Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wysoki realizm CMa

Henkel & Profesor

Źródło:

10.05.2002 21:39

(akt. 07.12.2018 12:08)

Po szesnastu chudych latach polska reprezentacja znów zagra w finałach Mistrzostw Świata. Ten sukces zawdzięczamy w znacznej mierze jej selekcjonerowi, który potrafił przekonać stracone zdawało się pokolenie polskich piłkarzy do swej koncepcji &quot;futbolu na tak&quot;. Tym ciekawsza dla wszystkich graczy była więc wiadomość, że oprócz pracy menedżerskiej, selekcjoner reprezentacji Polski znajduje również czas na grę w <b>Championship Managera</b>. Mimo natłoku zajęć <b>Jerzy Engel</b> przyjął w siedzibiePZPNu delegację redakcji <b><a href="http://www.cm3.org.pl" target="_blank" class=text_czarny>Ligi Championship Managerów</a></b> i zgodził się odpowiedzieć na jej pytania.Oto zapis tej rozmowy: Wywiad z Jerzym Engelem
Po szesnastu chudych latach polska reprezentacja znów zagra w finałach Mistrzostw Świata. Ten sukces zawdzięczamy w znacznej mierze jej selekcjonerowi, który potrafił przekonać stracone zdawało się pokolenie polskich piłkarzy do swej koncepcji "futbolu na tak". Tym ciekawsza dla wszystkich graczy była więc wiadomość, że oprócz pracy menedżerskiej, selekcjoner reprezentacji Polski znajduje również czas na grę w Championship Managera. Mimo natłoku zajęć Jerzy Engel przyjął w siedzibiePZPNu delegację redakcji Ligi Championship Managerów i zgodził się odpowiedzieć na jej pytania.Oto zapis tej rozmowy:
LCM (Henkel & Profesor): Zacznijmy od samych początków. W jaki sposób zetknął się Pan z Championship Managerem? Skąd u poważnego trenera zainteresowanie grą komputerową?
Jerzy Engel: Kupiłem ją jako prezent, kiedy mieszkaliśmy na Cyprze 7-8 lat temu. Stanowiła prezent dla syna - bo piłką był zafascynowany od malucha.
LCM: I może zaraz mu ją pan odebrał? Czy dochodziło do konfliktów o to, kto ma w danej chwili dostęp do komputera?
Jerzy Engel: Nie, sam nie gram w gry komputerowe, to właśnie syn mnie zafascynował tą grą, powiedział, że jest tu wiele rzeczy, których on nie rozumie. Musieliśmy nad nią usiąść i... wnikając w tę grę zacząłem dostrzegać, że jest ona niesamowicie profesjonalna.
LCM: Z Pańskich wypowiedzi w mediach wiemy, ze ostatnio nie ma Pan niestety czasu na grę w Championship Managera. Czy kiedykolwiek był Pan nałogowym graczem?
Jerzy Engel: Nałogowym - nie, choć próbowałem pograć z synem - był to Championship Manager 2 - pobawić się nią, przejść przez nią, zobaczyć jej możliwości. Jej baza danych jest niesamowita. Dla syna w tamtym czasie najważniejsze było właśnie poznanie zespołów. Ta gra daje wielką możliwość natychmiastowego poznania całej gamy zawodników z całego świata każdemu, kto interesuje się piłką, ale na co dzień nie zna drużyn angielskich czy jakichkolwiek innych. Nie tylko tych, którzy grają, ale młodych, wschodzących dopiero gwiazd, które za chwilę mogą stać się sławne - takich jak na przykład Saviola, który dzisiaj już jest wielką gwiazdą, a kilka lat temu był zawodnikiem, z którym można było się tam pobawić i który dawał duże możliwości. Tak więc rzeczywiście ta gra była dla mnie czymśzupełnie nowym. Dzięki niej spojrzałem na komputer z zupełnie innej strony.Komputera używałem wtedy bardziej statystycznie, raczej jako pomoc w pracy, atu się okazało, że na menedżerkę można spojrzeć z zupełnie innej strony. W Polsce w owych czasach taka funkcja nie była w ogóle znana, zawód menedżera sportowego w Polsce nie istniał. Kiedy przyjechałem do Polski w 1997 roku i zostałem menedżerem warszawskiej Polonii, pokpiwano sobie trochę w prasie:"Co on ma za zadania, pewnie zaraz zmieni trenera". Myślano, że jestem po to, by zaraz wypchnąć trenera, a tylko na chwilę jestem menedżerem. Kiedy w przeciągu półtora roku zmieniłem zespół na bardzo młody, usunąłem z niego jedenastu starszych graczy, a sprowadziłem tanich piłkarzy, młodych i perspektywicznych, zdobyliśmy wicemistrzostwo, a potem mistrzostwo Polski. Powiedziałbym więc, że byłem prekursorem pracy menedżerskiej w Polsce. Dzisiaj każdy klub szuka albo już ma menedżera do takiej pracy. Championship Manager pokazuje wiele możliwości i uczy menedżerskiego spojrzenia na pracę klubu i zespołu.
