Wojciech Kamiński: Przed nami finał. Liczymy na wsparcie kibiców!
10.05.2022 10:40
– Dziękuję trenerowi Frasunkiewiczowi oraz zawodnikom Anwilu za wyrównaną i ciekawą serię meczów. To były trzy zacięte spotkania zakończone naszymi zwycięstwami, ale rywale w każdym z meczów walczyli i nie byli daleko od remisu czy przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. Gratuluję swoim koszykarzom chłodnych głów i trzech wspaniałych wygranych.
- Każdy z meczów z Anwilem miał swoją wagę i był dla nas trudny. Nie chciałbym stopniować, który z nich był łatwiejszy, a który nieco trudniejszy. W pierwszym meczu z dogrywką prowadziliśmy przez 39 minut i 30 sekund. Gracze Anwilu jednak w końcówce uciekli katu spod topora, my dokonaliśmy tego samego w dogrywce. By wygrać ten pierwszy mecz potrzebowaliśmy wiele wiary w siebie i własne umiejętności. Drugi mecz był zupełnie inny, mieliśmy świetny początek i znów długo prowadziliśmy. Tak było w każdym meczu – zawsze prowadziliśmy przez minimum pół godziny. A nawet dłużej. W ostatnim starciu wygrywaliśmy przez 35 minut i 50 sekund. To była walka dwóch wyrównanych ekip, ale zawsze byliśmy kilka centymetrów z przodu. Graliśmy razem jako zespół, wierzyliśmy w to, co sobie zaplanowaliśmy, graliśmy swoją koszykówkę z małymi zmianami pod przeciwników i to dało nam awans. Była powtarzalność tego, co robiliśmy przez cały sezon.
- Jak wyłączyliśmy Jonaha Mathewsa – jednego z głównym kandydatów do MVP? Duża w tym zasługa indywidualnych umiejętności Roberta Johnsona i Ali Abdur Rakhmana. Obaj wykonywali świetną pracę na nim. To, jak był przez nich kryty, można pokazywać na wykładach szkoleniowych. Czapki z głów dla pracy jaką wykonała wymieniona dwójka. Wykonali kawał dobrej, defensywnej roboty, która nie zawsze jest dostrzegana przez ludzi na trybunach i przed telewizorami.
- W każdym z meczów czy to ze Stalą czy Anwilem nie byliśmy faworytem? Jakbyśmy spojrzeli na przekrój całego sezonu, to paradoksalnie lepiej graliśmy na wyjazdach niż we własnej hali. Nie wiem z czego to wynikało, ale kiedyś powiedziałem o tym zawodnikom. Ja czuję się lepiej na wyjeździe, bo się wysypiam, a w domu mam dwójkę małych dzieci, które wstają o szóstej rano, a ja muszę wstać razem z nimi. Chyba, że teściowa przyjedzie i pomoże (śmiech). Ale z mojej perspektywy tak to wygląda – na wyjeździe mogę się wyspać i nieco odpocząć.
- Z kim zagramy w finale? Nie mam faworyta. Czarni Słupsk grają świetny sezon. To jak zagrali w ostatnim spotkaniu, to był jakiś kosmos. Tym bardziej, że wszyscy wiemy jak silny jest zespół Śląska Wrocław. My już jesteśmy w finale i teraz będziemy się z ciekawością przyglądać z kim zagramy. Na pewno nie będziemy faworytami. Za nami dwie trudne serie, każdą z nich mogliśmy przegrać. Naszym celem jest wygranie kolejnego meczu. W szatni odpłynąłem nieco i zacząłem mówić o całej serii finałowej, ale chłopcy sprowadzili mnie na ziemię. Musimy jak Adam Małysz zagrać równe i na dobrym poziomie mecze. A co z nich wyjdzie, to czas pokaże. Wiem, że jako jedyni nie przegraliśmy jeszcze meczu w fazie play-off, ale pamiętajmy, że startowaliśmy z szóstego miejsca w tabeli. Dlatego też kibice czy dziennikarze w roli faworytów stawiali przeciwników i wcale się temu nie dziwię.
- Czy pomogła nam zamiana Jovanovicia na Johnsona? Nie chcę wchodzić w sprawy personalne. Mieliśmy w sezonie kilka zmian. Niektórym zawodnikom nie służyła Warszawa czy też życie nocne w tym pięknym mieście. Wiem od którego momentu zaczęliśmy lepiej grać, od kiedy nastąpiła zmiana w drużynie na plus, ale zostawię to dla siebie. Na takie podsumowania przyjdzie czas po sezonie. Teraz jeszcze nie czas i miejsce. Długo czekaliśmy na medal i już go mamy. Nie żyjemy jednak historią, chcemy dalej wygrywać. Mamy świadomość tej tęsknoty za sukcesem, nie chcemy zawieść kibiców, dlatego żaden zawodnik nie odpuszcza – bez względu na to czy jest Polakiem czy obcokrajowcem.
Grzegorz Kamiński – Już osiągnęliśmy sukces, choć jeszcze nie dotarło do mnie to, że jesteśmy minimum wicemistrzami Polski. To będzie mój pierwszy raz w finale i mogę tylko podziękować wszystkim ludziom, którzy się do tego przyłożyli i mnie wspierali. Zamknęliśmy usta hejterom, pokazaliśmy walkę i serce do gry. Jest już spory sukces dla warszawskiej koszykówki, ale brakuje wisienki na torcie w postaci złotego medalu. Powalczymy o niego ze wszystkich sił.
Dariusz Wyka – Mamy już medal! Przynajmniej srebrny! Ale to jeszcze nie koniec. Powalczymy o złoto. Finał przed nami, walka będzie się toczyć do czterech zwycięstw. Fajnie byłoby tę rywalizację zamknąć w czterech zwycięstwach, ale to będzie finał, tam nie będą grały leszcze. Trzeba będzie jednak zrobić wszystko co w naszej mocy, aby zawiesić na szyi złoty medal. To musi być jak w starciach z Anwilem, gra fizyczna, gra drużynowa, każdy kto pojawiał się na parkiecie coś wnosił do zespołu. I tak musi być też w finale.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.