Wiara, nadzieja, realizm
13.05.2002 18:46
<b>Zejście na ziemię czy zasłona dymna - pytali redakcję www.pzpn.pl kibice po ostatnich meczach towarzyskich z Japonią (0:2) i Rumunią (1:2). Czy porażki biało-czerwonych w tych spotkaniach były rzeczywiście "zasłoną dymną" przed szpiegami naszych grupowych rywalami w finałach MŚ czy też, szczególnie w spotkaniu z Rumunią, efektem zmian taktycznych dokonanych przez trenera Jerzego Engela?</b>
Wywiad z Henrykiem Apostelem
Zejście na ziemię czy zasłona dymna - pytali redakcję www.pzpn.pl kibice po ostatnich meczach towarzyskich z Japonią (0:2) i Rumunią (1:2). Czy porażki biało-czerwonych w tych spotkaniach były rzeczywiście "zasłoną dymną" przed szpiegami naszych grupowych rywalami w finałach MŚ czy też, szczególnie w spotkaniu z Rumunią, efektem zmian taktycznych dokonanych przez trenera Jerzego Engela?
- Henryk Apostel (Wiceprezes PZPN do spraw Szkolenia, były selekcjoner reprezentacji Polski): - Mówienie "o zasłonie dymnej" jest zwykłą wymówką. Nie ma się co oszukiwać. Nasza zawodnicy w Łodzi i Bydgoszczy byli w wyjątkowo kiepskiej dyspozycji. Jedyne co nam pozostaje, to wiara, iż podczas zgrupowania w Niemczech i podczas pobytu w Korei trener Engel zdąży odpowiednio przygotować zawodników do walki w finałach MŚ. Myślę, że przynajmniej częściową odpowiedź na to pytanie poznamy już po dzisiejszym spotkaniu z Estonią.
- Czy lutowe tournee kadry na Cypr i przede wszystkim wysokie zwycięstwo nad Irlandią Północną (4:1) nie zaciemniły obrazu?
- Nie byłem na Cyprze dlatego, nie chciałbym się na ten temat wypowiadać, ale nawet przeciętnie zorientowani w hierarchii europejskiego futbolu kibice doskonale wiedzą, że Irlandczycy nie są obecnie wymagającym przeciwnikiem.
- Dlaczego Murawski, Kucharski czy Sibik, a nie na przykład Iwan, Kosowski czy Wichniarek? Takie dyskusje na łamach prasy wywołało ogłoszenie przez Jerzego Engela 24-osobowej kadry na zgrupowanie w Niemczech i mecz z Estonią, a w perspektywie pewnie także na finały MŚ.
- Każdy trener ma niepodważalne prawo wybrać takich piłkarzy jacy "pasują do jego układanki". Dlatego obecne kierownictwo związku nigdy nie ingerowało i nie będzie ingerować w decyzje personalne trenera Engela. Owszem, możemy podpowiedzieć takie lub inne rozwiązanie, takie lub inne nazwisko, ale decyzje podejmuje wyłącznie Jurek. To jest jego święte prawo, Naszym jest rozliczenie selekcjonera z efektów jego pracy. Zapewniam, że podobnie uczynimy po występie naszej reprezentacji w finałach MŚ.
Wiele emocji wzbudziło jednak pominięcie Tomasza Iwana. Ten zawodnik to przecież Pana odkrycie?
- Tak. Tomek debiutował w reprezentacji siedem lat temu, za mojej kadencji selekcjonera drużyny narodowej, w pamiętnym meczu eliminacji Mistrzostw Europy z Francją na Parc des Princes (1:1). Doceniam klasę Iwana, zdaję sobie sprawę ile dobrego zrobił dla reprezentacji Polski, ale... zdania w tej kwestii nie zmieniłem. Na MŚ powinni jechać najlepsi, ci, którzy są w najwyższej dyspozycji.
Czego możemy spodziewać się po występie naszej drużyny w finałach MŚ?
- Plan minimum to oczywiście wyjście z grupy. Nie czarujmy się, zdecydowanym faworytem do pierwszego miejsca są Portugalczycy, ale o drugą lokatę powinniśmy powalczyć. Mamy szansę na awans, ale pod jednym warunkiem, iż nasza reprezentacja zagra na takim poziomie jak chociażby w eliminacyjnych meczach z Ukrainą w Kijowie czy Norwegią w Oslo. Myślę, że o wiele mądrzejsi będziemy już po pierwszym spotkaniu z Koreą Południową. To spotkanie to "klucz do awansu".
Czy podczas WORLD CUP 2002 należy spodziewać się rewolucyjnych rozwiązań taktycznych na miarę "Brasiliany" czy "Futbolu totalnego"?
- Nie spodziewam się rewelacji. Najwięcej do powiedzenia będą miały zespoły opierające grę na świetnym wyszkoleniu technicznym, grające widowiskowo, ale jednocześnie stosujące presing na całej długości i szerokości boiska. Te kanony jeszcze długo będą obowiązywać w światowym futbolu. Argentyna, Brazylia, Francja, może Hiszpania - to moi faworyci. O Polsce nie wspominam. Dlaczego? Lepiej nie zapeszyć.
W naszej rozmowie nie uciekniemy od... codzienności czyli polskiej ligi. Tym bardziej, iż był Pan współtwórcą ubiegłorocznej reformy rozgrywek. Jak wypada bilans "za i przeciw"?
- Reforma powstała z... potrzeby chwili, w związku z pojawiającymi się zarzutami i podejrzeniami o nieuczciwą rywalizację. W tym sezonie takich zarzutów nie było, a to mówi samo za siebie. Oczywiście, trochę szkoda, iż szczególnie w grupie mistrzowskiej najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły przed ostatnią kolejką, a przewaga Legii, Wisły oraz Amiki nad pozostałymi drużynami była ogromna, ale za to w grupie spadkowej było ciekawie do samego końca.
