Domyślne zdjęcie Legia.Net

ZNAM SIĘ NA TRENERCE

Źródło: Gazeta Wyborcza

28.05.2002 00:05

(akt. 07.12.2018 12:53)

W Obiliciu rządził, potem dzięki niemu udało się wygrać ligę w Jugosławii. To mistrzostwo z Legią udowodniło, że chyba jednak zna się na tym, co robi - mówi pener Dragomir Okuka, który w poniedziałek odleciał na urlop do Belgradu. Wciąż nie wiadomo, czy zostanie w Legii Wywiad z Dragomir Okuka
W Obiliciu rządził, potem dzięki niemu udało się wygrać ligę w Jugosławii. To mistrzostwo z Legią udowodniło, że chyba jednak zna się na tym, co robi - mówi pener Dragomir Okuka, który w poniedziałek odleciał na urlop do Belgradu. Wciąż nie wiadomo, czy zostanie w Legii

Legia zdobyła mistrzostwo Polski i Puchar Ligi. Zamiast się wzmacniać, jest coraz słabsza. Czy to normalne?

Dragomir Okuka: Wiadomo, że w przyszłym sezonie w innych klubach będą grać Karwan, Murawski i Czereszewski. Kontrakty kończą się Zielińskiemu, Jóźwiakowi, Magierze, Szali. Nikt nie wie, czy zostanie Vuković. Może zostanie Yahaya, a może nie. Wraca Marcin Mięciel, ale niewykluczone, że znajdzie sobie inną drużynę. Do Partizana Belgrad wraca Gerasimovski. Oczywiście jest możliwe, że Legię wzmocni ktoś z polskiej ligi, może ktoś z zagranicy, jednak musi być wystarczająco dobry, by nie musieć siedzieć na ławce. Trochę martwi mnie, że wszystko toczy się tak jakoś powoli. Oby nagle nie okazało się, że na pozytywne zmiany jest już za późno. W ubiegłym sezonie, przy podziale ligi na grupy, można było stracić parę punktów, a potem to odrobić wiosną. Przy obecnym systemie rozgrywek trzeba zaczynać z wysokiego pułapu. A zespołu nie da się zbudować, gdy zawodnicy będą pojawiać się już po zakończeniu okresu przygotowawczego. Sytuacja jest troszeczkę dziwna. Nigdzie z czymś takim jeszcze się nie spotkałem.

Od składu zależy, czy trener Okuka zostanie w Warszawie?

- Nie jest istotne, czy mój kontrakt będzie o tysiąc lub dwa wyższy. Decyzję o pozostaniu uzależniam od ogólnej sytuacji. Zdobyłem z Legią mistrzostwo, ale na tym nie kończą się moje ambicje. Chciałbym osiągnąć więcej.

A może pojawiły się jakieś inne, bardziej intratne oferty pracy?

- Coś tam może się i pojawiło, ale nie było to nic konkretnego. Chciałbym zostać, bo jeszcze nie skończyłem tego, co zamierzałem. Szkoda byłoby po zbudowaniu zespołu mającego szansę na niezły wynik w europejskich pucharach tak od razu go opuszczać. Teraz wyjeżdżam na urlop do ojczystego kraju. 17 czerwca zawodnicy mają przejść testy medyczne. Na 18 czerwca zaplanowaliśmy początek przygotowań do następnego sezonu i tego dnia wrócę do Warszawy. Ale być może tylko po to, aby się pożegnać. Prezes Zarajczyk musi się pospieszyć. Jeżeli do 10 czerwca nic jeszcze nie będzie wiadomo, to być może nie zostanę w Legii.

Podobno ma Pan tzw. listę życzeń dotyczącą zawodników z polskiej ligi, którzy mogliby wzmocnić Legię. W prasie pojawiają się takie nazwiska, jak np. Drumlak, Kukiełka czy Jakubowski. Czy pokrywają się z prawdą?

- Znajduje się na niej około 20 nazwisk. Ale co z tego? Tę listę mam od zeszłego roku i pewnie będę miał ją nadal. Gdyby do Legii trafiło dwóch-trzech, to byłbym zadowolony. A poza tym różnie bywa. Przed rokiem wymieniłem tych, którzy by się przydali, a tymczasem do Legii przyszedł Yahaya, którego na tej liście nie było.

Czy w Jugosławii wiedzą, co Pan tutaj osiągnął?

- W gazetach sporo pisano o mistrzostwie Polski, uznając je także za wielki sukces naszej piłki. Za granicą nie pracuje zbyt wielu trenerów z Jugosławii, a ja jestem bodaj jedynym, który w ostatnim okresie wygrał jakąś ligę. Może to pomóc także naszym piłkarzom zatrudnianym przez Legię. Na pewno jednak nie pomoże Legii, bo jak Partizan się zorientuje, jak dobrze grał tutaj "Aco" Vuković, to zechce znów ściągnąć go do siebie.

Sezon dla Legii zaczął się od serii porażek, potem zespół coraz efektowniej wygrywał, by nagle wpadać w "dołek". Forma ustabilizowała się dopiero wiosną.

