Wierzę, że dotrwam do końca kontraktu
27.07.2001 11:08
Na razie rzeczywiście nie ma się z czego cieszyć, ale nie ma też powodu, żeby dramatyzować. Przegraliśmy przecież dopiero pierwsze spotkanie. Mam nadzieję, że kiepską passę przełamiemy bardzo szybko - uspokaja trener Legii, <b>Dragomir Okuka.</b><br>
Wywiad z Dragomirem Okuką
Na razie rzeczywiście nie ma się z czego cieszyć, ale nie ma też powodu, żeby dramatyzować. Przegraliśmy przecież dopiero pierwsze spotkanie. Mam nadzieję, że kiepską passę przełamiemy bardzo szybko - uspokaja trener Legii, Dragomir Okuka.
- Należy panu pogratulować optymizmu. Legia przegrała pod pańskim kierunkiem więcej spotkań niż wygrała. Nie tak miało być, oj nie tak...
- Za porażki zawsze odpowiada trener i ja od odpowiedzialności nie uciekam. Trudno jednak osiągać satysfakcjonujące rezultaty, gdy czołowi piłkarze nie mogą grać. Mamy nowy zespół, pracujemy przede wszystkim nad zgraniem, bo letnia przerwa była za krótka. A nadal nie mogę korzystać w Moussy Yahai, który nie został potwierdzony oraz z kontuzjowanych Wojciecha Szali i Mariusza Piekarskiego.
- To nawet logiczne, co pan mówi, ale działacze w Polsce szybko tracą cierpliwość. Wie pan o tym?
- Poznałem już nieco specyfikę polskiej ligi. Proszę mnie jednak zrozumieć - to piłkarze robią grę, a nie trener. Działacze muszą więc wykazać zrozumienie.
- Nie obawia się pan, że po najbliższym nieudanym meczu z Amicą zostanie pan zwolniony?
- Nie mogę zacząć się w tym momencie martwić o posadę, bo mogłoby to mieć zły wpływ na zespół, na atmosferę, a co za tym idzie i na poziom gry. Mamy takich zawodników, a nie innych, w kadrze jest obecnie szesnastu wartościowych piłkarzy. I wspólnie musimy się postarać o lepsze wyniki i cierpliwie pracować. Proszę się jednak nie martwić - zapewniam, że na razie nikt nie chce mnie zwolnić.
- Narzeka pan na szczupłą kadrę, tymczasem to pan zrezygnował z Marka Citki.
- Żałuję tylko, że zrezygnowałem z niego zbyt późno! Miał bardzo zły wpływ na drużynę, psuł mi atmosferę. A gdy zdecydowałem, iż powinien poprawić wytrenowanie w drugim zespole, za bardzo demonstrował niezadowolenie. Powiedział kilka słów za dużo na temat szkoleniowców i niektórych kolegów z drużyny. Pobyt w innym klubie powinien mu wyjść tylko na zdrowie. Nie można mi natomiast zarzucać, że nie chciałem, aby w Legii zostali Giuliano czy Marcin Mięciel. Niestety, nie było pieniędzy na ich zatrzymanie.
- Nie ma pan zatem pretensji do prezesa Polmotu, Andrzeja Zarajczyka, że ograniczył wydatki na transfery?
- Podjąłem się szkolenia i będę się starał o osiągnięcie jak najlepszych wyników z kadrą, którą mam do dyspozycji. Gdyby wrócili do normalnych treningów wspomniani Szala, Piekarski i został potwierdzony Yahaya, nie narzekałbym. Oprócz nich potrzebujemy jednego, dwóch klasowych piłkarzy. Jeśli udałoby się ich pozyskać - a nasi szefowie robią wszystko w tym kierunku - powinniśmy spokojnie wygrać jesienią naszą grupę. Nie czuję się więc zawiedziony postawą pana Zarajczyka. Możliwości wszystkich klubów są ograniczone, a ceny zawodników są w Polsce koszmarne.
- Usprawiedliwia się pan absencją kilku czołowych piłkarzy. A może po prostu pozostałych pan źle przygotował?
- Na pewno nie popełniliśmy błędów, pracowaliśmy bardzo solidnie. Dajcie piłkarzom Legii dwa, trzy tygodnie na zaprezentowanie dobrego stylu. Przecież latem nie przygotowywaliśmy się tylko do spotkania ze Śląskiem, tylko do całej rundy.
- Dotychczas z Jugosławii Legia sprowadziła Njamculowicia i Svitlicę. Pierwszy nie pokazał nic, drugi prawie nic. Może więc bałkański kierunek poszukiwania wzmocnień nie jest najlepszy?