LCM: Nawiązując do tych związków między grą a rzeczywistością, w jakim stopniu jako zawodowy menedżer oceniłby Pan realizm tej gry?Jerzy Engel: Bardzo wysoko. W tej grze zostało uszeregowane jedno, z czym ja nigdy przedtem nie miałem styczności i nie myślałem, że tak można zrobić: charakter człowieka został skwantyfikowany, jego walory osobowościowe zostały skwantyfikowane. Okazało się, że w menedżerce rzeczywiście wszystko może zostać wyliczone, spunktowane i rankingowo ustawione. Tego myśmy w Polsce nigdy nie brali pod uwagę. U nas był sangwinik, choleryk, ale nigdy choleryk = 4, sangwinik = 5, itp.. To pozwoliło zupełnie inaczej spojrzeć na sprawy transferow i podejść do kompletowania zespołu w absolutnie zawodowy, profesjonalny sposób. Ta zmiana pomaga mi do dzisiaj, bo te rankingi, które porobiłem w reprezentacji narodowej na poszczególnych pozycjach, są przeniesieniem tego, co znalazłem w Championship Managerze. Oczywiście nie jest on doskonały do końca, bo w momencie, gdy poznałem bliżej zawodników umieszczonych w bazie danych, na przykład piłkarzy naszej kadry narodowej, przekonałem się, że nie całkiem realnie odzwierciedla cechy zawodników. Jest to raczej opinia człowieka, który zna gracza z daleka i tak go odbiera, natomiast z bliższej odległości odwzorowanie nie jest do końca rzetelne, chociaż i tak bardzo dobre.
LCM: Czyli ogólna ocena jest bardzo wysoka?
Jerzy Engel: Tak, uważam, że jest to najlepsza gra dotycząca futbolu, jaka się ukazała, i lepsza na razie nie powstała.
LCM: A czy może ona w jakiś sposób przygotować młodego człowieka do pracy menedżerskiej?
Jerzy Engel: Absolutnie tak. Oczywiście nie zastąpi mu całej wiedzy, którą musi posiąść, ale pozwoli mu spojrzeć w zupełnie profesjonalny sposób na pracę zespołu jako takiego, i na pracę klubu, co także jest szalenie ważne. Pozwoli mu uzyskać wgląd w pracę funkcjonującego w tym otoczeniu menedżera, i w sposób poruszania się menedżera w realiach klubowych we współpracy z innymi ludźmi: prezesem, sponsorem, itd..
LCM: Niejeden gracz marzy w skrytosci serca o karierze trenerskiej. Od czego powinien zacząć, by za X lat móc poprowadzic prawdziwy klub?
Jerzy Engel: Trzeba zacząć od studiów, od nauki, bo jednak nic nie zastąpi czynnika ludzkiego i osobowości człowieka, który jest menedżerem. Każdy menedżer ma swoją osobowość, swój sposób bycia, swój charakter, swoją wiedzę i tego nic nie zastąpi. Ta gra jest jak praktyka dodana do teorii studiów, praktyka bez osobistego doświadczenia. Wchodzi się w grę poznając praktykę, uzupełniając to teorią, którą wyniosło się z uczelni.