- Mieliśmy zupełnie nowy zespół. Svitlica leczył kontuzję, Kowalczyk wyjechał na Cypr, Yahaya nie mógł grać ze względów proceduralnych. Vuković dopiero miał przyjechać z Jugosławii. Jesienią występowali jedni zawodnicy, a wiosną inni. Mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowania, bo przerwa między zakończeniem poprzednich rozgrywek a początkiem następnych trwała zaledwie trzy tygodnie. Od razu założyliśmy, że forma może być nierówna. I rzeczywiście po znakomitym występie przeciwko Ruchowi na wyjeździe zagraliśmy słabo u siebie z Groclinem i Radomskiem. Na początku nie czuliśmy jeszcze tak zdecydowanego poparcia ze strony kibiców. Wszystko było na granicy. Czułem jednak, że idzie ku lepszemu. Różnice w tabeli były tak małe, że wszystko miało się rozstrzygnąć dopiero wiosną. Potem nastąpiła przerwa zimowa - dłuższa od letniej - i nareszcie mogliśmy naprawdę przygotować drużynę. Ale już jesienią po świetnym meczu z Valencią w Warszawie wiedziałem, że przed Legią są naprawdę dobre perspektywy.

Teraz często mówi Pan, że w Warszawie są znakomici kibice. Ale trybuny nie od razu zaakceptowały szkoleniowca z zagranicy.

- Kibice takich drużyn jak Legia są zadowoleni tylko wtedy, gdy wygrywa się ligę, gdy odnosi się sukcesy w europejskich pucharach. To normalne. Wrażenie, że doceniają moją pracę, odniosłem, gdy zremisowaliśmy z Valencią. Chociaż, gdy pokonaliśmy 6:1 Elfsborg na wyjeździe, kibice zaśpiewali "Kukułeczka kuka, Dragomir Okuka". Po raz pierwszy usłyszałem tę piosenkę i to może wtedy zaczynało kiełkować ich zaufanie. To bardzo ważne. Trener może podobać się jednym dziennikarzom, innym nie. Tak samo jest z działaczami. Ale kibice nie pomylą się na pewno.

Najlepszy i najgorszy moment w minionym sezonie.

- Dobrych zdarzyło się znacznie więcej, bo w końcu za wiele tych meczów Legia nie przegrała. Do najlepszych na pewno należała feta po osiągnięciu tytułu. Nie najweselej było natomiast po dwóch porażkach na początku sezonu, gdy przystępowaliśmy do meczu z Ruchem w Chorzowie. Wszyscy czekali na kolejną przegraną. Wtedy mógł nastąpić koniec. Nie musiał, ale mógł. Porażki z Valencią nie rozpamiętywałem. Owszem, wynik był wysoki, ale przecież przegraliśmy ze świetnym zespołem, który niedawno zdobył mistrzostwo Hiszpanii. Uznałem to za doskonałą lekcję. Niemile zaskoczyła mnie porażka z Ruchem w Pucharze Polski. Mieliśmy jednak wówczas sporo problemów spowodowanych żółtymi kartkami i kontuzjami.

Ale w finale Pucharu Ligi z Wisłą brakowało Panu jeszcze więcej piłkarzy, a potrafiliście wygrać 3:0 i ostatecznie zdobyć trofeum.

- Wcześniej nie pozwoliliśmy odejść nikomu. Nawet zawodnikom mającym propozycje z innych klubów, o których mówiono, że mają małe szanse, by grać w pierwszym składzie. Magiera i Czereszewski mogli zostać wypożyczeni do Widzewa, ale nie zgodziłem się na to. Legia jest zespołem walczącym zawsze o największe sukcesy. A takich sukcesów nie możesz osiągnąć, jeżeli w zespole nie ma konkurencji. Tacy zawodnicy jak Wojtaś czy Zganiacz to jeszcze nie konkurencja. Ale jak postawimy obok siebie Svitlicę, Yahayę i Czereszewskiego, to już wiadomo, że walka o miejsce będzie ostra. Tak samo w linii pomocy, gdzie walczyli Magiera, Majewski, Piekarski czy Vuković. W obronie - Szala, Jarzębowski, Jóźwiak, Omieljańczuk. Oni wszyscy też muszą się starać. Wygraliśmy z Wisłą niby rezerwowym składem, lecz przecież większość z tych zawodników w trakcie sezonu grała. Jedyne zaskoczenie to fakt, że umieli pokonać Wisłę aż 3:0, bo gdyby było 1:0, to wcale nie byłbym zdziwiony. Ci piłkarze przeciwko Wiśle mieli coś do udowodnienia. Jednym z powodów sukcesów Legii był wyrównany i szeroki skład.

Konkurencja w Legii wydaje się wystarczająca. Czy w polskiej lidze są jeszcze piłkarze rzeczywiście lepsi od tych, których zgromadzono przy Łazienkowskiej? Może w Wiśle, ale z drugiej strony wiadomo, że z tego klubu nikt tutaj nie przyjdzie.

