To już jest koniec...
25.10.2021 12:35
Były piłkarz i trener Legii Aleksandar Vuković mawiał, że przy Łazienkowskiej nigdy nie jest tak dobrze, ani tak źle, jak się wydaje. Tym razem jednak jest naprawdę słabo. Za nami dwa miesiące grania w ekstraklasie i aktualni mistrzowie Polski mają 18 punktów straty do lidera! Są wprawdzie dwa zaległe mecze do rozegrania, ale przecież w dyspozycji jakiej znajduje się zespół wcale nie jest powiedziane, że z Zagłębiem Lubin i Bruk Betem Nieciecza wygra.
Na dodatek, fatalna atmosfera i brak wyników to jedno, ale przecież kilku zawodników nie pojechało do Gliwic za karę – za nieprofesjonalne podejście do swoich obowiązków. Byli to Lirim Kastrati, Mattias Johansson, Lindsay Rose i Jurgen Celhaka. Miał do nich dołączyć jeszcze Mahir Emreli, ale ostatecznie znalazł się w autokarze. Była to zagrywka va banqe ze strony sztabu szkoleniowego. Wygrana dałaby argumenty w rozmowach z tymi zawodnikami, niestety porażka wszelkie argumenty w dyskusji odebrała.
Ale przecież nic nie zepsuło się teraz, nie doszło do tego stanu w jeden dzień. Kiedy wszystko się zaczęło walić? Wydaje się, że latem. Po zdobytym mistrzostwie Polski. Wtedy nie przedłużono umów z Pawłem Wszołkiem, Marko Vesoviciem i Walerianem Gwilią. Po chwili odszedł Josip Juranović i wahadła będące siłą rażenia drużyny właściwie przestały istnieć. Zaiskrzyło między trenerem i władzami klubu. Czesław Michniewicz jadąc na urlop był przekonany, że w ciągu kolejnych dwóch tygodni zespół zostanie solidnie wzmocniony, a on będzie mógł opiniować zawodników trafiającyh do klubu. Tak się nie stało, gdy wrócił z urlopu na treningu była garstka graczy. Szkoleniowiec postanowił upomnieć się o wzmocnienia publicznie, na co dwa dni później odpowiedział prezes Dariusz Mioduski nieco deprecjonując umiejętności i zasługi trenera. Od tego momentu nie było chemii między panami. Obserwowali to piłkarze i niektórzy widząc, że zmiana szkoleniowca jest kwestią czasu, niekoniecznie w stu procentach przykładali się do swoich obowiązków.
Zachwiane zostały proporcje – latem do klubu dołączyło dziesięciu piłkarzy, aż dziewięciu z nich to byli obcokrajowcy. A w sytuacjach kryzysowych dotychczas ważna była reakcja polskiej części szatni lub mówiącej po polsku, oni czytają prasę, internet i nie chcą się wstydzić. Teraz w grupie polskich graczy z liczących się i doświadczonych postaci pozostali jedynie Boruc, Jędrzejczyk i Wieteska. Potworzyły się grupy – jedni są domatorami i profesjonalnie podchodzą do swojego zawodu, a inni lubią wyjść na miasto.
Ale momentem kulminacyjnym była kontuzja Artura Boruca. Doświadczony bramkarz Legii w tym sezonie wiele razy utrzymywał zespół w grze, swoimi interwencjami pomagał w wygrywaniu meczów. Dodatkowo trzymał ten zespół w ryzach. Jednak zatrudnienie tak wiekowego zawodnika, który ma za sobą 20 lat profesjonalnych treningów, wyeksploatowany organizm, nie zabezpieczając się na wypadek ewentualnej kontuzji, było ogromnym błędem. Bo Cezary Miszta i Kacper Tobiasz to świetni ludzie, utalentowani zawodnicy, ale będący dopiero materiałem na dobrego bramkarza, żaden z nich już dziś klasowym golkiperem nie jest. Legia z Borucem w bramce w 13 meczach straciła 11 goli, wygrała 8 razy. Bez Boruca w 10 meczach straciła 19 bramek i wygrała ledwie 3 razy.
Przy Łazienkowskiej przyjęto strategię, że to "góra" będzie budować drużynę, a trenerzy mają zgłaszać zapotrzebowanie. W efekcie sprowadzano piłkarzy, a trener o ich przyjściu dowiadywał się z Twittera lub dzień-dwa przed finalizacją. Przespano zimowe okno transferowe, w którym tak naprawdę buduje się zespół na kwalifikacje do fazy grupowej europejskich pucharów. Dopiero po awansie do Ligi Europy sprowadzono 4 zawodników za 3 mln euro. Czy któryś z nich zagrał dobre spotkanie? Jedynie Kastrati strzelił gola w Moskwie po fantastycznej akcji Ernesta Muciego. Mało. Nie udało się sprowadzić nikogo, kto choćby spróbował zastąpić Bartosza Kapustkę.
To wszystko powodowało coraz większe zamieszanie. Sytuacji nie pomagał fakt, że drużyna nie miała praktycznie czasu na treningi, na poukładanie wszystkiego na spokojnie. Również szkoleniowiec popełniał błędy – nie ma ludzi, którzy ich nie robią. Pewnie dziś Michniewicz w Radomiu wystawiłby pierwszy skład by wygrać, wtedy tego nie rozbił. Pewnie zdarzały się pomyłki w wyborach personalnych na dany mecz i zbyt duża wiara w niektórych zawodników.
Dziś każdy ma coś na sumieniu w związku z tym, w którym miejscu znalazła się Legia. Teraz czekają nas zmiany. Jeszcze w niedzielę klub nie miał gotowej opcji „B”. Władze kontaktowały się z trenerami Henningiem Bergiem i Markiem Papszunem, ale obaj są zajęci i w tym momencie nieosiągalni. Były zapytania o trenerów z Bałkanów, ale w środku sezonu trudno znaleźć wolnego szkoleniowca, który gwarantowałby cokolwiek. Możliwe, że tymczasowym trenerem zostanie Przemysław Małecki, jeden z asystentów Michniewicza. Tyle, że to szkoleniowiec młody, bez doświadczenia i odpowiedniej charyzmy. To opcja chwilowa. Kibice chcieliby powrotu Stanisława Czerczesowa, ale wydaje się, że Rosjanin chętniej poprowadziłby jakąś reprezentację narodową. Choć ma słabość do Legii i być może pomocy by jej nie odmówił, ale czy to realne? Wątpliwe. Na meczu z Lechem Poznań gościł młody trener z Białorusi – Aleksiej Szpilewskij - wychowanek RB Lipsk, który pracował w Kajracie Ałmaty. Nie byłby drogą opcją, ale wątpliwe, aby poprowadził legionistów.
Trener jakiego Legia by chciała, czyli Papszun najwcześniej mógłby trafić na Łazienkowską po nowym roku. Na pracę w dwóch klubach ekstraklasy w jednej rundzie nie zezwalają przepisy. Ale i tak bardziej realna wydaje się data późniejsza – czyli po sezonie. Kluczowymi rozgrywkami dla klubu staje się Puchar Polski – jego zdobycie wydaje się najłatwiejszą drogą do grania w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Teraz jednak Legię czekają zmiany. Wyrzucenie kolejnego trenera, to następne przyznanie się do błędu, wskazanie winnego, czyli pudrowanie rzeczywistych problemów. One są na górze, tam wciąż pracują ludzie, którzy swoimi decyzjami narazili klub na stratę dziesiątek milionów złotych. Bez konsekwencji.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.