LCM: Gdy jeden z angielskich klubów poszukiwał menedżera, 1/3 chętnych jako jedyne doświadczenie w zawodzie podawało grę w Championship Managera. Czyżby odrzucenie ich podań nie było jednak najrozsądniejszym posunięciem?
Jerzy Engel: Nierozsądnym to może nie, bo zawsze mógł się znaleźć ktoś o wyższych kwalifikacjach, ale zabawne byłoby, gdyby na podstawie gry komputerowej przyjmowano ludzi do pracy. Znam mentalność Anglików, wiem, że oni są trochę inaczej skonstruowani niż my Polacy. Dla nas, Polaków, taka gra jak Championship Manager otwiera dodatkowo wiele możliwości. Oni są bardziej poszeregowani, poukładani, u nich ta wiedza jest tak wąska i tak wyspecjalizowana, że rzeczywiście taki Championship Manager dla nich jest rewolucyjny. Dla nas jest uzupełniający, dla nich - rewolucyjny.
LCM: Czy kiedykolwiek prowadził Pan reprezentację Polski w Championship Managerze? Jeśli tak, to z jakimi sukcesami?
Jerzy Engel: Wiem, że pewnym trickiem można dojść do tego, by zostać trenerem kadry. Sam tylko poznawczo patrzyłem na to, jak oceniana jest nasza kadra i chłopcy z kadry, jak postrzegani są przez tych, którzy tworzyli bazę danych.
LCM: I jaka jest Pańska opinia na ten temat?
Jerzy Engel: W wielu punktach zbieżna, ale też w wielu odmienna. Nie tak łatwo jest to wypunktować, wiele atrybutów jest kwestią umowną.
LCM: Jakie były Pana największe sukcesy w Championship Managerze?
Jerzy Engel: Powiem szczerze, że nie lubię spędzać czasu przed komputerem. Awansowałem do Premiership z pierwszej ligi angielskiej jednym ze słabszych zespołów. Nie bawi mnie praca tam, gdzie grają dzieciaki, w Manchesterze United, w Liverpoolu. Menedżer właśnie robiąc pracę menedżerską musi zająć się słabym zespołem i starać się z tego słabego zespołu stworzyć powoli solidną drużynę, popełniając wszystkie błędy, które są niezbędne, by móc na nich budować przyszłość. Osiągnąłem to z raczej średnim zespołem, Southend United. Udało mi się awansować, co było dużym sukcesem - nawet mój syn mnie pochwalił!
LCM: Ma Pan jakąś ulubioną ligę w Championship Managerze?
Jerzy Engel: Angielską. Z tego względu że na Cyprze liga angielska cały czas była na gorąco w telewizji. Myśmy tę ligę znali, byliśmy zakochani w futbolu angielskim. Kiedy ta gra się pojawiła, syn zaczął właśnie od ligi angielskiej. On był zakochany w Liverpoolu, moja córka w Manchesterze, więc niejako automatycznie gustowali w ligach angielskich. Potem zaś nie chciało mi się już szukać innych drużyn, których nie znałem aż tak dobrze jak ligi angielskiej.
LCM: Malkontenci twierdzą, ze awans do finałów MŚ zawdzięczamy szczęśliwemu losowaniu i głębokiemu kryzysowi norweskiej piłki nożnej. Jak by Pan to skomentował?