- Pierwszy z wymienionych piłkarzy przyszedł przede mną do Legii. Natomiast Stanko potrzebuje trochę czasu na aklimatyzację. Musi poznać nowe realia, język, zaprzyjaźnić się z kolegami. Przyglądaliśmy się także zawodnikowi z Partizana Belgrad, który wkrótce powinien do nas dołączyć. Jednak testowaliśmy również Nigeryjczyka, Brazylijczyka i Kanadyjczyka. Potrzebujemy po porostu dobrych piłkarzy, niezależnie od narodowości. Cały czas zabiegamy także o przyjście Radosława Sobolewskiego z Orlenu.
- A może problemem jest bariera językowa? Może za słabo mówi pan po polsku?
- To żaden kłopot. Mam dobrych tłumaczy, na dodatek szybko się uczę. Mówię może mało, ale już niemal wszystko rozumiem.
- Atmosfera w Legii nie jest najlepsza, skoro kapitan zespołu Cezary Kucharski był tak sfrustrowany podczas meczu we Wrocławiu, że brutalnie zaatakował rywala. Będzie za to ukarany?
- Klimat nie może być dobry, skoro wyniki są słabe. Nie można jednak wiązać atmosfery z zagraniem Kucharskiego. Nie zamierzam zresztą karać piłkarza, skoro nie uczynił tego sędzia prowadzący mecz. Incydent niepotrzebnie nagłośniły media i przedstawiciele Śląska. Jestem też krytykowany za wystawienie Jacka Magiery na środku obrony, a "Kucharza" w środku pomocy. A ja się pytam: to kto ma grać ma tych pozycjach? Na razie nie ma alternatywy.
- Amica jest silniejszym zespołem od Śląska. Nie obawia się pan kolejnej porażki?.
- Wiem, że drużyna z Wronek jest bardzo mocna. Od kilku lat gra w niemal niezmienionym składzie, a latem rozsądnie się wzmocniła Jackiem Dembińskim i Grzegorzem Szamotulskim. Czujemy respekt przed Amiką, ale na pewno się nie boimy rywali. Większym problemem są kłopoty zdrowotne, nie wiem czy wystąpią Svitlica oraz Wojciech Kowalczyk, którzy mają drobne urazy. Na ławce będzie więc musiał usiąść Mariusz Piekarski, który jeszcze nie jest w pełni sił. Szkoda też, że zabraknie kibiców.
- Ile meczów Legia musiałaby przegrać, żeby podał się pan do dymisji?
- Zobaczymy (śmiech). Nie wypominajcie mi potknięć z poprzedniego sezonu. To już historia. Teraz licznik bije od nowa. Mam nadzieję, iż na jednej porażce się zatrzyma. Ja naprawdę chcę walczyć o mistrzostwo Polski. W meczu z Amicą interesuje mnie tylko zwycięstwo. A ile by pan postawił, że dotrwam w Legii do końca kontraktu?
- Niewiele, a właściwie nic. Będzie pan miał problemy z dotrwaniem do końca rundy jesiennej.
- A ja bym postawił dużo! Wierzę, że nie odejdę z Legii przed uzgodnionym terminem.
- Należy panu pogratulować optymizmu. Legia przegrała pod pańskim kierunkiem więcej spotkań niż wygrała. Nie tak miało być, oj nie tak...
- Za porażki zawsze odpowiada trener i ja od odpowiedzialności nie uciekam. Trudno jednak osiągać satysfakcjonujące rezultaty, gdy czołowi piłkarze nie mogą grać. Mamy nowy zespół, pracujemy przede wszystkim nad zgraniem, bo letnia przerwa była za krótka. A nadal nie mogę korzystać w Moussy Yahai, który nie został potwierdzony oraz z kontuzjowanych Wojciecha Szali i Mariusza Piekarskiego.
- To nawet logiczne, co pan mówi, ale działacze w Polsce szybko tracą cierpliwość. Wie pan o tym?
- Poznałem już nieco specyfikę polskiej ligi. Proszę mnie jednak zrozumieć - to piłkarze robią grę, a nie trener. Działacze muszą więc wykazać zrozumienie.
- Nie obawia się pan, że po najbliższym nieudanym meczu z Amicą zostanie pan zwolniony?
- Nie mogę zacząć się w tym momencie martwić o posadę, bo mogłoby to mieć zły wpływ na zespół, na atmosferę, a co za tym idzie i na poziom gry. Mamy takich zawodników, a nie innych, w kadrze jest obecnie szesnastu wartościowych piłkarzy. I wspólnie musimy się postarać o lepsze wyniki i cierpliwie pracować. Proszę się jednak nie martwić - zapewniam, że na razie nikt nie chce mnie zwolnić.
- Narzeka pan na szczupłą kadrę, tymczasem to pan zrezygnował z Marka Citki.
- Żałuję tylko, że zrezygnowałem z niego zbyt późno! Miał bardzo zły wpływ na drużynę, psuł mi atmosferę. A gdy zdecydowałem, iż powinien poprawić wytrenowanie w drugim zespole, za bardzo demonstrował niezadowolenie. Powiedział kilka słów za dużo na temat szkoleniowców i niektórych kolegów z drużyny. Pobyt w innym klubie powinien mu wyjść tylko na zdrowie. Nie można mi natomiast zarzucać, że nie chciałem, aby w Legii zostali Giuliano czy Marcin Mięciel. Niestety, nie było pieniędzy na ich zatrzymanie.
