nie chcieli na mnie stawiać.
- Największą rotację przeżył pan za kadencji Franciszka Smudy.
- Niestety, nie mam najlepszych wspomnień związanych z tym trenerem. Smuda zwyczajnie mnie nie lubił i bez ogródek dał mi to do zrozumienia.
- Za co pan podpadł?
- Właściwie to nie chodziło o jakąś wpadkę. Trener Smuda po prostu nie lubi piłkarzy z wyższym wykształceniem. Stwierdził, że studenci robią w drużynie zawsze jakieś problemy. Pewnie dlatego Jacek Magiera też nie miał za łatwo w czasie kadencji Smudy. Myślę, że "Franz" ma jakieś kompleksy, bo sam nie ukończył porządnej uczelni.
- W czym przejawiała się ta niechęć?
- A chociażby w bezsensownym zakazie odzywania się na boisku. Trener cały czas podkreślał, że nie ma w naszej drużynie zawodnika, który będzie "żył na boisku", czyli podpowiadał pozostałym graczom jak się ustawić, gdzie zagrać. Dla Smudy tym kimś mógłby być każdy inny tylko nie ja. Zupełnie nie mogłem tego pojąć. Zawsze miałem predyspozycje do takiej gry, ale za każdym razem byłem przez niego uciszany.
- Wcześniej nie krytykował pan trenera Smudy.
- Nigdy nie mówiłem źle o moich trenerach. Teraz też nie chciałbym, by ta wypowiedź została potraktowana jako jakaś krytyka. Przecież nie wypowiadam się o Smudzie jako trenerze tylko człowieku. Swego czasu mogłem powiedzieć kilka słów prawdy o panu Franciszku, gdy miałem poważną rozmowę z prezesem Legii. Jestem pewien, że gdybym wtedy nie trzymał języka za zębami, Smuda znacznie krócej pracowałby z nami. Nawet później koledzy mieli do mnie pretensje, że nie chciałem "nadawać" na trenera. Ale taki mam styl i nie zmienię tego.
- To już przeszłość. Teraz przed panem nowe wyzwania, choćby w reprezentacji na Mundialu.
- Do końca nie byłem pewny, czy pojadę na mistrzostwa. Byłem powołany na mecz z Wyspami Owczymi, ale szybko przeżyłem małe rozczarowanie, gdy okazało się, że nie wszedłem w podstawowym składzie. Pewnie nie pojechałbym na Mundial, gdyby nie słabsze wyniki reprezentacji w kolejnych meczach. Udało się wskoczyć do kadry, choć przecież z mojej pozycji defensywnego pomocnika nikt nie ubył. Może wreszcie moja wszechstronność przyniosła mi jakąś korzyść. W razie czego, w defensywie mogę zagrać na każdej pozycji. Rozmawiał
- To była dla mnie trudna decyzja - mówi "Muraś". - Właśnie zdobyliśmy mistrzostwo Polski, na które tak długo czekaliśmy. Wreszcie Legia stanie przed szansą gry w Lidze Mistrzów. Odchodząc w takim momencie na pewno coś tracę, dlatego jest mi ciężko. Liczyłem, że powalczę o Ligę Mistrzów w barwach... AEK Ateny. Jeden z moich menedżerów obiecywał mi grę w tym klubie, ale chyba przeliczył się ze swoimi siłami. Dopiero dzień po podpisaniu wstępnej umowy z Arminią Bielefeld dowiedziałem się, że jednak naprawdę mnie chcieli. Dragomir Okuka nawet obiecał pomoc w tej sprawie, bo trener AEK, Dusan Bajevic to ponoć jego dobry znajomy. Wszystko jednak odbyło się za późno. Dziś jestem "dogadany" z Niemcami i w drużynie beniaminka Bundesligi rozpocznę następny sezon.
- Kiedy podpisał pan umowę z Arminią?
- W niedzielę byłem jeszcze na meczu Legii z Radomskiem, ale nazajutrz pojechałem do Bielefeld. Tam spotkałem się z działaczami Arminii i po krótkich negocjacjach podpisałem coś w rodzaju wstępnej umowy. Z Legią jestem związany do końca czerwca, dlatego na ostateczne ustalenie szczegółów kontraktowych z niemieckim klubem przyjdzie czas po mistrzostwach świata. Teraz mogę tylko powiedzieć, że zwiążę się z Arminią na trzy lata, choć przyznaję, że optowałem za dwuletnią umową.