Jerzy Engel: Moim zadaniem postawionym przez PZPN było awansować do mistrzostw świata. Nie interesuje mnie, co kto o tym sądzi, i co o tym myśli. Twierdzę, że była to bardzo trudna grupa, i jeżeli ktokolwiek mówi, że pokonać Norwegię, przejść Norwegię z takimi gwiazdami, jakie oni mają, było łatwo, to jest dla mnie największy komplement, jaki można usłyszeć z ust tego człowieka. Bo jeśli dla nas Norwegowie z Solskjaerem, Flo, Carew, Basmą, Riise i Leonhardsenem się nie liczą, jeśli Rebrow, Szewczenko i Łużnyj się nie liczą, a my jesteśmy tacy mocni - no to daj Boże, tylko się cieszyć, bo przez dwa lata zrobiliśmy niesamowity skok do przodu. Ja natomiast twierdzę, że nie, że to było wywalczone w ciężkim boju, każdy mecz mógł być przegrany, każdy mecz mógł być wygrany, a myśmy to wygrali i dlatego temu zespołowi należy się szacunek. Cel został osiągnięty.
LCM: Który moment był najtrudniejszy w czasie tych eliminacji? Był może jakiś moment zwątpienia?
Jerzy Engel: Zwątpienia - nie, bo prowadziliśmy od pierwszego meczu do ostatniego, natomiast najtrudniejsze były dwa momenty. Początek - pierwszy mecz w Kijowie, bo to była wielka niewiadoma dla wszystkich. Oczywiście można zrobić wszystko idealnie, można przygotować wszystko wspaniale, ale gdzieś tam zabraknie odrobiny szczęścia i coś człowiekowi nie wyjdzie. Pamiętajmy też, w jakiej atmosferze to było tworzone. Część mediów wytwarzała taki klimat, że nic z tego nie powstanie, że ta reprezentacja też nic nie osiągnie tak jak poprzednie, i trzeba szukać dalej, nowego trenera, nowej grupy piłkarzy. W związku z tym istniało dość duże napięcie i wynik w Kijowie odwrócił wszystko diametralnie, o 180 stopni. Nagle powstała euforia wokół naszego zespołu i o wiele łatwiej było nam dalej pracować. Tak więc rzeczywiście był to mecz przełomowy - mecz, który graliśmy 2. września na Ukrainie, i który podsumowywał 25-lecie mojej pracy szkoleniowej, bo akurat 1. września obchodziłem 25-lecie szkoleniowej pracy trenerskiej. Było to dla mnie szalenie przyjemne, że właśnie takim meczem mogłem sobie taką miłą uroczystość sprawić. A drugim szalenie ważnym dla nas meczem był oczywiście mecz kończący, nie ten zupełnie ostatni, ale ten z Norwegią w Chorzowie. My, Polacy, bardzo często jesteśmy bardzo blisko czegoś, mamy coś w ręku i zwykle umiemy roztrwonić to w ostatnim momencie. Dlatego bardzo byliśmy skupieni, żeby tym razem to się nie stało. I rzeczywiście był to mecz, który postawił kropkę nad "i". Tak więc te dwa mecze jak klamrą zamknęły te eliminacje.
LCM: Wielu ludzi uważa, ze rola selekcjonera sprowadza się do wyboru i ustalenia składu. Co jest najtrudniejszym i najbardziej wymagającym elementem Pańskiej pracy?
Jerzy Engel: Muszę powiedzieć, że jest to szalenie ciężka praca, praca, która trwa praktycznie 24 godziny na dobę. Odjeżdżamy stąd - teraz trener Kleindinst siedzi i robi kasety, cały czas je szykuje, - ja je zabieram, jadę do domu, puszczam je w domu, jeszcze raz przeglądam, jak się budzę w środku nocy, wyłączam magnetowid. Tak więc jest to praca, która trwa non-stop. A poza tym dochodzi do tego jeszcze sama koncepcyjność pracy. Trzeba przygotowywać się koncepcyjnie dwiema nitkami - jedna to jest własny zespół, to wszystko, co trzeba opracować z własnym zespołem, a druga nitka to przeciwnik. Wszystko trzeba przygotować dla zespołu pod kątem przeciwnika. W związku z tym rozpracowanie przeciwnika, przygotowanie koncepcji własnych, oraz tego wszystkiego, co będzie zespół robił, zabiera nam masę czasu i jest bardzo pracochłonne. A do tego dochodzą sprawy czysto związane z funkcją, jaką ma selekcjoner. Dostaję mnóstwo najróżniejszych zaproszeń, z których trzeba rezygnować, a są i takie, na które trzeba iść. Dzisiaj miałem na przykład cztery spotkania, już od samego rana - tak więc nie zawsze mogę zdążyć wszędzie tam, gdzie jestem zapraszany, a niekiedy z przykrością muszę odrzucać zaproszenia w dalekie miejsca. Są to tysiące najróżniejszych rzeczy, które człowiek musi zrobić. Oprócz tego pisałem w dwóch gazetach, teraz skończyłem z "Piłką Nożną", bo już nie mam na to czasu, zostawiłem sobie tylko kawałek w każdy poniedziałek w "Życiu Warszawy" i to wszystko, co robię, bo na więcej po prostu mnie nie stać. A równolegle do tego idą książki szkoleniowe, bo ta wydana była takim świadkiem historii. Przygotowuję książkę motywacyjną, książkę, o którą najczęściej pytają Ci, z którymi rozmawiam na spotkaniach z kibicami, i taka książka też powstanie.
