News: Bogusław Leśnodorski odchodzi z Legii

Bogusław Leśnodorski: Robiliśmy to, co według nas było optymalne

Piotr Kamieniecki

Źródło: weszlo.com

11.04.2017 02:23

(akt. 04.01.2019 12:25)

- Byłem przybity przez ostatnie półtora roku. Ale jak jesteś na takim miejscu, na jakim ja byłem, to robisz dobrą minę. Nie możesz sobie pozwolić na pokazywanie słabości, niezadowolenia. Wchodzisz do klubu i musisz to trzymać od środka. Bycie prezesem takiego klubu jak Legia, to jest orka. Codzienna, 24-godzinna orka. Cena, jaką się za to płaci, to jest kosmos. Dodatkowo angażujesz w to inne osoby, które też w tę orkę wchodzą. Uważam się za osobę dość twardą, natomiast jeśli mnie zapytasz, czy można być prezesem Legii na przykład przez dwadzieścia lat, to ci odpowiem – nie, to nie jest do przeżycia. Coś jak z trenerami Barcelony, którzy po trzech-czterech latach czują się wrakami. To jest po prostu psychofizycznie nie do wytrzymania. I to nawet w sytuacji komfortu finansowego, którego my – jako Legia – nigdy pełnego nie mieliśmy. - powiedział w rozmowie z "Weszło" Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii, a obecnie szef rady nadzorczej klubu.

A jednak tym prezesem długo na własne życzenie byłeś.


– W pewnym sensie stałem się zakładnikiem, co może nie zabrzmi najładniej, za to najlepiej sprecyzuje to, jak się czułem. Grupa ludzi, ta wewnętrzna struktura, która przez ostatnie dwa lata się wykrystalizowała, była najlepsza dla klub. Uważałem, że w interesie Legii jest to, by ta sytuacja trwała dalej. Tak naprawdę nie chodzi o to, kto ma udziały, a kto nie ma, tylko kto zarządza. Nie chciałem tego rzucić z powodu poczucia obowiązku. Bo gdybym miał przekonanie, że przyjdzie ktoś lepszy, to wtedy sprawa jasna – bierzesz kasę i tyle. Tu jednak dochodzimy do drugiej kwestii – konfliktu właścicielskiego. Długo myślałem, że da się oddzielić ten konflikt od funkcjonowania klubu, ale z czasem widziałem, że to niemożliwe. My się jako Legia wewnętrznie degradowaliśmy, na wielu poziomach. I trzeba było podjąć męską decyzję, wybrać mniejsze zło.


Próbowałeś kupić udziały Dariusza Mioduskiego.


– Złożyliśmy bardzo wysoką ofertę.

 

50 milionów.


– Więcej. On jednak powiedział, że nie jest zainteresowany sprzedażą. Trzeba było więc wybrnąć z tego inaczej. Skoro nie sprzedaje, to niech kupuje.

 

(...)

 

Nie masz wyrzutów sumienia, że zbyt lekko ręką wydawaliście kasę?


– To oceni historia. Wiesz, robisz projekty wizerunkowe, otwierasz sekcje… To jest klub sportowy, a nie biznes. Uważaliśmy, że pieniądze należało tak wydawać, jak wydawaliśmy, być może ktoś inny miałby inne zdanie. Nie wiem, na przykład kupiliśmy piłkarzom, sztabowi i wielu pracownikom drogie garnitury, bo uważaliśmy, że powinni bardzo dobrze wyglądać. Być może teraz ktoś powie, że mogą chodzić w takich za tysiaka. I też w porządku. Każdy ma inne podejście. Robiliśmy to, co naszym zdaniem było optymalne, a Darek może robić wszystko inaczej – i to wcale nie znaczy, że coś jest dobre albo złe. Inne.

 

Został rozbity twój duet z Maciejem Wandzlem?

 

– To jest absurd, zupełnie tego nie rozumiem. OK, jakaś strategia medialna, wskazanie winnego, gierka… Ale jak półtora roku temu powiedziałem, że już nie chcę być prezesem Legii, to Maciek był tym, który mnie wspierał. Jakieś gadanie teraz, że on był kością niezgody… Może czegoś nie wiem, ale on akurat zawsze w Legii wszystkich łączył, tonował nastroje, pomagał. Udawanie w prasie, że było inaczej jest niezbyt fajne. Druga rzecz: nie jesteśmy bliźniakami, nie muszę zgadzać się ze wszystkim co robi, ale wedle moich standardów jakieś wbicie między nas klina jest po prostu niemożliwe.

 

Skoro zostałeś w klubie w Radzie Nadzorczej to można odnieść wrażenie, że duet został rozbity.