- 12 czy 16? Ile zespołów powinno występować przy okazji kolejnej, zapowiadanej reformy rozgrywek?
- Na ten temat nie chciałbym się jeszcze wypowiadać. Zaczekajmy do 19 maja. Wtedy odbędzie się Prezydium i Zarząd PZPN, po którym wszystko powinno być już jasne.
- Henryk Apostel (Wiceprezes PZPN do spraw Szkolenia, były selekcjoner reprezentacji Polski): - Mówienie "o zasłonie dymnej" jest zwykłą wymówką. Nie ma się co oszukiwać. Nasza zawodnicy w Łodzi i Bydgoszczy byli w wyjątkowo kiepskiej dyspozycji. Jedyne co nam pozostaje, to wiara, iż podczas zgrupowania w Niemczech i podczas pobytu w Korei trener Engel zdąży odpowiednio przygotować zawodników do walki w finałach MŚ. Myślę, że przynajmniej częściową odpowiedź na to pytanie poznamy już po dzisiejszym spotkaniu z Estonią.
- Czy lutowe tournee kadry na Cypr i przede wszystkim wysokie zwycięstwo nad Irlandią Północną (4:1) nie zaciemniły obrazu?
- Nie byłem na Cyprze dlatego, nie chciałbym się na ten temat wypowiadać, ale nawet przeciętnie zorientowani w hierarchii europejskiego futbolu kibice doskonale wiedzą, że Irlandczycy nie są obecnie wymagającym przeciwnikiem.
- Dlaczego Murawski, Kucharski czy Sibik, a nie na przykład Iwan, Kosowski czy Wichniarek? Takie dyskusje na łamach prasy wywołało ogłoszenie przez Jerzego Engela 24-osobowej kadry na zgrupowanie w Niemczech i mecz z Estonią, a w perspektywie pewnie także na finały MŚ.
- Każdy trener ma niepodważalne prawo wybrać takich piłkarzy jacy "pasują do jego układanki". Dlatego obecne kierownictwo związku nigdy nie ingerowało i nie będzie ingerować w decyzje personalne trenera Engela. Owszem, możemy podpowiedzieć takie lub inne rozwiązanie, takie lub inne nazwisko, ale decyzje podejmuje wyłącznie Jurek. To jest jego święte prawo, Naszym jest rozliczenie selekcjonera z efektów jego pracy. Zapewniam, że podobnie uczynimy po występie naszej reprezentacji w finałach MŚ.
Wiele emocji wzbudziło jednak pominięcie Tomasza Iwana. Ten zawodnik to przecież Pana odkrycie?
- Tak. Tomek debiutował w reprezentacji siedem lat temu, za mojej kadencji selekcjonera drużyny narodowej, w pamiętnym meczu eliminacji Mistrzostw Europy z Francją na Parc des Princes (1:1). Doceniam klasę Iwana, zdaję sobie sprawę ile dobrego zrobił dla reprezentacji Polski, ale... zdania w tej kwestii nie zmieniłem. Na MŚ powinni jechać najlepsi, ci, którzy są w najwyższej dyspozycji.
Czego możemy spodziewać się po występie naszej drużyny w finałach MŚ?
- Plan minimum to oczywiście wyjście z grupy. Nie czarujmy się, zdecydowanym faworytem do pierwszego miejsca są Portugalczycy, ale o drugą lokatę powinniśmy powalczyć. Mamy szansę na awans, ale pod jednym warunkiem, iż nasza reprezentacja zagra na takim poziomie jak chociażby w eliminacyjnych meczach z Ukrainą w Kijowie czy Norwegią w Oslo. Myślę, że o wiele mądrzejsi będziemy już po pierwszym spotkaniu z Koreą Południową. To spotkanie to "klucz do awansu".
Czy podczas WORLD CUP 2002 należy spodziewać się rewolucyjnych rozwiązań taktycznych na miarę "Brasiliany" czy "Futbolu totalnego"?
- Nie spodziewam się rewelacji. Najwięcej do powiedzenia będą miały zespoły opierające grę na świetnym wyszkoleniu technicznym, grające widowiskowo, ale jednocześnie stosujące presing na całej długości i szerokości boiska. Te kanony jeszcze długo będą obowiązywać w światowym futbolu. Argentyna, Brazylia, Francja, może Hiszpania - to moi faworyci. O Polsce nie wspominam. Dlaczego? Lepiej nie zapeszyć.
W naszej rozmowie nie uciekniemy od... codzienności czyli polskiej ligi. Tym bardziej, iż był Pan współtwórcą ubiegłorocznej reformy rozgrywek. Jak wypada bilans "za i przeciw"?
- Reforma powstała z... potrzeby chwili, w związku z pojawiającymi się zarzutami i podejrzeniami o nieuczciwą rywalizację. W tym sezonie takich zarzutów nie było, a to mówi samo za siebie. Oczywiście, trochę szkoda, iż szczególnie w grupie mistrzowskiej najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły przed ostatnią kolejką, a przewaga Legii, Wisły oraz Amiki nad pozostałymi drużynami była ogromna, ale za to w grupie spadkowej było ciekawie do samego końca.
- 12 czy 16? Ile zespołów powinno występować przy okazji kolejnej, zapowiadanej reformy rozgrywek?
- Na ten temat nie chciałbym się jeszcze wypowiadać. Zaczekajmy do 19 maja. Wtedy odbędzie się Prezydium i Zarząd PZPN, po którym wszystko powinno być już jasne.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.