News: Lucjan Brychczy wybitnym reprezentantem Polski!

Stefan Szczepłek o Lucjanie Brychczym

Marcin Szymczyk

Źródło: Rzeczpospolita

14.06.2014 16:01

(akt. 04.01.2019 13:54)

- Lucjan Brychczy skończył 80 lat. Ktoś taki, nieaktywny zawodowo od prawie 45 lat, nieudzielający wywiadów i robiący wszystko, żeby nie rzucać się w oczy, jest jedną z najpopularniejszych postaci Warszawy. Nie jestem pewien, ale Brychczy chyba nawet nie ma telefonu komórkowego, nie mówiąc o koncie na Facebooku czy Twitterze. Jest reliktem futbolowego świata, za którym tęsknimy, patrząc, jak dziś grają najlepsi piłkarze w Polsce - pisze na łamach "Rzeczpospolitej" o Lucjanie Brychczym, Stefan Szczepłek.

W połowie lat 50. Legię trenował Węgier Lajos Steiner. To on nazwał Brychczego "Kici", czyli po węgiersku Mały. Gdy wtedy i kilka lat później biegaliśmy na podwórkach za piłką, co drugi z nas chciał być "Kicim". Nikt się nie kiwał tak jak on, nie strzelał takich bramek i nie podawał w lewą, patrząc w prawo. Lub odwrotnie. To był geniusz. Niedościgniony wzór, bliższy nam poprzez tę mizerną posturę. Był niższy od Adama Małysza. Ale skoro ktoś taki może, to znaczyło, że każdy z nas też.


Brychczy przyłożył rękę (i nogę) do słynnego zwycięstwa Polski na Stadionie Śląskim nad Związkiem Radzieckim. Po meczu z Hiszpanią na tym samym stadionie goście chcieli zabrać go do Madrytu. Na miejscu mieli podjąć decyzję, kto go zatrudni - Real czy Barcelona. Ale w polskich warunkach to było nierealne. Nie wypuszczano z kraju sportowców przed 30. rokiem życia, a przed wojskowymi stawiano dodatkowe przeszkody. Brychczy grał w Legii aż do roku 1970. Zdobywał z nią tytuły i puchary. Był nauczycielem Kazimierza Deyny i nieformalnym asystentem czeskiego trenera Jaroslava Vejvody.


Na stadionie Siergieja Kirowa w Leningradzie graliśmy kiedyś sobie w podzielonej na dwie drużyny młodzieżowej reprezentacji Polski. W wyniku niezrozumiałego dla mnie zbiegu okoliczności minąłem w pełnym biegu Dariusza Wdowczyka. Wtedy "Kici" powiedział "no, no", co w jego ustach było komplementem równym Nagrodzie Fikusa. Nie wiedziałem, że będzie ciąg dalszy. Wieczorem w restauracji Europa "Kici"nalał stolicznej ze słowami: "Mów mi Lucjan". I zagryźliśmy czarnym kawiorem. Marzenia spełniały się nawet w Związku Radzieckim, chociaż chyba tylko innostrańcom.


Lucjan Brychczy mieszka od ponad pół wieku w tym samym bloku przy Świętokrzyskiej, z widokiem na Pałac Kultury. Kilkanaście lat temu w centrum Warszawy łobuzy napadły go, kiedy wychodził z banku. Zabrali mu pieniądze i złamali rękę. Jak się o tym dowiedziała hofta z Łazienkowskiej, za punkt honoru przyjęła znalezienie tych, którzy podnieśli rękę na świętość. Nie udało się, bo to byli podobno przebierańcy, którzy przyjechali do Warszawy na gościnne występy. Gdyby byli stąd - nie odważyliby się. Przecież "Kici"to jest warszawiak. Tyle że urodził się na Śląsku.


Cały tekst o Lucjanie Brychczym można przeczytać na łamach "Rzeczpospolitej"

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.