LCM: O taśmach motywacyjnych Engela krąży tyle samo legend co o bułce z bananem Małysza. W jaki sposób można zmotywować piłkarzy przed meczem tak, by zagrali na 200% swoich możliwości i dlaczego nie zawsze się to udaje?
Jerzy Engel: Nie zawsze się to robi, nie robi się maksymalnej motywacji na mecz towarzyski. To byłby nonsens, gdyby na taki mecz nastawiać piłkarzy do niesamowicie ostrej walki. Dlatego rzeczywiście robi się to tylko na mecze ważne, na mecze kluczowe, na mecze eliminacyjne lub mecze o punkty. W meczach towarzyskich nie, te się gra na zupełnie innym podłożu emocjonalnym. Natomiast jeśli chodzi o taśmy, to jest normalny trening. Trening piłkarzy w takiej dyscyplinie jak piłka nożna jest bardzo wielokierunkowy. To jest nie tylko przygotowanie fizyczne, techniczno-taktyczne ale również przygotowanie psychiczne do meczu. Dzisiaj psychologia ma coraz większe znaczenie właśnie w grach zespołowych, gdzie musi współpracować ze sobą wiele osób i muszą pracować na najwyższych obrotach, gdzie stres jest niesamowity i presja meczu również. Dlatego psychologia odgrywa bardzo wielką rolę. Ja do psychologii przykładam bardzo duże znaczenie, również poprzez taśmy motywacyjne.
LCM: Mówiąc o reprezentacji Polski ma się na myśli przede wszystkim trenera-selekcjonera, niekiedy wspomina się też o szefie banku informacji, anegdotalnie również o kucharzu reprezentacji. Czy mógłby Pan powiedzieć parę zdań o ludziach, którzy nie trafiają na pierwsze strony gazet, a którzy rownież przyczynili się do sukcesów reprezentacji?
Jerzy Engel: Byłem szczęśliwy z jednego powodu - są to wszystko ludzie z mojego pierwszego wyboru, bo czasem jest tak, że ktoś odmówi, komuś coś nie pasuje i trzeba robić drugi wybór. Natomiast mnie nikt nie odmówił spośród tych, których chciałem do współpracy zaprosić, bo są to najlepsi z najlepszych. Twierdziłem zawsze, że przy reprezentacji muszą pracować najlepsi. A są to: mój drugi trener, Władysław Żmuda - większej legendy polskiego sportu niż człowiek, który był na czterech mistrzostwach świata nie ma. Józef Młynarczyk - podobnie wielka legenda, znakomity trener bramkarzy, człowiek, który jako bramkarz osiągnął największe sukcesy reprezentacyjne i klubowe, znakomity fachowiec, również najlepszy. Jeśli chodzi o trenera Kleindinsta, jest to jeden z najbardziej skrupulatnych, dokładnych analityków, jakich znam. Doktor Machowski jest jednym z najlepszych w Polsce i jednym z bardziej cenionych w Europie lekarzy sportowych. Mogę więc powiedzieć, że dobór ludzi był bardzo trafny, co bardzo pomaga nam w przygotowaniu strategii pracy z zespołem.