 

– Maciek został jako przedstawiciel w Ekstraklasie SA. Ja zgodziłem się pełnić rolę przewodniczącego Rady Nadzorczej, ponieważ uznałem, że dzięki temu cała ta transformacja przebiegnie możliwie najmniej boleśnie. Poza tym chcę zdobyć czwarte mistrzostwo Polski. No i mistrzostwo juniorów. I jeszcze żeby koszykarze awansowali… Trzeba zrobić wszystko, żeby w tym pomóc.

 

Czego teraz potrzeba Legii?


– Od dawna miałem przekonanie, że stabilizacji. A akurat zrobiliśmy coś totalnie destabilizującego… Trudno. W każdym razie – stabilizacja jest konieczna. W atmosferze ciągłego pędu i zmian dużo rzeczy może się wysypać. Pamiętasz przecież ten Celtic, każdy pamięta. Zgrillowano Ostrowską, ale w mojej opinii my po prostu zapłaciliśmy cenę za agresywne zmiany na każdym szczeblu, duże ambicje, parcie do przodu na wszystkich frontach. Było wiadomo, że jakąś cenę za to musimy zapłacić, ale szkoda, że aż taką.

Wracając do transferów… Z twojej wypowiedzi wnioskuję, że twoim zdaniem jeszcze się obronią.


– Zrobiliśmy Vako i Necida na zasadzie wypożyczeń – potrzeba chwili, sytuacja, dostępność… Wszystkie kluby tak robią. Natomiast jeśli chodzi o wszystkie inne transfery to jesteśmy zadowoleni. Nagy będzie kozakiem, „Jędza” będzie ostoją przez lata, a Chukwu będzie ładował gole, jestem tego całkowicie pewny. Pamiętaj, że w piłce nie ma gwarancji. Owszem, jak kupisz sobie Suareza za 80 milionów euro, to zakładasz, że raczej będzie strzelał bramki, ale my działamy w innych realiach. I zawsze nasze ruchy są w większym stopniu obarczone ryzykiem – nie finansowym, ale sportowym.

 

Necid jest rozczarowaniem totalnym.


– My ostatnio w Polsce trochę powariowaliśmy, chcemy być bardziej profesjonalni niż najwięksi profesjonaliści na świecie. Skauting to, skauting tamto. Prawda jest taka, że czasami okazja trafia się nagle i wtedy patrzysz: dobra, gra w reprezentacji Czech, strzelał gole tu, strzelał tam, fizycznie pasuje nam do profilu, bierzemy. Manchester United twoim zdaniem obserwował Ibrahimovicia, wysyłali skautów, tworzyli dokumentację? Wiedzieli, kto to jest, wiedzieli, że strzela, dali mu kasę i tyle. Czasami w piłce tak trzeba działać. I czasami to się bardzo opłaca, a czasami nie. Rolą skautingu w przypadku Necida było określenie, czy się wkomponuje w zespół, udźwignie presję, czy charakterologicznie pasuje. No i wyszło nam, że się wkomponuje szybko, ale się za moment rozwalił. Natomiast czy tobie się wydaje, że my sądziliśmy, że Chukwu przyjdzie i od początku będzie grał? Oczywiście, że nie, skoro poprzednie miesiące w ogóle nie grał w piłkę i jeszcze w tym czasie mieszkał w Afryce, a wcześniej w Chinach.


Wspomniałeś wcześniej, że twoim ulubionym transferem było ściągnięcie Bereszyńskiego. Czasami miałem wrażenie, że najbardziej rajcuje cię dogryzanie Lechowi.


– Nie, rajcuje mnie wygrywanie. Jeśli chodzi o Lecha, to jedyne co wzbudzało mój sprzeciw – i co próbowałem im wyklarować – jest to, że nie zrobią niczego wielkiego, dopóki będą się definiowali na kontrze do nas. To potężny klub, mają mnóstwo kibiców, ale w futbolu musisz mieć swoją własną tożsamość. A oni wrzucają filmik z nowym zawodnikiem na stronę i on tam mówi o Legii. Przecież to jest śmieszne. Widziałeś filmik na stronie Legii z nowym piłkarzem, żeby on mówił o Lechu? Bez żartów. Dopóki oni nie odetną się od tego sposobu myślenia, nie dadzą sobie szansy na to by być numerem jeden.


- Ostatnie okienko… Wiesz, ja już słyszałem o Vadisie, który jest za gruby i się do niczego nie nadaje, o słabym Pazdanie, o Lewczuku. Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że ma lepsze parametry od „Jędzy” i zrobimy z niego stopera? A ty się śmiałeś. Teraz ci mogę powiedzieć, że „Jędza” z Dąbrowskim w mojej ocenie będą w przyszłym sezonie zdecydowanie najlepszą parą stoperów w lidze. Najlepszą na przestrzeni wielu, wielu lat.

 

Całą rozmowę z Bogusławem Leśnodorskim przeczytać można na łamach "Weszło" w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (119)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.