Zdziwoiny Okuka
31.07.2002 10:30
- Dziś rusza dla nas sezon. Mam jeszcze tylko dwa znaki zapytania - informuje Dragomir Okuka, trener warszawskiej Legii. - Nie jestem pewny, kogo wystawić na prawej pomocy - Dariusza Solnicę czy Wojciecha Szalę - oraz kogo w ataku - Stanko Svitlicę czy Moussę Yahayę. Reszta jest znana z meczów sparingowych. W każdym razie wszyscy odczuwamy radość, że wreszcie zaczynają się rozgrywki. Dlaczego radość? Bez radości nie ma gry. Ci, których występy nie cieszą, zawsze przegrywają.
Wywiad z Dragomirem Okuką
- Dziś rusza dla nas sezon. Mam jeszcze tylko dwa znaki zapytania - informuje Dragomir Okuka, trener warszawskiej Legii. - Nie jestem pewny, kogo wystawić na prawej pomocy - Dariusza Solnicę czy Wojciecha Szalę - oraz kogo w ataku - Stanko Svitlicę czy Moussę Yahayę. Reszta jest znana z meczów sparingowych. W każdym razie wszyscy odczuwamy radość, że wreszcie zaczynają się rozgrywki. Dlaczego radość? Bez radości nie ma gry. Ci, których występy nie cieszą, zawsze przegrywają.
- Teraz jednak macie więcej do stracenia, niż do zyskania. Zdobyliście niemal wszystko w poprzednim sezonie.
- Trudno będzie wygrać ponownie tyle, co ostatnio. Ale jest to możliwe. Legia ma takich zawodników i takie warunki, że znów może zostać mistrzem Polski. Jestem tego pewny.
- Piłkarze narzekają, że są przemęczeni.
- Piłkarze to tak zawsze mówią. Ja jestem z nich zadowolony. Bardzo dobrze przepracowali cały okres i są dobrze przygotowani do rozgrywek. Na początku może brakować świeżości i szybkości, ale będzie pod tym względem coraz lepiej. Mam nadzieję, że w połowie sierpnia forma będzie optymalna. Jeśli przejdziemy Vardar, to będziemy właśnie wtedy grali z Barceloną.
- Nie brakuje panu problemów personalnych.
- Nie grają Zieliński, Sokołowski, Wróblewski. To są podstawowi zawodnicy. Cały czas czekam na ich powrót. Wróblewski zaczyna już treningi, ale ciągle nie wiem, co będzie z Zielińskim i Sokołowskim. Na szczęście są też inni gracze. To nie będzie sezon jednego zawodnika. Sądzę, że Legia znów będzie drużyną, której siła będzie tkwiła w kolektywie. Jeśli ktoś zostanie okrzyknięty gwiazdą, jeżeli zostanie wyniesiony ponad innych, to będzie to właśnie zasługa całej grupy.
- Rozczarował się pan mentalnością polskich piłkarzy? Po zdobyciu mistrzostwa Polski odszedł Sylwester Czereszewski. Teraz, na dwa tygodnie przed meczem z Barceloną, wyjechał Marcin Mięciel.
- Ja rozumiem, że kariera piłkarza jest krótka, że trzeba myśleć o przyszłości, że pieniądze są ważne. Jednak tak, jestem rozczarowany. Polscy piłkarze po wybiciu się, pokazaniu, łapią pierwszą lepszą ofertę wyjazdu. To mnie zaskoczyło. Gdybym ja był piłkarzem, nigdy nie zrezygnowałbym z gry przeciwko Barcelonie. No, chyba że chciałby mnie Real Madryt czy Inter Mediolan... Ale grecki Iraklis czy cypryjski AEL? Przecież takie dwa mecze z "Barcą" mogą zmienić całe życie.
- Zaskoczyło pana odejście Mięciela?
- Liczyłem na niego. W meczach sparingowych był pierwszym napastnikiem. Z drugiej strony on myślał, że ma komfortową sytuację - kontrakt ważny tylko przez pół roku, więc może wrócić na te sześć miesięcy i robić, co chce. Różnie wypowiadał się w prasie i trzeba go było lekko korygować. Ale mimo wszystko zaskoczył mnie, że teraz odszedł. Gdyby zmienił klub miesiąc wcześniej, to co innego. A tak powstała dziura. Stanko Svitlica spóźnił się trzy tygodnie na przygotowania i od razu wiedziałem, że na początku sezonu nie będzie w dobrej formie. Dałem mu 20 tysięcy złotych kary.
- Naprawdę boi się pan Macedończyków?