- Nie ma pan zatem pretensji do prezesa Polmotu, Andrzeja Zarajczyka, że ograniczył wydatki na transfery?
- Podjąłem się szkolenia i będę się starał o osiągnięcie jak najlepszych wyników z kadrą, którą mam do dyspozycji. Gdyby wrócili do normalnych treningów wspomniani Szala, Piekarski i został potwierdzony Yahaya, nie narzekałbym. Oprócz nich potrzebujemy jednego, dwóch klasowych piłkarzy. Jeśli udałoby się ich pozyskać - a nasi szefowie robią wszystko w tym kierunku - powinniśmy spokojnie wygrać jesienią naszą grupę. Nie czuję się więc zawiedziony postawą pana Zarajczyka. Możliwości wszystkich klubów są ograniczone, a ceny zawodników są w Polsce koszmarne.
- Usprawiedliwia się pan absencją kilku czołowych piłkarzy. A może po prostu pozostałych pan źle przygotował?
- Na pewno nie popełniliśmy błędów, pracowaliśmy bardzo solidnie. Dajcie piłkarzom Legii dwa, trzy tygodnie na zaprezentowanie dobrego stylu. Przecież latem nie przygotowywaliśmy się tylko do spotkania ze Śląskiem, tylko do całej rundy.
- Dotychczas z Jugosławii Legia sprowadziła Njamculowicia i Svitlicę. Pierwszy nie pokazał nic, drugi prawie nic. Może więc bałkański kierunek poszukiwania wzmocnień nie jest najlepszy?
- Pierwszy z wymienionych piłkarzy przyszedł przede mną do Legii. Natomiast Stanko potrzebuje trochę czasu na aklimatyzację. Musi poznać nowe realia, język, zaprzyjaźnić się z kolegami. Przyglądaliśmy się także zawodnikowi z Partizana Belgrad, który wkrótce powinien do nas dołączyć. Jednak testowaliśmy również Nigeryjczyka, Brazylijczyka i Kanadyjczyka. Potrzebujemy po porostu dobrych piłkarzy, niezależnie od narodowości. Cały czas zabiegamy także o przyjście Radosława Sobolewskiego z Orlenu.
- A może problemem jest bariera językowa? Może za słabo mówi pan po polsku?
- To żaden kłopot. Mam dobrych tłumaczy, na dodatek szybko się uczę. Mówię może mało, ale już niemal wszystko rozumiem.
- Atmosfera w Legii nie jest najlepsza, skoro kapitan zespołu Cezary Kucharski był tak sfrustrowany podczas meczu we Wrocławiu, że brutalnie zaatakował rywala. Będzie za to ukarany?
- Klimat nie może być dobry, skoro wyniki są słabe. Nie można jednak wiązać atmosfery z zagraniem Kucharskiego. Nie zamierzam zresztą karać piłkarza, skoro nie uczynił tego sędzia prowadzący mecz. Incydent niepotrzebnie nagłośniły media i przedstawiciele Śląska. Jestem też krytykowany za wystawienie Jacka Magiery na środku obrony, a "Kucharza" w środku pomocy. A ja się pytam: to kto ma grać ma tych pozycjach? Na razie nie ma alternatywy.
- Amica jest silniejszym zespołem od Śląska. Nie obawia się pan kolejnej porażki?.
- Wiem, że drużyna z Wronek jest bardzo mocna. Od kilku lat gra w niemal niezmienionym składzie, a latem rozsądnie się wzmocniła Jackiem Dembińskim i Grzegorzem Szamotulskim. Czujemy respekt przed Amiką, ale na pewno się nie boimy rywali. Większym problemem są kłopoty zdrowotne, nie wiem czy wystąpią Svitlica oraz Wojciech Kowalczyk, którzy mają drobne urazy. Na ławce będzie więc musiał usiąść Mariusz Piekarski, który jeszcze nie jest w pełni sił. Szkoda też, że zabraknie kibiców.
- Ile meczów Legia musiałaby przegrać, żeby podał się pan do dymisji?
- Zobaczymy (śmiech). Nie wypominajcie mi potknięć z poprzedniego sezonu. To już historia. Teraz licznik bije od nowa. Mam nadzieję, iż na jednej porażce się zatrzyma. Ja naprawdę chcę walczyć o mistrzostwo Polski. W meczu z Amicą interesuje mnie tylko zwycięstwo. A ile by pan postawił, że dotrwam w Legii do końca kontraktu?
- Niewiele, a właściwie nic. Będzie pan miał problemy z dotrwaniem do końca rundy jesiennej.
- A ja bym postawił dużo! Wierzę, że nie odejdę z Legii przed uzgodnionym terminem.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.