- Może i nie ma lepszych, ale mogą być na tyle groźni, że zmuszą tych, którzy są, do maksymalnego wysiłku. Każdy może powiedzieć, po co nam np. Jakubowski skoro na prawej stronie pomocy jest lepszy od niego Sokołowski albo w obronie po co nam Dudek, skoro mamy Omieljańczuka. Proszę jednak sobie przypomnieć, co się stało, gdy kontuzji doznał Karwan. Mieliśmy Sokołowskiego. A on przecież także może doznać kontuzji. I chodzi o to, że gdyby jego zabrakło, to powinniśmy mieć za niego gracza niemal równorzędnego. Może to być Jakubowski, ale może być Nazaruk [podpisał kontrakt z Widzewem - przyp. red.] albo Sibik. Jeżeli jest wielu dobrych zawodników, to i łatwiej o sukcesy.

Zawsze jest tak, że gdy zagraniczny trener wprowadza do zespołu rodaków, to tubylcy patrzą z niechęcią, wręcz podejrzliwie. W Legii było podobnie - z czasem wszystko się ułożyło. Wychodzi na to, że zagraniczni zawodnicy zmobilizowali Polaków do pracy.

- Chodzi o to, by nie sprowadzać po prostu graczy z zagranicy, tylko takich, którzy pasują mentalnie do zespołu. Polacy mają swoją mentalność, Jugosłowianie swoją, a jeszcze inną Białorusini.

A jak znalazł się Pan w środowisku polskich trenerów? Nikt nie patrzył wilkiem, że zajęto mu najbardziej pożądaną w kraju posadę i w dodatku to nie żaden z nich sięgnął po mistrzostwo? Zwolniony z Legii Franciszek Smuda nie raz i nie dwa ironicznie komentował posunięcia trenera Okuki.

- Na ogół nie miałem problemów. Ja nie komentuję tego, co robią koledzy po fachu. Wiadomo, jak to bywa z trenerami. Jesteś gdzieś miesiąc, dwa i jak ci nie idzie, to cię w danym miejscu nie ma. To bardzo ciężka i wymagająca praca. Szkoleniowiec krytykujący innych tak naprawdę działa przeciw sobie.

Legia to jeden z najlepiej zorganizowanych polskich klubów, ale w porównaniu z Europą Zachodnią wciąż jest czego się wstydzić. Czego brakuje, by dorównać największym?

- Legia ma wszelkie podstawy do osiągania sukcesów. Dlatego też zdecydowałem się tutaj pracować. Gdy zdobywałem z Obiliciem Belgrad mistrzostwo Jugosławii, brakowało nam kibiców. A tutaj kibice są, i to znakomici. Warunki do przygotowań też są bardzo dobre, ale jednak czegoś brakuje. Jak to możliwe, że po osiągnięciu sukcesu nie wiadomo, co będzie dalej. Poza tym z tego co wiem, to kilka lat temu były tutaj pieniądze, lecz źle je spożytkowano. Brakowało sukcesów, a podpisano bardzo dobre kontrakty z kilkoma zawodnikami po ciężkich kontuzjach, do dzisiaj niemogącymi wrócić do pełni zdrowia. Oni mają wciąż lepsze pieniądze od tych, którzy grali i zapewnili Legii mistrzostwo.

Dlaczego w ogóle podjął Pan pracę w Legii?

- To była świetna okazja, by się wykazać. Wiadomo, że w Obiliciu rządził Arkan i potem zarzucano mi, że tylko dzięki niemu udało się wygrać ligę. Nikt nie chciał słuchać, że przed Okuką zatrudnił kilku trenerów i niczego nie osiągnęli. Po mnie aż do śmierci Arkana pracowało bodaj siedmiu i też im się nie udało. Najlepszym wynikiem była trzecia lokata. To mistrzostwo z Legią udowodniło, że chyba jednak znam się na tym, co robię. Poza tym Legia jest jedynym polskim klubem, w którym mógłbym pracować. O kibicach już wspominałem. Zespół gra w stolicy, znają go w całej Europie. Oczywiście Wisła też ma dobre podstawy, ale Warszawa to jednak Warszawa.

Wszystkie mecze Legii Okuki

RAZEM (od 18 marca 2001)

meczów 82

zwycięstw 22

remisów 10

porażek 12

bramki 101-60

Najlepszy strzelec: Cezary Kucharski - 22 gole

LIGA

meczów 41

zwycięstw 21

remisów 12

porażek 8

bramki 65-39

strzelec: Kucharski 14

PUCHAR POLSKI

meczów 4

zwycięstw 3

remisów 0

porażek 1

bramki 6-5

strzelec: Kucharski 3

PUCHAR LIGI

meczów 8

zwycięstw 4

remisów 2

porażek 2

bramki 12-6

strzelec: Tomasz Sokołowski i Stanko Svitlica po 2

PUCHAR UEFA

meczów 6

zwycięstw 4

remisów 1

porażek 1

bramki 18-10

strzelec: Kucharski - 4




Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.