LCM: Gracze finalisty MŚ powinni stać się atrakcyjnym "łupem" dla liczących się europejskich klubow, tymczasem znaczna część polskich reprezentantów ma problemy ze zmieszczeniem się w wyjściowym składzie. Czym to tłumaczyć?
Jerzy Engel: Najpierw trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego mieliby być rozchwytywani? Polska przez 16 lat nie była na żadnych mistrzostwach świata. Polska nigdy w swojej historii nie wystąpiła na mistrzostwach Europy. Polska nie ma ani jednej drużyny w Champions League. Polska nie ma ani jednej drużyny w Pucharze UEFA. Tak więc na jakiej postawie ci nasi piłkarze mają być tak rozchwytywani? Co innego, że nam się wydaje, że mamy tak wspaniałych piłkarzy, a co innego sukcesy reprezentacji, które osiągnęła. To są dwie zupełnie różne rzeczy. Zawsze daję taki przykład, który mnie dotknął osobiście. Na mistrzostwach Europy 2000 siedziałem koło kilku menedżerów, którzy zaczęli pytać, czy w Polsce są zdolni piłkarze. Oczywiście mówię, że są świetni, młodzi, zdolni chłopcy, tacy którzy mogą już grać w Europie. Na to jeden z menedżerów wyjął kartkę, dał mi ją wraz z długopisem i mówi: "To napisz mi trzy nazwiska piłkarzy, którzy według twojej oceny dzisiaj mogą kosztować około 5 milionów marek". Ja mu tę kartkę oddałem, bo nie umiałem ani jednego napisać, a on na to: "To ty mówisz, że u was są piłkarze?". I to jest właśnie to, co znaleźć można w Championship Managerze. To jest to, że taki menedżer nie zajmuje się ludźmi poniżej 5 milionów marek, bo dopiero powyżej tej kwoty zaczynają się dla niego piłkarze. Dlatego zawsze jestem zdziwiony, kiedy mówimy: "A, nasi nie grają". Ano nie grają, nawet nie mogą się przebić w swoich zespołach, walczą o miejsca w swoich zespołach. Są oczywiście 3-4 znakomite nazwiska, ale to zbyt mało. Ale teraz z tego wszystkiego trzeba zrobić zespół, który będzie wygrywał. Nie sztuka wygrywać, jak się jest Tysonem, sztuką jest ograć Tysona. I my właśnie robimy wszystko, żeby Tysona ograć.
LCM: Biorąc za punkt wyjścia stan na 10.04.2002, jak ocenia Pan naszych przeciwnikow w grupie eliminacyjnej ME?
Jerzy Engel: Muszę powiedzieć, że grupa daje nadzieję, i tę nadzieję sami sobie stworzyliśmy. To, że byliśmy losowani z drugiego koszyka, dało nam szansę, że po raz pierwszy od długiego czasu nie dolosowywano nas do dwóch dobrych zespołów, ale to do nas dolosowywano i była szansa, że dolosują kogoś, kto nie jest aż tak mocny. Oczywiście boisko zawsze wszystko weryfikuje. Na papierze na razie Szwecja jest numerem jeden, a Polska numerem dwa. Ale trzeba być bardzo ostrożnym, z tym że oczywiście jestem przekonany, że ta grupa daje nam szanse na awans i powinniśmy ten awans osiągnąć, po raz pierwszy w historii polskiej piłki nożnej.
LCM: Jak ocenia Pan poziom polskiej pilki ligowej? Jak Panskim zdaniem wplynie nań planowana reforma?
