Znalezione na blogach: Ljuboja w porę włączył przycisk
29.10.2012 23:03
Niektórzy nie biją, dopóki sami nie dostaną w twarz. Legia, zwłaszcza na własnym stadionie, jest w tym sezonie nieśmiała do bólu. Jako pierwsza traciła bramki w meczach z Podbeskidziem, Polonią, Wisłą i teraz – z Piastem, ale za każdym razem – oprócz derbów – udało się je odrobić z nawiązką. Zresztą ostatnie wyjazdy warszawian również przypominały przejażdżkę windą, która przez pełne dziewięćdziesiąt minut woziła kibiców, nie oszczędzając nikogo. W Lubinie straty trzeba było przecież odrabiać dwukrotnie, natomiast w Szczecinie, gdyby nie Kuciak, to już po pierwszym kwadransie Pogoń powinna mieć ze dwa gole przewagi.
O ile fakt, że słowacki bramkarz najczęściej pierwszy wyciąga piłkę z siatki, można śmiało określić plagą, warto docenić sposób, w jaki legioniści dążą do zmiany rezultatu. Zazwyczaj, w podobnych przypadkach, zwraca się uwagę na wolę walki i determinację. Nie znoszę takiej argumentacji. Piłkarz, chcąc grać na poziomie ekstraklasy, ma psi obowiązek biegać jak dziki, szorując spodenkami po murawie częściej niż od czasu do czasu – BEZ WZGLĘDU NA WYNIK. Dokładnie tak samo, jak kasjerka, która musi sprawnie obsługiwać klientów. Jej też płacą za wynik, co nie znaczy jednak, że gdy zawartość kasy będzie się zgadzała z sumą rachunków, to media docenią jej wolę walki i determinację.
Taka teza krzywdzi samych zawodników, całkowicie puszczając w niepamięć ich osiągnięcia. Siła Legii polega na indywidualnościach, które nawet jeśli drużynie nie idzie – a nie idzie w zasadzie co tydzień przez kilkadziesiąt minut – potrafią wziąć ciężar gry na swoje barki. Podbeskidzie załatwili Żyro z Furmanem, Polonię i Wisłę – Ljuboja, Zagłębie – Saganowski, a Piast – znów Ljuboja i znów… Furman. Ten ostatni zasłużył na poważną szansę w wyjściowym składzie. W decydującym momencie nie zadrży mu noga, jako jeden z nielicznych potrafi huknąć z dystansu, no i gwarantuje, że stałe fragmenty nie zatrzymają się na czole pierwszego obrońcy. Z kolei Serb – paradoksalnie – gdyby wyciąć doskonałe statystyki, w tym cudowną bramkę, najczęściej notował stratę za stratą.
Niewiele pisało się o Zganiaczu, który dekadę temu uchodził w Warszawie za najzdolniejszego nastolatka. W niedzielę wypadł tak sobie. Zupełnie, jak jego kariera. Też tak sobie, a przecież w pewnym momencie czuł się naprawdę mocny i – w przeciwieństwie do Smolińskiego – nie może powiedzieć, że dalekosiężne plany pokrzyżowały mu kontuzje.
Legia na tronie rozsiądzie się na dłużej. W następną niedzielę piłkarze Urbana zagrają w Gdańsku z Lechią, co oznacza starcie armat: Ljuboi i Traore, choć innych podtekstów też nie brakuje. Legia powinna pomścić porażkę z maja, przez którą spektakularnie wywróciła się dwa kroki od mety. I najlepiej bez jazdy widną, przynajmniej na jakiś czas…
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.