- Nie boję się Vardaru. Boję się... nas. Po tak udanym sezonie, jaki mamy za sobą, mogą stać się różne rzeczy. Trudno jest wygrać wszystko, a potem w pełni zmobilizować się fizycznie i psychicznie. Piłkarze, nawet podświadomie, czują, że ich wartość wzrosła. Czują się lepsi niż rok temu. A przecież są dokładnie tymi samymi zawodnikami. Dlatego zabiegałem o nowych graczy, żeby wprowadzić pewien ferment do zespołu. Nie sztuką jest się zmobilizować na mecz z Barceloną. Tyle że my sezon ligowy zaczynamy od Groclinu... Mam nadzieję, że ta świeża krew zadziała odpowiednio i mobilizacji nie będzie brakowało w żadnym spotkaniu.
- Teraz jednak macie więcej do stracenia, niż do zyskania. Zdobyliście niemal wszystko w poprzednim sezonie.
- Trudno będzie wygrać ponownie tyle, co ostatnio. Ale jest to możliwe. Legia ma takich zawodników i takie warunki, że znów może zostać mistrzem Polski. Jestem tego pewny.
- Piłkarze narzekają, że są przemęczeni.
- Piłkarze to tak zawsze mówią. Ja jestem z nich zadowolony. Bardzo dobrze przepracowali cały okres i są dobrze przygotowani do rozgrywek. Na początku może brakować świeżości i szybkości, ale będzie pod tym względem coraz lepiej. Mam nadzieję, że w połowie sierpnia forma będzie optymalna. Jeśli przejdziemy Vardar, to będziemy właśnie wtedy grali z Barceloną.
- Nie brakuje panu problemów personalnych.
- Nie grają Zieliński, Sokołowski, Wróblewski. To są podstawowi zawodnicy. Cały czas czekam na ich powrót. Wróblewski zaczyna już treningi, ale ciągle nie wiem, co będzie z Zielińskim i Sokołowskim. Na szczęście są też inni gracze. To nie będzie sezon jednego zawodnika. Sądzę, że Legia znów będzie drużyną, której siła będzie tkwiła w kolektywie. Jeśli ktoś zostanie okrzyknięty gwiazdą, jeżeli zostanie wyniesiony ponad innych, to będzie to właśnie zasługa całej grupy.
- Rozczarował się pan mentalnością polskich piłkarzy? Po zdobyciu mistrzostwa Polski odszedł Sylwester Czereszewski. Teraz, na dwa tygodnie przed meczem z Barceloną, wyjechał Marcin Mięciel.
- Ja rozumiem, że kariera piłkarza jest krótka, że trzeba myśleć o przyszłości, że pieniądze są ważne. Jednak tak, jestem rozczarowany. Polscy piłkarze po wybiciu się, pokazaniu, łapią pierwszą lepszą ofertę wyjazdu. To mnie zaskoczyło. Gdybym ja był piłkarzem, nigdy nie zrezygnowałbym z gry przeciwko Barcelonie. No, chyba że chciałby mnie Real Madryt czy Inter Mediolan... Ale grecki Iraklis czy cypryjski AEL? Przecież takie dwa mecze z "Barcą" mogą zmienić całe życie.
- Zaskoczyło pana odejście Mięciela?
- Liczyłem na niego. W meczach sparingowych był pierwszym napastnikiem. Z drugiej strony on myślał, że ma komfortową sytuację - kontrakt ważny tylko przez pół roku, więc może wrócić na te sześć miesięcy i robić, co chce. Różnie wypowiadał się w prasie i trzeba go było lekko korygować. Ale mimo wszystko zaskoczył mnie, że teraz odszedł. Gdyby zmienił klub miesiąc wcześniej, to co innego. A tak powstała dziura. Stanko Svitlica spóźnił się trzy tygodnie na przygotowania i od razu wiedziałem, że na początku sezonu nie będzie w dobrej formie. Dałem mu 20 tysięcy złotych kary.
- Naprawdę boi się pan Macedończyków?
- Nie boję się Vardaru. Boję się... nas. Po tak udanym sezonie, jaki mamy za sobą, mogą stać się różne rzeczy. Trudno jest wygrać wszystko, a potem w pełni zmobilizować się fizycznie i psychicznie. Piłkarze, nawet podświadomie, czują, że ich wartość wzrosła. Czują się lepsi niż rok temu. A przecież są dokładnie tymi samymi zawodnikami. Dlatego zabiegałem o nowych graczy, żeby wprowadzić pewien ferment do zespołu. Nie sztuką jest się zmobilizować na mecz z Barceloną. Tyle że my sezon ligowy zaczynamy od Groclinu... Mam nadzieję, że ta świeża krew zadziała odpowiednio i mobilizacji nie będzie brakowało w żadnym spotkaniu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.