Jerzy Engel: Reformy są po to, żeby poprawić to, co jest złe. My mamy ligę bankrutów i to jest niesamowite. Piłkarze są nieopłacani przez wiele miesięcy, kontrakty są pisane sobie a muzom, nikt tego nie może wyegzekwować, stadiony nie nadają się w większości przypadków do użytku, kluby nie są w stanie nawet wynająć stadionu - czytałem ostatnio, że GKS przenosi się również na stadion chorzowski, bo za dużo płaci na Bukowej... W związku z tym nasuwa się pytanie, w co my gramy? To nie jest futbol. Dlatego reorganizacja ma na celu kilka spraw. Pierwsza reorganizacja była reorganizacją transferów - zaczęło obowiązywać prawo Bosmana i uporządkowano sprawy transferowe. Druga reorganizacja, która wchodzi w tej chwili, to reorganizacja stadionowa. Tylko zespoły, które będą miały stadiony odpowiadające wymogom UEFA, będą dopuszczone do rozgrywek pierwszoligowych. Trzecia reorganizacja finansowa - żaden z klubów, który jest zadłużony w stosunku do państwa, nie będzie mógł uczestniczyć w rozgrywkach. A więc działania zostały już podjęte. Następną reorganizacją jest reorganizacja rozgrywek. Jeśli nie stać nas na utrzymanie szesnastu zespołów, a nas nie stać - skoro mamy bankrutów -, to przecież logiczne jest, że trzeba coś skrócić. Jeśli te pieniądze, które są dzisiaj z Canal poprzez PZPN rozdzielane na szesnastkę, pójdą na dwunastu, i wypracuje się jeszcze mądrzejszy system inwestowania tych pieniędzy, to okaże się, że za chwilę zamiast 30% budżetu klubowego, pokrywać będzą 60%. A wtedy będzie się pracowało o wiele łatwiej i po to właśnie jest robiona ta reorganizacja.
LCM: Gdyby musial Pan wybrac najwybitniejszego pilkarza w historii polskiej pilki noznej, na kogo padlby Panski wybor i dlaczego?
Jerzy Engel: Nie jest łatwo na przełomie stulecia zdecydować, kto był najlepszy. Tę kwestię trzeba by rozpatrywać formacjami. Osobiście byłem zafascynowany napastnikiem takim, jakim był Włodek Lubański - drugiego takiego nigdy nie mieliśmy. Jeśli chodzi o rozgrywających, na pewno był nim Kaziu Deyna, to nie podlega dyskusji. Jeśli chodzi o typ zawodnika, jaki jest dzisiaj najmodniejszy, laufra pomiędzy pomocą a atakiem, był nim Zbyszek Boniek. Jeśli chodzi z kolei o obrońcę, to Stasiu Oślizło... A
przecież byli jeszcze tacy zawodnicy jak Brychcy, i wcześniej, jak Wilimowski i inni, również wspaniali bramkarze... Tak więc trzeba by rzeczywiście przejechać po nazwiskach, w złotej reprezentacji olimpijskiej też byli wspaniali gracze, więc trudno wymienić jednego. Zbyszek Boniek uznany został niedawno przez ludzi oglądających Polsat piłkarzem osiemdziesięciolecia, ale myślę, że jeśli chodzi o rozgrywającego chyba od Bońka lepszy był Deyna, zaś z napastników Lubański - on jednak strzelał najwięcej bramek. W związku z tym trudno jest określić jednoznacznie, który z naszych piłkarzy był najlepszy.
LCM: Która z bramek strzelonych przez reprezentacje za Panskiej kadencji najbardziej utkwila Panu w pamięci?Jerzy Engel: Przepiękną bramką była ta w Cardiff na 2:1, pokazywana do dzisiaj w różnych telewizjach, strzelona przez Kryszałowicza, wspaniała bramka dająca nam zwycięstwo. Równie efektowna była trzecia bramka zdobyta przez Kałużnego na stadionie w Kijowie, po zagraniu Koźmińskiego. To były naprawdę przepiękne bramki, zagrane z premedytacją, z rozmysłem, wypracowane przez zespół. Tak więc myślę, że to one zasługują na najwyższą notę.
LCM: Bardzo dziękujemy za wywiad i w imieniu wszystkich graczy życzymy Panu i naszej reprezentacji wielkich sukcesów na stadionach Korei i Japonii.
Liga Championship Managerów

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.