- Najpierw długo oczekiwane mistrzostwo kraju, potem niespodziewana nominacja na finały mistrzostw świata, teraz zagraniczny kontrakt. Nie za dużo tego szczęścia na raz?
- Mogę się tylko cieszyć z takiego obrotu sprawy, ale na to wszystko pracowałem przez kilka sezonów. W końcu ktoś mnie dowartościował, a przecież w poprzednich latach różnie z tym bywało.
- No właśnie. Przecież już przychodząc do Legii był pan obwołany wielkim talentem. Jednak długo nie potwierdzał pan tamtej opinii.
- Różne były tego przyczyny. Już po dwóch występach w warszawskim klubie zadebiutowałem w reprezentacji w meczu z Izraelem. Ale moja kariera nie rozwijała się tak, jak sobie tego życzyłem. To może zabrzmi dziwnie, ale moim największym nieszczęściem było to, że jestem uniwersalnym graczem. Z tego powodu wędrowałem po boisku by grać na różnych pozycjach. W zależności od potrzeb grałem jako stoper, boczny obrońca, czy pomocnik. Nie mogłem wyspecjalizować się w jednej dziedzinie. Do końca nie było wiadomo, czy jestem obrońcą czy może jednak pomocnikiem. To powodowało, że byłem nijaki jako zawodnik i trenerzy reprezentacji nie chcieli na mnie stawiać.
- Największą rotację przeżył pan za kadencji Franciszka Smudy.
- Niestety, nie mam najlepszych wspomnień związanych z tym trenerem. Smuda zwyczajnie mnie nie lubił i bez ogródek dał mi to do zrozumienia.
- Za co pan podpadł?
- Właściwie to nie chodziło o jakąś wpadkę. Trener Smuda po prostu nie lubi piłkarzy z wyższym wykształceniem. Stwierdził, że studenci robią w drużynie zawsze jakieś problemy. Pewnie dlatego Jacek Magiera też nie miał za łatwo w czasie kadencji Smudy. Myślę, że "Franz" ma jakieś kompleksy, bo sam nie ukończył porządnej uczelni.
- W czym przejawiała się ta niechęć?
- A chociażby w bezsensownym zakazie odzywania się na boisku. Trener cały czas podkreślał, że nie ma w naszej drużynie zawodnika, który będzie "żył na boisku", czyli podpowiadał pozostałym graczom jak się ustawić, gdzie zagrać. Dla Smudy tym kimś mógłby być każdy inny tylko nie ja. Zupełnie nie mogłem tego pojąć. Zawsze miałem predyspozycje do takiej gry, ale za każdym razem byłem przez niego uciszany.
- Wcześniej nie krytykował pan trenera Smudy.
- Nigdy nie mówiłem źle o moich trenerach. Teraz też nie chciałbym, by ta wypowiedź została potraktowana jako jakaś krytyka. Przecież nie wypowiadam się o Smudzie jako trenerze tylko człowieku. Swego czasu mogłem powiedzieć kilka słów prawdy o panu Franciszku, gdy miałem poważną rozmowę z prezesem Legii. Jestem pewien, że gdybym wtedy nie trzymał języka za zębami, Smuda znacznie krócej pracowałby z nami. Nawet później koledzy mieli do mnie pretensje, że nie chciałem "nadawać" na trenera. Ale taki mam styl i nie zmienię tego.
- To już przeszłość. Teraz przed panem nowe wyzwania, choćby w reprezentacji na Mundialu.
- Do końca nie byłem pewny, czy pojadę na mistrzostwa. Byłem powołany na mecz z Wyspami Owczymi, ale szybko przeżyłem małe rozczarowanie, gdy okazało się, że nie wszedłem w podstawowym składzie. Pewnie nie pojechałbym na Mundial, gdyby nie słabsze wyniki reprezentacji w kolejnych meczach. Udało się wskoczyć do kadry, choć przecież z mojej pozycji defensywnego pomocnika nikt nie ubył. Może wreszcie moja wszechstronność przyniosła mi jakąś korzyść. W razie czego, w defensywie mogę zagrać na każdej pozycji. Rozmawiał
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.